Clifford Simak - Czas jest najprostszą rzeczą

Здесь есть возможность читать онлайн «Clifford Simak - Czas jest najprostszą rzeczą» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1993, ISBN: 1993, Издательство: Amber, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Czas jest najprostszą rzeczą: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Czas jest najprostszą rzeczą»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Najpierw w świetle reflektorów spostrzegli tuż nad szosą niezwykły ruch. Po chwili, na tle rozjaśnionego blaskiem księżyca nieba rozpoznali lecące postacie ludzkie. Właściwie nie leciały, bo nie miały skrzydeł, lecz unosiły się w powietrzu, poruszając z lekkością i gracją, jaką mają tylko ptaki. Na pierwszy rzut oka sprawiały wrażenie stada ciem ciągnących do światła lub jakichś drapieżnych nocnych ptaków, które nagle spadają z nieba na ziemię. Po chwili jednak, gdy minęło osłupienie i górę wziął rozsądek, Blaine domyślił się, kim są owe postacie. Byli to lewitujący ludzie.

Czas jest najprostszą rzeczą — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Czas jest najprostszą rzeczą», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Mężczyźni skinęli głowami.

— Otóż rozmawiałem z Finnem ostatniej nocy i wyciągnąłem z niego co nieco. Wyciągnąłem wbrew jego woli coś, o czym wcale nie miał zamiaru mówić.

Mężczyźni czekali.

— Jutro wieczorem zacznie się Halloween. Nie znam żadnych bliższych szczegółów. Nie wiem dokładnie jak Finn zamierza to wszystko rozegrać. Wiem jedno — stworzył specjalnie rodzaj podziemia pośród dewiatów, którzy oczywiście nie zdają sobie sprawy, kto za tym wszystkim stoi. Właśnie jutrzejszej nocy podziemie to ma przystąpić do akcji… — i widząc, że jego rozmówcy zesztywnieli na dźwięk jego słów, dodał szybko:

— To podziemie, do którego Finn zaangażował paranormalnych nastolatków, ma w tym roku wyprawić huczne Halloween; jak za dobrych starych czasów. Finn daje im pozornie możliwość dobrej zabawy i prezentacji swych uzdolnień, a jednocześnie w ten niewinny sposób załatwienia zadawnionych porachunków z normalnymi ludźmi. Bóg jeden wie, jak wiele tych krzywd jest do wyrównania.

Przerwał i rozglądając się po zmienionych nagle twarzach mężczyzn dodał twardo:

— Wyobrażacie sobie zapewne jaki to odniesie skutek? Tuzin lub dwa tego typu figli…

— Tuzin! — wykrzyknął, tracąc nagle panowanie nad sobą Andrews. — Tuzin, dobre sobie! Nie tuzin, ale setki, tysiące takich demonstracji. I nie tylko tutaj, ale na całym świecie. Na całym świecie! Skoro to wszystko reżyseruje Finn… Dobry Boże, następnego dnia będziemy starci z powierzchni ziemi!

— A w jaki sposób odkrył pan ów plan Finna? — z rozbudzoną nagle podejrzliwością spytał Carter, zaglądając Blaine'owi w twarz. — Przecież Finn nie powierzyłby panu takiego sekretu. Chyba, że pan i Finn…

— Wymieniliśmy się umysłami — odparł dobitnie Blaine, wytrzymując spojrzenie mężczyzny. — Sposobem, który poznałem podczas jednej z mych podróży międzygwiezdnych. Dałem mu wzór mojej świadomości biorąc w zamian duplikat jego umysłu. Coś w rodzaju kopii… Nie potrafię wam tego dokładnie wyjaśnić, ale wiem jak to robić.

— Wyobrażam sobie, że Finn nie jest panu za ten figiel wdzięczny — zarechotał Andrews. — To musi być dla niego nad wyraz przykre posiadać w mózgu pańską świadomość.

— Jest załamany — odparł krótko Blaine.

— Ach, te dzieciaki — westchnął Carter. — Będą udawać wiedźmy, wilkołaki i upiory. Będą łomotać do zamkniętych drzwi i zawartych okiennic, przesuwać samochody i demolować szopy. Będą potępieńczo wyć i zawodzić.

— Tak to ma właśnie wyglądać — skinął ponuro głową Blaine. — Wedle najlepszych wzorców tego wesołego i szalonego wieczoru. Lecz tym razem dla ofiar tej zabawy, dla normalnych ludzi, nie będą to psoty i figle rozbrykanych dzieci. Oni to potraktują serio jako ingerencje i obłędny sabat rozpasanych, przerażających mrocznych sit. Gnomów, upiorów, wilkołaków. A potem, w ich wyobraźni, zostanie te wszystko jeszcze bardziej wyolbrzymione. Rano już będą krążyć mrożące krew w żyłach opowieści o porozciąganych na płotach świeżych, parujących jeszcze krwią wnętrznościach, o mężczyznach z poderżniętymi gardłami, o pomordowanych noworodkach i zgwałconych dziewczynkach. Tak będzie na całym świecie. Ludzie łatwo w to uwierzą. Uwierzą we wszystko co usłyszą.

— Lecz mimo wszystko — odezwał się cicho Jackson. — nie ma pan prawa zbyt ostro potępiać za to dzieciaków. Pan sobie nawet nie wyobraża w jakim piekle przyszło im żyć. W chwili, gdy dopiero wkraczają w świat, ten świat barykaduje się przed nimi, oskarża ich, morduje w sposób bezlitosny. Wszystkie palce wskazują na nich oskarżycielsko…

— Myśli pan, że nie zdaje sobie z tego sprawy — przerwał mu szorstko Blaine. — Wiem, wiem wszystko. Lecz musicie ich za wszelką cenę powstrzymać. Musicie! W taki czy inny sposób, ale to konieczne. Użyjcie telepatii, telefonu… O, właśnie, telepatii przez telefon… Dotąd sądziłem, że…

— To bardzo proste odparł Andrews, uprzedzając wątpliwości Blaine a. — Problem przekazu telepatycznego za pomocą drutów telegraficznych rozwiązaliśmy jakieś dwa lata temu.

— Więc użyjcie tego sposobu — skinął głową Blaine. — Dzwońcie wszędzie, gdzie się tylko da. Tam z kolei niech ostrzegą następnych. Tamci znów kolejnych. Stwórzcie cały łańcuch…

— Nie zdołamy dotrzeć do wszystkich — pokiwał smutno, z rezygnacją głową Andrews.

— Musicie próbować! — krzyknął ostro Blaine.

— Spróbujemy, oczywiście, że spróbujemy — zgodził się Andrews. — Zrobimy wszystko co w naszej mocy. Ale… ale ty — zawahał się nagle, poczerwieniał na twarzy i spuścił oczy. — Nie sądź nas zbyt pochopnie. Nie myśl, że nie wiemy co to wdzięczność. Zaciągamy wobec ciebie dług, którego chyba nigdy nie będziemy w stanie spłacić. Ale… ale…

— Co ale? — zapytał Blaine, a w głosie brzmiały mu nutki zdziwienia.

— Pan nie może tu pozostać — wydusił z siebie cichym głosem Andrews. — Ściga pana Fishhook, poszukuje Finn… Przybędą tu z całą pewnością. Są przekonani, że pan się tu właśnie ukrywa.

— Boże wielki! — wykrzyknął Blaine nie dowierzając własnym uszom. — Wielki Boże! A ja tu przybyłem…

— Przykro nam — odparł sucho Andrews. — Wiemy, jak musi pan się teraz czuć. Lecz pan musi i nas zrozumieć. Rzecz jasna, skoro pan upiera się, by tu pozostać, spróbujemy pana ukryć. Lecz jeśli odnajdą tutaj pana…

— W porządku — mruknął Blaine. — Miałbym w takim razie tylko prośbę o wypożyczenie samochodu…

— Odpada — pokręcił głową Andrews. — To tak samo, jakby pan pozostał w Hamilton. Finn i Fishhook z całą pewnością obserwują drogi. Rejestracja zdradzi pana natychmiast.

— Więc co, wyganiacie mnie po prostu w góry?

Andrews pokiwał tylko głową.

— To może dacie mi trochę żywności?

— Z tym nie będzie najmniejszych kłopotów — ożywił się natychmiast Jackson, zrywając się na nogi. — A gdy się wszystko uspokoi, niech pan do nas wraca — dodał Andrews.

— Wielkie dzięki — odparł Blaine trudnym do określenia tonem.

30.

Usiadł pod samotnym, rozłożystym drzewem rosnącym na stoku wzgórza i spojrzał w dół doliny. Dłuższy czas ścigał wzrokiem srebrzyste lśnienia na powierzchni rzeki, by w końcu wznieść oczy w górę, gdzie na tle nieba odcinał się ostrą, ciemną linią klucz dzikich gęsi.

Kiedyś, o tej porze roku, aż roiło się tutaj od ptactwa które z donośnym krzykiem i łopotem skrzydeł odlatywało na południe, do cieplejszych krain tam szukając schronienia przed nadchodzącą zimą. Teraz jednak ptaków pozostało niewiele; po prostu zostały wytępione przez okoliczną ludność.

Człowiek w swym zwycięskim pochodzie przez czas i dzieje, w barbarzyński sposób starł z powierzchni ziemi wszystkie prawie gatunki zwierząt — dzikie ptactwo, bizony, bobry i wiele, wiele innych. Blaine zastanawiał się nad zadziwiającą właściwością Człowieka, która kazała mu tępić wszelkie inne żywe stworzenia; nieistotne już, czy to w imię strachu i nienawiści czy też z chciwości i żądzy zysku.

Jeśli Finnowi powiodą się plany, los zwierząt podzielą również dewiaci. Mieszkańcy Hamilton zrobią oczywiście wszystko, co będzie w ich mocy ale Blaine wątpił, czy zdołają podołać zadaniu, zwłaszcza że pozostało im tak niewiele czasu, zaledwie trzydzieści sześć godzin. Postarają się nie dopuścić do maskarady w noc Halloween, ale czy powstrzymają wszystkich? Czy wszędzie dotrą? To wydawało się prawie niemożliwe.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Czas jest najprostszą rzeczą»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Czas jest najprostszą rzeczą» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Clifford Simak - Spacebred Generations
Clifford Simak
Clifford Simak - Shadow Of Life
Clifford Simak
Clifford Simak - The Ghost of a Model T
Clifford Simak
Clifford Simak - Skirmish
Clifford Simak
Clifford Simak - Reunion On Ganymede
Clifford Simak
Clifford Simak - Halta
Clifford Simak
libcat.ru: книга без обложки
Clifford Simak
libcat.ru: книга без обложки
Clifford Simak
Clifford Simak - A Heritage of Stars
Clifford Simak
Отзывы о книге «Czas jest najprostszą rzeczą»

Обсуждение, отзывы о книге «Czas jest najprostszą rzeczą» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x