— To ciebie podkręca, nie mnie — przypomniałem mu. — Dla mnie to raczej powód, żeby trzymać się od niej z daleka.
— Nie bądź durniem! Załatwię wszystko w jakieś dwa, najwyżej trzy dni. Zaproszenie do Dukasów, noc w apartamencie gościnnym ich miejskiego pałacu, jedno słówko wyszeptane w ucho damy do towarzystwa…
— Nie! — powiedziałem stanowczo.
— Nie?
— Nie. Nie chcę mieć z tym nic wspólnego.
— Jud, rozczarowujesz przyjaciół. Tak trudno cię uszczęśliwić. Nie chcesz pieprzyć cesarzowej Teodory, nie chcesz wziąć do łóżka Pulcherii Dukas, nie chcesz… zaraz pewnie mi powiesz, że Eudoksji też nie chcesz!
— Nie przeszkadza mi pieprzenie twojej przodkini — powiedziałem z uśmiechem. — Nie przeszkodziłoby mi nawet, gdyby Eudoksja urodziła moje dziecko. Jakbyś się czuł, gdyby okazało się, że jestem twoim praprapradziadziem?
— Niemożliwe — orzekł Metaxas.
— A to czemu?
— Ponieważ Eudoksja pozostanie niezamężna i bezdzietna aż do 1109 roku. Poślubi Bazylego Stratociosa, w ciągu następnych piętnastu lat urodzi mu siedmiu synów i trzy córki. Jedno z jej dzieci to mój przodek. Chryste, ale będzie gruba!
— Wszystko to można zmienić.
— Za cholerę! Myślisz, że nie strzegę mego drzewa genealogicznego? Myślisz, że nie wymażę cię z historii, jeśli odkryję, że dokonujesz zmian w czasie dotyczącym jej małżeństwa? Pozostanie bezdzietna, póki Bazyli nie zabierze się do roboty, i już. Ale dziś w nocy możesz ją mieć.
No i ją miałem. Przekraczając wszystkie zapisane w annałach historii reguły gościnności, Metaxas przysłał mi do łóżka swą prapra… i tak dalej babcię. Jej smukłe ciało było dla mnie trochę za smukłe, jej małe twarde piersi zaledwie wypełniały mi dłonie, ale rzeczywiście okazała się tygrysicą. Była samą energią, samą pasją. Wskoczyła na mnie i sama doprowadziła się do orgazmu w dwudziestu szybkich podskokach, lecz był to zaledwie początek. Świtało, kiedy zapadaliśmy w sen.
We śnie zobaczyłem samego siebie, odprowadzanego przez Metaxasa do pałacu Dukasów i przedstawiającego mnie memu praprapra… dziadkowi Leonowi. Leon powitał mnie uprzejmie, a potem powiedział: „To moja żona, Pulcheria”. We śnie wydawało mi się, że spotkałem najpiękniejszą dziewczynę na świecie.
Podczas następnej wycieczki przeżyłem pierwsze trudne chwile jako kurier. Ponieważ byłem zbyt dumny, by wezwać na pomoc Patrol, wywołałem paradoks duplikacji, a także otarłem się o paradoks przeniesienia. Sądzę jednak, że mimo wszystko wybrnąłem z kłopotów całkiem nieźle.
Kiedy zdarzyły się kłopoty, byłem z dziewiątką turystów w roku 1096, obserwując przybycie do Bizancjum pierwszej wyprawy krzyżowej.
— W 1095 roku — mówiłem — papież Urban II wezwał do wyzwolenia Ziemi Świętej z rąk Saracenów. Wkrótce potem europejscy rycerze zaczęli składać ślubowanie udziału w krucjacie. Wśród tych, którzy z radością powitali perspektywę wojny z niewiernymi, był bizantyński cesarz Aleksy, który uznał ją za sposób odebrania Turkom i Arabom utraconych przez cesarstwo ziem na Bliskim Wschodzie. Przesłał wiadomość, że z radością przyjmie kilkuset wyćwiczonych rycerzy, zdolnych pomóc mu wybić niewiernych. Otrzymał jednak więcej, niż sobie życzył, co zobaczymy za chwilę, w 1096 roku.
Skoczyliśmy do pierwszego sierpnia 1096 roku.
Weszliśmy na miejskie mury. Na zewnątrz dostrzegliśmy tłum, nie zakutych w stal rycerzy jednak, lecz obdartych wieśniaków.
— To krucjata chłopska — powiedziałem. — Podczas gdy zawodowcy biedzili się nad logistyką marszu, chudy, śmierdzący, charyzmatyczny karzeł znany jako Piotr Pustelnik zgromadził wokół siebie tysiące biedaków i poprzez całą Europę poprowadził ich do Bizancjum. Po drodze mordowali, kradli i niszczyli; zniszczyli między innymi połowę zbiorów zbóż ówczesnej Europy, a także wdali się w spór z bizantyńskim administratorem i spalili Belgrad, lecz w końcu trzydziestotysięczna rzesza dotarła na miejsce.
— Który z nich to Piotr Pustelnik? — zapytała najbardziej hałaśliwa i nieokrzesana w tej wycieczce, gruba, czterdziestoparoletnia pani wolnego stanu z Des Moines nazwiskiem Marge Hefferin.
Sprawdziłem czas.
— Zobaczymy go za półtorej minuty. Aleksy wysłał kilku urzędników, by zaprosili go na cesarski dwór. Pragnie, by Piotr i jego banda pozostali w Bizancjum oczekując przybycia rycerzy i baronów, bo dostojni sojusznicy zostaliby wyrżnięci przez Turków, gdyby sami zapuścili się do Azji Mniejszej. O, patrzcie, idzie Piotr.
Dwóch wymuskanych bizantyńskich arystokratów wyłoniło się z tłumu, najwyraźniej wstrzymując oddech; sprawiali zresztą wrażenie, że najchętniej w ogóle zatkaliby nosy. Pomiędzy nimi maszerował obdarty, bosy, brudny karzeł o końskiej szczęce, z twarzą zeszpeconą dziobami po ospie, ubrany w łachmany. Oczy mu płonęły.
— Piotr Pustelnik udaje się na audiencję do cesarza — wyjaśniłem.
Skoczyliśmy trzy dni z prądem. Krucjata chłopska dostała się w obręb murów miejskich i urządziła cesarskim poddanym krwawą łaźnię. Wiele budynków płonęło. Dziesięciu krzyżowców zrywało ołowiany dach z jednego z kościołów; ołów był wówczas w cenie. Kobieta, najwyraźniej wysokiego rodu, która wyszła z Hagia Sophii, na naszych oczach została odarta z szat i zgwałcona przez bandę pobożnych pielgrzymów.
— Aleksy popełnił błąd wpuszczając tę hałastrę do miasta tłumaczyłem. — Negocjuje w tej chwili pozbycie się jej, oferując darmową przeprawę promową przez Bosfor do Azji. Przeprawa odbędzie się szóstego sierpnia. Ci krzyżowcy zaczną od masakry bizantyńskiej ludności Azji Mniejszej, a potem zaatakują Turków i zostaną po prostu starci z powierzchni ziemi. Gdybyśmy mieli czas, skoczylibyśmy w rok 1097 i przez morze, obejrzeć wznoszące się po obu stronach drogi góry kości. Taki był los krucjaty chłopskiej. Tymczasem zawodowcy są już w drodze.
Opowiedziałem o czterech armiach krzyżowych: armii Rajmunda z Tuluzy, armii księcia Roberta Normańskiego, armii Boemunda i Tankreda oraz armii Godfryda z Bouillon, Eustachiusza z Bouillon i Baldwina Lotaryńskiego. Niektórzy z moich turystów czytali co nieco o krucjatach i kiwali głowami, rozpoznając imiona rycerzy.
Skoczyliśmy z prądem do ostatniego tygodnia roku 1096.
— Aleksy nauczył się czegoś z losów krucjaty chłopskiej — powiedziałem. — Nie planuje zatrzymywania krzyżowców w Konstantynopolu. Muszą oni przejść przez Bizancjum w drodze do Ziemi Świętej, ale powinni właśnie przejść, przejść jak najszybciej. Ponadto przed wpuszczeniem do miasta rycerzy zamierza związać ich przywódców przysięgą wasalną.
Obserwowaliśmy armię Godfryda z Bouillon, rozbijającą obóz pod murami miasta. Obserwowaliśmy poselstwa wędrujące do i od cesarza. Aleksy żądał złożenia przysięgi, Godfryd złożenia przysięgi odmawiał. Dzięki starannemu doborowi faktów, cztery miesiące zmieściłem w godzinie, ukazując przy tym, jak rodzi się nieufność między chrześcijańskimi krzyżowcami i chrześcijańskim cesarzem, z założenia współpracującymi w dziele wyzwolenia Ziemi Świętej. Godfryd nadal odmawiał złożenia przysięgi; Aleksy już nie tylko odmawiał wpuszczenia łacińskich rycerzy do miasta, ale wręcz odciął ich obóz od świata sądząc, że głodem zmusi przeciwników do ustępstw. Baldwin Lotaryński napadał na przedmieścia, Godfryd wziął w niewolę oddział żołnierzy przeciwnika i kazał wszystkich zamordować pod miejskimi murami.
Drugiego kwietnia krzyżowcy rozpoczęli oblężenie Konstantynopola.
Читать дальше