— Podobnie jak my. Ale czemu u diabła on sam nie używa energii?
— Tego nie wiem — przyznała Ishtar. — Jedyne, co mi przychodzi do głowy to fakt, że nie zdaje sobie sprawy, że może. Bo skoro dysponuje całą tą energią, dlaczego miałby się ograniczać do pozycji króla bandytów? Mógłby wygrać całą tę wojnę!
— Brak wiedzy bardzo pasuje do McCanoca — oceniła Sheida. — Uważa się za geniusza, ale tak naprawdę jest tylko przebiegły i ma skłonność do powierzchowności. Wie, że może dystrybuować energię, ale nie, że może jej używać i to teraz. Prawdopodobnie istnieje jakaś ściśle określona komenda, którą musiałby wydać, żeby móc czerpać energię na własny użytek. A co do tego, dlaczego stylizuje się na bandytę, to proste. Nim właśnie chce być. To taki rodzaj człowieka, który lubuje się w bezpośredniej kontroli nad innymi, zmuszaniu ludzi wokół siebie do życia w strachu i niepewności. To jego główny cel istnienia, terroryzować ludzi, żeby widział, jak się go boją. Kocha niszczyć, nie tworzyć. Posiadanie władzy powyżej tego poziomu to już dla niego nie to samo. A więc prawdopodobnie z Chansą maj ą taką umowę, że ten ostatni pozwala mu uganiać się po okolicy i bawić siew złego, w krwawego najeźdźcę, a „przy okazji, może ustanowisz mnie swoim pełnomocnikiem systemu projektu terraformacyjnego, bo inaczej Matka będzie ci cały czas zawracać głowę raportami”, czy coś takiego.
— Tak — wyszeptała Ishtar. — Ale co możemy z tym zrobić?
— Nie jestem pewna — przyznała Sheida. — Muszę się dowiedzieć, gdzie jest. Ostatnio, kiedy o nim słyszałam, kierował się… O cholera!
— Co?
— Kierował się do Raven’s Mill — wyszeptała Sheida. — Niech to szlag!
— Co w tym takiego złego? To znaczy, może je zdobyć, ale Sheida, wiem, że masz tam przyjaciół, ale…
— Pieprzyć to — stwierdziła Sheida, zastanawiając się gorączkowo. — Nie ma szans. Walczy z Edmundem. A ten będzie chciał osadzić jego głowę na włóczni. Zaraz po tym, jak Daneh obetnie mu jaja!
— Jestem pewna, że Chansa dał mu ochronę…
— Nie obchodzi mnie, co zrobił Chansa! On nie pokona Edmunda, ręczę za to! Muszę iść! — Po tych słowach zniknęła.
* * *
Daneh zajmowała się ostatnimi szczegółami przygotowań do bitwy, kiedy pojawiła się Sheida. Rachel wraz z kilkoma pielęgniarkami przygotowały lazaret polowy bliżej fortyfikacji, ale zdecydowano, że najcięższe przypadki będą odsyłane do miasta wozami ciągniętymi przez konie, a Daneh była zdeterminowana dać im najlepszą możliwą opiekę. Wyciągała z wrzątku zestaw narzędzi chirurgicznych, kiedy w powietrzu nad kotłem pojawiła się Sheida.
— Daneh, gdzie jest Edmund? — ostro spytała jej siostra. Choć raz zdawała sienie mieć ze sobą projekcji jaszczurki.
— Gdzieś tam, walczy z McCanokiem — cierpko poinformowała ją Daneh. — Bez żadnej pomocy z twojej strony, mogłabym dodać.
— On nie może go zabić! — oświadczyła Sheida. — To bardzo ważne!
— Co to ma znaczyć, że nie może go zabić? — gniewnie spytała Daneh. — Czy wiesz, co on robi? Co zrobił mnie! — dodała, wskazując na swój brzuch.
— Tak wiem — z napięciem odpowiedziała jej siostra. — Nie ważne. Później wyjaśnię. Gdzie jest Edmund?
— W górę drogi — odparła Daneh. — Przy zboczu Bellevue.
— Ruszaj tam najszybciej, jak możesz — oświadczyła Sheida.
— Sheida, jestem tu zajęta!
— Nie ważne! — krzyknęła jej siostra, podejmując decyzję. Wyciągnęła rękę, dotykając Daneh i obie nagle pojawiły się w obozie za linią obrony. Ta część jej umysłu, która zawsze obserwowała poziom energii dostrzegła jej niewielki spadek oraz wpływ, jaki wywarło to na ich obronę przed ciągłymi atakami ze strony przeciwnika. Jedna z tarcz energetycznych elektrowni fuzyjnych zamigotała od nagłego spadku mocy, ale wytrzymała.
— Cześć, Sheida — odezwał się Edmund, podnosząc wzrok znad schematu obrony. — Miło cię widzieć, Daneh — dodał z ukłonem.
— Nie możesz zabić McCanoca — oświadczyła Sheida.
— Dziękuję za opinię — spokojnie odpowiedział Edmund. — Ale musisz mi wybaczyć, że ją zignoruję.
— Wysłuchaj mnie! — prychnęła projekcja. — To bardzo ważne. Odkryliśmy, skąd Paul czerpie całą swoją dodatkową energię i to właśnie McCanoc. — Następnie wyjaśniła problem i potrząsnęła głową. — Jeśli byśmy go złapali, mogli byśmy zmusić do zmiany pełnomocnika. To dałoby nam energię. W tej chwili powstrzymujemy ich pomimo różnicy mocy. Nie używają jej mądrze. Jeśli ją dostaniemy, prawdopodobnie będziemy mogli zakończyć tę przeklętą wojnę!
Słysząc to Edmund odłożył rysunek i potarł dłonią policzek.
— Przyznaję, że to ważki argument. Ale jak zamierzasz skłonić go do zmiany pełnomocnika? Albo, skoro już o tym mowa, jak chcesz do czegokolwiek go zmusić? Przy pierwszych objawach zagrożenia Chansa natychmiast go odteleportuje. W ogóle dziwię się, że pozwala mu się uganiać po świecie, skoro jest taki ważny.
— Prawdopodobnie to właśnie Chansa mu zaoferował. Mogę uniemożliwić mu wezwanie Chansy, strona Paula nawet nie będzie wiedziała, że coś się z nim dzieje. Mogę go zawinąć w blok komunikacyjny i teleportacyjny.
— A jak zamierzasz skłonić go do zmiany pełnomocnika? — zapytała Daneh.
— No cóż, zaoferuję mu pozostanie przy życiu — oświadczyła Sheida z groźnym uśmiechem. — Ale to wszystko.
— Hmmm — wymamrotał Edmund. — I prosisz mnie, żebym go nie zabijał. Człowieka, który zgwałcił moją żonę? Twoją siostrę?
— Myślisz, że mnie się to podoba? — wrzasnęła Sheida. — Ale to konieczność. Nawet jeśli nie wygramy dzięki temu wojny, zyskamy dodatkową energię. — Zwróciła się do Daneh. — Daneh, co dałabyś za dość energii, by móc przywoływać nanity?
— Och — westchnęła Daneh uderzona przez tę myśl. — Wiele dałabym za możliwość posiadania choćby cholernych podręczników medycznych i lekarstw. Nanity?! — Zastanawiała się nad tym przez chwilę i westchnęła. — Boże, ale tak chciałabym, żeby zginął!
— Wszyscy tego chcemy — zapewniła ją Sheida. — Edmundzie, zbroja energetyczna? Wspomaganie?
— Wcale ich tak naprawdę nie potrzebuję — odpowiedział. — Mamy technikę i przyjemną armię zawodową, którą zamierzamy powiększyć. Ale szczerze mówiąc, nie ode mnie to zależy. To nie ja zostałem bezpośrednio dotknięty. — Odwrócił się do Daneh i skłonił się jej. — Milady, wiem, że składam na twe ramiona wielki ciężar, ale tobie właśnie, jako najbardziej poszkodowanej, pozostawiam decyzję. Życie? Czy śmierć?
Daneh mocno zacisnęła szczęki i potrząsnęła głową.
— Niech cię diabli, Sheida!
— Przykro mi, Daneh — szczerze powiedziała Sheida. — Ale pomyśl, w najlepszym przypadku możemy zniszczyć osłony Paula i zakończyć tę wojnę. W najgorszym, będziemy mieć dość energii, żeby sobie ułatwić życie. A technika medyczna znajdzie się na początku listy. Obiecuję.
Daneh zasłoniła twarz dłońmi i prychnęła.
— Niech cię piekło, Sheida — powtórzyła, a potem przez zaciśnięte zęby parsknęła: — Życie. Ale lepiej, żeby nie było łatwe!
— Obiecuję ci, znajdziemy dla niego ciekawy sposób na spędzenie reszty jego nędznego żywota. Choć pewnie będziemy musieli zgodzić się na nietorturowanie, więc przykucie go do skały i codzienne wyjadanie wątroby przez sępy może nie wchodzić w rachubę.
Читать дальше