Robert Silverberg - Oblicza Wód

Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Silverberg - Oblicza Wód» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Poznań, Год выпуска: 1995, ISBN: 1995, Издательство: Zysk i S-ka, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Oblicza Wód: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Oblicza Wód»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Planeta Hydros jest w całości pokryta wodą. Można na niej zamieszkać, ale nie da się jej już potem opuścić, bowiem nie ma lądu, na którym mógłby lądować statek kosmiczny. Na sztucznej wyspie schronienie znalazła niewielka kolonia Ziemian, oraz osiedle rodzimych mieszkańców Hydros. Niesprzyjąjący zbieg okoliczności zmusza ludzi do wyprawy na fllotylli statków w poszukiwaniu półlegendarnnego lądu...

Oblicza Wód — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Oblicza Wód», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Delagard chybotał się teraz w przód i w tył. Nagle Lawler pomyślał, iż pewnie wciąż jest pijany. Musiał gdzieś znaleźć kolejny schowek z brandy, którą popijał przez całą noc. A może przez kilka nocy. Był tak pijany, iż wydawało mu się, że jest trzeźwy.

— Powinieneś się położyć. Dam ci środek uspokajajmy.

— Pieprzę twój środek. Chcę, żebyś przyznał mi rację! To obłąkana podróż. Nieprawdaż, doktorze?

— Wiesz, że tak właśnie myślę, Nid.

— I myślisz, że ja też jestem obłąkany.

— Nie wiem, czy jesteś, czy nie. Widzę jednak, że jesteś na krawędzi załamania.

— To co, jeśli jestem? — zapytał Delagard. — Nadal jestem kapitanem tego okrętu. Ja nas w to wpędziłem. Ci wszyscy ludzie, którzy zginęli, zginęli z mojego powodu. Nie mogę pozwolić, aby jeszcze ktoś zginął. Ja odpowiadam za wydostanie nas stąd.

— Jaki masz więc plan?

— To, co musimy teraz zrobić — powiedział Delagard powoli i ostrożnie, z bezdennej otchłani zmęczenia — to obrać kurs, który wyprowadzi nas na zamieszkałe wody, dopłynąć do pierwszej napotkanej wyspy i błagać ich na wszystko, aby nas przyjęli. Jedenaścioro ludzi; zawsze znajdą miejsce dla jedenaściorga osób, obojętnie jak — według nich — będzie tam ciasno.

— Według mnie brzmi to wspaniale.

— Wiedziałem, że ci się spodoba.

— Więc w porządku. Odpocznij trochę, Nid. My zajmiemy się wszystkim. Felk zna się na nawigacji, my postawimy żagle i jeszcze przed wieczorem będziemy o sto kilometrów stąd, płynąc najszybciej jak zdołamy na jakąś wyspę, taką jak Grayvard. — Lawler popchnął lekko Delagarda w stronę schodków wiodących w dół z mostka.

— Idź. Zanim się przewrócisz.

— Nie — powiedział Delagard. — Powiedziałem ci, wciąż jestem kapitanem. Jeśli mamy odpłynąć, to ze mną przy sterze.

— Dobrze. Jak sobie życzysz.

— To nie tego sobie życzę, ale to właśnie muszę zrobić. I jest coś jeszcze, czego chcę od ciebie, zanim odpłyniemy.

— Co takiego?

— Coś, co pozwoli mi pogodzić się z tą sytuacją. To całkowita klęska, prawda? Kompletne dno. Aż do dziś nigdy i w niczym nie doznałem porażki. Jednak ta katastrofa… to nieszczęście…

Ręka Delagarda nagle zacisnęła się na ramieniu Lawlera.

— Muszę znaleźć sposób, aby móc z tym żyć, doktorze. Wstyd. Poczucie winy. Ty nie sądzisz, że ja mogę mieć poczucie winy, lecz cóż ty w ogóle o mnie wiesz? Jeśli przeżyjemy tę podróż, każdy na Hydros będzie patrzył na mnie i mówił: Oto człowiek, który prowadził ten rejs, który spuścił z wodą pięć okrętów z ich załogami. I zawsze będą wspomnienia. Zawsze, ilekroć zobaczę ciebie czy Daga, Felka czy Kinversona — oczy Delagarda były nieruchome i płonące.

— Masz jakiś narkotyk, który tłumi uczucia, prawda? Chcę, abyś mi go dał. Chcę się nim nafaszerować i nie trzeźwieć. Ponieważ w przeciwnym razie będę musiał zabić się, a tego nawet nie umiem sobie wyobrazić.

— Narkotyki to również pewien rodzaj samobójstwa, Nid.

— Oszczędź mi tych pobożnych bzdur, doktorze.

— Mówię poważnie. Słyszysz opinię kogoś, kto całe lata faszerował się tym świństwem. To śmierć za życia.

— Mimo wszystko lepsze to niż prawdziwa śmierć.

— Być może. W każdym razie i tak nie mogę ci tego dać. Zużyłem resztki moich zapasów, zanim tu dopłynęliśmy.

Palce Delagarda boleśnie wpiły się w ramię Lawlera.

— Kłamiesz.

— Czyżby?

— Wiem, że tak. Nie możesz żyć bez narkotyku. Bierzesz go codziennie. Myślisz, że nie wiem? Wszyscy o tym wiedzą.

— Nic mi nie zostało, Nid. Pamiętasz, jak w zeszłym tygodniu byłem taki chory? Byłem na głodzie. Nie mam ani kropli. Możesz przeszukać moje zapasy, jeśli chcesz. Nic nie znajdziesz.

— Kłamiesz!

— Idź i zobacz. Możesz wziąć wszystko, co znajdziesz. Obiecuję. — Lawler zdjął rękę Delagarda ze swojego ramienia. — Posłuchaj, Nid. Połóż się i odpocznij. Wierz mi, kiedy się zbudzisz, będziemy już daleko stąd, a ty poczujesz się lepiej i z czasem wybaczysz sobie. Jesteś twardym człowiekiem. Wiesz, jak radzić sobie z takimi rzeczami jak poczucie winy — wierz mi, że potrafisz. Teraz jesteś cholernie zmęczony i nie patrzysz dalej niż w następne pięć minut, lecz gdy wyjdziemy znów na otwarte morze…

— Zaczekaj chwilę — powiedział Delagard spoglądając przez ramię Lawlera. Wskazał na pomost towarowy na rufie. — Co się tam dzieje, u diabła?

Lawler odwrócił się i spojrzał. Dwóch mężczyzn walczyło ze sobą: wielki i o wiele mniejszy. Kinverson i Quillan, nieprawdopodobna para antagonistów. Kinverson unieruchomił ręce duchownego w swoich dłoniach i trzymał wyrywającego się Quillana na odległość wyciągniętego ramienia.

Lawler zbiegł ze stopni i pospieszył na rufę, a Delagard, potykając się, pobiegł za nim.

— Co robisz? — zapytał Lawler. — Puść go.

— Ja go puszczę, a on popłynie na Oblicze. Tak mówi. Chcesz, aby to zrobił, doktorze?

Quillan najwidoczniej wpadł w niezwykłą ekstazę. Jego oczy miały szklisty wyraz lunatyka. Źrenice były rozszerzone, a skóra blada, jakby bezkrwista. Jego wargi zastygły w szerokim uśmiechu.

Kinverson powiedział:

— Kręcił się w kółko, jakby postradał zmysły. Muszę zejść na Oblicze, powtarzał. Muszę zejść na Oblicze. Zaczął się wspinać na burtę, więc złapałem go, a on mnie uderzył. Jezu, nie wiedziałem, że z niego taki zapaśnik! Jednak myślę, że już się trochę uspokaja.

— Spróbuj go puścić — powiedział Lawler. — Zobaczymy, co zrobi.

Wzruszając ramionami Kinverson uwolnił go. Quillan zaczął natychmiast przepychać się w stronę nadburcia. Oczy duchownego gorzały wewnętrznym światłem.

— Widzisz? — zapytał rybak.

Delagard przepchnął się do przodu. Wyglądał na zmęczonego, ale zdecydowanego. Na okręcie trzeba zaprowadzić porządek. Chwycił duchownego za nadgarstek.

— O co ci chodzi? Co chcesz zrobić?

— Idę na brzeg… na Oblicze… na Oblicze… — Senny uśmiech Quillana poszerzył się tak, że jego policzki wydawały się pękać. — Bóg mnie potrzebuje… Bóg na Obliczu…

— Jezu — powiedział Delagard z twarzą pobladłą z irytacji. — Co ty wygadujesz? Umrzesz, jeśli tam pójdziesz. Nie rozumiesz tego? Tam nie można żyć. Spójrz, tam wszystko świeci. To miejsce jest skażone. Otrząśnij się z tego, proszę. Otrząśnij się!

— Bóg na Obliczu…

Quillan próbował uwolnić się z uchwytu Delagarda i w końcu mu się to udało. Zrobił dwa chwiejne kroki w kierunku burty. Wtedy Delagard chwycił go znowu, przyciągnął do siebie i spoliczkował tak mocno, że rozciął mu wargę. Quillan, oszołomiony, patrzył niewidzącym wzrokiem. Delagard znów podniósł rękę.

— Dość — powiedział Lawler. — Dochodzi do siebie. Rzeczywiście, oczy Quillana nabrały wyrazu. Opuszczał

je gorączkowy blask i zastygły wyraz, typowy dla człowieka w transie. Nadal był oszołomiony, ale już oprzytomniał i starał się otrząsnąć. Wolno potarł policzek w miejscu, gdzie uderzył go Delagard. Potrząsnął głową. Ten ruch zmienił się w konwulsyjny skurcz całego ciała, potem w dygotanie. W oczach zabłysły mu łzy.

— Mój Boże. Ja naprawdę tam szedłem. To właśnie robiłem, prawda? To mnie przyciągało. Czułem przyciąganie.

Lawler skinął głową. Nagle wydało mu się, że również je czuje. Pulsowanie, dudnienie w mózgu. Coś silniejszego niż pokusa, łagodny impuls ciekawości, jaki odczuli z Sundirą minionej nocy. Teraz było to silne psychiczne napięcie, wprawiające w trans, wabiące ku dzikiemu brzegowi za linią przybrzeżnych fal.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Oblicza Wód»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Oblicza Wód» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Robert Silverberg - He aquí el camino
Robert Silverberg
Robert Silverberg - Rządy terroru
Robert Silverberg
Robert Silverberg - Poznając smoka
Robert Silverberg
Robert Silverberg - The Old Man
Robert Silverberg
Robert Silverberg - The Nature of the Place
Robert Silverberg
Robert Silverberg - The Reality Trip
Robert Silverberg
Robert Silverberg - The Songs of Summer
Robert Silverberg
Robert Silverberg - The Secret Sharer
Robert Silverberg
Robert Silverberg - Good News from the Vatican
Robert Silverberg
Robert Silverberg - The Pope of the Chimps
Robert Silverberg
Отзывы о книге «Oblicza Wód»

Обсуждение, отзывы о книге «Oblicza Wód» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x