— To rodzaj zwykłych śmieci, jakich tam pełno — dodała z profesjonalną pogardą.
— Ale w Sieci obowiązuje mój wyraźny zakaz. Więc jak to zrobiłaś?
— Nie muszę tego mówić — powtórzyła Rachel. — I nie są to zwykłe śmieci.
— No cóż, zostało to bardzo nędznie skonstruowane — zimno skomentowała Daneh. — Przyznaj mi, córko, chociaż umiejętności zawodowe. Brwi są źle wyważone, kości policzkowe psują efekt nosa, a cała kombinacja sprawia, że wyglądasz jak krótkodzioby ptak. Powtarzam, nie jest to dobrze zrobione.
— No tak, ty mi nie pozwoliłaś zrobić tego dobrze, mamo — odcięła się wściekle. Potem zapadła się w sobie, potrząsając głową. — Ale… masz rację. To naprawdę wygląda okropnie, prawda?
— Nie okropnie — sztywno odpowiedziała Daneh. — Ale nie jest to ani modne — nie, żebym lubiła obecną modę, jest niezdrowa — ani nie wygląda to dobrze na tobie. Bądźmy szczere, kochanie, o ile nie przejdziesz całkowitej przebudowy twarzy i ciała, wyglądając w efekcie jak twoja koleżanka Marguerite i wszystkie inne dzieciaki, które skorzystały dokładnie z tego samego zestawu modelowania genetycznego, nie możesz zrobić prawie nic, żeby wyglądać zgodnie z obecną modą. Jesteś zbyt… — Daneh przerwała, szukając odpowiednich słów.
— Tłusta — dokończyła Rachel.
— Nie tłusta, kobieca — zaprzeczyła Daneh. — W dzisiejszych czasach nikt nie jest tłusty. Tłustym się jest, jeśli ma się fałdy wiszące… — spojrzała na swój żołądek i wzruszyła ramionami. — Widziałaś zdjęcia. Jesteś piękna, kochanie. Bardzo dobrze wiesz, że były czasy, kiedy byłabyś uznawana za absolutną piękność — dodała z westchnieniem.
— Jasne, mamo, ale w tych czasach faceci nie oceniają już kobiet w kategoriach ich zdolności do przeżycia głodu.
— Niezbyt pasujesz do modelu Rubensa — zaprotestowała Daneh. — Chcesz, żebym to naprawiła? Czy wolisz tak zostać do czasu, aż będziesz mogła przejść pełne rzeźbienie? Znam parę osób, które są w tym bardzo dobre.
— Kiedy? — zapytała zaskoczona Rachel.
— Kiedy skończysz osiemnaście lat. Tymczasem jesteś uziemiona bez ograniczeń. Jeśli nie potrafisz dotrzymać takiej obietnicy, nie jestem pewna, jakiej dotrzymasz.
— Mamo!
— Nie marnuj mi tu — zirytowała się lekarka. — Dowodem na to, że nie jesteś dostatecznie dorosła na podejmowanie decyzji, jest fakt, że zrobiłaś coś za moimi plecami i jeszcze pozwoliłaś to sobie zepsuć.
— Oooo… ja… ja… — Rachel przez chwilę intensywnie zaciskała szczęki, po czym obróciła się na pięcie i wybiegła z pokoju.
— Dżinnie, mówiłam poważnie o tym uziemieniu. Przypomnij mi o tym za tydzień.
— Tak, proszę pani — odpowiedział program. Daneh westchnęła i pomasowała się po skroniach.
— Co za dzień.
* * *
Niespodzianką okazała się… dziewczyna. Albo — jak pomyślał Herzer, i co było znacznie prawdopodobniejsze — homunkulus. Znajdowali się razem z Dionysem i około pół tuzinem jego zwykłych kompanów w leśnym wąwozie. Była mała i sprawiała bardzo kruche wrażenie, z krótkimi czarnymi włosami i elfią twarzą. I wyglądała na przestraszoną.
— Czy to homunkulus? — zapytał, żeby się upewnić. Normalnie homunkulus witał świat dość prostym uśmiechem. Ten wyglądał na przerażonego. Żeby zyskać całkowitą pewność, wysłał mentalne zapytanie do Sieci i został zapewniony, że faktycznie był to homunkulus, a nie przestraszona dziewczynka, ledwie nastolatka.
— Och, tak — odpowiedział Dionys z sardonicznym uśmieszkiem. — Ale bardzo specjalny. Została tak zaprogramowana, żeby bać się seksu. O tyleż bardziej… interesujące.
— Myślałem, że to nielegalne? — ze zdumieniem spytał Herzer. Czuł, jak pali go skóra twarzy i dłoni.
— Nie tyle… nielegalne, co ograniczone — stwierdził Dionys z kolejnym uśmieszkiem. — Czasem dobrze jest mieć wpływowych przyjaciół.
Herzer nie był prawiczkiem, przynajmniej jeśli chodzi o homunkulusy. Co do kwestii, czy się to liczyło, zdania były podzielone, ale wraz z rozwinięciem się ostrych objawów jego choroby zawieranie przyjaźni, zwłaszcza z dziewczynami, było trudne. Tak więc poza używaniem dłoni homunkulusy stanowiły dla niego jedyny sposób na rozwinięcie nastoletniego libido. Zawsze też umieszczał się w roli bohatera, czystego paladyna na białym rumaku. Ale…
Ten urok nie był mu obcy. Pragnienie nie tylko bycia w kobiecie, bycia z nią jednością, lecz kontrolowania jej i dominacji. Brać, zamiast negocjować lub, jak w przypadku zwykłych homunkulusów, dostawać do woli. Był to sekret, który normalnie ukrywał głęboko i z nikim o nim nie rozmawiał. Nigdy. Nie miał z kim. Nikogo, kto by… zrozumiał. Słyszał plotki o nadużywanych homunkulusach, z których część musiała być poddana wymianie. Teraz rozumiał czemu.
— Bohater? Czy gwałciciel? Czasami… granica wydawała się tak dziwnie bliska. Szał bitewny był tak podobny do tego, co czuł, fantazjując… o złych rzeczach. Nawet wobec samego siebie ciężko mu było użyć słowa „gwałt”. Odebrać życie orkom, zmasakrować przeciwników i widzieć, jak uciekają przed jego rumakiem, rzucić przestraszoną dziewczynę na ziemię i wziąć to, co mu się należało. Odegrać się na wszystkich dziewczynach, które naśmiewały się z niego w trakcie ataków drgawek. Wszystkich dziewczynach, które odrzucały go, kiedy najbardziej ich potrzebował. Brać i brać bez ograniczeń. Karać.
Był paladynem czy łotrem? Nie potrafił zdecydować.
— Zwłaszcza teraz, patrząc na tą bezbronną, przestraszoną… zabawkę. Nie była prawdziwą kobietą, prawdziwą dziewczyną. Była tylko sztucznym konstruktem. W jakiś sposób równocześnie przynosiło mu to ulgę i czyniło sprawę… mniej zakazaną. Prawie mniej interesującą. Ale niewiele.
— Proszę — wyszeptał homunkulus ze łzami spływającymi po policzku. — Proszę…
— Niezależnie od tego, jak bardzo starał się kontrolować, poczuł ogień budzący się w ciele…
— — Nie ma w tym nic złego — odezwał się Dionys. — Mężczyźni mają… potrzeby. To jeden ze sposobów na ich zaspokojenie. Z czasem przekonasz się, że kobiety mają… bardzo podobne potrzeby. Ale nawet to jest tak sterylne. Tyle zasad, tak wiele środków ostrożności. To jest naprawdę. — Poklepał Herzera po plecach. Lekko. — Proszę bardzo. Weź ją. Baw się.
Herzer mimowolnie postąpił o krok i sięgnął jedną ręką do bluzki dziewczyny. Była z białego badwabiu ze staroświeckimi guzikami pasującymi do krótkiej spódniczki z tego samego materiału. Wyobraził sobie siebie zdzierającego bluzkę, przesuwającego dłonie w górę jej ud… wzięcie jej.
— Proszę, nie — wyszeptała dziewczyna. — Proszę…
Przez chwilę mocno zaciskał szczęki, po czym potrząsnął głową.
— Nie, Dionys — powiedział ochryple. — To nie w porządku.
— Jak może nie być? — Mężczyzna wyglądał przede wszystkim na zaskoczonego, jakby nigdy o czymś takim nie pomyślał. — Ona jest tylko homunkulusem.
— A jej strach nie jest prawdziwy — zgodził się Herzer, choć wyłącznie na poziomie intelektualnym. — Ale… to i tak nie w porządku. Nie jestem… to nie w porządku. — Spojrzał na dwóch trzymających jej ramiona, ale tylko wyszczerzyli zęby w uśmiechach. — To nie w porządku.
— Już to mówiłeś — z dezaprobatą odpowiedział Dionys. — Bardzo dobrze, jeśli nie chcesz zostać i dobrze się bawić, możesz iść. Wracaj do swoich łagodnych, cichych zabawek i wszystkich tak zwanych przyjaciół, którzy cię zdradzili.
Читать дальше