Kurt Vonnegut - Kocia kołyska

Здесь есть возможность читать онлайн «Kurt Vonnegut - Kocia kołyska» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Poznań, Год выпуска: 2004, ISBN: 2004, Издательство: Zysk i S-ka, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Kocia kołyska: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Kocia kołyska»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Powieść, w której fakt zastępuje miejsce fikcji, a fikcja staje się faktem. Narrator zamierza napisać książkę o wybuchu pierwszej bomby atomowej i życiu jej twórcy, doktora Feliksa Hoenikera. Tymczasem trafia na wyimaginowaną wyspę San Lorenzo, skąd obserwuje rzeczywistą zagładę Ameryki, która miała być tematem jego powieści.
Wariacje Vonneguta na temat ludzkiej pomysłowości i zamiłowania do zabaw i gier (doktor Hoeniker stworzył swoją bombę dla zabawy) obrazują kondycję naszej cywilizacji, w której ludzie wolą uciekać w fantazję i kłamstwa, zawierzyć choćby najbardziej nieprawdopodobnej religii niż zmagać się z rzeczywistością i prawdą.
Nominowana do nagrody Hugo w 1964.

Kocia kołyska — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Kocia kołyska», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Spytałem Franka, kiedy będzie najlepiej ogłosić objęcie przeze mnie urzędu prezydenta. Nie otrzymałem od niego żadnej pomocy, nie miał żadnych pomysłów, wszystko było na mojej głowie.

— Sądziłem, że mogę liczyć na pańską pomoc — powiedziałem z wyrzutem.

— We wszystkim, co ma związek z techniką. — Frank był w tej sprawie bardzo skrupulatny. Chciał, abym traktował go wyłącznie jako technika i nie zmuszał go do przekraczania jego kompetencji.

— Rozumiem.

— We wszystkim, co dotyczy ludzi, ma pan wolną rękę. To należy do pana obowiązków.

To stanowcze odcięcie się od wszelkich spraw ludzkich rozgniewało mnie, spytałem go więc z ironią:

— Czy może mi pan w takim razie zdradzić, co jest planowane na ten uroczysty dzień ze spraw czysto technicznych?

— Naprawa elektrowni i organizacja pokazów lotniczych — brzmiała czysto techniczna odpowiedź.

— Wspaniale! W ten sposób moim pierwszym sukcesem jako prezydenta będzie przywrócenie mojemu ludowi elektryczności.

Frank nie dostrzegł w tym nic zabawnego i zasalutował mi.

— Postaram się, panie prezydencie. Zrobię wszystko, co będę mógł. Nie mogę powiedzieć dokładnie, kiedy energia znowu popłynie.

— Chcę, aby ten kraj dyszał energią.

— Zrobię wszystko, co w mojej mocy — zasalutował znowu Frank.

— A te pokazy lotnicze? — spytałem. — Co to ma być?

Znowu otrzymałem sztywną odpowiedź.

— O pierwszej po południu, panie prezydencie, sześć samolotów naszych sił zbrojnych przeleci nad pałacem i ostrzela cele znajdujące się na morzu. Jest to fragment obchodów Dnia Stu Męczenników za Demokrację. Potem ambasador Stanów Zjednoczonych planuje wrzucenie wieńca do morza.

Ustaliłem więc wstępnie, że Frank ogłosi moją apoteozę bezpośrednio po pokazach lotniczych i ceremonii z wieńcem.

— Co pan o tym sądzi? — spytałem Franka.

— Pan jest tu szefem.

— Myślę, że muszę przygotować sobie przemówienie.

I trzeba zorganizować jakieś zaprzysiężenie, żeby rzecz wyglądała uroczyście i oficjalnie.

— Pan jest tu szefem. — Za każdym razem Frank wypowiadał te słowa z większym dystansem, tak jakby schodził po szczeblach drabiny do głębokiej studni, podczas gdy ja pozostawałem na górze.

Wówczas uświadomiłem sobie ze złością, że moja zgoda na zostanie szefem pozwalała Frankowi robić to, na co miał ochotę, robić to, co robił jego ojciec: gromadzić zaszczyty i czerpać zadowolenie z życia, nie biorąc na siebie żadnej odpowiedzialności. Osiągał ten swój cel, staczając się w sensie duchowym do lochów.

101. ŚLADEM POPRZEDNIKÓW WYJMUJĘ BOKONONA SPOD PRAWA

Pisałem swoje przemówienie w okrągłej nagiej sali, mieszczącej się na parterze baszty. Znajdował się tam jedynie stół i krzesło. Moje przemówienie również było okrągłe, nagie i nędznie umeblowane.

Było pełne najlepszych nadziei i skromności.

Zrozumiałem też, że nie potrafię obyć się bez pomocy Boga. Nigdy dotychczas nie odczuwałem potrzeby takiego oparcia i dlatego nie wierzyłem w jego istnienie.

Teraz zrozumiałem, że muszę uwierzyć i… uwierzyłem.

Potrzebowałem także pomocy ze strony ludzi. Poprosiłem o listę zaproszonych gości i stwierdziłem, że nie ma wśród nich Juliana Castle i jego syna. Wysłałem do nich natychmiast gońców z zaproszeniami, gdyż ci dwaj wiedzieli o moim narodzie więcej niż wszyscy inni ludzie z wyjątkiem Bokonona.

Co zaś do Bokonona, to rozważałem możliwość zaproszenia go do udziału w rządzie, rozpoczynając coś w rodzaju złotego wieku na San Lorenzo. Chciałem też zarządzić natychmiastowe usunięcie, wśród radości tłumów, przerażającego haka sprzed bramy zamku.

Zaraz jednak uświadomiłem sobie, że złoty wiek musi zaofiarować coś więcej niż jednego świętego w rządzie, że trzeba dać wszystkim dużo dobrych rzeczy do jedzenia, piękne mieszkania, dobre szkoły, rozrywkę i pracę — rzeczy, których ani Bokonon, ani ja nie mogliśmy ludziom zapewnić.

Tak więc dobro i zło musiały nadal pozostać rozdzielone; dobro w dżungli, a zło w pałacu. Była to jedyna rozrywka, jaką mogliśmy zapewnić ludowi.

Rozległo się pukanie do drzwi. To służący przyszedł mi powiedzieć, że zaczęli przybywać goście.

Wsunąłem swoje przemówienie do kieszeni i ruszyłem w górę kręconymi schodami. Ze szczytu najwyższej wieży mojego zamku objąłem wzrokiem moich gości, moją służbę, moją skałę i moje ciepłe morze.

102. WROGOWIE WOLNOŚCI

Kiedy myślę o wszystkich tych ludziach, przychodzi mi na myśl Calypso Sto Dziewiętnaste, w którym Bokonon zaprasza nas, abyśmy zaśpiewali z nim razem:

Gdzież są moi dawni, zacni kumple?
Pytał pewien stary, smutny człowiek.
Więc podszedłem i szepnąłem mu na ucho:
Twoi dawni, zacni kumple poszli sobie.

Wśród obecnych byli ambasador Horlick Minton z małżonką, H. Lowe Crosby, fabrykant rowerów, ze swoją Hazel, doktor Julian Castle, humanitarysta i filantrop, jego syn literat i hotelarz, mały Newton Hoenikker, malarz, i jego muzykalna siostra Angela Conners, moja boska Mona, generał major Franklin Hoenikker oraz około dwudziestu miejscowych wyższych urzędników i wojskowych.

Nie żyją… prawie wszyscy z nich już dziś nie żyją.

Jak powiada Bokonon: “Nigdy nie zaszkodzi się pożegnać.”

Na moich murach urządzono bufet uginający się pod ciężarem miejscowych przysmaków: małych pieczonych ptaszków, ozdobionych ich własnymi turkusowymi piórkami; lawendowych krabów, posiekanych, usmażonych w oleju kokosowym i włożonych z powrotem do skorupek; palczaków barakudy faszerowanych pastą bananową oraz kostek gotowanego mięsa albatrosa na przaśnych waflach z kukurydzianej mąki.

Albatros, jak mi powiedziano, został zestrzelony z tej samej blanki, na której stoi bufet.

Podawano dwa napoje, oba bez lodu: Pepsi-Colę i krajowy rum. Pepsi-Colę w plastikowych kuflach, rum w skorupach orzechów kokosowych. Nie potrafiłem określić dokładnie słodkawego zapachu rumu, który przypominał mi nie wiadomo dlaczego chłopięce lata.

Frank pomógł mi zidentyfikować zapach. — Aceton — powiedział.

— Aceton?

— Używany do kleju do modeli samolotów.

Nie piłem tego rumu.

Ambasador Minton co chwilę wznosił swój kokos gestem dyplomaty i smakosza, udając, że kocha wszystkich ludzi i wszystkie pijane przez nich trunki. Nie widziałem jednak, żeby pił. Nawiasem mówiąc miał przy sobie dziwnego kształtu przedmiot. Przypominało to futerał od waltorni, ale jak się okazało, zawierał on wieniec, który miał być wrzucony w morze.

Jedyną osobą pijącą ten rum był H. Lowe Crosby, który był widocznie pozbawiony węchu. Bawił się on w najlepsze, pił aceton ze skorupy orzecha kokosowego, siedział na armacie przykrywając swoim wielkim tyłkiem otwór zapłonowy i patrzył na morze przez wielką japońską lornetę. Oglądał cele zmontowane na tratwach, zakotwiczonych w pewnej odległości od brzegu.

Były to wycięte z tektury postacie ludzi.

Miały one zostać ostrzelane i zbombardowane podczas demonstracji potęgi sześciu samolotów, składających się na Wojska Lotnicze San Lorenzo.

Każdy z tych celów stanowił karykaturę jakiejś rzeczywistej postaci i nazwiska tych postaci były wymalowane po obu stronach figur.

Spytałem, kto jest autorem karykatur, i dowiedziałem się, że malował je wielebny doktor Vox Humana, który właśnie stał koło mnie.

— Nie wiedziałem, że ma pan tak wszechstronne zdolności.

— Tak. Jako młody człowiek miałem problem z wyborem drogi życiowej.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Kocia kołyska»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Kocia kołyska» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Kurt Vonnegut - Galápagos
Kurt Vonnegut
Kurt Vonnegut - Le berceau du chat
Kurt Vonnegut
Kurt Vonnegut - Abattoir 5
Kurt Vonnegut
Kurt Vonnegut - Hocus Pocus
Kurt Vonnegut
Kurt Vonnegut - Syreny z Tytana
Kurt Vonnegut
Kurt Vonnegut - Rzeźnia numer pięć
Kurt Vonnegut
Kurt Vonnegut - Slaughterhouse-Five
Kurt Vonnegut
libcat.ru: книга без обложки
Kurt Vonnegut
libcat.ru: книга без обложки
Kurt Vonnegut Jr.
libcat.ru: книга без обложки
Kurt Vonnegut
Отзывы о книге «Kocia kołyska»

Обсуждение, отзывы о книге «Kocia kołyska» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x