Robert Heinlein - Daleki patrol
Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Heinlein - Daleki patrol» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 1986, Издательство: Klubowe, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Daleki patrol
- Автор:
- Издательство:Klubowe
- Жанр:
- Год:1986
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Daleki patrol: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Daleki patrol»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Daleki patrol — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Daleki patrol», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Jednym słowem osadnicy nie narzekali na brak zainteresowania ze strony tubylców. A najważniejszy był w tym wszystkim fakt, że nie odczuwali niczego, poza życzliwą ciekawością — ani razu nie spotkali się z jakąkolwiek próbą groźby, czy rzeczywistym niebezpieczeństwem. Maggie Daigler — zwana teraz powszechnie „Maggic” — odłożyła żarty na bok, włosy przycięła krótko, ubrała się w drelichowy kostium i ostro ruszyła do pracy. Jej krótkie paznokcie były na ogół czarne od ziemi, lecz mimo to czuła się o całe lata młodsza oraz znacznie szczęśliwsza, niż w luksusowych apartamentach „Aagarda”.
Nie tylko ona jedna — wszyscy promienieli szczęściem … wszyscy, poza Maxem.
Ellie go unikała. Po stokroć przeklinał swą niewyparzoną gębę, ale też i uwaga mrs. Daigler nie była na miejscu.
Oczywiście, dotychczas nigdy nie przyszło mu do głowy, aby ożenić się z tą dziewczyną, lecz sytuacja gruntownie się zmieniła. Któregoś dnia zostanie zniesiony zakaz bratania się z kolonistami i co wtedy? Niewątpliwie, kłótnie z jedyną dziewczyną, którą był w stanie poprosić o rękę, nie miały większego sensu.
Oczywiście, jako astronauta powinien zachować celibat, jednak kolonista potrzebował żony. Czy nie byłoby miło mieć kogoś, kto przygotowałby obiad, troszczył się o drób i doglądał obejścia podczas gdy on — gospodarz — uprawiałby pole?
Musiał się dowiedzieć, jak sprawy stoją — Maw dała mu dobrą szkołę. Niewątpliwie Ellie niczym nie przypominała macochy — była silna, miała zmysł praktyczny i lubiła pracować — wystarczyła tylko lekka zachęta oraz kilka wskazówek. Poza tym, gdyby się dobrze przyjrzeć, była najpiękniejszą istotą, jaką kiedykolwiek widział. Kiedy za specjalnym zezwoleniem kapitana do kolonistów przystali państwo Dumont, został stworzony pierwszy precedens. Oczywiście steward i stewardessa nie byli potrzebni na statku, gdzie nie mieszkał ani jeden pasażer. To dodało mu nieco śmiałości — udał się więc do pierwszego oficera.
— Aspirant Jones, sir! Walther spojrzał nań z uśmiechem.
— Powiedziałbym raczej „astronauta w odwodzie” … Proszę, niech pan wejdzie, mr. Jones.
— Hm … Poruszył pan problem, o którym zamierzałem pomówić.
— Jak mam to rozumieć?
— O moim stanowisku … Chciałbym wrócić na poprzednie.
— Czyli chce pan być kartografem, nie astronautą? Jaką widzi pan różnicę między jednym a drugim? W naszej sytuacji …
— Nie, sir. Chciałbym wrócić na stanowisko pomocnika stewarda III klasy.
Walther spojrzał zdumiony.
— Coś się za tym kryje … Niech pan mi to bliżej wyjaśni … Niezwykle okrężnymi drogami opisał Max historię swych utarczek z Simes’em. Ponieważ chciał, aby nie brzmiało to jak donos, w rezultacie uzyskał coś w rodzaju skargi dziecka, którego nie dopuszczają do owsianki. Jones był tego świadomy i czuł się potwornie.
— Czy pan jest przekonany, że ta opowieść odpowiada stanowi faktycznemu? — zapytał Walther — Simes nigdy mi się nie skarżył.
— Nigdy by tego nie zrobił. Ale to, co powiedziałem, jest prawdą. Niech pan spyta Kelly’eya, sir. Walther namyślał się przez chwilę.
— Mr. Jones … na pana miejscu nie przywiązywałbym większego znaczenia do tych nieporozumień. W pańskim wieku miewa się skłonności do przejaskrawiania wszelkiego rodzaju konfliktów. Jeśli zaś chodzi o moją radę: najlepiej by było, gdyby pan po prostu zapomniał o tym wszystkim. Proszę wykonywać swoje zadania, a już ja sam załatwię tę sprawę. Chyba powinna wystarczyć krótka rozmowa z Simes’em. Muszę przyznać, że jestem zaskoczony, słysząc te relacje. Nie spodziewałem się po nim takiej małostkowości.
— Proszę, żeby pan nie wspominał mu o tym ani słowem, sir.
— Ale dlaczego?
— Po prostu chcę zostać pomocnikiem stewarda.
— Nie rozumiem …
— Chciałbym przystać do kolonistów, jak państwo Dumontowie …
— Ach, teraz już wiem, o co tu chodzi — Walther pobębnił palcami w blat biurka — Niech pan sobie wybije z głowy myśl, że mógłbym się zgodzić na coś podobnego!
Nie dopuszczając Maxa do głosu, ciągnął dalej.
— Proszę mnie źle nie rozumieć. Moja decyzja nie jest dowodem jakiejś dyskryminacji, nie wypływa z niechęci czy uprzedzenia w stosunku do pańskiej osoby. Gdybym miał przed sobą zwykłego stewarda, natychmiast spełniłbym to życzenie … Ale pan jest astronautą … Doktor Hendrix nie żyje. Kapitan Blaine … sam pan miał okazję się przekonać. A zresztą, nasza sytuacja jest powszechnie znana i nie potrzebuję tego wyjaśniać. W tej chwili nie mogę dopuścić, aby odszedł od nas jakikolwiek człowiek z kwalifikacjami takimi, jak pańskie. Mr. Jones … dopóki tli się bodaj iskierka nadziei, ani jeden astronautą, ani jeden kartograf, ani jeden rachmistrz nie opuści swego stanowiska … przynajmniej za moją zgodą. Myślę, że wysławiam się zrozumiale?
— Tak jeat, sir.
— W porządku. Następną wiadomość proszę zachować dla siebie … Otóż, kiedy tylko kolonia będzie w stanie żyć bez naszej pomocy, kiedy uzyska pewne minimum samowystarczalności, odlecimy na orbitę stacjonarną i pozostaniemy tam tak długo, aż przeprowadzi pan wszystkie potrzebne badania, obserwacje, namiary etc. Jako ekspert powinien pan mieć przyzwoite warunki pracy. Prawdopodobnie nie może pan działać z gęstym kożuchem atmosfery nad głową. Czy mam rację?
— Tak jest, sir. Nasze przyrządy są przystosowane wyłącznie do pracy w próżni.
— A zatem musimy czekać na pierwszą sposobność, kiedy będziemy mogli się tam znaleźć.
Przez moment milczał, w końcu odezwał się ponownie.
— Mr. Jones … Max … czy mogę do pana mówić jak mężczyzna do mężczyzny?
— Ależ oczywiście, sir.
— Hm … Drogi chłopcze, właściwie nie powinienem się grzebać w cudzych sprawach, ale mój wiek upoważnia mnie, bym dał panu ojcowską radę. Jeśli będzie pan miał zamiar się żenić, proszę nie myśleć, że ktokolwiek będzie żądał pańskiego akcesu do kolonii. To nie ma żadnego znaczenia.
Wszystko jest jedynie kwestią czasu, gdyż w końcu, jeśli będziemy mogli stąd odlecieć, i tak weźmie pan swą żonę na pokład. Max poczerwieniał. Nie miał pojęcia, co powinien odpowiedzieć.
— Oczywiście, rozważamy tylko sytuację hipotetyczną, ale jeśli już miałoby do czegoś dojść, proszę o tym pamiętać. Pierwszy oficer wstał.
— Dlaczego nie miałby pan wziąć jednego dnia urlopu? Proszę iść na spacer, albo wytchnąć przez kilka godzin w lesie. Świeże powietrze na pewno nie zaszkodzi. Zaraz porozmawiam z Simes’em. Zamiast na przechadzkę, Max udał się w poszukiwaniu Sama. Nie znalazł go na statku. Powiedziano mu, że jest gdzieś na zewnątrz. Zszedł więc na dół i ruszył w stronę osiedla.
Zanim doszedł do placu budowy pierwszego domu, dostrzegł czyjąś postać, zmierzającą w jego stronę. Po chwili przekonał się, że to Eldreth.
Po chwili stanęła przed nim mała, brudna dziewczynka w powalanym ziemią dresie roboczym.
— Jak leci, Ellie?
— Ciągle ta sama śpiewka? … Proszę zejść mi z drogi i nie próbować się usprawiedliwiać. Niesprawiedliwość jej sądu aż zatkała mu dech w piersi.
— Ależ … Ellie … przecież to nie tak. Pani …
— Mówi pan, niczym Chipsie, kiedy chce otrzymać kostkę cukru. Dobrze, niech więc pan słucha, upiorny Don Juanie. Oświadczam, że w tym roku nie zamierzam wyjść za mąż, a zatem nic nie stoi na przeszkodzie, aby mógł pan odnowić dawne przyjaźnie.
— Ellie … — Max nie miał pojęcia, co powinien powiedzieć.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Daleki patrol»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Daleki patrol» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Daleki patrol» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.