Wtedy się z nią ożenię! Tak, właśnie tak zrobię! Nieważne, że jest prawie dziesięć lat ode mnie starsza. Biorąc pod uwagę moją lekkomyślność, powinienem związać się właśnie z kimś starszym, kto by nade mną czuwał i ostrzegał przed niewłaściwym krokiem.
Ricky była dokładnie taką dziewczyną, jakiej potrzebowałem. Opiekowała się Milesem i dbała o jego gospodarstwo z powagą małej kobietki, choć przecież nie miała jeszcze dziesięciu lat. Czterdzieści nie powinno jej wiele zmienić… może, co najwyżej, wydoroślała.
Po raz pierwszy od momentu przebudzenia poczułem się spokojny o dalszy los. Ricky będzie lekarstwem na wszystko.
Nagle gdzieś w głębi usłyszałem głos: ,,TY GŁUPCZE, nie możesz się z Ricky ożenić, ponieważ ta wspaniała dziewczyna dawno już znalazła męża i ma czworo dzieci… a najstarszy syn może przerastać cię o głowę… Męża z pewnością nie ucieszy widok starego dobrego wujka Danny'ego”. Wsłuchałem się w ten głos i po chwili namysłu skapitulowałem. Potem niepewnie zacząłem się usprawiedliwiać: ,,W porządku, znowu uciekł mi pociąg. Ale i tak muszę ją znaleźć. W końcu nic gorszego od śmierci mi nie grozi, Ricky zaś była jedyną osobą, która rozumiała Pita”.
Odwróciłem następną stronę gazety i naraz uświadomiłem sobie, jak bolesna jest dla mnie strata dziewczyny i kota.
Z tą świadomością zasnąłem i spałem aż do obiadu, który przyniósł ,,Pracuś Paul” albo jego bliźniak.
Śniłem, że Ricky trzyma mnie na kolanach i szepce: ,,Wszystko w porządku, Danny. Znalazłam Pita i chcemy być razem z tobą. Prawda, Pit?
— Mnoooou!”
Uzupełnienie słownictwa poszło mi zupełnie gładko, gorzej było z edukacją historyczną. Przez trzydzieści lat może się wydarzyć mnóstwo rzeczy, ale po co ładować je do głowy, skoro i tak wszyscy je znają lepiej ode mnie? Nie zaskoczyło mnie, że Unia Wielkoazjatycka wyparła nas z rynków Ameryki Południowej — przewidywałem taki bieg wypadków od momentu podpisania Umowy Tajwańskiej. Nie zdziwiłem się szczególnie, czytając, że Indie znajdują się pod coraz silniejszym wpływem Bałkanów. Przez chwilę zamroczyła mnie wizja Anglii jako kanadyjskiej prowincji. Kto jest kurą, a kto jajkiem? Pobieżnie przerzuciłem dane na temat paniki w 1987 roku; złoto może być fantastycznym materiałem konstrukcyjnym i naprawdę nie sądziłem, że jego niska obecnie cena — a tym bardziej zlikwidowanie parytetu dolarowego — to tragedia, bez względu na liczbę ludzi, którzy przy tej zmianie stracili swoje ostatnie koszule.
Przestałem czytać i zamyśliłem się nad tym, jak można wykorzystać tanie złoto, jego wysoką gęstość, dobre przewodnictwo, fantastyczną ciągliwość… i przeraziłem się, jak wiele mam do zdziałania. Uświadomiłem sobie, że najpierw czeka mnie długie studiowanie prac, chociażby z dziedziny techniki atomowej… ileż zdążyło się tam zmienić?… Przecież złoto jest bardziej podatne na obróbkę niż inne metale. Gdyby tylko można je było wykorzystać w miniaturyzacji… znowu zatkało mnie z wrażenia. Nagle zacząłem podejrzewać, że ,,Pracuś Paul” może mieć głowę pełną złota. Po prostu musiałem wziąć się porządnie do roboty i sprawdzić, co też nowego wykluło się w laboratoriach w ciągu tych trzydziestu lat.
Schronisko w Sawtelle to nie politechnika, toteż oznajmiłem doktorowi Albrechtowi, że chcę odejść. Ten wzruszył ramionami i stwierdził, że upadłem na głowę, ale wyraził zgodę. Zostałem jeszcze na jedną noc. Poczułem, jak bardzo jestem zmęczony, obserwując mikrofilm przesuwający się w czytniku.
Nazajutrz rano, zaraz po śniadaniu przyniesiono mi modne ubranie… i udzielono pomocy przy toalecie. Ubranie samo w sobie nie było szczególnie oryginalne (choć nigdy przedtem nie nosiłem karminowych spodni z nogawkami w kształcie dzwonu), ale nie mogłem uporać się z zapięciami. Przypuszczam, że mój pradziadek miałby podobne problemy z zamkiem błyskawicznym, gdyby ktoś wcześniej nie wyjaśnił mu zasady działania. Ja miałem do czynienia z automatycznymi szwami z lepexu — odniosłem wrażenie, że będę musiał zaangażować jakiegoś małego pomocnika, gdy zechcę skorzystać z toalety. Po długich usiłowaniach zrozumiałem wreszcie, że przyleganie szwów polega na osiowej polaryzacji. Mimo to o mały włos nie pożegnałbym się ze spodniami, gdy spróbowałem rozluźnić je w pasie. Nikt jednak nie szydził z mych nieudolnych prób.
— Co pan ma zamiar robić? — zapytał doktor Albrecht.
— Ja? Najpierw zapoznam się z planem miasta. Potem znajdę mieszkanie, a później przez długi, długi czas nie będę robił nic, tylko czytał fachową literaturę… Możliwe, że potrwa to cały rok. Wie pan, doktorze, jestem konstruktorem z prawdziwego zdarzenia i nie widzę przed sobą innej przyszłości.
— Hmm. Życzę dużo szczęścia… Gdyby pan potrzebował pomocy, proszę zwrócić się do mnie.
— Serdecznie dziękuję, panie doktorze. Był pan wspaniały. Cóż, pewnie nie powinienem o tym wspominać przed wizytą w ubezpieczalni, ale chciałbym, żeby te podziękowania brzmiały bardziej konkretnie. Mam nadzieję, że pan rozumie?
Pokręcił głową.
— Jestem wdzięczny za dobre chęci, lecz moje honorarium jest określone umową ze schroniskiem.
— Ale…
— Nie. Nie mógłbym przyjąć żadnego prezentu, więc skończmy tę rozmowę. — Uścisnął mi mocno dłoń i dodał: — Z Bogiem. Tą drogą dojdzie pan do głównej kancelarii. — Na moment zawahał się. — A gdyby się pan w tym wszystkim zagubił, proszę wrócić do nas. Ma pan jeszcze prawo do czterech dni rekonwalescencji i reorientacji. Są już opłacone, może je pan spokojnie wykorzystać. Jeśli mimo wszystko zdecyduje się pan odejść, nikt nie będzie stawiał żadnych przeszkód.
Uśmiechnąłem się krzywo.
— Dziękuję, doktorze. Nie radzę się zakładać, że wrócę — najwyżej wpadnę kiedyś do pana na pogawędkę.
Przed wejściem do kancelarii zgłosiłem się do recepcjonisty. Podał mi kopertę, w której znalazłem następny sygnał od pani Schultz z numerem telefonu. Nie miałem na razie zamiaru dzwonić do niej, gdyż nie wiedziałem, kto zacz, schronisko bowiem nie zezwalało na składanie wizyt i telefonowanie do ,,świeżo zmartwychwstałych”, jeżeli ci sobie tego nie życzyli. Popatrzyłem na wiadomość, wsadziłem kopertę do kieszeni i zastanowiłem się, czy czasami nie popełniłem błędu konstruując ,,Uniwersalnego Franka”… zbyt uniwersalnego. Kiedyś w recepcji królowały piękne dziewczęta, a nie maszyny.
Portier zwrócił się do mnie.
— Proszę tędy. Nasz księgowy chciałby z panem porozmawiać.
Czemu nie, ja też chciałem zamienić z nim kilka słów, wszedłem więc do pokoju. Byłem ciekawy, ile pieniędzy zarobiłem, i gratulowałem sobie w duchu, że zainwestowałem w akcje z puli podstawowej, zamiast grać ,,na pewniaka”. Wartość innych akcji bez wątpienia spadła w czasie paniki 1987 roku, ale trzynaście lat później powinna być znowu wysoka — prawdę mówiąc wiedziałem, że co najmniej dwie z firm, w których akcje wsadziłem pieniądze, stoją cholernie dobrze. Upewniły mnie w tym dane z rubryki finansowej w Timesie. Księgowy okazał się typowym urzędasem. Delikatnie uścisnął mi rękę.
— Dzień dobry, panie Davis, moje nazwisko Doughty. Proszę usiąść.
— Dzieńdoberek, panie Doughty — zażartowałem. — Nie będę pana zanudzał. Proszę mi tylko powiedzieć, czy ubezpieczalnia załatwi moje roszczenia za pośrednictwem pańskiej kancelarii, czy też muszę udać się bezpośrednio do nich?
— A jednak proszę usiąść. Chciałbym wyjaśnić kilka drobiazgów.
Читать дальше