Kilka dni później otrzymał wiadomość, że w Łącznicy Duchów czeka na niego połączenie. Poszedł tam zaraz po pracy. Znalazł się ponownie w tym samym pomieszczeniu.
— Cześć, Tom — usłyszał trochę zniekształcony głos Raya.
— Cześć, Ray. Zastanawiałem się, co porabiasz.
— Wciąż przebywam w Przedsionku, ale chciałbym pójść dalej, obejrzeć sobie wieczność. Ciągnie mnie tam. Ale wpierw chciałem z tobą porozmawiać. Uważam, że powinieneś być ostrożny z Marie Thorne.
— Ależ Ray…
— Takie jest moje zdanie. Całe dnie siedzi u Rexa. Nie wiem, na co się zanosi. Ich pokoje konferencyjne są zabezpieczone przed duchami. Ale wiem, że to dotyczy ciebie i ona macza w tym palce.
— Będę się pilnował.
— Tom, skorzystaj z mojej rady. Wyjedź z Nowego Jorku. Zrób tak, póki jeszcze masz ciało i psychikę, która nim kieruje.
— Zostanę.
— Jesteś upartym osłem — powiedział Melhill przejętym do głębi głosem. — Jaka korzyść z posiadania ducha opiekuńczego, skoro nie słucha się jego rad?
— Bardzo sobie cenię twoją pomoc. Naprawdę. Ale powiedz mi szczerze, co zyskam na swojej ucieczce?
— Może uda ci się trochę dłużej pożyć.
— Tylko trochę? Czyżby było tak źle?
— Wystarczająco. Tylko pamiętaj, nie wierz nikomu. Idę już.
— Porozmawiamy jeszcze ze sobą?
— Może. A może nie… — zawahał się Melhill. — Powodzenia.
Rozmowa się skończyła. Blaine poszedł do domu.
Następnego dnia, w sobotę, długo wylegiwał się w łóżku. Po śniadaniu zadzwonił do Marie. Nie odpowiadała. Postanowił, że trochę poleniuchuje i poogląda sensoryk.
Po południu odwiedziły go dwie osoby.
Wpierw pojawiła się garbata starsza pani, ubrana w niby mundur. Na jej paramilitarnej czapce widniał napis: „Stary Kościół”.
— Sir — powiedziała lekko drżącym głosem. — Zbieram datki na Stary Kościół, który rozprzestrzenia wiarę w naszych bezbożnych czasach.
— Przepraszam, ale mnie to nie interesuje — odrzekł Blaine i zaczął zamykać drzwi.
Aby jednak pozbyć się tej kobiety, musiałby wymyślić coś skuteczniejszego. Stanęła pomiędzy skrzydłem drzwi a framugą i nie przestawała mówić.
— Nadeszły czasy, w których zapanowała bestia z Babilonu, a dusze uległy zniszczeniu. Jesteśmy świadkami triumfu Szatana. Ale nie wolno nam dać się omamić! Pan zesłał na nas to wszystko, aby nas wypróbować. Zwycięzcy dostąpią zbawienia wiecznego. Jeszcze nie jest dla pana za późno! Porzuć drogę wiodącą do grzechu!
Blaine dał jej dolara, aby wreszcie sobie poszła. Ona jednak nie przestawała mówić.
— Strzeż się, młody człowieku, złudnego blasku, jaki roztacza wokół ciebie Szatan! Nie wierz w kłamstwo, którym mami człowieka — w to sztuczne niebo, zwane przez was wiecznością! Cóż genialniejszego mógł wymyślić ten największy oszust niż tę iluzję! Iluzję, że piekło jest niebem. A zaślepieni ludzie idą prosto do piekła.
— Jestem pani wdzięczny — odparł Blaine, usiłując, ponownie zamknąć drzwi.
— Pamiętaj, co ci powiedziałam! — krzyknęła kobieta patrząc na niego szklistymi oczami. — Wieczność jest stworzona przez Szatana! Strzeż się diabelskiego życia po śmierci!
— Dziękuję! — krzyknął. Wreszcie udało mu się zamknąć drzwi.
Usiadł w fotelu i włączył odtwarzacz. Przez jakąś godzinę był pochłonięty „Lotem na Wenus”. Przerwał seans, słysząc pukanie do drzwi.
Otworzył. W wejściu stanął niewysoki, doskonale ubrany, pełen energii młody mężczyzna.
— Czy mówię z panem Thomasem Blaine’em?
— Tak.
— Nazywam się Charles Farrell. Jestem przedstwicielem Korporacji „Zaświaty”. Czy ma pan wolną chwilę? Jeśli panu przeszkadzam, możemy umówić się na spotkanie w innym terminie.
— Proszę wejść — powiedział Blaine, otwierając szeroko drzwi.
* * *
Farrell wręczył Blaine’owi list polecający, który potwierdzał, że jest przedstawicielem korporacji. Dokument zawierał, między innymi, trzy zdjęcia i odciski palców, jak również dokładny opis wyglądu Farrella. Następnie wyjął inne dokumenty stwierdzające jego tożsamość oraz pozwolenie na wykonywanie zawodu. Gdy Blaine oglądał papiery, Farrell zrobił odciski swoich palców na kartce i wręczył mu ją, aby mógł porównać z danymi z listu.
— Czy to wszystko jest konieczne? — spytał Blaine.
— Absolutnie — usłyszał w odpowiedzi. — Mieliśmy kilka niemiłych incydentów w przeszłości. Oszuści pojawili się wśród biedaków. Zaofiarowali im ubezpieczenie, pobrali pierwszą ratę i znikli bez śladu. Zbyt wielu ludzi straciło dorobek całego życia, nie dostając nic w zamian. Nielegalnie działające instytucje nie mają odpowiedniego wyposażenia ani wyszkolonego personelu.
— Nie wiedziałem o tym — powiedział Blaine. — Może pan usiądzie.
— Izby Kontrolne usiłują coś z tym zrobić, ale trudno jest przyłapać ich na gorącym uczynku. Jedynie trzy spółki, w tym oczywiście nasza korporacja, są w stanie zapewnić życie po śmierci.
— A co z różnymi praktykami — jogą, medytacjami?
— Jeśli jest pan cierpliwy i odpowiednio zdeterminowany, to po jakichś dwudziestu latach ćwiczeń osiągnie pan cel. Ale jeśli nie… pojawiamy się my.
— Chciałbym coś więcej wiedzieć na ten temat.
Pan Farrell poprawił się na krześle.
— Jeśli jest pan taki jak większość ludzi, to z pewnością chciałby pan wiedzieć, czym jest śmierć? Co to jest psychika? Gdzie dochodzi do połączenia psychiki i ciała? Czy psychika jest równoznaczna z duszą? A może dusza jest jej częścią? Może są od siebie niezależne, a może nie? A w ogóle, czy istnieje dusza? — uśmiechnął się. — Nie chciałby pan usłyszeć odpowiedzi na te pytania?
Blaine przytaknął.
— Cóż, ale niestety nie umiem ich udzielić. Nie wiemy, jak naprawdę jest. Jeśli idzie o problemy natury religijnej, to Korporacja „Zaświaty” nie usiłuje ich nawet rozwiązać. Interesuje nas rezultat, a nie spekulacje. Jesteśmy pragmatykami. „Czy się udało?” — jest to jedyne pytanie, które zaprząta naszą uwagę.
— Pańskie stanowisko jest jasne.
— Jest ważne, aby od samego początku między mną a drugą stroną nie było niezrozumienia. Chciałbym, abyśmy wyjaśnili sobie jeszcze jedno: ja nikomu nie ofiarowuję nieba.
— Nie?
— Całkowicie nie. Niebo jest częścią wierzeń religijnych, a my z religią nie mamy nic wspólnego. Nasza wieczność dotyczy psychiki, która żyje po śmierci ciała. To wszystko. Nie mamy zamiaru popełnić podobnej pomyłki, jaka przydarzyła się naszym przodkom, którzy, odkrywszy kości jaskiniowców, ogłosili, że znaleźli szkielety Adama i Ewy.
— Nieco wcześniej wpadła do mnie starsza pani. Powiedziała, że nasza wieczność jest piekłem.
— Fanatyczka — powiedział Farrell chichocząc. — Zawsze mnie uprzedza. Ale biorąc pod uwagę naszą wiedzę, może mieć rację.
— Co wy wiecie na temat wieczności?
— Nie za wiele. Po śmierci psychika dostaje się do Przedsionka, który rozciąga się pomiędzy życiem na ziemi a wiecznością. Wydaje się nam, że jest to rodzaj granicy. Gdy psychika zdecyduje się na przekroczenie jej, na wejście do wieczności, wówczas traci kontakt z ziemią.
— A jak wygląda wieczność?
— Nie wiemy. Pewni jesteśmy jedynie tego, że nie jest materialna. Niektórzy ludzie twierdzą, że — podobnie jak psychika jest esencją człowieka — tak można przenieść do wieczności esencję rzeczy. Możliwe. Inni temu zaprzeczają. Są również tacy, którzy uważają, że Przedsionek jest swoistą poczekalnią, gdzie przebywają dusze przed przeniesieniem się w inne ciała na innych planetach; życie na ziemi byłoby zatem tylko częścią reinkarnacyjnego cyklu. Może mają rację. Jeszcze inni uważają, że odkryta przez nas wieczność jest tylko pierwszym szczeblem w egzystencji pozaziemskiej. W trakcie przechodzenia przez sześć następnych osiąga się stan nirwany. Możliwe. Spotkałem się i z takim poglądem, że wieczność jest pustym miejscem, gdzie dusza wędruje samotnie, wciąż szukając i wciąż nie znajdując. Czytałem o pewnej teorii głoszącej, że w wieczności ludzie żyją w grupach dobranych według odpowiednich kryteriów: jedni uważają, że decyduje o tym przynależność rodzinna, inni — rasowa, wyznanie religijne czy pozycja społeczna. Są nawet tacy, którzy głoszą, że psychika po wejściu do wieczności znika, umiera. A niektórzy uważają, że jesteśmy oszustami na ogromną skalę i sami wymyśliliśmy tamten świat. Ostatnio pojawiły się opinie, że każdy znajdzie w wieczności to, czego pragnie — niebo, raj, nirwanę i co tylko jeszcze sobie zażyczy. Natknąłem się na książki, w których udowadniano, że wiecznością rządzą duchy Rosjan, Anglików lub Amerykanów — w zależności od tego, kto był autorem tych pozycji. Jeden z największych filozofów naszego wieku stwierdził, że skoro chęć rywalizacji jest nieodłączną częścią istoty człowieka, to również w wieczności muszą istnieć zwycięzcy i zwyciężeni. I tak dalej. Może pan wybrać z tego, co chce. Lub stworzyć sobie własną oryginalną teorię.
Читать дальше