„Nadludzie nie znają tego miejsca” — pomyślał chirurg.
Kiedy wyszli na plac, przewodnik zwolnił i Potter zauważył, że czuć go chemikaliami.
„Dlaczego nie użył szantażu? Był pewien, że pójdę za nim? Kto może mnie aż tak dobrze znać?”
— Mam pracę dla pana — powiedział przewodnik. — Operację.
„Mam jedną słabą stronę — ciekawość. Oto dlaczego tu jestem!”
— Proszę czekać tu na mnie i nie ruszać się — nakazał Cyborg.
Po tonie głosu Potter odgadł, że coś się dzieje. Rozejrzał się dookoła. Ciemne budynki otaczały ich, a na rogu innej odchodzącej od placu uliczki znajdowały się szerokie drzwi. Nic się nie stało, słychać było tylko warkot jakiejś maszyny.
— Co się dzieje? — spytał Potter. — Na co czekamy?
— Nic. Proszę czekać.
Potter wzruszył ramionami, zamyślił się nad przebiegiem operacji na embrionie Durantów. Przypomniał sobie jej poszczególne etapy. Podejrzewał, że to Cyborgi wprowadziły argininę.
— Można to powtórzyć — mruknął do siebie.
— Cicho! — syknął przewodnik.
Chirurg wziął głęboki oddech na myśl o tym, że on był jedynym człowiekiem, który wiedział jak dokonać takiej operacji. Oczywiście, gdyby jakiś wybitny chirurg zaczął sprawdzać raport, może by coś zauważył. Ale kto by to sprawdził? Na pewno nie ten głupek Srengaard ani Nadludzie.
W tej chwili przewodnik dotknął jego ramienia.
— Obserwują nas. Proszę uważnie mnie słuchać, pańskie życie od tego zależy.
Chirurg zamrugał oczyma, zamieniając się w aparat do słuchania i wykonywania rozkazów.
— Przejdzie pan przez drzwi naprzeciwko nas. Potter odwrócił wzrok. Dwaj mężczyźni niosący paczki wyszli na ulicę tuż przed nimi i skierowali się w stronę fontanny. Przewodnik zignorował ich tak samo jak dziecięce głosy, które nagle rozległy się w okolicy.
— Kiedy pan wejdzie, proszę otworzyć pierwsze drzwi na lewo. Będzie tam kobieta, a pan powie jej: „Mam za ciasne buty”. Ona odpowie: „Każdy ma swoje zmartwienia”. Potem zajmie się panem.
— A… jeśli jej tam nie będzie? — spytał Potter, który wreszcie odzyskał głos.
— W takim razie proszę przejść przez pokój i wyjść drugimi drzwiami, następnie skręcić w lewo. Za budynkiem spotka pan mężczyznę w szarobiałym mundurze strażnika. Zacznie pan zabawę na nowo.
— A pan?
— To pana nie dotyczy. A teraz szybko. Przewodnik popchnął go do przodu.
Gdy Potter dochodził do drzwi, uliczką szła grupka dzieci z nauczycielką na czele. Przepchnął się przez nie i wtedy usłyszał krzyk.
Odwrócił się. Przewodnik znajdował się po drugiej stronie fontanny, która zasłaniała go do połowy. Lecz to, co było widać, było wystarczająco przerażające. Z jego piersi wytrysnął rozjarzony promień światła.
Kilku ludzi wynurzyło się z uliczki na lewo. Promień spalił ich żywcem. Z krzykiem i płaczem dzieci rzuciły się do ucieczki. Potter nawet na nie nie spojrzał. Zafascynowała go ta maszyna do zabijania, którą początkowo wziął za człowieka.
Cyborg podniósł ramię i skierował je ku niebu. Błękitne promienie wyleciały z jego palców. W powietrzu, nagle nasyconym ozonem, zadudniła potężna eksplozja i na ziemię posypały się szczątki grawilotu.
Odpowiedź na atak była natychmiastowa. Ubranie i skóra przewodnika spłonęły w ułamku chwili. Ukazało się pancerne ciało z tytanu i plasmeldu.
Potter wskoczył do budynku. Zamknął za sobą drzwi i ruszył korytarzem. Budynkiem wstrząsnęła kolejna eksplozja.
Odnalazł kobietę i po wypowiedzeniu hasła poszedł dalej. Kompletnie oszołomiony chirurg znalazł się w pomieszczeniu, w którym stały rzędy biurek. Kobieta zaprowadziła go do drugiego wyjścia.
— Musimy skorzystać z pojazdu służbowego, to nasza jedyna szansa. Za chwilę zostaniemy okrążeni.
Potter zatrzymał się, zdecydowany nie zrobić już ani kroku więcej.
— Gdzie idziemy? — spytał. — Czego ode mnie chcecie?
— Więc pan nie wie? Nie odpowiedział nic.
— Wszystko wytłumaczymy. Szybciej!
— Nie ruszę się stąd, dopóki nie dowiem się, czego ode mnie chcecie.
Kobieta wyrzuciła z siebie stek przekleństw.
— Dobrze. Trzeba przeszczepić embrion Durantów do macicy jego matki. To jedyne wyjście, aby go stąd wydostać.
— Do macicy?! — wykrzyknął chirurg wzdrygając się.
— Jak dawniej. To obrzydliwe, wiem, ale nie mamy innego wyjścia. A teraz uciekajmy!
Potter dał się prowadzić.
W wielkiej czerwonej kuli członkowie Trójcy siedzieli na swoich tronach i czytali, sprawdzali oraz klasyfikowali informację po informacji. Przed każdym z nich widniał ekran, na którym ukazywały się dane pod postaciami funkcji matematycznych, analogicznych, proporcjonalnych, ciągów binarnych, krzywych itp.
Na górnych ekranach widać było, ilu Nadludzi obserwowało tego ranka pracę Centrum: ponad tysiąc!
Calapina bezmyślnie obracała pierścień mocy na lewym kciuku. Życzenia, których nie umiała sprecyzować, chodziły jej po głowie. Pracę tę uważała za okropną, swoich towarzyszy za nieznośnych. We wnętrzu sfery nie było nocy ani dnia. Czas płynął w jednostajnym rytmie.
— Na nowo przestudiowałem zapis syntezy proteinowej przygotowanej dla embriona Durantów — powiedział Nurse.
Spojrzał na Calapinę i zabębnił niecierpliwie palcami na oparciu swego fotela.
— Coś opuściliśmy, coś opuściliśmy — zanuciła Calapina spoglądając na Schruillę, który potarł dłońmi o tunikę w geście ujawniającym ogromne zdenerwowanie.
— Tak się składa, że właśnie odkryłem to, co ominęliśmy — oznajmił Nurse i odwrócił się w stronę Schruillii. Dwaj Nadludzie patrzyli przez chwilę na siebie. Nurse zauważył, że Schruilla ma maleńką plamkę na skórze koło nosa.
Ciekawe — pomyślał Nurse. — Jak to możliwe? To mógł być tylko efekt nierównowagi enzymatycznej…
— A więc, o co chodzi? — zapytał Schruilla.
— Masz plamkę koło nosa — rzekł Nurse. Tamten spojrzał na niego jak na wariata.
— Czy to ci powiedział embrion? — parsknęła Calapina.
— Co?… oczywiście, że nie!
— No więc, co odkryłeś?
— Wydaje mi się, że można powtórzyć operację Pottera, jeśli się ma embrion tego typu.
Schruilla wzruszył ramionami.
— Więc powtórzyłeś przebieg operacji? — spytała Calapina.
— W zarysie.
— Potter też mógłby to zrobić.
— Być może nawet Srengaard.
— Oby nie — mruknęła Calapina, zakręciła się na tronie i dodała:
— Gdzie jest Max?
— Pracuje — odparł Nurse — jest zajęty.
Schruilla podniósł wzrok na kamery, które go obserwowały, i rzucił okiem na rozkład nastrojów. Akcjoniści uważali tę sytuację za wyzwanie rzucone ich możliwościom. Emocyjni, strachliwi i marudzący byli prawie sparaliżowani przez poczucie winy. Cynicy interesowali się tylko nową grą.
— „Ciekawe czy powstanie nowe stronnictwo?” — pomyślał — „brutalnych, pozbawionych zahamowań przez instynkt samozachowawczy. Nurse i Calapina jeszcze tego nie zauważyli”. Znowu wzruszył ramionami.
— Max nas wzywa — powiedziała Calapina wskazując na boczną linię.
Po chwili Schruilla i Nurse ujrzeli twarz Maxa.
Calapina ze zdumieniem popatrzyła na szefa SB. Wydał się jej zaniepokojony, wręcz przestraszony.
— Co z Potterem? — zapytał Nurse. Allgood milczał.
— Dlaczego on nie odpowiada? — spytał Schruilla.
— Bo nas uwielbia — wyjaśniła Calapina.
Читать дальше