— Max, twoja opinia? — spytał Nurse spoglądając na szefa SB.
— Pobraliśmy próbki tkanki i hodujemy duplikat. Jeśli kopia będzie identyczna, sprawdzimy funkcjonowanie organizmu.
— Szkoda, że duplikaty nie posiadają pamięci oryginałów — zauważył Nurse.
— O tak! Nieprawdaż Schruillo? — dodała Calapina. Ten ostatni spojrzał na nią nic nie mówiąc. Czyżby myślała, że może się z nim bawić jak z Masą?
— Czy ta kobieta miała towarzysza? — spytał Nurse.
— Tak, Nurse — odparł Allgood.
— Płodny związek?
— Nie, Nurse, to był Steryl.
— Wymieńcie ją. Pozwólcie mu wierzyć, że była nam wierna.
Allgood przytaknął.
— Damy mu nową żonę, Nurse. Będzie go ciągle obserwować.
Calapina wybuchnęła śmiechem.
— Dlaczego jeszcze nie wspomnieliśmy o Potterze? — spytała.
— Dochodziłem do tego, Calapino — odparł Allgood.
— Czy ktoś zbadał embrion? — spytał Schruilla podnosząc nagle wzrok.
— Nie, Schruillo.
— Dlaczego?
— Jeżeli chodzi o plan wydostania się spod kontroli genetycznej, nie chcemy, aby członkowie spisku dowiedzieli się, że ich podejrzewamy. Przynajmniej nie teraz. Najpierw musimy zdobyć więcej informacji. O Durantach, ich znajomych, Potterze, o wszystkich.
— Lecz embrion jest kluczem do całej sprawy. Co z nim zrobiono? Gdzie jest?
— To przynęta, która ma ściągnąć konspiratorów.
— Ale co z nim zrobiono?
— To bez znaczenia, Schruillo, dopóki możemy go… dopóki jest pod naszą kontrolą.
— W porządku, przyślij nam aptekarza Srengaarda — rozkazała Calapina.
— Srengaarda?… Calapino.
— Nie musisz wiedzieć dlaczego. Przyślij go.
— Tak, Calapino.
Podniosła się jakby chciała dać do zrozumienia, że spotkanie skończone. Służba podeszła, chcąc odprowadzić przybyszy, lecz Calapina jeszcze nie skończyła.
— Spójrz na mnie, Max. Allgood podniósł wzrok.
— Czyż nie jestem piękna?
Szef SB podziwiał jej zgrabną sylwetkę. Tak, była piękna, jak wiele Nadkobiet. Lecz doskonałość tej urody wywoływała lęk. Miała już czterdzieści tysięcy lat i będzie żyła jeszcze nie wiadomo jak długo. Pewnego dnia jego organizm odrzuci dawkę enzymów i umrze, podczas gdy ona będzie dalej istnieć.
— Jesteś piękna, Calapino.
— Twoje oczy nigdy tego nie mówią.
— Cal, czego ty chcesz? — spytał Nurse. — Chcesz tego… Maxa?
— Chcę jego oczu, to wszystko.
— Ach, te kobiety! — wykrzyknął Nurse spoglądając na Maxa. W jego głosie zabrzmiał ton swoistej wspólnoty.
Allgood był zdumiony. Nigdy nie zauważył czegoś podobnego w głosie Nadludzi.
— Cicho! — syknęła Calapina. — Nie przerywaj mi żartami! Max, co czujesz do mnie w głębi duszy?
Ponieważ Max nic nie odpowiedział, Calapina dodała:
— Odpowiem za ciebie. Adorujesz mnie. Nigdy o tym nie zapominaj, bo się rozgniewam.
Ostatni raz spojrzała na Igana i Bonmura i gestem ręki pozwoliła im odejść.
Allgood spuścił głowę. Powiedziała prawdę, czuł to. Odwrócił się i otoczony przez służbę poszedł za chirurgami. Kiedy trzej mężczyźni doszli do schodów, stwierdzili, że są one zatarasowane jakąś kolorową budowlą w kształcie piramidy. Był to efekt urzeczywistnienia fantazji któregoś z Nadludzi. Natychmiast zmienili drogę z rutyną stałych bywalców tego terytorium. To instynkt prowadził lekarzy w tym labiryncie. Miejsce poddane kaprysom Nadludzi zmieniało się szybciej niż pracowaliby kartografowie.
— Igan! — krzyknął Allgood.
Chirurdzy odwrócili się i zaczekali, aż szef SB ich dogoni.
— Czy wy też ją adorujecie?
— Przestań mówić głupstwa — burknął Bonmur.
— Tak — odparł Allgood — nie należę do żadnej sekty zapładniaczy ani nie praktykuję żadnego kultu Masy. Jak mógłbym ją adorować?
— A jednak to robisz — stwierdził sucho Igan.
— Tak!
— Oni są naszą jedyną religią — mruknął Igan. — Nie trzeba być sekciarzem ani nosić talizmanu, by zdać sobie z tego sprawę. Calapina powiedziała ci po prostu, że jeśli istnieją jacyś konspiratorzy, to są to heretycy.
— To chciała powiedzieć?
— A ona zna los zarezerwowany dla heretyków lepiej niż ty i inni.
— Bez wątpienia — zakończył Bonmur.
Srengaard widział już ten budynek na trójwymiarowych seansach video… Wyrobił sobie o nim zdanie na podstawie opisu Sali Obrad, lecz nigdy nie marzył, że osobiście znajdzie się przed barierą antyseptyczną.
Kiedy szedł po schodach oglądając dziwne budynki na wzgórzach, przypominające szklane kwiaty, minęła go jakaś kobieta prowadząca wózek załadowany paczkami o dziwnych kształtach. Ich zawartość zaciekawiła Srengaarda, ale nie śmiał o cokolwiek zapytać. Czerwony trójkąt oznaczający aptekę lśnił na słupie kilkanaście kroków dalej. Minął go, rzucając spojrzenie na swego towarzysza. Przebył pół kontynentu w pojeździe zarezerwowanym dla niego i tego, ubranego na szaro, agenta SB. Teraz razem wkroczyli do Centrum.
Czuł się przytłoczony wspaniałością tego miejsca, ale czuł też panujący tutaj niepokój. Wiedział skąd pochodziło to wrażenie, ale nie mógł się go pozbyć. Wynikało ono ze starych przesądów ludowych, nie do końca wykorzenionych. Ludzie z Masy nie znali starożytnych legend z okresu sprzed wprowadzenia kontroli genetycznej. Byli przesiąknięci mieszaniną strachu i podziwu dla Centrum i Nadludzi. „Dlaczego mnie wezwali?” — zastanawiał się ciągle Srengaard, bo agent SB nic mu nie wyjaśnił.
Zatrzymani przez barierę czekali. Cisi i zaniepokojeni. Nawet agent wyglądał na zdenerwowanego, tak przynajmniej wydawało się Srengaardowi.
— Nie zapomniałeś reguł protokołu? — spytał agent.
— Nie.
— Kiedy już tam wejdziesz, idź w tym samym tempie co straże, które będą cię eskortować. Będziesz przesłuchany przez Trójcę: Nurse, Schruillę i Calapinę. Pamiętaj o zwracaniu się do nich po imieniu. Nigdy nie używaj słów „umrzeć”, „zabić”, „śmierć”. W miarę możliwości unikaj nawet sformułowań o tym znaczeniu. Zostaw im prowadzenie rozmowy, nie przejmuj inicjatywy. Tak będzie lepiej.
Trzęsąc się, Srengaard wziął głęboki oddech.
„Wezwali mnie, aby dać mi awans. Na pewno tak, uczyłem się przy Potterze i łganie, a teraz sam znajdę się w Centrum”.
— I nie wymawiaj słowa „lekarz”. Tu są tylko „aptekarze” i „inżynierowie genetyczni”.
— Zrozumiałem.
— Allgood czeka na pełny raport o tym spotkaniu.
— Tak, oczywiście. Bariera podniosła się.
— Czas na ciebie.
— Nie idzie pan ze mną?
— Nie zostałem zaproszony — odpowiedział agent odwracając się.
Przełknąwszy ślinę, Srengaard przeszedł przez posrebrzany portyk i znalazł się w wielkim holu, otoczony przez sześciu ludzi z nieodłącznymi kadzidłami. Srengaard wyczuł w dymie obecność antyseptyków.
Strażnicy doprowadzili go na odległość dwudziestu kroków przed szczelinę w kuli. Podnosząc oczy w kierunku Trójcy, rozpoznał Nurse siedzącego w towarzystwie Schruillii i Calapiny.
— Przyszedłem — oznajmił, po czym wymamrotał komplementy, których nauczył go agent.
Nurse zabrał głos:
— Jesteś inżynierem genetycznym, Srengaard.
— Tak… Nurse.
Znów wziął głęboki oddech. Czy zauważyli wahanie w jego głosie, w chwili gdy przypomniał sobie o obowiązku mówienia do nich po imieniu?
Nurse uśmiechnął się.
— Ostatnio byłeś asystentem podczas operacji na embrionie pary zwanej Durantami. Kierownikiem modelowania był Potter.
Читать дальше