John Ringo - Tam będą smoki

Здесь есть возможность читать онлайн «John Ringo - Tam będą smoki» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 2005, ISBN: 2005, Издательство: ISA, Жанр: Фантастика и фэнтези, Боевая фантастика, Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Tam będą smoki: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Tam będą smoki»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Akcja powieści osadzona jest kilka tysiącleci w przyszłość, kiedy to ludzie żyją w stworzonej przez siebie utopii. Pojęcia takie jak praca czy ubóstwo dawno zostały zapomniane, a dzięki niezwykle zaawansowanej technologii medycznej, ludzie żyją po kilkaset lat i dowolnie formują swoje ciała przyjmując postać zwierząt czy wyimaginowanych stworzeń. Ich jedynym zmartwieniem jest wyszukiwanie coraz to nowszych rozrywek, m.in. poprzez toczenie potyczek z orkami w wirtualnej rzeczywistości czy też uprawianie rekreacjonizmu, czyli odtwarzanie sposobu życia w wybranym okresie historycznym.

Tam będą smoki — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Tam będą smoki», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Dwóch miało włócznie, z których jedna najwyraźniej dobiła rannego kawalerzystę, ponieważ była czerwona od krwi, a trzeci trzymał dodatkowo niezgrabny topór. Wyższy z włóczników zaatakował, a Herzer zablokował włócznię bokiem tarczy, a potem ciął drzewce, jakby było to kolejne ćwiczenie. Ku jego zaskoczeniu drewno ustąpiło bez problemu, więc poprowadził cios dalej, rozrąbując napastnika.

Pierwszy raz w życiu świadomie zabił człowieka, a jego przeciwnik zatoczył się do tyłu, charcząc jakby z żalem, z krwią wypływającą z cięcia i fragmentami jelit pokazującymi się w ziejącym otworze rany. Miał czarne włosy i brodę, która zaczynała już siwieć. Otworzył usta, a Herzer uświadomił sobie nagle, że życie tego mężczyzny dobiegło końca. Po chwili tamten zamknął usta i bezgłośnie już zwalił się na ziemię.

Przez chwilę Herzera opadły dreszcze, ale gdy zamierzył się na niego topornik, odruchowo wrócił do rzeczywistości, blokując cios tarczą, a następnie skoczył do przodu, uderzając wroga i równocześnie unikając ciosu drugiego włócznika, tego z krwią kawalerzysty na grocie broni. Czubek włóczni przesunął się po płytach jego zbroi, i choć zdołał się wcisnąć w szczelinę między nimi, to jednak na tyle słabo, że ledwie przebił tkaninę pod spodem. Herzer stęknął od uderzenia, ale znów ciął w dół, rozłupując drzewce tuż poniżej grotu. Potem znów naskoczył na topornika, który wciąż zataczał się od uderzenia tarczą i wykończył go cięciem przez gardło. W ten sposób został mu tylko włócznik, który tymczasem odwrócił się do ucieczki.

Herzer podniósł topór i zważył go w dłoni, po czym wzruszył ramionami i z największą starannością cisnął nim za uciekającym. Bardziej dzięki szczęściu niż umiejętnościom trafił go między łopatki, obalając na ziemię. Co oznaczałoby koniec potyczki, gdyby w tej samej chwili na szczycie wzniesienia nie pojawiło się sześciu kawalerzystów. Chłopak, zmęczony, westchnął i stanął w pozycji obronnej. Czekał go kolejny trening. Kawalerzyści nie mieli lanc, tylko miecze. Mogli spróbować go stratować albo zasiec mieczami. Był dobrze osłonięty przed ciosem z góry, więc technika polegała na odsunięciu się na lewo od szarżującego konia i cięciu go w bok, przyjmując uderzenie miecza na zbroję i hełm.

W tym przypadku problem polegał na tym, że cała szóstka stłoczyła się razem, żeby go dopaść i nie było między nimi dość miejsca. Zresztą ich konie były albo bardzo dobrze, albo bardzo źle wyszkolone, ponieważ zamiast ominąć rannego włócznika stratowały go. A Herzer stwierdził, że najprawdopodobniej za chwilę spotka go taki sam los. W związku z tym, gdy się zbliżali, podbiegł do ściany wąwozu i z rozpędu wbiegł na nią, wykorzystując siłę pędu do odbicia się w powietrze i uderzenia ciałem w jeźdźca z lewej strony.

Nie próbował niczego wyszukanego w rodzaju utrzymania się na koniu czy cięcia, po prostu pozwolił, by ponad sto kilo jego masy plus dwadzieścia zbroi uderzyło w przeciwnika.

Nie był w stanie stwierdzić, czy napastnik zginął na miejscu, czy dopiero od uderzenia w ziemię, ale nie było to istotne. Na wszelki wypadek Herzer wylądował na nim, używając jego ciała do zamortyzowania własnego upadku.

Mimo wszystko lądowanie, prawie płasko na twarz, wycisnęło mu powietrze z płuc, a jego hełm uderzając w ziemię, boleśnie wcisnął mu się w kark. Ale zdołał się podnieść na nogi, upewniając się co do losu przeciwnika przez oparcie się o niego przy wstawaniu czubkiem miecza i przebijając na wylot.

Stanął na nogach i głęboko wciągnął powietrze, machając mieczem i czekając na pozostałych pięciu jeźdźców.

— No chodźcie, dranie! — zawołał. — Do miasta jest jeszcze daleko, boli mnie głowa, a niedługo zrobi się ciemno. Przed północą chcę się napić piwa!

Kawalerzyści zebrali się, żeby znów go zaatakować, ale jeden z nich powstrzymał pozostałych gestem i sięgnął w dół, otwierając wiszący przy kolanie pokrowiec z łukiem.

Herzer zamarł, gdy z pokrowca wyciągnięty został kompozytowy łuk, a przeciwnik nachylił się następnie po strzałę. Strzała z takiego łuku bez problemu mogła przebić jego zbroję, a prawdopodobnie poradziłaby sobie i z tarczą. Co więcej, drań mógł strzelać do niego z dystansu, nawet gdyby na niego natarł.

Mimo wszystko był to jego jedyny wybór, więc podniósł w górę tarczę, osłaniając się nią i zaczął biec.

— ILU DRANI POŚLEM W PIACH!

Rzucili się na niego pozostali jeźdźcy, tnąc z góry, ale skupił się wyłącznie na łuczniku, który próbował uspokoić swojego konia. Z tej odległości był to banalny strzał i Herzer patrzył już na grot wycelowany prosto w swoją twarz, gdy rozległ się świst strzały.

Mężczyzna bezwładnie stoczył się z konia na ziemię.

Nie wiedział, skąd nadleciała strzała, ale odwrócił się w bok i ciął jednego z napastników, a powietrze przeszyła seria świstów i brzęków zwalnianej cięciwy, których efektem były kolejne cztery ciała spadające z koni na ziemię, ze strzałami tkwiącymi w piersiach, karku i oku.

Spojrzał na wzniesienie nad przewężeniem i zobaczył, jak zeskakuje z niego łucznik w lekkiej zbroi i uśmiecha się lubieżnie.

— Cześć, kochasiu — powitała go Bast, opierając dłoń na biodrze. — Przepraszam, że zepsułam ci przyjemność, ale nie chciałam pozwolić, żeby uszkodzili mi zabawkę.

* * *

Herzer i Bast spotkali Kane’a wraz z grupą milicji o kilometr od granic miasta. Para trzymała się za ręce, Herzer jechał na wymęczonym Diablo, a Bast dosiadała gniadego wierzchowca będącego jednym z koni jucznych. Prowadzili za sobą stadko uwiązanych koni, z których część niosła na sobie trupy.

— Słyszałem, że nie żyjesz — z uśmiechem przywitał go Kane.

— Niezupełnie — radośnie odpowiedział Herzer, ale zaraz spoważniał. — Jednak Barsten nie przeżył. Jest z tyłu na koniu.

— Tak. — Kane kiwnął głową. — Ilu?

— Sześciu w drugiej pułapce i sześciu jeźdźców. Ale nie wiem, ilu w pierwszej. Dużo. Bast widziała ich jeszcze więcej.

— Tak jak powiedział, dużo — potwierdziła Bast. — Ale myślę, że resztę powinien usłyszeć Edmund.

— Cóż, na pewno będzie chciał cię zobaczyć. Wezmę konie.

— Nie czekajcie tutaj, nie wiemy, co nadchodzi. — poradził Herzer, patrząc na resztki światła. — Choć wątpię, żeby miało przyjść dziś wieczorem.

— Pojedziemy za wami, ale lepiej się pospieszcie — zasugerował Kane. — Ruszaj, triari.

— Straciłem to stanowisko — sprostował Herzer, krzywiąc się.

— Nie sądzę, żebyś długo miał się tym martwić — skomentował Kane z nieodgadnionym wyrazem twarzy.

Diablo był w stanie zdobyć się na cwał, a Herzer nie chciał bardziej go poganiać. Kiedy dotarli do miasta dostrzegł pędzących w różnych kierunkach ludzi z pochodniami, a gdzieś rozbrzmiewał dzwon.

— Widzę, że reszta zwiadowców dotarła do miasta — zauważył Herzer.

— Tak — zgodziła się Bast. — A teraz owce gromadzą się za płotem ze strachu przed wilkami.

— Owce mają zęby — stwierdził Herzer, gdy kłusowali do bramy. — I psy pasterskie. Hej, Cruz, otwieraj do diabła. Mam piekielne odciski od siodła i chcę zleźć z tego stworzenia.

— HERZER! — wrzasnął Cruz, zeskakując z palisady i wołając o pomoc w otwarciu bram.

Gdy Herzer przeprowadził konia przez bramę, usłyszał innych ludzi wołających jego imię i nagle otaczała go cała triari, tłocząc się na tyle blisko, że Diablo zrobił się nerwowy.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Tam będą smoki»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Tam będą smoki» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Tam będą smoki»

Обсуждение, отзывы о книге «Tam będą smoki» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x