Nancy Kress - Żebracy nie mają wyboru

Здесь есть возможность читать онлайн «Nancy Kress - Żebracy nie mają wyboru» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1996, ISBN: 1996, Издательство: Prószyński i S-ka, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Żebracy nie mają wyboru: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Żebracy nie mają wyboru»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Żebracy nie mają wyboru
Hiszpańskich żebraków
W zaciszu stworzonej przez siebie wyspy opracowują własny porządek świata, od czasu do czasu zadziwiając ludzkość wynalazkami. Ameryka, przytłoczona ciężarem wielomilionowej populacji bezczynnych trutni, wstrząsana nieodpowiedzialnymi eksperymentami genetyków i nanotechników, pogrąża się w chaosie i chyli ku upadkowi.

Żebracy nie mają wyboru — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Żebracy nie mają wyboru», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Nie wiedziałem, co ma znaczyć ten wykres. Nie przywodził mi na myśl żadnych znaczeń. Nie mogłem też własną wolą narzucić mu żadnego znaczenia ani zmienić kształtu, ani też wyrzucić go z myśli. Nigdy wcześniej nie zdarzyło mi się nic podobnego. Przecież jestem Śniącym na jawie. Kształty, które wyłaniały się z mojej podświadomości, zawsze niosły ze sobą uniwersalne i podatne na mój wpływ znaczenia. To ja je kształtowałem. Wywodziłem je na zewnątrz, do świata świadomości. One mnie nie kształtowały. To ja jestem Śniącym na jawie.

* * *

Ostatni dzień rozprawy Miri oglądałem w holosieci w pokoju hotelowym w Seattle, gdzie według terminarza miałem dać następnego dnia koncert z poprawioną wersją „Wojownika”. Robokamery dały zbliżenie Leishy i Sary wsiadających do helikoptera na dachu Forum. Sara wyglądała dokładnie jak Miri: holomaska na twarzy, peruka, czerwona wstążka. Nawet szła krokiem Miri. Oczy Leishy miały ten znękany wyraz, który oznaczał, że jest wściekła. Czy już odkryła podmiankę? A może wszystko okaże się dopiero w helikopterze. Nic nie wpędzało jej w większą frustrację niż odkrycie, że została oszukana — może dlatego, że sama była tak bardzo prawdomówna. Cieszyłem się, że mnie tam nie ma.

Spiczaste czerwone kształty, naprężone od niepokoju, pędziły dookoła kratownicy, która wciąż nie chciała zniknąć.

Sara-Miri zamknęła za sobą drzwiczki helikoptera. Okna, rzecz jasna, były zaciemnione. Wyłączyłem wiadomości. Mogą upłynąć całe miesiące, zanim znów zobaczę się z Miri. Ona mogła wślizgiwać się i wymykać z East Oleanty, kiedy tylko chciała — prawdę mówiąc, do Waszyngtonu przyjechała prosto stamtąd — ale Dan Arlen, Śniący na jawie, tkwiący w swoim cudzie techniki i śledzony wszędzie przez hordy agentów ANSG, nie mógł. A nawet gdybym dostał się na Huevos Verdes, to któryś z tamtejszych ważniaków — Nikos Demetrios, Toshio Ohmura albo Terry Mwakambe — mógłby dojść do wniosku, że strzeżone połączenie z East Oleantą jest zbyt ryzykowne, jak na prywatne rozmówki. Pewnie nie będę mógł porozmawiać z Miri przez kilka następnych miesięcy.

Spiczaste czerwone kształty zwolniły odrobinę.

Nalałem sobie jeszcze jedną szkocką. Czasem pozwalała mi trochę przyciszyć kształty niepokoju. Ale starałem się być przy tym ostrożny. Naprawdę się starałem. Zbyt dobrze pamiętałem mojego starego tam, w śmierdzącym miasteczku Delta, gdzie wyrosłem.

„Ty mi tu nie pyskuj, smarku! Jesteś tylko zwykły zasrany bachor!”

„Nie jestem bachor! Mam już siedem lat!”

„Jesteś zwykły zasrany mamincycek, który w życiu do niczego nie dojdzie, więc się zamknij i podaj mi piwo”.

„Jednego dnia będę miał na własność Azyl”.

„Ty! Durny bagienny szczur!”

Śmiech. A potem, po chwili refleksji, cios — łup! I jeszcze głośniejszy śmiech.

Wychyliłem szkocką jednym haustem. Ależ Leisha skrzywiłaby się na ten widok.

Dzwonek wideotelefonu zadźwięczał w dwóch krótkich seriach, co oznaczało, że dzwoniący nie znajdował się na liście aprobowanych osób. Program selekcjonujący od Kevina Bakera uznał mimo to, że jest to ktoś, z kim może chciałbym porozmawiać. Nie wiem, na jakiej podstawie tak zdecydował. „Mglista logika” — określił to Kevin, ale nie wywołał żadnych kształtów w moich myślach.

Sądzę, że w tej akurat chwili porozmawiałbym chętnie z kimkolwiek. Obraz zostawiłem jednak wyłączony.

— Panie Arlen? Jest pan tam? Mówi doktor Elias Maleck. Wiem, że jest już późno, ale chciałbym prosić, żeby poświęcił mi pan kilka chwil. To bardzo pilne. Wolałbym rozmawiać z panem osobiście.

Wyglądał na zmęczonego — w Waszyngtonie była teraz trzecia nad ranem. Nalałem sobie jeszcze jedną szkocką.

— Włączyć obraz. Jestem, doktorze Maleck.

— Dziękuję panu. Chciałbym od razu zaznaczyć, że to chroniona rozmowa i nie jest rejestrowana. Nie słyszy jej nikt oprócz nas.

Szczerze w to wątpiłem. Maleck nie miał pojęcia, co potrafią Terry Mwakambe albo Toshio Ohmura. Nie zrozumiałby, nawet gdyby dostał Nobla w dziedzinie fizyki, a nie medycyny.

Maleck był potężnym mężczyzną, około sześćdziesięciopięcioletnim, o nie zmienianym genetycznie wyglądzie. Miał rzednące siwe włosy i brązowe oczy o zmęczonym spojrzeniu. Skóra na policzkach obwisła, ale w ogóle trzymał się prosto. Odczuwałem go jako serię solidnych granatowych sześcianów, czyściutkich i niezniszczalnych. Sześciany unosiły się przed nieruchomą kratownicą.

— Nawet nie wiem, od czego zacząć, panie Arlen.

Przeczesał palcami włosy, a granatowe sześciany przybrały czerwonawy odcień. Był bardzo spięty. Pociągnąłem łyk szkockiej.

— Jak pan z pewnością wie, głosowałem przeciw zezwoleniu na dalsze badania nad patentem Huevos Verdes w Federalnym Forum Nauki i Techniki. Powody, dla których tak postąpiłem, są określone jasno w uzasadnieniu decyzji większości. Ale są sprawy, o których nie można pisać w oficjalnym dokumencie, i dlatego proszę, aby wolno mi było poinformować o nich pana.

— Dlaczego mnie?

— Bo ja… bo my nie mamy żadnej możliwości, żeby porozmawiać z Huevos Verdes. Przyjmują tam nasze wiadomości, ale nie godzą się na wymianę zdań. Pan jest jedyną osobą, przez którą możemy przesłać informacje bezpośrednio do pani Sharifi. Dotyczą one badań genetycznych.

Kształty w mojej głowie zafalowały i się skręciły.

— Zostawiał pan już jakieś wiadomości dla Huevos Verdes? Skąd macie kod dostępu?

— O tym właśnie między innymi chciałbym z panem porozmawiać. Za pięć minut dwóch mężczyzn poprosi o wpuszczenie do pańskiego apartamentu. Chcą panu pokazać coś, co znajduje się w przybliżeniu o pół godziny lotu od Seattle. Moim celem jest nakłonić pana, aby pan z nimi poleciał. — Zawahał się, nim dodał: — To agenci rządowi. Z ANSG.

— Nie.

— Rozumiem, panie Arlen. Dlatego właśnie dzwonię; aby pana przekonać, że nie chodzi tutaj o żadną pułapkę, porwanie czy inną obrzydliwość, do jakiej — wiemy o tym obaj — zdolne są agencje rządowe. Agenci ANSG wywiozą pana poza granice miasta na około godzinę i bezpiecznie odstawią do domu. Bez żadnych implantów ani narkotyków prawdy. Znam obu tych ludzi osobiście — bardzo dobrze — inaczej nie ryzykowałbym własnej reputacji zawodowej. Pewien jestem, że rejestruje pan u siebie tę rozmowę. Proszę wysłać kopie, do kogokolwiek pan sobie zażyczy, zanim jeszcze otworzy pan drzwi. Ma pan moje słowo na to, że wróci pan cały, zdrów i nie odmieniony. Proszę, niech pan rozważy, ile to dla mnie znaczy.

Rozważyłem. Ten człowiek wypełniał mnie kształtami, jakich nie czułem od dawna — były czyste, bez żadnych ukrytych wyznaczników. Nie takie jak kształty na Huevos Verdes.

No tak, ale absolutnie szczery Maleck sam może być narzędziem w cudzych rękach.

Jakimś cudem szklanka w moich dłoniach znów była pusta.

— Jeśli potrzebuje pan więcej czasu, żeby odebrać instrukcje z Huevos Verdes… — zaczął Maleck.

— Nie — przerwałem i zniżyłem głos. — Polecę.

Twarz Malecka rozjaśniła się i otwarła; w mgnieniu oka stała się młodsza o wiele lat i o wiele godzin mniej zmęczona. (Lekki, oczyszczający deszczyk zrosił granatowe sześciany.)

— Serdecznie panu dziękuję — powiedział. — Nie pożałuje pan. Ma pan na to moje słowo, panie Arlen.

Założyłbym się o wszystko, że on, wołowska osobistość, nie widział ani jednego z moich koncertów.

Wyłączyłem się i posłałem kopie rozmowy do Leishy Camden, Kevina Bakera i jednego zaprzyjaźnionego Woła w Wichita, do którego miałem zaufanie. Telefon zadźwięczał ostro. Raz. Zanim zdołałem odebrać, na ekranie pojawiła się twarz Nikosa Demetriosa. Nie tracił słów na próżno.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Żebracy nie mają wyboru»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Żebracy nie mają wyboru» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Żebracy nie mają wyboru»

Обсуждение, отзывы о книге «Żebracy nie mają wyboru» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x