John Ringo - Tam będą smoki

Здесь есть возможность читать онлайн «John Ringo - Tam będą smoki» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 2005, ISBN: 2005, Издательство: ISA, Жанр: Фантастика и фэнтези, Боевая фантастика, Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Tam będą smoki: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Tam będą smoki»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Akcja powieści osadzona jest kilka tysiącleci w przyszłość, kiedy to ludzie żyją w stworzonej przez siebie utopii. Pojęcia takie jak praca czy ubóstwo dawno zostały zapomniane, a dzięki niezwykle zaawansowanej technologii medycznej, ludzie żyją po kilkaset lat i dowolnie formują swoje ciała przyjmując postać zwierząt czy wyimaginowanych stworzeń. Ich jedynym zmartwieniem jest wyszukiwanie coraz to nowszych rozrywek, m.in. poprzez toczenie potyczek z orkami w wirtualnej rzeczywistości czy też uprawianie rekreacjonizmu, czyli odtwarzanie sposobu życia w wybranym okresie historycznym.

Tam będą smoki — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Tam będą smoki», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Powinieneś był przeprowadzić rekonesans obozu — skomentował instruktor, podając mu dzban.

Herzer wziął wodę i napił się z wdzięcznością, po czym wstał z ziemi.

— Wiem o tym. Teraz. Ten demon był trochę nie fair.

— Życie jest nieuczciwe — odpowiedział awatar. Był to program bardzo wysokiej klasy, nie pełna SI, ale inteligentniejszy od większości standardowych systemów i dysponował olbrzymią masą przysłów i dowcipnych uwag, z której obficie czerpał. — Musisz być bardziej nieuczciwy. Co powinieneś był zrobić?

— Szczerze mówiąc, nie jestem pewien. — Herzer zamyślił się. — Nie pokonałbym demona. Nie samodzielnie.

A co z szamanem? — zapytał instruktor.

— Hmm… — Herzer przywołał schemat odbytej bitwy i skinął głową. — Nie dałbym rady przebić się przez orków, by zabić go, zanim zakończył przywołanie. Więc… zdjąć większość zbroi, wspiąć się na klif i przeprowadzić rozpoznanie. W ten sposób wiedziałbym też o trollu. Może spróbować zabić obu z większej odległości, także trochę orków. W końcu by wyszły, ale biłbym się z nimi, mając przewagę wysokości, nie odwrotnie. Ale najpierw powinienem pozbyć się szamana, bo w innym wypadku przywołałby demona i musiałbym z nim mimo wszystko walczyć.

— To właśnie szaman stanowił największe zagrożenie, choć z początku zdawało się, że to zwykła banda orków — powiedział instruktor. — O twojej porażce zadecydował brak odpowiedniego rozpoznania. Twój przeciwnik będzie próbował cię zwieść. Będzie starał się sprawiać wrażenie słabszego. Pamiętaj o tym. Znaj przeciwnika i znaj siebie. Jeśli będziesz miał tę wiedzę, wszystko inne stanie się jasne.

— Herzer, bawisz się w gry wojenne? — Nad ramieniem awatara pojawiła się głowa Dionysa. Awatar zdawał się jej nie zauważać.

— Właśnie skończyłem — odpowiedział chłopak, dopijając wodę.

— Robimy drobne przyjątko u Seana, będzie trochę zabawy — oznajmił olbrzym. — Może do nas dołączysz. — Zabrzmiało to jak rozkaz, nie propozycja.

Herzer był bardzo zmęczony, jeśli nie fizycznie, to przynajmniej psychicznie, ale nie chciał utracić łask Dionysa.

— Daj mi się tylko trochę pozbierać — poprosił. — Będę za kilka minut.

— Świetnie. — McCanoc pokazał w uśmiechu zęby. — Będziemy czekać.

— Muszę iść. — Herzer rzucił dzbanek w stronę trenera.

— Pamiętaj, młody Herzerze, poznaj siebie — pożegnał go awatar.

* * *

Talbot uderzył młotem w żarzącą się głownię miecza i odwrócił ją na kowadle, próbując ustalić, ile jeszcze pracy powinien w nią włożyć. Kiedy do kuźni wszedł Myron Raeburn, podniósł wzrok i kiwnął mu głową.

— Przydałoby się przekuć kilka z nich na lemiesze — rzucił gość z szerokim uśmiechem.

— Bardzo zabawne — zaburczał kowal w odpowiedzi. — Co mogę dla ciebie zrobić?

— Nie wyglądasz dziś rano na szczególnie zadowolonego z życia — stwierdził farmer, przechylając głowę w bok.

— Nawet w raju trafiają się kolce — niejasno odpowiedział Edmund. — Jakie go rodzaju lemieszy potrzebujesz?

— Wciąż prześladuje cię Dionys? — badał dalej Myron, siadając na mniejszym kowadle. Komputery pogodowe przepuściły nadciągający od strony wschodniego wybrzeża zimny front atmosferyczny i ciepło kuźni stanowiło przyjemną odmianę po marszu przez zimne pola na zewnątrz.

— Nie, od czasu naszej pogawędki nie próbował żadnych sztuczek. To tylko część problemu. Są też inne sprawy, ale raczej nie mam ochoty o tym rozmawiać.

— Dobra — zgodził się farmer. — Cóż, przyszedłem, bo udało mi się zdobyć mechaniczną młockarnię o napędzie wodnym — wyjaśnił z uśmiechem.

— Chcesz ją zainstalować przy młynie? — Edmund zmarszczył się. — Nie jest z epoki, faszyści zaczną szaleć. — Zastanowił się nad tym przez chwilę, potem uśmiechnął się. — Pomóc ci?

— Sam mogę ją uruchomić. — Raeburn obdarował swego rozmówcę równie szerokim uśmiechem. — Ale czas nie był dla niej łaskawy, pomimo przechowywania w dobrych warunkach. Kilka przekładni wymaga poważnej pracy…

— Możesz je wymienić — zasugerował gospodarz, potrząsając głową. — Uważam, że nie ma sensu ich naprawiać.

— Edmund — odpowiedział farmer, rozrzucając ramiona — wiem o tym, ale… No wiesz, na miłość Ghu, używam pługa ciągniętego przez konie. Zamierzam odtworzyć budynek, choć nie ma innego sposobu na zebranie ludzi, którzy mogliby mi przy tym pomóc niż czekanie na Jarmark. Ale…

— Zrobię to — westchnął Talbot, potem zachichotał. — Chryste, cieszę się, że nie żyjemy naprawdę w trzynastym wieku.

— Ja też. Domowa kanalizacja.

— Nanity medyczne.

— Ocieplenie.

— Krasnoludy! — od drzwi zabrzmiał chropawy, mocno akcentowany głos. Gość był niski, nieco poniżej pięciu stóp wzrostu i niemal równie szeroki w ramionach. Przed zimnem osłaniał go kożuch narzucony na strój ze skóry ikolczugę. Na ramieniu opierał potężny obusieczny topór, a głowę osłaniał Metalowym hełmem. Na jego twarzy rysował się szeroki, błyszczący białymi zębami uśmiech otoczony prawie sięgającą ziemi brodą.

— Angus! — wykrzyknął Talbot, podchodząc i obejmując krasnoluda za szerokie ramiona. — Powinieneś był wysłać jeźdźca!

— I Żaden krasnolud nie będzie jechał na koniu, jeśli poniosą go własne nogi lub wóz — odparł gość, opierając topór o ścianę. — Choć cholernie zimno na różowanie. Cieszę się, żem dotarł do ciepła twej kuźni.

Dwa wieki wcześniej Angus Peterka do tego stopnia dal się urzec tradycyjnemu obrazowi krasnoludów, że Przemienił się i założył własną kolonię krasnoludów w Stalowych Wzgórzach Sylvi. Przed tysiącleciami wzgórza zostały całkowicie wyczyszczone z surowców, ale przez ostatnie pięćset lat, w ramach długoterminowego programu odbudowy ekologicznej, większość minerałów została umieszczona tam z powrotem. Zapełniono nimi puste korytarze kopalni. Angus dodał materiały nie występujące oryginalnie w tej okolicy: żyły srebra, różnorakie klejnoty, złoto i głęboko, bardzo głęboko w trzewiach góry wytworzony dzięki nanotechnice materiał, który według niego pasował do charakterystyki adamantium. Wszystko to zostało rozlokowane za pomocą generatora semilosowego i przez ostatnie dwa stulecia krasnolud próbował to wszystko odnaleźć. Określał to mianem „prawdziwego górnictwa”, choć jego przyjaciele woleli określenie „największe na świecie łowy na śmieci”. Inne „krasnoludy” przybywały i odchodziły, ale Angus wciąż trwał, stemplując korytarze, odnajdując żyły i żłopiąc piwo.

Edmund uważał, że było to hobby, które przerodziło się w obsesję. Z drugiej strony, jego własne obsesje odegnały od niego więcej kobiet, niż był w stanie zliczyć, łącznie z tą jedyną, którą naprawdę kochał. Nie jemu było rzucać kamieniami.

— Mam dla ciebie stal — oświadczył krasnolud, podchodząc do pieca ogrzać dłonie. — I znalazłem wreszcie żyłę cholernego adamantium. Jestem ciekaw twojej opinii. — Wyciągnął sztabę matowoszarego materiału.

— Nie wygląda jakoś szczególnie. — Edmund podrzucił ją w dłoni. Co dziwne, kiedy ją rzucał, zdawała się prawie nic nie ważyć, ale gdy opadła z powrotem na dłoń, uderzenie było dość silne. — Rozwinięte nanitowo?

— Rozwinięte, tak, ale widzisz, nie ma ich w tym — stwierdził Angus. — Został wymyślony w… hmm… dwudziestym trzecim wieku, czy jakoś tak, jako materiał reaktywny na wspomagane zbroje. Tak więc jest dopuszczalny w turniejach dla dowolnych, ale nie zasilanych, zbroi!

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Tam będą smoki»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Tam będą smoki» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Tam będą smoki»

Обсуждение, отзывы о книге «Tam będą smoki» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x