Brian Aldiss - Wiosna Helikonii

Здесь есть возможность читать онлайн «Brian Aldiss - Wiosna Helikonii» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1989, ISBN: 1989, Издательство: Iskry, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Wiosna Helikonii: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Wiosna Helikonii»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Dwa tysiące pięćset ziemskich lat liczy helikoński rok. Zima to żywioł fagorów, lato to czas ludzi. Wiosna to wojna. Wiosna to gorączka kości.

Wiosna Helikonii — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Wiosna Helikonii», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Mówiła mi. I wy zabijaliście nas, jak my was zabijamy. Szkarłatne oczy mrugnęły jeden jedyny raz.

— My zachować was przy życiu — warknęło stworzenie — przez stulecia, kiedy Freyr zachorować. Bardzo głupio. Teraz wy, Syny Freyra, umrzeć wszyscy. Wy rozciąć mi łańcuchy, pozwolić mi pójść zemrzeć w uwięzi.

Laintal Ay wskazał otwarty grób.

— Zabij go — rozkazał Gojdżi Hinowi.

Gojdża Hin stoczył wielkie cielsko nogą do dołu i butem nagarnął na nie piachu. Następnie wyprężył się pośród chaszczy, twarzą w twarz z Laintalem Ayem, oblizując wargi, nadrabiając miną.

— Znałem cię od małego, jaśnie panie. Byłem dobry dla ciebie. Zawsze mówiłem, że to ty powinieneś być lordem Embruddocku… zapytaj mych kumpli, czy nie mówiłem.

Nie próbował się bronić. Wypuścił miecz z dłoni i osunąwszy się na kolana, zaczął beczeć ze zwieszoną siwą głową.

— Myk pewnie miał rację — powiedział Laintal Ay. — Pewnie mamy zarazę w sobie. Pewnie już jest poniewczasie.

Nie obejrzawszy się zostawił klęczącego Gojdżę Hina i wielkimi krokami zawrócił do tłumnego miasta, wściekły na siebie, że nie zadał śmiertelnego ciosu.

Późno było, gdy wszedł do swej izby. Rozejrzał się wokoło, nie rozchmurzywszy ponurej twarzy. Poziome promienie Freyra, jasne jak ogień, oświetlały przeciwległy kąt, resztę pokoju pogrążając w niesamowitym cieniu. Zaczerpnął w dłonie zimnej wody z misy, obmył twarz i ręce, i pozwolił wodzie spływać po czole, powiekach, policzkach i ściekać po brodzie. Powtórzył to wiele razy, oddychając głęboko, czując, jak uchodzi zeń wściekłość, a pozostaje złość na samego siebie. Masując twarz zauważył z zadowoleniem, że przestały mu się trząść ręce.

Blask słoneczny z kąta przesunął się na ścianę i zmętniał w dymnej pozłocie, tworząc prostokąt nie większy od szkatuły, w której marniało złoto tego świata. Laintal Ay chodził po izbie, gromadząc jakieś drobiazgi na drogę, prawie bez zastanowienia. Ktoś zapukał do drzwi. Zajrzała Oyre. Przystanęła w progu, jakby od razu wyczuła napięcie w izbie.

— Laintalu Ayu… gdzie byłeś? Czekałam na ciebie.

— Musiałem coś zrobić.

Westchnęła z dłonią na klamce nie spuszczając z niego oczu. Pod światło nie mogła odgadnąć jego miny poprzez gęstniejący w izbie zmierzch, ale złowiła oschłość w głosie.

— Czy coś się stało, Laintalu Ayu?

Wcisnął swój stary łowiecki koc do sakwy, upchnął pięścią.

— Odchodzę z Oldorando.

— Odchodzisz…? Dokąd się wybierasz?

— Och… powiedzmy, że wybieram się na poszukiwanie Aoza Roona. — W tonie była gorycz. — Nic mnie już tutaj… nie trzyma.

— Nie wygłupiaj się. — Postąpiła krok naprzód, aby go lepiej widzieć, myśląc o tym, jak wielki wydaje się w tej niskiej izbie. — Jak chcesz kogoś szukać po górach i lasach?

Zarzuciwszy sakwę na ramię, obrócił się do niej twarzą.

— Sądzisz, że głupiej szukać w prawdziwym świecie, niż zapadać w pauk między mamiki, jak ty zrobiłaś? Zawsze mi powtarzałaś, że muszę zrobić coś wielkiego. Nic cię nie zadowalało…„ No więc teraz idę, po śmierć lub zwycięstwo. Czy to nie jest coś wielkiego?

Uśmiechnęła się z przymusem.

— Nie chcę, abyś odchodził. Chcę…

— Ja wiem, czego chcesz. Uważasz, że Dathka jest dorosły, a ja nie.

Cóż, do diabła, z tym. Mam dość. Odchodzę, co zawsze było moim pragnieniem. Spróbuj szczęścia z Dathką.

— Kocham ciebie, Laintalu Ayu. Teraz wygłupiasz się, jak Aoz Roon.

Schwycił ją mocno.

— Przestań bez przerwy porównywać mnie do innych ludzi. Chyba nie jesteś taka mądra, — jak myślałem, bo wiedziałabyś, kiedy mnie ranisz. Ja też cię kocham, lecz odchodzę…

Podniosła krzyk.

— Dlaczego jesteś taki okrutny?

— Dostatecznie długo żyłem wśród okrutników. Przestań zadawać głupie pytania.

Przygarnął ją do siebie i mocno pocałował w usta, aż wargi jej się rozstąpiły i zęby przejechały po zębach.

— Mam nadzieję, że wrócę.

Parsknął śmiechem z głupoty własnej wypowiedzi. Rzucił ostatnie spojrzenie i wyszedł trzasnąwszy drzwiami. Została sama w pustej izbie. Złoto rozsypało się w popiół. Była już prawie noc, chociaż nie pogasły jeszcze ogniste skry na dworze.

— A niech to licho — zaklęła. — Bodaj cię szlag trafił… i mnie też. Oprzytomniawszy nagle podbiegła do drzwi, pchnęła je na oścież i zawołała. Laintal Ay zbiegał po schodach, nie odpowiadając. Dogoniła go, złapała za rękaw.

— Laintalu Ayu, ty idioto, dokąd idziesz?

— Osiodłać Złotą.

Powiedział to z taką złością, otarłszy usta wierzchem dłoni, że stanęła jak wryta. Wówczas zaświtała jej myśl, że musi natychmiast odszukać Dathkę. Już on będzie wiedział, jak poradzić sobie z obłędem przyjaciela.

W ostatnich dniach Dathką stał się nieuchwytny. Czasami nocował w nie ukończonym budynku na drugim brzegu Voralu, niekiedy w jednej z wież, za każdym razem innej, to znów w którejś z podejrzanych spelunek, wyrastających jak grzyby po deszczu. Jedyne, co jej w tym momencie przychodziło do głowy, to pędzić do wieży Shay Tal i zobaczyć, czy nie ma go u Vry. Był, na szczęście. W samym środku awantury z Vry, która z pałającymi policzkami kuliła się tak, jakby ją uderzył. Dathką miał twarz białą z wściekłości, ale Oyre wmieszała się bez ceregieli, wyrzucając z siebie nowinę. Dathką omal się nie zadławił.

— Nie możemy pozwolić mu odejść teraz, kiedy wszystko się wali.

Rzuciwszy Vry mordercze spojrzenie wybiegł z izby. Biegł całą drogę do stajni i zdążył złapać Laintala Aya, gdy wyprowadzał Złotą. Zastąpił mu drogę.

— Zwariowałeś do reszty, przyjacielu! Przestań się wygłupiać. Opamiętaj się i pilnuj swoich interesów.

— Bokiem wyłazi mi słuchanie każdego, kto chce, abym coś zrobił. Chcesz, abym tu został, bo jestem ci potrzebny do twoich intryg.

— Potrzebujemy ciebie do trzymania w szachu Tantha Eina z jego kumplem i tej oślizłej ropuchy Raynila Layana, żeby nie zabrali nam wszystkiego, co mamy.

Twarz miał zawziętą.

— Nie macie szansy. Idę odszukać Aoza Roona. Dathka uśmiechnął się szyderczo.

— Zwariowałeś. Nikt nie wie, gdzie on jest.

— Przypuszczam, że z Shay Tal w Sibornalu.

— Głupcze! Pluń na Aoza Roona, jego gwiazda zaszła, jest stary. Tu chodzi o naszą skórę. Nawiewasz z Oldorando, bo masz pietra, może nie? Tak się składa, że zostało mi jeszcze paru wiernych przyjaciół, w tym jeden w domu zdrowia.

— O czym ty mówisz?

— O tym, o czym wiemy i ty, i ja. Nawiewasz, bo się boisz plagi. Później, do uprzykrzenia powtarzając w myśli te słowa wymówione w gniewie, Laintal Ay zdał sobie sprawę, że Dathka nie był wówczas w pełni sobą, tym Dathka, którego mało co wyprowadzało z równowagi. Lecz i on sam wówczas zareagował odruchowo. Uderzył Dathkę otwartą prawicą z całej siły, zadając przyjacielowi cios kantem dłoni od dołu, pod nasadę nosa. Usłyszał chrupnięcie kości. Dathka zatoczył się do tyłu i złapał za twarz. Krew chlusnęła mu po palcach. Laintal Ay wskoczył na siodło i śpiąwszy Złotą roztrącił gęstniejący tłumek gapiów. Podekscytowani otoczyli rannego, który na chwiejnych nogach i zgięty w pół klął z bólu.

Laintal Ay wyjeżdżał z miasta wściekły jak gradowa chmura. Niewiele wziął z rzeczy, które zamierzał zabrać ze sobą w drogę. W obecnym nastroju odczuwał satysfakcję, że odchodzi zabrawszy jedynie swój miecz i derkę. Jadąc wyciągnął niewielki przedmiot, który uwierał go przez kieszeń. W półmroku ledwo rozpoznał znajome od dziecka kształty. Pies otwierał i zamykał pysk, kiedy poruszało się jego ogonem do góry i na dół. Laintal Ay miał go od dnia śmierci dziadka. Cisnął psa w przydrożne krzaki.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Wiosna Helikonii»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Wiosna Helikonii» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Brian Aldiss - Helliconia
Brian Aldiss
Brian Aldiss - Non-Stop
Brian Aldiss
Brian Aldiss - Helliconia Summer
Brian Aldiss
Brian Aldiss - Helliconia Winter
Brian Aldiss
Brian Aldiss - Helliconia Spring
Brian Aldiss
Brian Aldiss - Frankenstein Unbound
Brian Aldiss
Brian Aldiss - Forgotten Life
Brian Aldiss
Brian Aldiss - Dracula Unbound
Brian Aldiss
Отзывы о книге «Wiosna Helikonii»

Обсуждение, отзывы о книге «Wiosna Helikonii» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x