— Nie wiedziałam, że chirurg był jednym z naszych — powiedziała Lizabeth.
Podczas przerwy, która teraz nastąpiła, twarz Cyborga straciła wszelki wyraz. Cyborgi myślały równaniami matematycznymi, które tłumaczyły potem na dowolny język.
— Chirurg nie był jednym z nas — odparł Cyborg. — Ale dołączy się do nas wkrótce. — A co z taśmą z przebiegiem operacji — zaniepokoił się Harrey.
— Zniszczona. W tej chwili wasz embrion jest przenoszony w inne miejsce. Zobaczycie go niedługo. — Sztywny śmiech wykrzywił wargi Cyborga.
Lizabeth wzdrygnęła się na dźwięk tych słów.
— Czy jest zdrów i cały?
— Jak najbardziej, nic nie pozostawiamy przypadkowi.
— W jaki sposób?
— Niedługo zrozumiecie. Mamy swoje pewne, wypóbowane metody. Nie bójcie się, te embriony są potężną bronią, a my nie chcemy jej stracić.
Harrey poruszył się nerwowo.
— Kiedy… — zaczął — wzywa się chirurga z Centrum, oznacza to, że jest szansa uzyskania Nadczłowieka. Czy oni… Czy nasz syn?…
Nozdrza Glissona drgnęły ze wzgardą. Taka głupota była obraźliwa dla Cyborga.
— Nie można nic powiedzieć, dopóki nie będziemy mieli wszystkich danych. Tylko chirurg je posiada, a jego jeszcze nie przesłuchaliśmy.
— Srengaard i manipulatorka… — odezwała się Lizabeth.
— Srengaard to głupek, a manipulatorka nie żyje.
— Zabili ją? — spytała kobieta.
— Warunki jej śmierci nie mają znaczenia, gdyż wykonała swoje zadanie.
„Cyborgi mają coś wspólnego z jej śmiercią” — przekazał Harrey.
„Zrozumiałam”.
— Czy będziemy mogli porozmawiać z Potterem — spytał Harrey.
— On o tym zadecyduje.
— Chcemy wiedzieć! — wybuchnęła Lizabeth.
— Proszę pani — odparł Glisson — produkcja Nadludzi nie jest naszym celem. Przypominam o treści przysięgi.
— Proszę o wybaczenie, jestem bardzo zdenerwowana.
— Uznajemy uczucia jako okoliczności łagodzące. Lepiej będzie, jeśli was uprzedzę: usłyszycie na temat waszego syna rzeczy, które nie powinny was zaskoczyć.
— Jakie rzeczy?
— Oddziaływanie obcego pochodzenia czasami powoduje duże zamieszanie podczas operacji. Teraz chyba do tego doszło.
— Co chcesz przez to powiedzieć? Glisson roześmiał się:
— Zadajecie pytania, na które nie ma odpowiedzi.
— Co robi to obce oddziaływanie? — spytała Lizabeth błagalnym tonem.
— Działa jak naładowana cząsteczka. Zmienia strukturę komórki. Jeśli tak się stało, powinniście się cieszyć. Uniemożliwia to powstanie Nadczłowieka.
— Czy jeszcze nas potrzebujecie? Możemy odejść? — spytał Harrey.
— Możecie tu zostać.
Oboje spojrzeli na Cyborga nic nie rozumiejąc.
— Zaczekacie na rozkazy.
— Ale zauważą naszą nieobecność. Nasze mieszkanie.
— Sporządziliśmy kopie zdolne zastąpić was na czas niezbędny do przeprowadzenia ucieczki. Nigdy nie będziecie mogli wrócić do Seatac.
— Naszej ucieczki? — spytał Harrey z niedowierzaniem. — Co… dlaczego?
— Przemoc wisi w powietrzu — wyjaśnił Glisson. — Nawet teraz. Wojna… krew… zabójstwa. Jak dawniej niebo zapłonie, a ziemia się stopi.
„Wojna… dawniej…” — myślał Harrey. Dla Glissona nie były to chyba dawne czasy. Opowiadano, że jedna z form Glissona brała udział w wojnie Cyborgów z Nadludźmi. Nikt z członków Ruchu Oporu nie znał wszystkich postaci, jakie ten Cyborg przyjmował. — Gdzie teraz pójdziemy? — spytał Harrey, palcami nakazując Lizabeth nie mieszać się.
— Wszystko zostało przygotowane — odparł Glisson. — Czekajcie tu, przyniesiemy wam wszystko, czego będziecie potrzebować.
Wyszedł. Drzwi zamknęły się hermetycznie z głuchym hałasem.
— Są tak samo źli jak Nadludzie — powiedziała Lizabeth.
— Przyjdzie dzień, gdy nie będziemy zależni ani od jednych, ani od drugich — rzekł Harrey.
— Nigdy nie przyjdzie. Gdybyśmy tylko znali chirurga, moglibyśmy zabrać naszego syna.
— Głupota! Jak utrzymać przy życiu embrion bez aparatury!
— Ta aparatura znajduje się we mnie. Urodziłam się z nią!
Harrey oniemiał ze zdumienia.
— Nie chcę, aby Cyborgi albo Nadludzie kontrolowali życie naszego syna — ciągnęła Lizabeth — Nie chcę, żeby ułożyli jego myśli pod hipnozą, aby robili jego sobowtóry według potrzeb, aby nim kierowali…
— Nie denerwuj się.
— Sam przecież słyszałeś. Sobowtóry… Mogą zrobić z nami wszystko.
— Liz, nie jesteś rozsądna.
— Nierozsądna! Ze skrawka mojej skóry mogą wyprodukować kopię. Moją kopię! Dokładnie identyczną. Skąd wiesz, czy jestem prawdziwą Lizabeth. Czy ja sama to wiem?
— Jesteś Liz. Nie jesteś kawałkiem mięsa. Oni nie potrafią odkurzyć pamięci.
— Oni zrobią kopie naszego syna. Już to przewidzieli, wiesz o tym dobrze!
— Więc będziemy mieli wielu synów.
— Po co? — Elizabeth podniosła oczy. Łzy spłynęły po jej rzęsach. — Słuchałeś, co mówił Glisson: „Obca siła zmieniła wasz embrion”. Co to było?
— Skąd mam wiedzieć?
— Ktoś musi…
— Znam cię. chciałabyś, aby to był Bóg.
— A któż inny?
— Obojętnie, kto czy co, przypadek, wypadek. Może ktoś odkrył sekret, którego nie chce zdradzić.
— Człowiek? Niemożliwe.
— Więc natura, która przybyła ratować ludzi.
— Mówisz, jak członek jakiejś sekty.
— Jedno jest pewne; to nie jest sprawka Cyborgów!
— Ale oni tym się nie przejmują. Glisson to maszyna pokryta mięsem. To samo zrobią z naszym synem… z naszymi synami!
— Posłańców jest dużo więcej niż Cyborgów. Dopóki będziemy zjednoczeni, zwyciężymy.
— Ale jesteśmy tacy słabi.
— Ale możemy zrobić to, czego nie mogą Steryle; przedłużyć naszą rasę.
— I co z tego? Nadludzie są za to nieśmiertelni.
Srengaard zaczekał aż się ściemni. Zanim poszedł do sali operacyjnej, sprawdził na ekranach kontrolnych w swoim biurze, czy droga jest wolna. Mimo iż był w swoim szpitalu i miał prawo po nim chodzić, miał wrażenie, że łamie jakiś zakaz. Zrozumiał cel spotkania w Centrum. Wiedział, że Nadludzie nie pochwaliliby tego, co miał zamiar robić, ale mimo wszystko musiał zajrzeć do probówki.
Po wejściu do sali Srengaard zdał sobie sprawę, że pierwszy raz w życiu zrobił to po ciemku. Pomyślał o wszystkich dwudziestu jeden embrionach, które znajdowały się w tym pomieszczeniu. O ich komórkach, które uparcie dzieliły się, aby stać się, dzięki cudowi życia, jedynymi w swoim rodzaju organizmami. Póki mogły broniły się przed gazem antykoncepcyjnym, który pomagał uniknąć przeludnienia. Przynajmniej na razie… Srengaard wzruszył ramionami i mruknął do siebie: „Jestem inżynierem genetycznym. Wszystko jest w porządku”. Jednak nie udało mu się przekonać samego siebie.
Ruszył na palcach w poszukiwaniu probówki Durantów. Wtem uderzył się o niską półeczkę i zaklął. Dudnienie pomp przyprawiało go o ból brzucha, a poza tym wiedział, że musi wyjść stąd, zanim pielęgniarka przyjdzie na nocny obchód. Zarys jakiegoś owada pojawił się kilka kroków od niego, cień w cieniu. Zatrzymał się i po chwili rozpoznał znajome kontury mikroskopu elektronowego.
Chirurg przeniósł swą uwagę na świetlne liczby przy probówkach: 12… 13… 15… Oto ona. Za pomocą latarki sprawdził etykietkę: „Durant”.
Ten embrion z jakiegoś powodu niepokoił Nadludzi i doprowadził SB do stanu gotowości. Manipulatorka zniknęła. Gdzie? Nikt nie wiedział.
Читать дальше