Ursula Le Guin - Świat Rocannona

Здесь есть возможность читать онлайн «Ursula Le Guin - Świat Rocannona» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Poznań, Год выпуска: 1990, ISBN: 1990, Издательство: Amber, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Świat Rocannona: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Świat Rocannona»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Rocanon, kosmiczny etnograf prowadzący badania na zacofanej planecie, staje w obronie tubylców, których zaatakował galaktyczny wróg. Naukowa misja przekształca się w awanturniczą wyprawę, podczas której bohater odkrywa w sobie tajemniczy dar, znany jedynie Najstarszym.

Świat Rocannona — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Świat Rocannona», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Promienie słońca daremnie próbowały ogrzać nagą skałę. Szczyty górskie kryły się za najbliższymi głazami; a leżącą w dole krainę przesłaniały chmury. Tutaj, na nagim, szarym dachu świata był tylko on i ciemny otwór w skale.

Po długim czasie wstał, podszedł do otworu przestępując przez parujący strumyczek i przemówił do obecności, która czekała w ciemnym wnętrzu.

— Przychodzę — powiedział.

Ciemność poruszyła się nieznacznie i mieszkaniec jaskini stanął u jej wejścia.

Podobnie jak Gliniaki był niski i blady; podobnie jak Fiia — drobny i jasnooki; przypominał jednych i drugich, nie przypominał żadnych. Włosy miał białe. Głos nie był głosem, gdyż rozbrzmiewał w myślach Rocannona, podczas gdy jego słuch rejestrował tylko cichy gwizd wiatru; i nie było żadnych słów. A jednak głos zapytał Rocannona, czego sobie życzy.

— Nie wiem — odpowiedział na głos przerażony człowiek, ale jego skupiona wola w ciszy odpowiedziała za niego: Chcę iść na południe, znaleźć mojego wroga i zniszczyć go.

Wiatr gwizdał mu w uszach; ciepły strumyk bulgotał u jego stóp. Powoli, bezszelestnie mieszkaniec jaskini odstąpił na bok i Rocannon pochyliwszy się wszedł w ciemność.

Co ofiarowujesz w zamian za to, co ci dałem? Co mam ofiarować, o Najstarszy?

To, co masz najdroższego, to, czego będziesz najbardziej żałował.

W tym świecie nie mam nic własnego. Cóż mogę ci dać? Rzecz, życie, szansę; nadzieję, los, przypadek: nie musisz znać jego imienia. Ale wykrzykniesz głośno jego imię, kiedy to utracisz. Czy oddasz to dobrowolnie?

Dobrowolnie, o Najstarszy.

Cisza, gwizd wiatru. Rocannon pochylił głowę i wyszedł z ciemności. Kiedy się wyprostował, czerwony promień światła uderzył go prosto w oczy. Zimne, czerwone słońce zachodziło ponad szkarłatnoszarym morzem chmur.

Yahan i Mogien spali przytuleni do siebie na skalnej półce. Niewielka kupka futer i ubrań nie poruszyła się, kiedy Rocannon do nich schodził.

— Obudźcie się — powiedział cicho.

Yahan usiadł. W ostrym, czerwonym świetle jego twarz wyglądała dziecinnie i żałośnie.

— Olhor! Myśleliśmy… nie było cię nigdzie… myśleliśmy, że spadłeś…

Mogien potrząsnął swoją żółtą czupryną, żeby odgonić sen, i przez chwilę patrzył na Rocannona. Potem powiedział ochrypłym, łagodnym głosem:

— Witaj z powrotem, Władco Gwiazd. Czekaliśmy tu na ciebie.

— Spotkałem… rozmawiałem z… Mogien podniósł rękę.

— Wróciłeś i cieszę się z tego. Czy idziemy na południe? — Tak.

— Dobrze. — W tym momencie Rocannon nawet się nie zdziwił, że Mogien, który zawsze był jego przewodnikiem i opiekunem, nagle zwraca się do niego jak książę do swego władcy.

Mogien dmuchnął w gwizdek, ale choć czekali długo, wiatrogony nie wróciły. Zjedli więc resztki twardego, pożywnego chleba Fiia i jeszcze raz wyruszyli na piechotę. Kombinezon wyraźnie pomagał Yahanowi, więc Rocannon nalegał, żeby młodzieniec go zatrzymał. Młody Olgyia nie odzyskał jeszcze całkowicie sił — potrzebował jedzenia i dłuższego wypoczynku — ale już mógł iść, a to było konieczne: czerwony zachód słońca zwiastował pogorszenie pogody. Zejście nie było niebezpieczne, tylko powolne i męczące. Późnym rankiem z lasów położonych daleko w dole nadleciał szary wiatrogon Mogiena. Obładowali go siodłami, uprzężą i futrami — wszystkim, co teraz mieli — i wiatrogon fruwał nad nimi, to wzbijając się w górę, to nurkując w dół. Od czasu do czasu wydawał dźwięczny okrzyk, jakby przywołując swego pasiastego towarzysza, który wciąż polował lub pożywiał się w lesie.

Około południa natrafili na niebezpieczny odcinek drogi. Z urwiska sterczała wielka skała, jak tarcza, przez którą musieli się przeczołgać powiązani linami.

— Może z góry zobaczysz jakąś łatwiejszą drogę, Mogienie — zaproponował Rocannon. — Szkoda, że drugi wiatrogon nie wrócił.

Czuł jakiś niepokój; chciał jak najszybciej zejść z tego nagiego, szarego zbocza i skryć się pośród drzew.

— Zwierzęta były przemęczone; może ten drugi jeszcze nic nie upolował. Mój wiatrogon nie był tak obciążony. Zobaczę, jak szeroka jest ta skała. Może mój wiatrogon mógłby przenieść nas wszystkich na niewielką odległość.

Zagwizdał, a szary wiatrogon z tym ślepym posłuszeństwem, które zawsze zdumiewało Rocannona u tak wielkiej i drapieżnej bestii, zatoczył koło w powietrzu, po czym z gracją sfrunął na ziemię. Mogien wskoczył na niego i wzbił się w górę z głośnym krzykiem; jego jasne włosy zabłysły w ostatnich promieniach słońca, przebijających się przez gęsty wał chmur.

Nadal wiał zimny, ostry wiatr: Yahan przykucnął w załomie skał i zamknął oczy. Rocannon usiadł wpatrując się w odległy horyzont, za którym, przy najdalszej krawędzi, wyczuwało się leciutki odblask morza. Nie patrzył na rozległy, mglisty pejzaż, który pojawiał się i znikał pomiędzy dryfującymi chmurami; wbił spojrzenie w jeden punkt, jedno miejsce położone na południe i nieco na wschód. Zamknął oczy. Nasłuchiwał i słyszał.

To był ten dziwny dar, który otrzymał od mieszkańca jaskini, strażnika gorącego źródła w bezimiennych górach; dar tak całkowicie obcy jego naturze. Tam, w ciemnościach, obok głębokiej, parującej studni, nauczono go posługiwać się zmysłem, który Ziemianie i Davenantanie mogli jedynie badać u innych ras, gdyż sami — prócz rzadkich wyjątków — byli nań głusi i ślepi. Rocannon, mobilizując resztki swego człowieczeństwa, odwracał się od przerażającej wiedzy, którą mu ofiarował mieszkaniec jaskini. Uczył się słuchać umysłów jednej rasy, jednego gatunku stworzeń, jednego głosu pośród wszystkich innych; głosu swego wroga.

Chociaż wcześniej próbował już rozmawiać w myślach z Kyo, teraz nie chciał słuchać myśli swoich towarzyszy, jeśli oni nie potrafili tego samego. Tam gdzie istniała miłość i lojalność, musiało też istnieć zaufanie.

Mógł jednak szpiegować i podsłuchiwać tych, którzy zabili jego przyjaciół i zerwali więź pokoju. Siedział na bloku granitu pośród nieprzebytych gór i słuchał myśli ludzi przebywających tysiące metrów niżej i setki kilometrów dalej, wśród wzgórz. Niewyraźne brzęczenie, chaos, bełkot i paplanina, odległe, mgliste emocje i doznania. Nie wiedział, jak odróżnić jeden głos od drugiego; czuł zawrót głowy, jakby przebywał jednocześnie w setkach miejsc. Słuchał, jak słucha niemowlę, nie odróżniając dźwięków. Ci, którzy rodzą się z oczami i uszami, muszą uczyć się patrzeć i słuchać, uczyć się wyłuskiwać jakąś twarz spośród kształtów widzianych do góry nogami, jakieś znaczenie spośród powodzi dźwięków. Strażnik studni posiadał dar, który Rocannonowi znany był tylko ze słyszenia, dar rozbudzania zmysłu telepatii; nauczył Rocannona, jak nim kierować, ale nie mógł go nauczyć, jak się nim posługiwać w praktyce; nie było na to czasu. Rocannonowi kręciło się w głowie od natłoku obcych myśli i uczuć. Tysiące obcych umysłów wdzierało się w jego umysł. Jednakże posługując się owym zmysłem, który Angyarowie nazywali „myślomową”, nie słyszał żadnych słów. To, co „słyszał”, to nie były słowa, lecz emocje, pragnienia, fizyczne doznania i sensualno-mentalne wrażenia obecności wielu różnych ludzi, obecności nakładającej się na jego własny system nerwowy; przerażające fale strachu i zazdrości, powiew zadowolenia, ciemna otchłań snu, szaleńcza, na wpół zrozumiała, na wpół odczuta kotłowanina myśli. I naraz z tego chaosu wynurzyło się coś absolutnie jasnego i zrozumiałego. Kontakt bardziej bezpośredni niż ręka położona na nagiej skórze. Coś zbliżało się ku niemu, jakiś człowiek, którego umysł wyczuł jego obecność. Wraz z tym wrażeniem pojawiły się słabsze wrażenia szybkości, ciasnej przestrzeni, ciekawości i strachu.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Świat Rocannona»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Świat Rocannona» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Świat Rocannona»

Обсуждение, отзывы о книге «Świat Rocannona» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x