John Ringo - Tam będą smoki

Здесь есть возможность читать онлайн «John Ringo - Tam będą smoki» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 2005, ISBN: 2005, Издательство: ISA, Жанр: Фантастика и фэнтези, Боевая фантастика, Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Tam będą smoki: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Tam będą smoki»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Akcja powieści osadzona jest kilka tysiącleci w przyszłość, kiedy to ludzie żyją w stworzonej przez siebie utopii. Pojęcia takie jak praca czy ubóstwo dawno zostały zapomniane, a dzięki niezwykle zaawansowanej technologii medycznej, ludzie żyją po kilkaset lat i dowolnie formują swoje ciała przyjmując postać zwierząt czy wyimaginowanych stworzeń. Ich jedynym zmartwieniem jest wyszukiwanie coraz to nowszych rozrywek, m.in. poprzez toczenie potyczek z orkami w wirtualnej rzeczywistości czy też uprawianie rekreacjonizmu, czyli odtwarzanie sposobu życia w wybranym okresie historycznym.

Tam będą smoki — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Tam będą smoki», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Bitwa była równocześnie i rzeczywista, i nieprawdziwa. Obszar był prawdziwy — niezamieszkany rejon pomocnej Norau niezbyt daleko od jego domu. Obóz, palisady i oczyszczony teren wokół nich zostały stworzone dla niego jako element gry „wzbogaconej rzeczywistości”, w której uczestniczył. Koń, orkowie i inni obrońcy, jeśli jacyś istnieli, wszystko to stanowiło produkt nanitów i pól energetycznych. Dosiadany przez niego koń był prawie rzeczywisty, ale nie miał indywidualności prawdziwych zwierząt. Jednak zbliżał się do rzeczywistości maksymalnie, jak było to możliwe przy ograniczonym budżecie Herzera. Znacznie taniej byłoby zbudować pałac na szczycie góry, niż stworzyć to pole bitwy. Ale każdy ma własne priorytety.

Pamiętał o swoim zasadniczym celu — uwolnieniu więźnia, ale wciąż nie był pewien, jak ma to zrobić. Realistycznie rzecz biorąc, gdyby potrafił zmusić wrogów do wyjścia w pole, był w stanie poradzić sobie z dwudziestoma orkami. Jego przeciwnicy byli silni i szybcy, ale stosunkowo niezdarni i kiepsko walczyli. Nawet w płytach i kolczudze powinien być w stanie ich wymanewrować, a jego zbroja stanowiła dostateczną osłonę przeciw większości ich broni.

Przez chwilę stukał palcami po lancy, potem umieścił ją w uchwycie i sięgnął do tyłu, by odwiązać juki. Gdyby orkowie go zabili, umożliwiłby im w ten sposób zrabowanie większości swego ziemskiego dobytku. Z drugiej strony w takiej sytuacji i tak by go nie potrzebował. Lina do wspinaczki i latarnie w tej wyprawie nie okazały się przydatne. Uwolniony od masy sprzętu Calaban będzie wstanie nieść go stosunkowo swobodnie pomimo wagi zbroi, broni i całkiem sporej masy ciała jeźdźca.

Przez chwilę zastanawiał się nad bronią, potem zatrzymał lancę, topór i miecz, rzucając łuk obok tobołka. Potrzebował wszystkich trzech zatrzymanych broni, choć niesienie ich było niewygodne. Umieścił miecz i topór przy siodle i wyciągnął z powrotem z uchwytu lancę.

— Dobra, Calaban, dajmy im to, na co zasługują — powiedział, szturchając konia kolanami i chwytając tarczę.

Kłusem wyjechał na łąkę przed obozem i zatrzymał się tuż przed płytkim strumieniem. Przez większość długości strumień miał strome brzegi i był stosunkowo głęboki, przynajmniej do pasa. Niełatwo było go przekroczyć pieszo, a na koniu było to całkiem niemożliwe, jednak wprost przed bramą do obozu, przy wąskim brodzie, brzegi zostały rozkopane. Wciąż z obu stron było dość stromo i mógł się tam zmieścić tylko jeden jeździec naraz, jednak tam właśnie musiał przejść przez wodę.

Teraz widział już głowy orków wystające nad bramą, jednak wciąż żaden z nich nie kwapił się do wyjścia. Bardzo dobrze.

— Orkowie! Orkowie z obozu! Przyszedłem wysłać wasze dusze do piekła!

— Odejdź stąd! Nie mamy nic dla ciebie i żyjemy z ludźmi w pokoju! — za skrzeczał w odpowiedzi zgrzytliwy głos.

— Najechaliście na miasta Evard, Korln i Shawton. Wiem, ponieważ śledziłem was aż do tej kryjówki! Porwaliście dla okupu córkę earla Shawton! Oddajcie mi ją całą i zdrową, a oszczędzę was!

Wywołało to jedynie szydercze gwizdy z przeciwnej strony palisady, ale tak też było dobrze. Znaczyło to, że mogą wyjść na zewnątrz i walczyć z nim na otwartym terenie.

— Odejdź, człowieku na koniu! Nie możesz nas pokonać, bo jesteśmy klanem Krwawej Ręki i nigdy nas nie pokonano!

— Wszystko ma swój pierwszy raz, wy niewydarzone gobliny. Czy to prawda, że stworzono was, łącząc świnie z małpami?

Gwizdy po drugiej stronie palisady przybrały na sile, ale wciąż nikt nie wychodził.

— Orkowie byli pierwszymi ludźmi! — zaskrzeczał głos w odpowiedzi. — Byli przed elfami i ludźmi! To wy jesteście bękartami małp i świń, ty… ty…

— Nie, powiedz mi szczerze. Czy to prawda, że twoja matka była dziwką w portowym burdelu, która była tak brzydka, że nikt nie chciał jej zapłacić? Więc zrobiła to z potworem z czarnej laguny, kiedy się spił? I tak zostałeś poczęty, czarna, obrzydliwa paskuda, przed którą uciekają z przerażeniem twoi przyjaciele wśród orków, jedynego ludu, który cię przyjął?

— Ja… ja… aaaarrrrgh!

— Brama u szczytu wąwozu otwarła się na zewnątrz, wypuszczając chmarę orków, prowadzoną przez masywnego i wysokiego trolla.

— O cholera — wymamrotał Herzer, próbując wyczuć dobry moment do rozpoczęcia szarży. Na szczęście troll szybko zostawiał orki w tyle. W końcu Herzer nachylił się do przodu i uderzeniem pięt pchnął konia w ruch. — Pędź, Calaban! Naprzód!

Umieścił lancę pod pachą i zrównoważył jej masę, celując tak, by uderzyć trolla w środek piersi. Potężne stworzenie zdawało się nie zwracać na nic uwagi i nie wyglądało, jakby chciało osłonić się przed ciosem skupione na schwytaniu w łapy swojego dręczyciela. Dzięki temu Herzer był w stanie w ostatniej chwili zaprzeć się na broni i z pełnym impetem uderzyć nią w cel. Wstrząs rzucił jeźdźca w tył i wcisnął w wysoki łęk siodła i prawie zatrzymał Calabana, ale troll został śmiertelnie raniony. Stworzenie ryknęło, gdy lanca wystrzeliła z jego pleców w fontannie czerwonej krwi, chwyciło za drzewce i padając, machnęło nim potężnie na bok.

Herzer zaczynał wyciągać swój miecz, lecz w chwili, gdy klinga właśnie opuściła pochwę, został mocno uderzony w ramię, broń upadła na ziemię i mało brakowało, by podążył w jej ślady.

Po chwili zamiast miecza wyciągnął topór i kolanami pchnął Calabana bliżej do oszalałego z bólu stworzenia. Manewrując na pozycję, koń zaliczył uderzenie, lecz potem dwuręcznym zamachem Herzer ściął głowę trolla. Rumak wycofał się z gracją, gdy potężne cielsko padło na ziemię.

Orkowie docierający właśnie na pole bitwy zareagowali na to głośnym krzykiem strachu, ale nie zatrzymali się, szarżując naprzód gromadą. Było ich znacznie więcej niż dwadzieścia, ale Herzer był pewien, że zwycięży.

Cofnął Calabana, by uniknąć pierwszej fali orków, opuszczając przy tym topór i uderzając kilku napastników na brzegach. Do takiej walki naprawdę potrzebował swojego miecza lub lancy, topór miał krótkie stylisko i przeznaczony był do walki pieszej.

Grupa orków próbowała go obejść i zaatakować z tyłu, prawdopodobnie chcąc podciąć ścięgna Calabanowi, ale nie musiał się o to martwić. Gdy jeden z nich wyskoczył do przodu, wymachując swym krótkim mieczem, koń zamachnął się w tył obydwoma kopytami, zabijając stworzenie i rzucając nim na towarzyszy tak mocno, że kilku wywróciło się na ziemię.

Jednak ta krótka pauza wystarczyła, by pozostali zebrali się wokół, wymachując pokrytymi czarnym brudem mieczami i toporami, próbując schwytać wodze albo ściągnąć Herzera z siodła.

Herzer znów rzucił konia w bok, machając toporem po obu stronach, by oczyścić sobie drogę. W końcu od zbitej masy orków oderwała się grupa biegnąca wzdłuż strumienia. Pchnął Calabana naprzód, lecz poczuł, jak ten się chwieje, gdy ze szczytu wzgórza spadła nań salwa bełtów z kusz.

Zdając sobie sprawę, że koń nie będzie w stanie uczestniczyć w walce z powodu ran, zeskoczył z siodła i klepnął go w zad. W jego stronę poleciały kolejne strzały, ale był w stanie osłonić się przed nimi tarczą, biegnąc równocześnie w stronę przetrzebionej grupy orków.

Przeciwnicy znów na niego natarli, jednak było tam kilka niskich drzew, wierzb i topoli rosnących nad brzegiem strumienia, więc skoczył między nie, by rozproszyć szarżę. Na chwilę między drzewami zrobiło się naprawdę gorąco, gdy orkowie zaatakowali go z dwóch stron i musiał się zdrowo namachać bronią. Wrogowie nie pozostawali dłużni i poczuł ostre ukłucie w boku, gdzie czempion orków trafił potężnym uderzeniem bojowego młota. Jednak po chwili to czempion leżał u jego stóp w kałuży krwi, nie na odwrót. Wszystko więc było w porządku.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Tam będą smoki»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Tam będą smoki» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Tam będą smoki»

Обсуждение, отзывы о книге «Tam będą smoki» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x