Z pewnością sensoryki były takim właśnie wyróżnikiem w 2110 roku. Blaine wszedł do sklepu, aby się z nimi zapoznać bliżej.
Obejrzawszy kilka modeli, kupił niedrogi sensoryk, produkowany przez Bendixa. Potem, korzystając z rady sprzedawcy, wybrał trzy nagrania i skierował się do pomieszczenia, w którym mógł je przejrzeć. Przyczepiwszy elektrody do czoła, włączył pierwsze z nich.
Była to bardzo popularna opowieść historyczna, a dokładniej — romans przygodowy, rozgrywający się w scenerii dawnych czasów. Tytuł nagrania: „Pieśń o Rolandzie”. Sen się zaczął…
…i Blaine znalazł się w wąskim przesmyku górskim. Był sierpień 778 roku. Słońce prażyło niemiłosiernie. Stał nie opodal Rolanda jako członek straży przybocznej. Śledził z wysoka ruchy armii Charlemagne’a, powoli sunącej doliną w stronę Frankonii. Zmęczeni żołnierze powłóczyli nogami, skrzypiała skóra, dźwięczała broń. W powietrzu unosił się zapach potu, spalenizny ze startej z powierzchni ziemi Pampelony, oleju, którym nasmarowana była broń, i wyschłej na słońcu trawy…
Zdecydował się na zakup. Następne nagranie dotyczyło polowania na zupełnie niewinnego człowieka. Akcja przebiegała na Wenus. Ostatnie nagranie opowiadało treść „Wojny i pokoju”; widz mógł wybrać sobie, z kim chce się identyfikować podczas oglądania.
Podczas płacenia za nabytki, sprzedawca mrugnął do Blaine’a.
— Interesuje pana coś specjalnego?
— Może.
— Mam kilka pornosików. Całkowita identyfikacja. Nie? To może wspaniały horror — człowiek umiera zasypany przez piasek. Mordercy dokonali zapisu specjalnie dla dobrych klientów.
— Może kiedy indziej — powiedział Blaine, idąc w stronę drzwi.
— Mam również wyjątkowe nagranie — powiedział niezrażony sprzedawca — zrobione legalnie, ale nie dopuszczone do sprzedaży. Zrobiono kilka nielegalnych kopii. Człowiek z przeszłości rodzi się ponownie. Coś wspaniałego.
— Doprawdy?
— Tak, niezwykłe nagranie. Emocje są niesłychanie silne. Coś dla koneserów. Pewny jestem, że kiedyś to nagranie przejdzie do historii.
— Chciałbym w takim razie zobaczyć — powiedział ponuro Blaine.
Zabrał nagranie do pomieszczenia, w którym już był przed chwilą. Po dziesięciu minutach wrócił wstrząśnięty i kupił nagranie po wygórowanej cenie. Zupełnie jakby kupował kawałek siebie.
Sprzedawca i chłopcy od Rexa mieli rację. Rzeczywiście, powstało nagranie warte zachowania dla potomnych.
Niestety, wszystkie nazwiska zostały zmienione, aby policja w razie czego nie mogła natrafić na miejsce, gdzie się to stało. Był sławny — ale jednocześnie zupełnie nieznany.
Codziennie chodził do pracy, zamiatał podłogę, opróżniał kosze, adresował koperty i zajmował się projektowaniem w miarę swoich możliwości. Wieczorami studiował nowoczesne sposoby konstrukcji jachtów. Po pewnym czasie otrzymał łatwe do wykonania zadanie, a gdy sobie z nim poradził, przeniesiono go na stanowisko młodszego konstruktora jachtów.
Kontynuował naukę, chociaż zamówień na łodzie o klasycznej linii było niewiele. Bracia Jaakobsen wykonywali większość projektów, starszy, Ed Richter, znany jako Czarodziej z Salem, zostawił sobie projektowanie wyścigowych żaglowców i jachtów. W tych warunkach nie pozostawało Blaine’owi nic innego, jak wziąć się za reklamę.
Jego praca była odpowiedzialna i bardzo przydatna, ale miała niewiele wspólnego z projektowaniem jachtów. Nieodwołalnie jego życie wpadło w podobną koleinę jak w 1958 roku.
Blaine rozmyślał nad tym. Z jednej strony czuł się szczęśliwy — wreszcie jego psychika zwyciężyła ciało. Ale czy po to trzeba było pokonywać tyle trudności, zwyciężać wrogów, aby pracować tak, jakby nie opuszczał swoich czasów? W jego charakterze musiała istnieć jakaś skaza, coś, co ograniczało jego ambicję.
Ponuro wyobraził sobie, jak przeniesiony miliony ląt wstecz zostaje członkiem społeczności jaskiniowców. Pewnie też po krótkim czasie zostałby kimś w rodzaju młodszego konstruktora dłubanek. Ale tak naprawdę nie zajmowałby się tą pracą, tylko liczyłby wampumy, sprawdzał wartość zamówionego drzewa, podczas gdy jacyś neandertalscy geniusze zajmowaliby się resztą roboty.
Można było, oczywiście, spojrzeć na tę sprawę od innej strony. Oto bowiem był człowiekiem, który rzeczywiście wiedział, kim jest. Bez względu na otaczające warunki, zmierzał ku swemu przeznaczeniu, pozostawał wierny sobie.
Z tego punktu widzenia mógł być z siebie dumny.
Od czasu do czasu spotykał się z Marie, która zazwyczaj była zajęta pracą u Rexa. Przeprowadził się ze swego hotelu do umeblowanego ze smakiem mieszania. Zadomowił się w 2110 roku.
Gdy napadała go chandra, mówił sobie, że przynajmniej udało mu się rozwiązać problem istniejący w jego wnętrzu — konflikt pomiędzy ciałem a psychiką. Niedługo jednak się tym cieszył.
* * *
Jak zwykle opuścił biuro. Czekając na rogu na autobus, zauważył wpatrzoną w siebie kobietę. Miała prawdopodobnie dwadzieścia pięć lat. Była urodziwą, rudowłosą dziewczyną. Nie wyróżniała się elegancją, ale i trudno byłoby ją nazwać pospolitą.
Zdał sobie sprawę, że spotyka ją nie po raz pierwszy. Śledziła go, być może już od dłuższego czasu. Dlaczego?
Czekał, nie spuszczając z niej wzroku. Kobieta się zawahała.
— Czy może mi pan poświęcić trochę czasu? — miała miły głos, może nieco chrapliwy. Była zdenerwowana. Panie Blaine, jest to dla mnie bardzo ważne.
Znała więc jego nazwisko.
— Oczywiście — odpowiedział. — Słucham panią.
— Może nie tutaj. Czy nie moglibyśmy… czy nie moglibyśmy pójść gdzieś?
Blaine potrząsnął głową. Nie wygląda groźnie, ale Orc również nie budził grozy. Ten, kto ufał nieznajomym, mógł łatwo stracić swoją psychikę, ciało lub obydwie rzeczy.
— Nie znam pani. I nie wiem, skąd zna pani moje nazwisko. Bez względu na to, czego pani chce, wolę, żeby pani powiedziała mi to tutaj.
— Wiem, że nie powinnam niepokoić pana — zaczęła nieśmiało — ale nie mogłam się powstrzymać. Czasem czuję się bardzo samotna. Zna pan to uczucie?
— Samotność? Oczywiście, ale dlaczego chce pani ze mną rozmawiać?
Spojrzała na niego smutnymi oczami.
— Racja, nie wie pan.
— Tak, nie wiem — odpowiedział cierpliwie. — A więc o co chodzi?
— Czy nie możemy iść gdziekolwiek? Nie chciałabym mówić tego w miejscu publicznym.
— Musi pani — powiedział Blaine, myśląc, że uczestniczy w raczej skomplikowanej rozmowie.
— No więc, jak pan sobie życzy — zgodziła się wyraźnie zmieszana. — Chodzę za panem już od dawna, panie Blaine. Dowiedziałam się, jak się pan nazywa, gdzie pan pracuje. Muszę z panem porozmawiać. Chodzi o pańskie ciało.
— Jak to?
— Pańskie ciało — powtórzyła nie patrząc na niego. Rozumie pan — należało kiedyś do mojego męża, zanim sprzedał je Korporacji Rexa.
Blaine otworzył usta, ale nie przyszło mu do głowy żadne odpowiednie słowo.
Blaine zawsze zdawał sobie sprawę z tego, że jego ciało, zanim przypadło jemu, wiodło swoje życie. Odcisnęło się w świecie, gdzieś pozostał jego ślad. Przypuszczał, że nawet było kiedyś żonate — tak zresztą, jak większość ciał. Wolał jednak o tym nie pamiętać. Założył, że cała przeszłość, związana z poprzednim właścicielem, nie istnieje.
Spotkanie z ciałem Raya Melhilla uprzytomniło mu, że jego filozofia jest naiwna. Teraz został zmuszony ją zweryfikować.
Читать дальше