— Uwielbienie jest pochodną strachu — skomentował Schruilla. — Czy chce nam przekazać jakąś ważną informację.
— O to chodzi, Max?
Na ekranie Max popatrzył na nich po kolei. Znowu zatracili poczucie czasu i pogrążyli się w nieskończonym analizowaniu informacji, efekcie ubocznym nieśmiertelności. Drobnostki ich pochłaniały i Max miał nadzieję, że szybko się nie ockną.
— Gdzie Potter? — powtórzył Nurse. Allgood przełknął ślinę.
— Potter… na razie się nam wymknął.
— Wymknął? Jak?
— Doszło do użycia przemocy — rzekł Allgood.
— Pokaż nam to — rozkazał Schruilla.
— Nie — powiedziała Calapina. — Słowo Maxa mi wystarczy.
— Nie masz zaufania do Maxa? — spytał Nurse.
— Mam — odparł Schruilla, ale chcę zobaczyć przemoc.
— Jak możesz! — krzyknęła Calapina.
— Wyjdźcie, jeśli chcecie. Ja… chcę zobaczyć… przemoc — spojrzał na Allgooda.
Allgood przełknął jeszcze raz ślinę. Nie przewidział tego rozkazu.
— Wydarzyła się, wiem o tym, Schruillo.
— Oczywiście, zauważyłem cięcia na naszych ekranach. Przemoc. A teraz chcę złamać reguły mające na celu chronić naszą wrażliwość.
— Wrażliwość! — powtórzył z wściekłością.
Gdy podniósł wzrok na kamery, zobaczył, że większość się wyłączyła. Zdegustował nawet Cyników! Ciekawe, czy pozostali wytrwają do końca?
Gdy włączył się zapis na ekranach, Nurse odwrócił się tyłem do nich, a Calapina ukryła twarz w dłoniach. Widać było mały plac otoczony ślepymi budynkami. Dwie maleńkie sylwetki zbliżyły się do fontanny. Powiększenie ukazało, że to Potter oraz nieznajomy o lodowatym spojrzeniu.
Znowu ujęcie z daleka: dwaj ludzie z paczkami, dzieci z nauczycielką. Nagle Potter ruszył w kierunku budynku, a jego towarzysz pobiegł na drugą stronę fontanny.
Schruilla zerknął na Calapinę i zauważył, że patrzyła pomiędzy palcami.
Jej okrzyk na nowo skierował jego uwagę na ekran. Towarzysz Pottera zmienił się w straszne stworzenie. Oślepiający strumień wydobył się z jego piersi. Ekran pociemniał, po czym powrócił pod innym kątem.
Calapina nie próbowała już ukryć swojej ciekawości. Nurse też patrzył.
Nowe ujęcia z dużej wysokości. Sylwetka dalej miota promienie. Pojazdy eksplodują i spadają z nieba. Jeden grawilot SB znalazł się za Cyborgiem. Strzał z lasera zrobił wyrwę w boku jednego z domów. Cyborg obrócił się, podniósł rękę i ułamek sekundy później niebieskie światło dotknęło pojazdu przecinając go na pół. Jedna połowa odbiła się rykoszetem od ściany budynku i zmiażdżyła Cyborga.
Żółta kula zabłysła na placyku, sekundę później rozległ się huk olbrzymiej eksplozji. Schruilla zauważył, że wszystkie kamery na górze były włączone. — Potter wszedł do budynku po prawej — powiedziała Calapina.
— To wszystko, co masz do powiedzenia? — zdziwił się Schruilla.
Nurse spojrzał na niego przeciągle.
— Czy to nie było ciekawe? — zagadnął Schruilla z drwiącym uśmiechem.
— Ciekawe — przytaknął Nurse.
— To się nazywa stanem wojny — zauważył Schruilla. — Czy znasz naszą broń?
— Te historie o przemocy i broni drażnią mnie w najwyższym stopniu. Po co to wszystko? — warknął Nurse.
— Po co trzymać broń, jeśli się jej nie używa? Co o tym myślisz, Max? — spytał Schruilla.
— Słyszałem o waszej broni. To ostatnia gwarancja waszego bezpieczeństwa.
— Oczywiście, że mamy broń! — krzyknął Nurse. — Ale po co?…
— Nurse, uspokój się — zwróciła mu uwagę Calapina. Nurse wcisnął się w swój tron.
— Omówmy rozwój sytuacji — ciągnął Schruilla. Wiemy o istnieniu Cyborgów, ale zawsze nam uciekali. Poza tym, dzięki swoim komputerom kontrolują montaż nagrań. Masa czuje do nich sympatię. Poza tym, jak widzieliśmy, posiadają brygadę interwencyjną zdolną poświęcić jednego członka, aby uratować resztę. A my zapomnieliśmy co to jest przemoc.
— Ach! — jęknął Nurse.
— Jeśli ktoś kogoś uderzy bronią, to kto jest winien: broń, czy ten, kto ją trzyma? — spytał Schruilla.
— Mów jaśniej — syknęła Calapina. Schruilla wskazał na Allgooda na ekranie.
— To nasza broń, prowadziliśmy go tak długo, aż nauczył się sam sobą kierować. Jednak nigdy nie zapomnieliśmy, że przemoc jest w nas.
— Absurd! — wykrzyknął Nurse.
— Sam zobacz — ciągnął Schruilla, wskazując palcem zapalone kamery. Dlaczego reszta obserwowała to, co się tu działo?
Po tych słowach kilka światełek zgasło, po czym zapaliło się na nowo.
Z ekranu Allgood obserwował to wszystko coraz bardziej zafascynowany. Nadludzie mówili o przemocy! Przyzwyczajony do eufemizmów używanych przez prawie czterysta lat, szef SB poczuł, że jest to wręcz nie do zniesienia. Tak nagłe przewartościowanie miało w sobie coś nierzeczywistego. I to byli ci nieomylni, nieśmiertelni! Zastanawiał się, o czym myśleli w tej chwili.
Schruilla, zwykle cichy, rzekł groźnie do Allgooda:
— Kto jeszcze nam się wymknął?
Allgood nie umiał odpowiedzieć. Nie miał odwagi.
— Durantowie — rzekł za niego Schruilla — Srengaard też. Kto jeszcze?
— Nikt, Schruillo. Nikt.
— Trzeba ich złapać żywych!
— Żywych?
— Jeśli to będzie możliwe. Teraz możesz wrócić do pracy.
Kiedy ekran ściemniał, Schruilla zaczął manipulować przy swoim pulpicie.
— Co robisz? — spytał Nurse i od razu zganił się za nadmierną ciekawość.
— Anuluję rozkazy, które usuwały przemoc sprzed naszych oczu. Czas, abyśmy spojrzeli na prawdziwy świat.
— Skoro uważasz, że to konieczne — westchnął Nurse.
— Wiem, że to konieczne!
— Pasjonujące — szepnęła Calapina. — Co jest pasjonujące w tym obrzydliwym spektaklu? — zdziwił się Nurse.
— To uczucie radości, które odczuwam. Wykończony Nurse odwrócił się od niej i spojrzał na Schruillę: on naprawdę miał plamkę koło nosa…
Dla kogoś takiego jak Srengaard, wychowanego w uporządkowanym świecie Nadludzi, myśl, że mogli oni popełnić błąd, była herezją. Omylny znaczyło tyle co śmiertelny. Jakże więc Nadludzie mogli popełniać błędy?
Blade światło wpadało do sali przez otwory w suficie. Naprzeciwko Srengaarda siedział Tome, członek ekipy lekarskiej Centrum. Obcy znajdowali się w starym pomieszczeniu wentylacyjnym, należącym do Parku Kaskad. Srengaard siedział w wygodnym fotelu, lecz ręce i nogi miał związane. Jacyś osobnicy z paczkami w rękach chodzili tam i z powrotem, ale większość z nich nie zwracała uwagi na chirurgów.
Srengaard przyglądał się chirurgowi z Centrum. Sieć zmarszczek na jego twarzy była pierwszą oznaką nierównowagi enzymatycznej zwanej starością. Jednak błękitne oczy były nadal młode.
— Musisz się zdecydować — powiedział Tome Igan. Srengaard tępo gapił się w sufit.
— Czekam na twoją odpowiedź.
Srengaard skierował wzrok na ścianę za swoim rozmówcą; była oczywiście z plasmeldu. Ludzie dalej krążyli, jednostajność ich ubrań irytowała lekarza. Kim byli? Na pewno należeli do Ruchu Oporu, ale kim byli naprawdę? Na przegubie jakiejś kobiety dojrzał bransoletę z ludzkich włosów. Jeszcze się nad tym zastanawiał, gdy Igan znów się odezwał:
— Teraz już trwa wojna. Wierz mi, nasze życie jest na szali.
„Moje życie?” — Srengaard próbował pomyśleć o swoim życiu, zdefiniować je. Miał trzecią żonę, kobietę, której definitywnie odmówiono zgody na reprodukcję, jak jemu. Nie mógł nawet przypomnieć sobie jak ona wygląda.
Читать дальше