Z
„Boskich szeptów Han Qing-jao”
‹To nie działa› stwierdziła Królowa Kopca.
‹A czego jeszcze możemy spróbować?› zapytał Człowiek. ‹Stworzyliśmy najsilniejszą sieć. Połączyliśmy się z tobą i ze sobą nawzajem jak nigdy przedtem, aż wszyscy drżymy, jakby wiatr tańczył z nami i sprawiał, że nasze liście pięknieją w blasku słońca, a blaskiem tym jesteś ty i twoje córki. Całą naszą miłość dla maleńkich matek i ukochanych niemych matczynych drzew oddaliśmy tobie, nasza Królowo, nasza siostro, nasza matko, nasza prawdziwa żono. Jak Jane może nie widzieć tego, co sprawiliśmy, jak może nie pragnąć stać się tego częścią?›
‹Nie potrafi odnaleźć drogi do nas› odparła Królowa Kopca. ‹Powstała między innymi z tego, czym jesteśmy, ale już dawno odwróciła się od nas, by bez końca spoglądać na Endera i do niego należeć. Była naszym pomostem do niego. Teraz on jest jej jedynym pomostem do życia.›
‹Co to za most? On sam przecież umiera.›
‹Stare jego ciało umiera. Ale pamiętaj, to człowiek, który was, pequeninos, kochał i najlepiej rozumiał. Czy nie jest możliwe, by z konającego ciała jego młodości wyrosło drzewo, które przeniesie go do trzeciego życia, jak on przeniósł ciebie?›
‹Nie pojmuję twojego planu› odparł Człowiek. Przepłynęła do niej też inna wiadomość, ukryta pod tą świadomą: ‹Moja ukochana Królowo› mówił, a ona słyszała: ‹Moja najsłodsza i święta.›
‹Nie mam planu› przyznała. ‹Mam tylko nadzieję.›
‹Powiedz mi więc o nadziei› poprosił Człowiek.
‹To właściwie sen o nadziei› odpowiedziała. ‹Pogłoska o sugestii snu o nadziei.›
‹Powiedz.›
‹Ona była naszym pomostem do Endera. Czy Ender może teraz stać się jej pomostem do nas, poprzez ciebie? Całe życie, bez ostatnich kilku lat, nasłuchiwała głosów jego serca, jego najskrytszych myśli, pozwalała, by jego aiúa nadawała sens jej istnieniu. Jeśli on ją zawoła, usłyszy go, choć nas nie może usłyszeć. To ją do niego przyciągnie.›
‹Do ciała, w którym teraz najbardziej przebywa› dokończył Człowiek. ‹To znaczy do ciała młodej Valentine. Będą walczyć ze sobą, choć tego nie chcą. Nie mogą oboje władać tym samym królestwem.›
‹Dlatego pogłoska o nadziei jest tak niepewna› zgodziła się Królowa Kopca. ‹Ale Ender was także kochał. Ciebie, ojcowskie drzewo imieniem Człowiek, i was, wszystkich pequeninos i ojcowskie drzewa, żony, siostry i matczyne drzewa, wszystkich, nawet drewniane drzewa pequeninos, którzy nigdy nie zostali ojcami, choć kiedyś byli synami. Kochał was i kocha. Czy nie mógłby podążyć za tym filotycznym splotem i trafić do naszej sieci poprzez ciebie? A ona, czy nie mogłaby podążyć za nim i odnaleźć drogę do nas? Zdołamy ją utrzymać, zdołamy przechować całą tę część, która nie zmieści się w młodej Valentine.›
‹Zatem Ender musi pozostać przy życiu, żeby ją wezwać.›
‹Dlatego właśnie nadzieja jest tylko cieniem wspomnienia przejścia maleńkiego obłoczku przez tarczę słońca: ponieważ on musi przywołać aiúa, a potem musi od niej uciec i zostawić ją samą w młodej Valentine.›
‹Czyli umrze dla niej.›
‹Umrze jako Ender. Musi umrzeć jako Valentine. Ale czy nie może znaleźć drogi do Petera i tam żyć dalej?›
‹To jego część, której nienawidzi. Sam mi o tym powiedział›
‹Lęka się jej› odparła Królowa Kopca. ‹Ale przecież możliwe, że lęka się, ponieważ jest najsilniejsza. Najwyraźniejsza z jego twarzy.›
‹Jak możesz twierdzić, że najsilniejsza część człowieka tak dobrego jak Ender jest destruktywna, ambitna, okrutna i bezlitosna?›
‹Tymi słowami określił swoje wcielenie, któremu nadał kształt młodego Petera. Ale czy jego książka, Hegemon, nie dowodzi, że właśnie to okrucieństwo dało mu moc budowania? Dało mu siłę do walki z przeciwnikami. Dała mu własne ja, mimo samotności. Ani on, ani Peter nie byli nigdy okrutni dla samego okrucieństwa. Byli okrutni, jeśli tego wymagał cel — cel konieczny, cel, którym było zbawienie świata. Ender uczynił to, niszcząc straszliwego wroga, bo za takiego nas uważał, a Peter burząc graniczne mury i przekształcając cały rodzaj ludzki w jeden naród. I oba te zadania trzeba wypełnić na nowo. Natrafiliśmy na straszliwych wrogów, obcą rasę, którą Miro nazywa descoladores. I trafiliśmy na granice pomiędzy człowiekiem a pequenino, pequenino a królową kopca, królową kopca a człowiekiem, między nami wszystkimi a Jane, czymkolwiek Jane się okaże. Czy nie potrzebujemy siły Endera jako Petera, by nas połączył?›
‹Przekonujesz mnie, ukochana siostro, matko, żono, ale Ender nie uwierzy w takie dobro w sobie. Zdoła może ściągnąć Jane z nieba do ciała młodej Valentine, lecz nigdy nie potrafi sam tego ciała opuścić, nie zdecyduje się na rezygnację z całej swej dobroci i przejście do ciała, które reprezentuje wszystko, czego się w sobie lęka.›
‹Jeśli masz rację, to umrze› stwierdziła Królowa Kopca.
Cierpienie i żal za przyjacielem wezbrały w Człowieku i rozlały się po sieci, która łączyła go ze wszystkimi ojcowskimi drzewami i wszystkimi królowymi kopców. Ale dla nich smakowały słodko, gdyż zrodziły się z miłości do życia człowieka.
‹Przecież on i tak umiera, umiera jako Ender. Gdybyśmy wytłumaczyli mu to wszystko, czy nie wybrałby śmierci, jeśli tą śmiercią ratowałby życie Jane? Jane, która posiada klucz do lotów międzygwiezdnych? Jane, która jedyna potrafi otworzyć drzwi między nami a Zewnętrzem, która dzięki swej silnej woli i czystym myślom może przenieść nas tam i z powrotem?›
‹Tak, wybrałby śmierć, żeby ona żyła.›
‹Lepiej jednak, żeby sprowadził ją do ciała Valentine, a potem wybrał życie. Tak byłoby lepiej.›
I już w chwili, gdy to mówiła, rozpacz ukryta w słowach wylała się jak żółć. Wszyscy w sieci, którą pomogła upleść, wyczuli w tym truciznę, gdyż zrodziła się ze strachu przed śmiercią człowieka.
* * *
Jane znalazła siłę na ostatnią podróż, utrzymywała w myślach prom i sześć żywych organizmów w jego wnętrzu, utrzymywała idealny obraz ich fizycznych form — dostatecznie długo, by cisnąć ich na Zewnątrz i ściągnąć do Wnętrza na orbicie odległego świata, gdzie powstała descolada. Ale kiedy tego dokonała, nie potrafiła się już odnaleźć. Wyrwano jej wspomnienia, zniknęły połączenia ze światami, tak jej znane jak własne ciało ludziom, królowym kopców i ojcowskim drzewom. Gdy próbowała ich użyć, nic się nie działo, była odrętwiała, zapadała się — nie do swego dawnego jądra, ale do niewielkich zakątków siebie, zbyt małych, by ją pomieściły.
Umieram, umieram, powtarzała ciągle, nienawidząc tych słów, nienawidząc ogarniającej ją paniki.
— Teraz się boję — powiedziała do komputera, przed którym siedziała młoda Valentine. Tylko powiedziała, gdyż nie pamiętała już, jak wyświetlić twarz, przez całe stulecia będącą jej maską.
A zaraz potem nie mogła sobie przypomnieć, czy właśnie młodej Valentine miała to powiedzieć. Ta jej część również zniknęła. Jeszcze przed chwilą była na miejscu, a teraz nie mogła jej dosięgnąć.
I dlaczego w ogóle odzywała się do tego surogatu Endera? Dlaczego krzyczała cicho do ucha Mira, do ucha Petera, powtarzając: „Mów do mnie, mów do mnie, boję się”? Nie te ludzkie kształty były jej teraz potrzebne. Chciała tego, który wyrwał ją z ucha. Tego, który odrzucił ją i wybrał smutną, znużoną kobietę, ponieważ — tak sądził — Novinha bardziej go potrzebowała. Ale jak możesz być jej bardziej potrzebny niż mnie w tej chwili? Jeśli ty umrzesz, ona wciąż będzie żyła. A ja umieram teraz, bo odwróciłeś ode mnie wzrok.
Читать дальше