Bohdan Petecki - X-1 uwolnij gwiazdy!

Здесь есть возможность читать онлайн «Bohdan Petecki - X-1 uwolnij gwiazdy!» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1977, Издательство: Nasza Księgarnia, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

X-1 uwolnij gwiazdy!: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «X-1 uwolnij gwiazdy!»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Fantastyczna przygoda na stacji kosmicznej… Darek Ryska wraz ze swoim wujkiem Adamem Ryską przybywa na stację kosmiczną, gdzie ma zostać nakręcony film. Chłopiec i przepiękna Sonia, mieszkanka Ziemi, mają grać główne role. Wszystko jest dobrze do czasu, kiedy Darek znajduje w jakiejś dziwnej maszynie martwego mężczyznę. Wtedy na stacji zaczynają się dziać dziwne rzeczy. Okazuje się, że ze stacji znikają obiektywy fantomatyczne i na stację przybywa jakiś dziwny człowiek. Darek wraz ze swoimi przyjaciółmi próbuje odzyskać skradzione obiekty…

X-1 uwolnij gwiazdy! — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «X-1 uwolnij gwiazdy!», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Tutaj roi się od małych, mniejszych i całkiem malutkich planetek czy raczej okruchów skalnych najspokojniej wędrujących sobie przestrzenią — powiedział w pewnej chwili Adam. — Nie można się śpieszyć. Zresztą — spojrzał na zegarek — mamy masę czasu.

— Muszę wrócić po południu — przypomniał Darek — inaczej Lwizwis zrobi ze mnie jajecznicę.

— Nie dopuścimy do tego— zapewnił poważnie Adam. — W zeszłym roku spędziłem trzy miesiące na wyspach rezerwatu tahitańskiego. — oświadczył nagle pozornie od rzeczy. — Było nas tylko czworo, siedzieliśmy na maleńkim atolu koralowym i przez ostatnie trzy tygodnie jedliśmy wyłącznie jaja tamtejszych mew. Bez soli — dodał z niewymownym wstrętem — bo i tę miał przywieźć dopiero jacht, na który czekaliśmy. Powiedziałem sobie, że do końca życia nie spojrzę na jajecznicę. A ponieważ na ciebie patrzeć muszę, nie dopuszczę, by Lwizwis… Tak, słucham? — rzucił nie zmienionym tonem.

— Uwaga. „Smyk” — odezwały się obcym męskim głosem słuchawki wewnątrz próżniowych kasków. — Tu Abart. Wszystko w porządku?

— Tu „Smyk” — powiedział Adam i Darek przypomniał sobie, że taką właśnie nazwę nosiła ich rakietka. Nazwa ta była wytrawiona tuż pod dziobem dużymi, prostymi literami, które kiedyś mogły mieć piękną, amarantową barwę.

— Jestem na kursie — mówił dalej Adam. — Odległość…

— Poczekaj — Abart nie pozwolił mu skończyć. — Uważaj, „Smyk”. zmiana kursu. Nie możesz teraz lądować. Pole startowe mam zajęte przez ciężarówce, które wracają z rejonu eksplozji. Nie poradzę sobie z tym wcześniej niż za piętnaście minut. Może nawet dwadzieścia. Musisz wejść na orbitę i poczekać.

Adam pomyślał chwilę

— Tu „Smyk” — odezwał się wreszcie. — Zrozumiałem. Chciałbym jednak być przy przygotowaniach. Czy nic nie da się zrobić?

Słuchawki milczały jakiś czas.

— Jeden z was mógłby lądować w samym skafandrze — odpowiedział w końcu drugi dyspozytor, bez przesadnego entuzjazmu. — Ale rakieta nie. Nie mam dosłownie centymetra kwadratowego wolnej przestrzeni.

— No, to nic z tego — w głosie Adama brzmiało źle zamaskowane rozczarowanie. — Podaj nowy kurs.

Darek położył stryjowi rękę na ramieniu.

— Posłuchaj — rzucił szybko — jeśli chcesz, możesz lądować. Niech mi tylko baza podaje dane dotyczące kursu, a mogę siedzieć sam na orbicie nawet przez tydzień. Robiłem to już wiele razy.

Darek robił to rzeczywiście i Adam o tym wiedział. Ale zawahał się.

— A jeśli coś się stanie? — mruknął niepewnie. Darek uśmiechnął się. Wiedział, że Adam połknął już haczyk i teraz marzy tylko o tym, aby dać się przekonać.

— Nie wiesz przypadkiem, co może się przytrafić rakiecie idącej po orbicie z dobrze wyliczonym kursem? Jeśli natomiast chodzi o meteoryty, inwazję obcej cywilizacji lub kosmiczne krasnoludki, to czy sądzisz, że twoja obecność odstraszyłaby je od „Smyka”?

Adam zamyślił się.

— „Smyk”, tu Abart. Wasza rakieta idzie po nowym kursie. Za chwilę miniecie bazę i wejdziecie na orbitę.

— Teraz albo nigdy — mruknął Darek.

— Tu „Smyk” — Adam zdecydował się wreszcie. — Uwaga, baza. Awaryjne lądowanie pilota. Przekazywać polecenia i namiar aparaturze skafandra. Wyłączam się z sieci pokładowego komputera. Przechodzę do śluzy.

Darek poczuł dotknięcie ręki Adama na swoim ramieniu. To dotknięcie wyrażało wszystko: prośbę, aby chłopiec zrozumiał, że reporter naprawdę musi być przy tych przygotowaniach, przeprosiny za pozostawienie go samotnego na pokładzie, a wreszcie zachętę do wytrwania. Tej ostatniej Darek nie potrzebował. Zresztą nie poczuł nawet, kiedy ręka Adama zniknęła z jego ramienia. Skupił całą uwagę na pulpicie sterowniczym i na ekranach. Tarcza jednego z nich przekazywała już obraz maleńkiej nieregularnej bryły wirującej powoli w próżni. Dokoła była czerń i gwiazdy. Na mikroskopijnym okruchu lądu, gdzie znajdował się dyspozytor Abart, widniało niemal niewidoczne światełko, które w rzeczywistości na pewno było potężnym reflektorem.

— Uwaga, Darek — zaszemrał w słuchawkach głos Adama — właz otwarty.

Chłopiec szybko zlustrował wskaźniki. Na pulpicie paliła się pomarańczowa lampka.

— Tak; właz otwarty — powtórzył. Sprawdził namiar i dodał: — Uwaga, baza. Uwaga, Abart. Pilot przygotowany do opuszczenia statku.

— Uwaga, „Smyk” — padła natychmiast odpowiedź — wprowadzam korekturę kursu. Czy pilot widzi namiarowy sygnał?

— Pilot gotów — głos Adama.

— Wszystko gotowe — uzupełnił Darek.

— Zaczynam odliczanie — rzucił Abart. — Wkrótce będziecie bezpośrednio nad bazą. Potem zaczniecie się szybko oddalać. Siedem… sześć… pięć… cztery…

— Trzymaj się, Darek. Wylądujesz, kiedy Abart będzie miał wolne pole. Stacja da sygnał i automatyczny pilot sam naprowadzi statek.

— …trzy… dwa…

— Powodzenia, Adam. Nie zgub się.

— …jeden…

— Cześć, stary— zaśmiał się reporter — będę biegł od gwiazdy do gwiazdy. Nie zabłądzę.

— …zero…

Pomarańczowe światełko na pulpicie zgasło. Zielona linia kursu na ekranie przesunęła się odrobinę w lewo.

— Właz zamknięty — zameldował komputer.

— Tu „Smyk” — powiedział Darek — właz zamknięty. Co z Adamem?

Dłuższą chwilę czekał na odpowiedź. Statek leciał w takiej pozycji, że Darek na żadnym z ekranów nie mógł dostrzec maleńkiej sylwetki reportera zagubionego w bezgranicznej, czarnej przestrzeni. To znaczy jego sylwetki i tak nie mógłby dostrzec. Wiedziałby jednak, gdzie Adam jest. Jego drogę wskazywałby mały, błękitny płomyczek gazowego pistoleciku, którego odrzut pozwalał człowiekowi pokonywać samotnie niewielkie odległości w próżni.

— Uwaga, „Smyk” — usłyszał.

— Tu „Smyk”.

— Poprawka kursu. Musimy zmienić tor niektórych bezzałogowych ciężarowców przygotowujących się do pracy w rejonie wybuchu. Wejdziesz na ciasną orbitę wokół Hidalga. Dystans pokonasz w ciągu dziesięciu minut. Tam będziesz bezpieczny. „Smyk”?

— Słucham.

— Adam Ryska wylądował. Jest obok mnie w dyspozytorni. Pozdrawia cię.

— Tu „Smyk”. Wchodzę na nowy kurs. Mam go już na ekranie. Pozdrawiam Adama.

— Trzymaj ten kurs. To na razie, „Smyk”.

— Na razie, panie Abart.

Planetoida Hidalgo była niedaleko. Darek obserwował wijącą się leniwie linię kursu. Zboczyła lekko w prawo, po czym ponownie stanęła w pionie. W rzeczywistości ta nitka biegła przez przestrzeń tak prosto, jak to tylko w tej przestrzeni było możliwe. Łuk zatoczyła nie ona, a sam stateczek, na którego pokładzie znajdował się chłopiec z Ganimeda.

Rakietka szła podanym z bazy kursem, światełka wskaźników mrugały uspokajająco, radio milczało. Chłopiec rozparł się wygodnie w fotelu i odetchnął głęboko.

Cóż to za cudowna rzecz — te niewidoczne drogi wśród gwiazd. Jak dobrze mieć kartę pilota i krążyć tymi drogami, które tylko pozornie są puste. Bo przecież nawet i tutaj…

Darek właśnie zaczął sobie przypominać wszystko, co słyszał o niespodziewanych spotkaniach na drogach w przestrzeni, gdy nagle jedna z niewidocznych dotąd lampek w pulpicie sterowniczym zabłysła ostrą czerwienią. Równocześnie rakietka zaczęła gwałtownie zwalniać.

„Za wcześnie” — przemknęło chłopcu przez myśl. Rzut oka na tablicę przekonał go, że się nie myli. Za wcześnie. Co najmniej o trzy minuty.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «X-1 uwolnij gwiazdy!»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «X-1 uwolnij gwiazdy!» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Bohdan Petecki - Prosto w gwiazdy
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - W połowie drogi
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Tylko cisza
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Pierwszy Ziemianin
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Operacja Wieczność
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Messier 13
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Królowa Kosmosu
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Strefy zerowe
Bohdan Petecki
Отзывы о книге «X-1 uwolnij gwiazdy!»

Обсуждение, отзывы о книге «X-1 uwolnij gwiazdy!» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x