Ursula Le Guin - Świat Rocannona

Здесь есть возможность читать онлайн «Ursula Le Guin - Świat Rocannona» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Poznań, Год выпуска: 1990, ISBN: 1990, Издательство: Amber, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Świat Rocannona: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Świat Rocannona»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Rocanon, kosmiczny etnograf prowadzący badania na zacofanej planecie, staje w obronie tubylców, których zaatakował galaktyczny wróg. Naukowa misja przekształca się w awanturniczą wyprawę, podczas której bohater odkrywa w sobie tajemniczy dar, znany jedynie Najstarszym.

Świat Rocannona — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Świat Rocannona», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Przytknął fujarki do swoich włochatych ust i dmuchnął, najpierw bardzo leciutko, ledwie słyszalna, nieśmiała skarga, która wzbierała i opadała, uderzała i załamywała się w pół dźwięku, wznosząc się w niemal melodyjnej frazie, brzmiącej jak krzyk dzikiej bestii. Rocannonowi mróz przeszedł po plecach: słyszał już tę melodię w lasach Hallan. Yahan, który był szkolony na myśliwego, wyszczerzył zęby w podnieceniu i krzyknął jak na widok zdobyczy:

— Śpiewaj! śpiewaj! nadlatuje!

Przez resztę popołudnia on i Piai opowiadali sobie myśliwskie historyjki. Wiatr ucichł, ale śnieg padał wciąż, cicho i spokojnie.

Następnego dnia o świcie niebo było czyste. Jak zwykle w zimnej porze okryte białym śniegiem wzgórza skrzyły się oślepiająco w różowo-białych promieniach słońca. Przed południem zjawili się dwaj towarzysze Piaia niosąc kilka szarych, puszystych futer pelliunarów. Czarnobrewi i żylaści jak wszyscy Olgyiorowie z południa, wydawali się jeszcze bardziej dzicy niż Piai; nieufni wobec obcych jak zwierzęta, obchodzili ich z daleka i tylko ukradkiem zerkali na nich spode łba.

— Nazywają moich ludzi niewolnikami — powiedział Yahan do Rocannona, kiedy tamci wyszli z chaty. — Lepiej jednak być człowiekiem służącym innym ludziom, niż bestią polującą na inne bestie, jak oni. — Rocannon podniósł ostrzegawczo rękę i Yahan zamilkł, kiedy jeden z południowców wszedł do środka, przypatrując im się z ukosa i nie mówiąc ani słowa.

— Chodźmy-mruknął Rocannon w języku Olgyiorów, którego trochę się poduczył przez ostatnie dwa dni. Żałował, że czekali do powrotu towarzyszy Piaia. Yahan również czuł się nieswojo.

— Pójdziemy już — zwrócił się do Piaia, który właśnie nadszedł. — Pogoda powinna się utrzymać, dopóki nie obejdziemy zatoki. Gdybyś nie udzielił nam schronienia, nie przeżylibyśmy tych dwóch mroźnych dni. Oby twoje łowy zawsze były szczęśliwe!

Ale Piai stał bez ruchu i nie mówił nic. Na koniec odchrząknął, splunął do ognia, przewrócił oczami i warknął: — Obejdziecie zatokę? Przecież chcieliście płynąć łodzią.

Jest łódź na brzegu. To moja łódź. Możemy nią popłynąć. Przewieziemy was przez wodę.

— To wam oszczędzi sześć dni drogi — wtrącił Karmik, niższy z przybyszów.

— Zaoszczędzicie sześć dni drogi — powtórzył Piai. — Przewieziemy was łodzią na drugą stronę. Możemy już iść.

— Zgoda — odparł Yahan spojrzawszy szybko na Rocannona: nic nie mogli zrobić.

— No to chodźmy — mruknął Piai i jakoś tak nagle, nie proponując nawet gościom zapasów na drogę, wyszedł z chaty, a za nim pozostali. Wiał ostry wiatr, słońce świeciło jasno; chociaż gdzieniegdzie w zagłębieniach gruntu leżał jeszcze śnieg, rozmiękła od wilgoci ziemia chlupotała pod nogami. Ruszyli wzdłuż brzegu kierując się na zachód. Słońce już zachodziło, kiedy po długim marszu dotarli do niewielkiej zatoczki, gdzie na skalistym brzegu pośród trzcin leżała wyciągnięta z wody łódka. Wody zatoki i niebo na zachodzie powlokły się czerwienią; ponad czerwoną poświatą jaśniał mały księżyc Heliki zbliżający się do pełni, a we wschodniej stronie nieba Wielka Gwiazda — odległa gromada Fomalhaut — lśniła jak opal. Woda i niebo odbijały ten sam blask, a pomiędzy nimi ciągnął się długi, pagórkowaty brzeg, ciemny i niewyraźny.

— To ta łódka — oznajmił Piai zatrzymując się i spoglądając na nich. Na twarz padał mu czerwony odblask zachodu. Dwaj jego towarzysze stanęli w milczeniu pomiędzy Yahanem a Rocannonem.

— Z powrotem będziecie wiosłować po ciemku — zauważył Yahan.

— Świeci Wielka Gwiazda; będzie jasna noc. A teraz, chłopcze, chodzi o to, czym nam zapłacicie za wiosłowanie. — Ach — powiedział Yahan.

— Piai wie, że nie mamy nic. Nawet ten płaszcz dostaliśmy od niego — odezwał się Rocannon, który widząc, skąd wiatr wieje, już przestał się martwić, że jego akcent może ich zdradzić.

— Jesteśmy biednymi myśliwymi. Nie stać nas na robienie prezentów — oświadczył Karmik, ten który miał łagodniejszy głos i wyglądał bardziej rozsądnie i cywilizowanie od Piaia i trzeciego myśliwca.

— Nie mamy nic — powtórzył Rocannon. — Nie mamy czym zapłacić za wiosłowanie. Zostawcie nas tutaj.

Yahan zaczął bardziej obszernie wyjaśniać to po raz trzeci, ale Karmik mu przerwał.

— Nosisz na szyi woreczek, obcy człowieku. Co w nim jest?

— Moja dusza — szybko odpowiedział Rocannon. Wszyscy wytrzeszczyli na niego oczy, nawet Yahan. Ale blef w tej sytuacji nie był najlepszym wyjściem. Myśliwi szybko otrząsnęli się z zaskoczenia. Karmik położył rękę na swoim myśliwskim nożu z klingą w kształcie liścia i przysunął się bliżej; Piai i drugi łowca zrobili to samo.

— Byliście w twierdzy Zgamy — stwierdził Karmik. — W wiosce Timash wiele o tym mówiono. Podobno nagi człowiek stał w płonącym ogniu, a potem spalił Zgamę ogniem wylatującym z jego białej laski i wyszedł z twierdzy. Na szyi miał wielki klejnot na złotym łańcuchu. W wiosce mówili, że to były czary, ale ja myślę, że to głupcy. Może ciebie nie można zranić, ale jego…

Z szybkością błyskawicy złapał Yahana za długie włosy, przegiął mu głowę do tyłu i przyłożył mu nóż do gardła. — Chłopcze, powiedz temu obcemu, z którym podróżujesz, żeby zapłacił za nocleg, dobrze?

Wszyscy zamarli w bezruchu. Czerwony poblask na wodzie przygasł, Wielka Gwiazda jaśniała na niebie, zimny wiatr owiewał im twarze.

— Nie skrzywdzimy go — warknął Piai. Jego dziką twarz wykrzywiał skurcz. — Zrobimy tak, jak powiedziałem, przewieziemy was przez cieśninę — tylko nam zapłaćcie. Nie mówiliście, że macie złoto, żeby nam zapłacić. Mówiliście, że straciliście całe swoje złoto. Spaliście pod moim dachem. Dajcie nam tę rzecz, a przewieziemy was na drugą stronę.

— Dostaniecie to… po tamtej stronie — oświadczył Rocannon, wskazując na drugi brzeg.

— Nie — powiedział Karmik.

Yahan, bezsilny w jego rękach, nie mógł nawet drgnąć; Rocannon widział pulsującą arterię na jego szyi i przyłożone do niej ostrze noża.

— Po tamtej stronie — powtórzył z posępnym uporem i potrząsnął swoją białą laską próbując zrobić na nich wrażenie. — Przewieziecie nas na drugą stronę; dam wam tę rzecz. Obiecuję wam to. Ale jeśli go skrzywdzicie, umrzecie tutaj, zaraz. Obiecuję wam to!

— Karmik, on jest pedan — mruknął Piai. — Rób, co ci mówi. Mieszkali ze mną pod jednym dachem, przez dwie noce. Puść chłopca. On ci obiecuje to, czego chciałeś.

Karmik popatrzył spode łba na niego, na Rocannona i w końcu powiedział:

— Wyrzuć tę białą laskę. Wtedy was przewieziemy.

— Najpierw puść chłopca — odparł Rocannon, a kiedy Karmik uwolnił Yahana, roześmiał mu się w twarz, zakręcił kijem nad głową i cisnął go z rozmachem w wodę.

Z obnażonymi nożami w dłoniach trzej myśliwi poprowadzili podróżnych do łódki; musieli brnąć przez wodę, po śliskich skałach, na których łamały się drobne, czerwone fale. Piai i trzeci myśliwiec wiosłował, a Karmik usiadł między pasażerami z nożem w ręku.

— Czy oddasz im klejnot? — szepnął Yahan we Wspólnej Mowie, której ci Olgyiorowie z półwyspu nie znali. Rocannon kiwnął głową.

Yahan szeptał dalej, ochryple, trzęsącym się głosem:

— Skacz i płyń do brzegu, panie, kiedy się zbliżymy. Zabierz klejnot. Puszczą mnie wolno, jak zobaczą…

— Poderżną ci gardło. Szsz.

— Oni rzucają czary, Karmik — odezwał się trzeci mężczyzna. — Chcą zatopić łódź…

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Świat Rocannona»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Świat Rocannona» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Świat Rocannona»

Обсуждение, отзывы о книге «Świat Rocannona» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x