Brian Aldiss - Wiosna Helikonii

Здесь есть возможность читать онлайн «Brian Aldiss - Wiosna Helikonii» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1989, ISBN: 1989, Издательство: Iskry, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Wiosna Helikonii: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Wiosna Helikonii»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Dwa tysiące pięćset ziemskich lat liczy helikoński rok. Zima to żywioł fagorów, lato to czas ludzi. Wiosna to wojna. Wiosna to gorączka kości.

Wiosna Helikonii — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Wiosna Helikonii», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Znów zobie ożyłeź — rzekł.

Przez całe lata i okresy hen w odległej starożytności, w wielu regionach Helikonii, a na kontynencie Kampannlat nagminnie, panował wśród plemion zwyczaj zabijania króla, który wykazywał objawy wieku starczego. Zarówno kryteria jak i sposoby egzekucji różne były u różnych plemion. W przecinaniu nici królewskich żywotów nie przeszkadzała wiara w boskie pochodzenie władców, czy to od Akhy, czy od Wutry.

Kiedy król posiwiał bądź nie potrafił już jednym ciosem topora strącić człowiekowi głowy z karku, kiedy nie udało mu się zaspokoić seksualnych apetytów tłumu małżonek lub nie zdołał przeskoczyć określonego strumienia, przepaści, czy jaki tam był ów plemienny probierz, wówczas króla duszono, wręczano mu puchar trucizny albo innymi sposobami wyprawiano na tamten świat.

Podobnie wyprawiano na tamten świat współplemieńców, u których wystąpiły objawy śmiertelnych chorób, kiedy zaczynali wić się i jęczeć. W dawniejszych czasach nie znano litości. Często losem chorego była śmierć w płomieniach, ponieważ wierzono w uzdrowicielską moc ognia, a z chorym na stos wędrowała cała rodzina, wszyscy domownicy. Ten okrutny rytuał ofiarny rzadko odwracał wybuch epidemii, toteż krzyki palonych zwykle wpadały do uszu, w których dzwoniły już pierwsze. sygnały choroby.

Pośród wszelkich przeciwności losu rodzaj ludzki stawał się coraz bardziej ucywilizowany. Było to wyraźne, jeśli wziąć pod uwagę, że pierwszą oznaką cywilizacji jest współczucie dla bliźnich, twórcza życzliwość dla ich słabości, bez których ludzie nie mogą żyć razem i panuje beznadziejna anarchia. Pojawiały się szpitale i lekarze, pielęgniarki i kapłani — wszystko po to, aby nieść ulgę w cierpieniu, a nie brutalnie kłaść mu kres.

Aoz Roon wyzdrowiał bez takiej pomocy. Być może pomógł mu w tym własny silny organizm. Nie zwracając uwagi na fagora chwiejnie zbliżył się do brzegu toni, pochylił z wolna i zaczerpnął wody w złożone dłonie, żeby ugasić pragnienie.

Strużka wody przeciekła mu między palcami, umykając od warg na brodę, skąd podmuch zwiał ją w bok i skąd z pluskiem spadła do rzeki, w macierzystą toń. Obserwowano lot tych uronionych przez niego kropli. Miliony oczu dojrzały drobny rozprysk. Miliony oczu śledziły każdy ruch Aoza Roona na skrawku wyspy, jak się prostuje i jak dyszy mokrymi ustami. Szeregi monitorów Ziemskiej Stacji Obserwacyjnej miały wiele rzeczy pod stałym nadzorem, łącznie z lordem Embruddocku. Do obowiązków „Avernusa” należała retransmisja do Instytutu Helikonijskiego wszystkich sygnałów otrzymywanych z powierzchni Helikonii. Odbiornik instytutu mieścił się na Charonie, księżycu Plutona, u samych krańców systemu słonecznego. Większość funduszy na ten cel dostarczał Kanał Kinoedukacyjny, transmitujący nieprzerwanie sagę helikońskich wydarzeń dla widowni na Ziemi i pozostałych planetach w układzie słonecznym. Rozległe audytoria sterczały niczym postawione na sztorc konchy w piaskach każdej prowincji, mogąc pomieścić dziesięć tysięcy widzów każda. Ich spiczaste kopuły wznosiły się do nieba, skąd nadawał Kanał Kinoedukacyjny. Bywało, że audytoria przez długie lata świeciły pustkami. Po czym znów napływali widzowie, zwabieni jakimś nowym wydarzeniem na odległej planecie. Ludzie pielgrzymowali jak do miejsc, świętych. Helikonia stanowiła ostatnią formę wielkiej sztuki Ziemi. Każdy mieszkaniec Ziemi, od pana po pariasa, ppznał blaski i cienie helikońskiego życia. Imiona Aoza Roona, Shay Tal, Vry i Laintala Aya były na ustach wszystkich. Po śmierci ziemskich bogów opustoszały panteon zapełnił się nowymi twarzami. Widownie odbierały Aoza Roona jako współczesnego im człowieka, przeniesionego jedynie na inny glob, niczym ideał platoński, rzucający cień na rozległą jaskinię audytorium. Ludzie znów wypełniali audytoria po brzegi. Wchodzili w sandałach okrytych pyłem drogi. Pogłoski o nadciągającej zarazie, o zaćmieniu rozchodziły się po Ziemi niemal tak samo, jak po Oldorando, przyciągając tysiące tych, których życie odmieniła ciekawość i troska o Helikonię. Niewielu owych widzów pielgrzymów zastanawiało się nad paradoksem, jakim łudziły ich rozmiary wszechświata. Osiem uczonych rodów naAvernusie” żyło w tym samym czasie, co Helikończycy. Ich żywoty współistniały pod każdym względem, chociaż helikoidalny wirus ustanowił na czas nieokreślony rozdział pomiędzy nimi a badaną przez nich siostrzaną planetą Ziemi. Jednak o ile większy był rozdział pomiędzy ośmioma rodami a jakże odległą Ziemią, ich macierzystą planetą. Przekazywali sygnały hen na Ziemię, gdzie ani jedno audytorium nie zostało zbudowane, gdzie nawet projektanci tych audytoriów jeszcze się nie narodzili. Dziesięć tysięcy lat potrzebował sygnał na pokonanie przestrzeni dzielących oba systemy. W czasie owych tysiącleci zmieniała się nie tylko sama Helikonia. A ci, którzy z zapartym tchem zasiedli teraz w audytoriach i patrzyli na wyolbrzymioną w holoekranach postać Aoza Roona, patrzyli, jak on pije wodę, jak wiatr porywa mu krople wody od warg i te krople łączą się z tonią u jego stóp, tak jak to było dziesięć tysięcy lat temu w odległości tysięcy lat świetlnych. Uwięzione światło, jakie widzieli, nawet życie, które przeżywali, było cudem techniki, fizyczną konstrukcją. I jedynie jakiś metafizyk w swej wszechobecnej świadomości mógłby stwierdzić, kto żył w chwili powrotu kropli wody do rzeki: Aoz Roon czy jego publiczność.

Za to żadnej wielkiej sofistyki nie wymagało stwierdzenie, że pomimo dwuznaczności płynącej z ograniczeń widzenia, makrokosmos i mikrokosmos są współzależne, związane ze sobą takim zjawiskiem, jak wirus helikoidalny, którego skutki ostatecznie były uniwersalne, choć postrzegane jedynie przez zjawisko świadomości, słyszane tylko przez ucho igielne, którym makrokosmos i mikrokosmos przeciskały się ku rzeczywistej jedności. Świadomość na skalę boską mogłaby zlikwidować rozdziały pomiędzy nieskończonymi rzędami istot, podobnie jak ludzka świadomość właśnie doprowadziła przeszłość i teraźniejszość do śmiałego zbratania. Wyobraźnia funkcjonowała, wirus był zaledwie funkcją.

Wyciągnąwszy szyje dwa jajaki podążały raźnym kłusem. Chrapy miały rozdęte, ponieważ kłusowały już kawał drogi. Boki lśniły im od potu. Niosły dwóch jeźdźców w wysokich butach z wywiniętymi cholewami r w długich płaszczach z szarej tkaniny. Ostre, blade twarze jeźdźców zdobiły spiczaste bródki. Nie można było nie rozpoznać Sibornalczyków. Jechali żwirową ścieżką w cieniu górskiego zbocza. Rytmiczne klap-klap-klap kopyt jajaków niosło się szeroko po okolicy pełnej drzew i strumieni.

Jeźdźcy byli zwiadowcami sił zbrojnych kapłana-wojownika Festibariaytida. Z przyjemnością wdychali rześkie powietrze, z rzadka zamieniając słowa podczas jazdy, nieustannie za to wypatrując wroga. Za nimi piesi Sibornalczycy pędzili drogą gromadkę pojmanych pragnostyków. Kręty szlak schodził do rzeki, za którą wznosił się skalny przylądek. Jego spadziste zbocza, uformowane z warstw skalnych, porozrywanych i poprzestawianych niemal pionowo, porośnięte były karłowatymi drzewami. Tu leżała osada, nad którą władzę sprawował Festibariaytid.

Zwiadowcy przebyli w bród płyciznę rzeki. Pokonując zbocza, jajaki ostrożnie wybierały drogę wśród stromych skał; te zwierzęta północnych równin nie czuły się najlepiej w górzystym terenie. Z coroczną falą kolonistów jajaki przybywały z północy do Chalce i prowincji pogranicznych Pannowalu, co tłumaczyło ich obecność tak daleko na południu.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Wiosna Helikonii»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Wiosna Helikonii» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Brian Aldiss - Helliconia
Brian Aldiss
Brian Aldiss - Non-Stop
Brian Aldiss
Brian Aldiss - Helliconia Summer
Brian Aldiss
Brian Aldiss - Helliconia Winter
Brian Aldiss
Brian Aldiss - Helliconia Spring
Brian Aldiss
Brian Aldiss - Frankenstein Unbound
Brian Aldiss
Brian Aldiss - Forgotten Life
Brian Aldiss
Brian Aldiss - Dracula Unbound
Brian Aldiss
Отзывы о книге «Wiosna Helikonii»

Обсуждение, отзывы о книге «Wiosna Helikonii» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x