Ursula Le Guin - Świat Rocannona

Здесь есть возможность читать онлайн «Ursula Le Guin - Świat Rocannona» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Poznań, Год выпуска: 1990, ISBN: 1990, Издательство: Amber, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Świat Rocannona: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Świat Rocannona»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Rocanon, kosmiczny etnograf prowadzący badania na zacofanej planecie, staje w obronie tubylców, których zaatakował galaktyczny wróg. Naukowa misja przekształca się w awanturniczą wyprawę, podczas której bohater odkrywa w sobie tajemniczy dar, znany jedynie Najstarszym.

Świat Rocannona — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Świat Rocannona», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Dla mnie nie jest już tak piękny, jaki był kiedyś. — Dlaczego, pani Ganye?

— Z powodu Obcych!

— Opowiedz mi o nich, pani.

— Przyszli tu poprzedniej zimy. Wielu z nich przyjechało na wielkich latających statkach, uzbrojonych w ognistą broń. Nikt nie umiał powiedzieć, z jakiego kraju przyszli; nie wspominają o nich żadne legendy. Cały kraj pomiędzy rzeką Viarn a morzem należy teraz do nich. Zabili lub przegnali ludzi z ośmiu zamków. My zostaliśmy uwięzieni na wzgórzach; nie ośmielamy się nawet zejść na dół, żeby zaprowadzić stada na nasze własne pastwiska. Z początku walczyliśmy z Obcymi. Mój mąż Ganhing został zabity przez ich ognistą broń. — Zamilkła, jej spojrzenie zatrzymało się na chwilę na spalonej, kalekiej ręce Rocannona. — Zanim… zanim nastała pierwsza odwilż, zginął — i dotąd nie został pomszczony. Schylamy głowy i omijamy ich ziemie z daleka, my, Władcy Ziemi! I nie znajdzie się nikt, kto kazałby tym obcym zapłacić za śmierć Ganhinga.

Cóż za wspaniały gniew, pomyślał Rocannon słysząc w jej głosie spiżowe tony trąb Hallan.

— Zapłacą, pani Ganye; zapłacą wysoką cenę. Wprawdzie wiesz, że nie jestem bogiem, ale czy myślisz, że jestem zwykłym człowiekiem?

— Nie, panie — odrzekła. — Nie myślę.

Mijały dni, długie dni długiego lata. Białe zbocza gór ponad Breygną okryły się błękitem, zboża na polach Breygny dojrzały, zostały zebrane, zasiane i dojrzewały po raz drugi, kiedy pewnego popołudnia Rocannon usiadł obok Yahana na dziedzińcu, gdzie ujeżdżano właśnie parę młodych wiatrogonów.

— Wyruszam znów na południe, Yahanie. Ty zostaniesz tutaj.

— Nie, Olhorze! Pozwól mi iść…

Yahan urwał. Być może przypomniał sobie pewną mglistą plażę, gdzie porwany żądzą podróży wypowiedział posłuszeństwo Mogienowi. Rocannon uśmiechnął się.

— Lepiej będzie, jeśli pójdę sam. To nie potrwa długo, tak czy inaczej.

— Ale ja przysięgałem ci służyć, Olhorze. Proszę, pozwól mi iść z tobą.

— Przysięgi tracą ważność, kiedy traci się imię. Po tamtej stronie gór ofiarowałeś swe służby Rokananowi. Ale w tym kraju nie ma sług i nie ma też człowieka imieniem Rokananon. Proszę cię, Yahanie, jak przyjaciela, nie mów już nic więcej, tylko jutro o świcie osiodłaj dla mnie wiatrogona z Hallan.

Następnego ranka przed wschodem słońca Yahan lojalnie czekał na niego na lądowisku, trzymając wodze jedynego ocalałego wiatrogona z Hallan, tego w szare pasy. Wiatrogon dotarł sam do Breygny w parę dni po nich, zagłodzony i na wpół zamarznięty. Teraz był lśniący i pełen animuszu, powarkiwał i wymachiwał pasiastym ogonem.

— Czy nałożyłeś drugą skórę, Olhorze? — zapytał szeptem Yahan, zapinając mu pasy na udach. — Mówią, że Obcy strzelają ogniem w każdego, kto zjawi się w pobliżu ich siedzib.

— Nałożyłem ją.

— Ale nie masz miecza…?

— Nie. Nie mam miecza. Posłuchaj, Yahanie, gdybym nie wrócił, zajrzyj do portfela, który zostawiłem w swoim pokoju. Są w nim kawałki tkaniny ze… ze znakami i obrazami ziemi; gdyby kiedykolwiek powrócili tutaj moi ludzie, oddaj im to, dobrze? Jest tam również naszyjnik. — Zawahał się na chwilę, twarz mu pociemniała. — Daj go pani Ganye. Jeśli nie wrócę, żeby sam go jej dać. Żegnaj, Yahanie. Życz mi szczęścia.

— Oby twoi wrogowie zmarli nie spłodziwszy synów — zawołał Yahan ze łzami i puścił wodze.

Wiatrogon wzbił się natychmiast w niebo, ciepłe i szarawe o świcie, zawrócił potężnym uderzeniem skrzydeł, złapał północny wiatr i odleciał nad wzgórza. Yahan stał patrząc w ślad za nim. Wysoko na Wieży Breygna wyjrzała z okna jakaś twarz, ciemna i piękna; wiatrogon zniknął już dawno, słońce wzeszło, a ona wciąż patrzyła.

Była to dziwna podróż, podróż do miejsca; którego nigdy nie widział, a jednak poznał je z zewnątrz i od wewnątrz poprzez rozmaite wrażenia, czerpane z setek różnych umysłów. Choć bowiem ten zmysł nie pozwalał widzieć, umożliwiał jednakże odbieranie namacalnych wrażeń, dotyczących przestrzeni, wzajemnego położenia, czasu, ruchu i pozycji. Przetrawiając te doznania wciąż na nowo przez wiele dni, kiedy całymi godzinami siedział nieruchomo w swoim pokoju w zamku Breygna, Rocannon zdobył dokładną, choć bezsłowną i bezobrazową wiedzę o każdym budynku i każdym miejscu w bazie wroga. A uporządkowawszy bezpośrednie wrażenia dowiedział się, czym była ta baza, dlaczego tu się znajdowała, jak do niej wejść i gdzie szukać tego, co było mu potrzebne.

Problem polegał na tym, że po długiej, intensywnej praktyce bardzo trudno mu było nie używać tego zmysłu, kiedy zbliżał się do swoich wrogów; wyłączyć go, używać tylko oczu i uszu, myśleć w zwykły sposób. Wypadek w górach ostrzegł go, że na bliską odległość wrażliwe umysły mogą w jakiś niejasny sposób uświadamiać sobie jego obecność. Przyciągnął pilota helikoptera nad górskie zbocze jak rybę na wędce, chociaż sam pilot prawdopodobnie nie rozumiał, co skierowało go w tę stronę ani dlaczego czuł przymus strzelania do ludzi, których zobaczył. Teraz, samotnie zbliżając się do ogromnej bazy, Rocannon nie chciał ściągać na siebie niczyjej uwagi, ponieważ miał zamiar zakraść się jak złodziej pod osłoną nocy.

O zachodzie słońca zostawił spętanego wiatrogona na leśnej polanie, a teraz, po kilku godzinach marszu, przemierzał rozległą, pustą, betonową płaszczyznę kosmodromu, zbliżając się do grupy budynków. Kosmodrom był tylko jeden i rzadko używany, skoro wszyscy ludzie i sprzęt znajdowali się na miejscu. Rakiety mknące z prędkością światła nie liczyły się w tej wojnie, gdzie najbliższa cywilizowana planeta była odległa o osiem lat świetlnych.

Baza była wielka, przerażająco wielka dla samotnego człowieka, ale większość budynków przeznaczono na kwatery. Rebelianci sprowadzili tu niemal całą swoją armię. Podczas gdy Liga traciła czas przeszukując i podporządkowując sobie ich ojczystą planetę, oni umacniali swoje pozycje na tym odległym, bezimiennym świecie, zagubionym wśród wszystkich światów Galaktyki, gdzie niezwykle trudno było ich odnaleźć. Rocannon wiedział, że niektóre z wielkich baraków były puste; kilka dni temu wysłano kontyngent żołnierzy i techników w celu przejęcia planety, która — jak się domyślał — została podbita lub nakłoniona do zawarcia sojuszu z buntownikami. Owi żołnierze przybędą tam najwcześniej za dziesięć lat. Faradayanie byli bardzo pewni siebie. Pewnie dobrze im się wiedzie w tej wojnie. Wszystko, czego potrzebowali, żeby zniszczyć bezpieczeństwo Ligi Wszystkich Światów, to dobrze ukryta baza i sześć potężnych broni.

Wybrał noc, kiedy spośród czterech księżyców tylko mały asteroid Heliki, uwięziony przez pole przyciągania planety, miał się pojawić na niebie przed północą. Heliki jaśniał na niebie, kiedy Rocannon zbliżał się do rzędu hangarów, sterczących jak czarna rafa na szarym morzu betonu. Nikt jednak go nie zauważył, nikt nie wyczuł jego obecności. Nie było ogrodzenia, straże były nieliczne: Straż pełniły za nich maszyny, które przepatrywały przestrzeń na odległość lat świetlnych wokół systemu Fomalhaut. Czegóż zresztą mieliby się obawiać ze strony aborygenów, tkwiących wciąż w epoce brązu na tej małej, bezimiennej planecie?

Heliki świecił pełnym blaskiem, kiedy Rocannon wyśliznął się z cienia rzucanego przez hangary; był w połowie cyklu, kiedy Rocannon osiągnął swój cel: sześć nadświetlnych statków. Spoczywały obok siebie jak ogromne, hebanowe jaja pod wysokim, ledwie widocznym baldachimem siatki maskującej. Wokół statków rosły tu i ówdzie drzewa, wyglądające jak zabawki — przedmurze Lasu Viarn.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Świat Rocannona»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Świat Rocannona» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Świat Rocannona»

Обсуждение, отзывы о книге «Świat Rocannona» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x