John Ringo - Tam będą smoki

Здесь есть возможность читать онлайн «John Ringo - Tam będą smoki» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 2005, ISBN: 2005, Издательство: ISA, Жанр: Фантастика и фэнтези, Боевая фантастика, Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Tam będą smoki: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Tam będą smoki»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Akcja powieści osadzona jest kilka tysiącleci w przyszłość, kiedy to ludzie żyją w stworzonej przez siebie utopii. Pojęcia takie jak praca czy ubóstwo dawno zostały zapomniane, a dzięki niezwykle zaawansowanej technologii medycznej, ludzie żyją po kilkaset lat i dowolnie formują swoje ciała przyjmując postać zwierząt czy wyimaginowanych stworzeń. Ich jedynym zmartwieniem jest wyszukiwanie coraz to nowszych rozrywek, m.in. poprzez toczenie potyczek z orkami w wirtualnej rzeczywistości czy też uprawianie rekreacjonizmu, czyli odtwarzanie sposobu życia w wybranym okresie historycznym.

Tam będą smoki — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Tam będą smoki», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Serż, zostaw jedną dekurię w obozie. Pozostałe trzy pododdziały i łucznicy pójdą ze mną.

— Tak, mój panie. Pierwsza, trzecia i czwarta, przygotować się do wymarszu.

— A teraz, cholera, co? — wymamrotał Cruz, gdy zmęczeni i brudni żołnierze zaczęli zbierać swoją broń. Widzieli poruszającego się w dole przeciwnika, ale tylko gdy schodzili niżej zbocza.

— Po prostu wykonuj rozkazy, Cruz — powiedział Herzer, podnosząc swoją włócznię i plecak.

— Zdejmijcie hełmy i załóżcie peleryny — rozkazał Edmund, gdy przygotowali się do wyjścia. Sam już to zrobił. — Nie chcę, żeby zdradził nas błysk światła na zbroi.

Herzer zastanowił się nad tym, gdy schodzili w dół kolumną i uśmiechnął się. Stali na bardzo wysokiej górze i widziany z dystansu przeciwnik znajdował się w odległości przynajmniej czterech mil. Zdążył już wcześniej spostrzec, że oddziały w dolinie dawało się zauważyć tylko wtedy, gdy zdradzał je błysk metalu, widok wozów taboru albo wieczorne ogniska. Grupa łuczników i piechoty schodząca po zboczu góry w pelerynach, o szarej i niewyróżniającej się barwie, będzie praktycznie niewidoczna dla przeciwnika w dole.

Ześlizgiwali się i zjeżdżali zboczem góry, a słońce schowało się za horyzont i zmierzch przeszedł w noc. Chmury z poprzedniego dnia rozeszły się po wypuszczeniu zaledwie paru kropli deszczu, a księżyc w pełni dawał dość światła, żeby umożliwiać im marsz. Podążali ścieżką prawie do podnóża góry, gdzie natrafili na mały płaskowyż o szerokości około sześćdziesięciu metrów i zatrzymali się. Baron wezwał Herzera i McGibbona do krawędzi płaskowyżu.

— Herzer, McGibbon, czy jest dość światła, żeby przygotować pozycje obronne? — zapytał.

— Tak jest — wyszeptał Herzer. — Ale tylko fosa, nie widzimy dość dobrze, by ścinać drzewa.

— Nie musisz szeptać, Herzer — zaśmiał się Edmund. — McGibbon?

— Możemy ustawić nasze tarcze i pale — odpowiedział łucznik. — Nie jestem pewien, czy coś więcej.

— Wykopcie fosę przez wąwóz z jednym przejściem — po chwili namysłu rozkazał Edmund. — Będziemy potrzebować jakiegoś sposobu na zablokowanie go. Spróbujcie zakamuflować ją najlepiej, jak się da. I nie ustawiajcie tarcz. Jeszcze nie. Ale bądźcie gotowi zrobić to błyskawicznie.

— Tu obok rośnie duży kasztan — zauważył Herzer, wskazując na skraj szlaku trochę poniżej miejsca, gdzie stali. — Jeśli go obalimy i przywiążemy do niego liny, przypuszczam, że moglibyśmy przyciągnąć go do przejścia i zablokować je. Tego właśnie pan chce, prawda?

— Doskonale — pochwalił go Edmund, rozglądając się. — Do roboty.

Herzer wysłał jeden manipuł trzeciej dekurii do pracy przy drzewie, a pozostali zabrali się za kopanie płytkiego rowu wzdłuż krawędzi płaskowyżu. Kiedy skończyli, kazał im pościnać krzaki w celu zamaskowania niskiej ściany, i poszukać młodych drzewek, którymi można by wzmocnić palisadę. Własne paliki zostawili na grzbiecie góry, więc musieli rozejrzeć się za lokalnymi zasobami. Przekonał się, że było dość światła oraz że niedaleko, w miejscu stosunkowo świeżego osuwiska, rosła kolonia młodych topoli, które mogły dostarczyć odpowiedniego materiału. Wysłał zmęczonych kopaniem fosy żołnierzy do ścinania drzewek i przyciągania pni do barykady, aby ją wzmocnić, ale został powstrzymany przez Talbota.

— Na razie wystarczy — oświadczył baron, przyglądając się wzniesionym fortyfikacjom. — Ustaw strażników i prześpijcie się. Rano czeka nas wielka bitwa.

Herzer rozkazał przerwać prace, a potem zastanowił się, kto powinien stanąć na warcie. Dla większości z nich była to pierwsza bitwa i wiedział, że pomimo zmęczenia, trudno im będzie spać. Nie był pewien, czy jemu się to uda. Raz już walczył i przeżył, ale pierwszy raz doświadczał przedbitewnej tremy. Zebrał wszystkie trzy pododdziały, a potem spróbował wybrać tych, którzy jego zdaniem i tak nie usną, przydzielając im obowiązki strażników i wysyłając resztę do posłań.

Kiedy wszystko zostało już przygotowane i większość obozu leżała w ciszy, spała lub stała na warcie, obszedł fortyfikacje, sprawdzając ich stan. W połowie drogi napotkał barona Edmunda, który robił dokładnie to samo.

— Powinieneś się trochę przespać — odezwał się baron.

— Mógłbym powiedzieć to samo o panu, sir — odpowiedział Herzer. — Czy dobrze rozumiem, że szykujemy pułapkę?

— Zobaczymy — enigmatycznie odparł Edmund. — Idź trochę odpocząć. Pobudka przed świtem. Żadnych ognisk. A po wschodzie słońca nikt w zbroi nie śmie pokazać się nad barykadą.

— Przekażę to ludziom, sir, i pójdę spać. Czy mogę kontynuować? — zapytał, salutując.

— Tak jest — odpowiedział baron, oddając honory. Gdy chłopak oddalił się w mrok, Edmund potrząsnął głową i uśmiechnął się, a potem położył się spać.

Świt zastał ich zmęczonych i obolałych, w trakcie zimnego śniadania składającego się z małpy i prażonej kukurydzy. Ale przynajmniej dostali do spłukania tego paskudztwa wodę zmieszaną z winem. Tuż po świcie Talbot wysłał jednego z kawalerzystów w dół wąwozu, wyszeptawszy mu cicho rozkazy, a potem ustawił żołnierzy na fortyfikacjach. Łucznicy zajęli pozycje po obu ich krańcach, a trzy pododdziały Panów Krwi trzymały centrum. W miejscu, gdzie z płaskowyżu schodziła ścieżka, w fortyfikacjach znajdowała się przerwa, ale wokół pnia wielkiego orzecha uwiązali liny i sprawdzili, że przy zbiorowym wysiłku bez problemu mogli przesunąć drzewo, blokując przejście.

Grupa żołnierzy bez zbroi i dobrze zamaskowanych pelerynami zajęła się ulepszaniem kamuflażu fortyfikacji, lecz niedługo potem w polu widzenia pojawiła się czołówka sił przeciwnika.

Tym razem byli oddaleni o niecałą milę i żołnierze, zdjąwszy hełmy, żeby nie zdradził ich odblask słońca na metalu, przyglądali się przechodzącym siłom Rowany. Najpierw w polu widzenia pojawiła się chmara lekkiej kawalerii, jadącej swobodnie, jakby nie obchodziło ich nic na świecie, z ludźmi siedzącymi na koniach w ponurym milczeniu.

Następnie przed ich oczami pojawił się najdziwniejszy widok, jaki kiedykolwiek oglądali. Za kawalerią ciągnęła zbieranina piechoty, ale jeśli byli to ludzie, to zostali poddani okropnej Przemianie. Zdecydowanie niskiego wzrostu, krępi, z długimi, potężnymi ramionami i mocnymi nogami. W rękach nieśli różnorodną broń, topory do walki i ścinania drzew, krótkie miecze, włócznie i maczugi. Nie tylko maszerowali, ale chwilami posuwali się susami, czasem opadając do podpierania się na rękach, kiedy musieli przyspieszać. Większość nie była osłonięta żadną zbroją, ale na plecach nieśli drewniane tarcze, a tu i ówdzie widać było koszulki kolcze i metalowe napierśniki. Pomimo porannego chłodu na ogół nic na sobie nie mieli. Kilku nosiło koszule, a wielu było nagich, jeśli nie liczyć brudnych przepasek biodrowych.

— Na Boga, orkowie — wymamrotał Herzer, pocierając oczy. — To cholerni orkowie!

— Geny szympansów — odezwał się zza niego Edmund. Baron uważnie im się przyglądał i sapnął gniewnie. — Sheida mówiła mi o tym, ale trudno było mi uwierzyć!

— Czy to konstrukty? — zapytał po chwili Herzer.

— Nie, Przemienieni — ze złością odpowiedział Edmund. — Normalni ludzie Przemienieni przez programy tej suki Celine. To… obrzydliwe.

— Biedne dranie — powiedział Cruz, przełykając ślinę. — To by było na tyle, jeśli chodzi o poddanie się, gwarantuję, że nie są to faceci, którzy zaczęli po jej stronie.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Tam będą smoki»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Tam będą smoki» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Tam będą smoki»

Обсуждение, отзывы о книге «Tam będą smoki» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x