John Ringo - Tam będą smoki

Здесь есть возможность читать онлайн «John Ringo - Tam będą smoki» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 2005, ISBN: 2005, Издательство: ISA, Жанр: Фантастика и фэнтези, Боевая фантастика, Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Tam będą smoki: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Tam będą smoki»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Akcja powieści osadzona jest kilka tysiącleci w przyszłość, kiedy to ludzie żyją w stworzonej przez siebie utopii. Pojęcia takie jak praca czy ubóstwo dawno zostały zapomniane, a dzięki niezwykle zaawansowanej technologii medycznej, ludzie żyją po kilkaset lat i dowolnie formują swoje ciała przyjmując postać zwierząt czy wyimaginowanych stworzeń. Ich jedynym zmartwieniem jest wyszukiwanie coraz to nowszych rozrywek, m.in. poprzez toczenie potyczek z orkami w wirtualnej rzeczywistości czy też uprawianie rekreacjonizmu, czyli odtwarzanie sposobu życia w wybranym okresie historycznym.

Tam będą smoki — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Tam będą smoki», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Niech przejdą przez barykadę — rozkazał Edmund rozbawionym głosem, gdy pierwszy z nich dotarł do jej podstawy. — Cofnąć się — dodał, robiąc krok do przodu.

Odziana w zbroję postać chwyciła się szczytu umocnienia i podciągnęła się w górę, prawie spadając do środka, unosząc zaraz tarczę i miecz przeciw Panom Krwi po prawej. Robiąc to, równocześnie odwróciła się plecami do Edmunda, który podszedł i spuścił swój młot wprost na tył głowy zbrojnego. Gruba stal hełmu pękła od uderzenia i przeciwnik padł martwy na twarz.

— Tak się to robi — oświadczył Edmund. — Rozdzielcie ich, zatrzymajcie tarczami z jednej strony, a potem załatwcie toporami i młotami. — Gdy nad szczytem palisady pojawił się następny przeciwnik, spuścił młot na jego opancerzoną rękę, wywołując wrzask i mnóstwo hałasu związanego z upadkiem zbrojnego z palisady i turlaniem się w dół stromego zbocza. — I pamiętajcie, żeby nie walczyć fair.

Przez palisadę przedzierało się teraz już tylko trzech zbrojnych, ci również zostali szybko załatwieni w podobnie brutalny sposób. Ostatni zauważył Herzera i desperacko uniósł zasłonę hełmu, odsłaniając twarz należącą do Galligana, jednego z pomagierów Dionysa.

— Herzer! — wydyszał prawie bez tchu mężczyzna. — Boże, proszę…

— Do zobaczenia w piekle — krzyknął Herzer i wbił pilum w twarz przeciwnika. Następnie przeszedł się wzdłuż barykady i odsłonił twarze poległych.

— Benito też tu jest — stwierdził z satysfakcją.

— Lepiej ci? — zapytał Edmund, gdy pierwszego z wrogów przerzucono przez fortyfikację, by sturlał się w dół pod następną falę orków.

— Trochę — przyznał Herzer. — Ale poczuję się znacznie lepiej, kiedy on zginie — dodał, wskazując w kierunku podstawy wzniesienia, gdzie widać było jeżdżącego między ludźmi McCanoca.

— Nie powinno ci to sprawiać przyjemności — zauważył Edmund.

— Zabijanie ludzi mnie nie cieszy — odparł Herzer, a potem wzruszył ramionami. — No dobrze, jest kilku, których zabicie sprawiło mi pewną satysfakcję. Ale nie mam też w związku z tym jakichś strasznych wyrzutów sumienia. Czy to znaczy, że jestem chory?

— Nie, jeśli nie sprawia ci przyjemności zabijanie dla samego zabijania — odpowiedział Talbot. — Niektórzy łucznicy i część z twoich ludzi wymiotuje teraz na potęgę. Ale to tylko jedno ekstremum reakcji na walkę. Część reaguje tak jak ty, po prostu się za to zabiera. I wszystko w porządku, pod warunkiem, że nie będzie ci to sprawiać przyjemności.

— Lubię współzawodnictwo — stwierdził Herzer. — Naprawdę lubię wygrywać. Nawet jeśli oznacza to, że ten drugi ginie.

— W takim razie, jeśli przeżyjesz jeszcze trochę, będzie z ciebie naprawdę dobry żołnierz. — Edmund uśmiechnął się, gdy McCanoc wezwał z powrotem swoje siły. — A niech tam, już jesteś naprawdę dobrym żołnierzem.

Po krótkiej konsultacji Dionysa z kilkoma jeźdźcami w zbrojach jeden z nich podjechał w stronę umocnień i zatrzymał się poza zasięgiem strzału z łuku, machając uwiązaną na końcu lancy białą szmatą.

Edmund stanął na szczycie barykady i przyłożył dłonie do ust.

— Podejdź, jeśli chcesz negocjować. Ale jeśli spróbujesz jakichś sztuczek, szybko zrobimy z ciebie jeża.

Jeździec wolno podjechał do góry, z trudem zmagając się ze swoim wierzchowcem, jako że niezbyt wyszkolony koń nieustannie płoszył się, czując przesycający powietrze intensywny zapach krwi. Kilku z atakujących wciąż żyło, ale jeździec nie zwracał na nich uwagi, po prostu omijając ich wyciągnięte ręce.

Kiedy dotarł na odległość umożliwiającą rozmowę z linią obrońców Raven’s Mill, znów się zatrzymał i odsłonił twarz.

— Tego nie poznaję — wymamrotał Herzer.

— Kozioł ofiarny — domyślił się Edmund. — To jak, poddajecie się? — zawołał.

— Nie — odpowiedział tamten z nagłym błyskiem humoru na twarzy. — Ale wzywamy do tego was. Jeśli tego nie zrobicie, po prostu zalejemy waszą nędzną palisadę i zabijemy was wszystkich.

— Powinniście byli spróbować tego od razu — rzekł Talbot. — Teraz straciliście już ilu? Pięćdziesięciu? Setkę ludzi? A reszta nie wykazuje zbytniego entuzjazmu do walki.

— Odejdźcie, a pozwolimy wam żyć — zawołał jeździec. — To najlepsza oferta, jaką dostaniecie.

— Dajcie nam McCanoca i wszystkich pozostałych przy życiu uczestników gwałtu mojej żony oraz ludzi, biorących udział w rzezi Resan, a pozwolimy wam żyć — z pogardą odpowiedział Edmund. — Och, i wracajcie do swojej nory. Wtedy pozwolimy wam odejść z życiem.

— Czy to wasze ostatnie słowo? — zapytała postać w zbroi.

— Tak, to moja ostateczna odpowiedź — z uśmiechem odparł Talbot. — Prawdę mówiąc, dopiero zaczęliśmy się rozgrzewać.

Jeździec potrząsnął głową, a potem zawrócił. U podstawy wzgórza zdał raport McCanocowi, który po prostu podniósł środkowy palec w stronę umocnień, przekazując bardzo stary znak pogardy.

— Teraz zobaczymy, co zrobią — zadumanym głosem powiedział Edmund. — Każ ludziom, żeby coś zjedli. Pójdę porozmawiać z Alyssą i McGibbonem.

Herzer przekazał informację i sam zabrał się do jedzenia. Z powodu docierającego z dołu nad palisadą zapachu krwi i trupów oraz krzyków rannych, proszących między innymi o wodę, nie był to jeden z jego najlepszych posiłków w życiu. Ale zdołał go przełknąć. W końcu wrócił baron, żując kawałek małpy, i kiwnął głową na coś u podstawy wąwozu.

— Mówił poważnie.

U podstawy wzgórza zebrały się wszystkie siły, ze zbrojnym w centrum, przy ścieżce, a łucznikami i Przemienionymi ustawionymi na skrzydłach. Na znak McCanoca, cała armia zaczęła wspinać się do góry.

— Przynajmniej ma trochę zmysłu taktycznego — stwierdził Edmund. — Wie, że mając nas za plecami nie może dobrać się do miasta, i że możemy spokojnie wymanewrować go na wzgórzach.

— I co teraz zrobimy? — nerwowo zapytał Herzer. Niewielki oddział na wzgórzu miał przed sobą prawie dziesięciokrotnie liczniejszego przeciwnika.

— Zobaczymy, ilu drani poślemy w piach — z chichotem odpowiedział Edmund. — A potem uciekniemy.

Herzer usłyszał ruszające w górę wąwozu konie i odruchowo rozejrzał się wokół.

— Patrzeć przed siebie — zawołał baron. — Oni idą w górę, a my ich będziemy zabijać. Nie ma w tym żadnej filozofii.

Przemienieni posuwający się między drzewami stanowili kiepski cel dla łuczników, więc skupili się na opancerzonych postaciach idących szlakiem. Znów zbrojni padali, ale za nimi posuwała się fala orków, a po jakimś czasie podchodzenia wróg znalazł się w odległości pozwalającej mu odpowiedzieć ogniem. Ich łuki były lżejsze niż te z Raven’s Mill, ale trafiali głównie w łuczników i ich pomocników. Łucznicy skierowali ostrzał na nich, ale robiąc to, dali szansę spokojnego wspięcia się pod górę zbrojnym.

Ludzie w zbrojach, pnący się szlakiem, szli znacznie szybciej niż idący zboczami orkowie, więc pierwsi dotarli do palisady. Znów doszło do desperackich zmagań wokół powalonego drzewa, gdy zbrojni zaleli palisadę. Herzer ochoczo wziął się do dzieła, wymachując potężnym młotem używanym do wbijania w ziemię słupów palisady, a jego zaprawione mięśnie spuszczały go na wrogów z olbrzymią siłą. Jednak posługiwanie się nim wymagało obu rąk i jednemu ze zbrojnych udało się ciąć Herzera w lewe ramię. Po krótkich, zażartych zmaganiach wszyscy zbrojni zostali powaleni i nadszedł czas na uporanie się z nadchodzącymi ich śladem orkami.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Tam będą smoki»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Tam będą smoki» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Tam będą smoki»

Обсуждение, отзывы о книге «Tam będą smoki» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x