— Tego musisz się sam dowiedzieć — posępnie odparł Edmund. — Został tam pochowany wielki człowiek. Bardzo wielki. Jeden z najlepszych generałów w historii świata. Całkowicie zapomniany, jeśli nie liczyć kilku takich dinozaurów jak ja.
— To pan kładzie tam cytryny? — zapytał Herzer.
— Nie — z uśmiechem zaprzeczył Talbot. — To pojawiło się jeszcze przed moimi czasami. Ale miło jest wiedzieć, że to wciąż działa.
— Cóż, nie są złe — stwierdził Herzer, wzruszając ramionami. — Nie tak kwaśne, jak większość cytryn.
— Nie zjadłeś jej chyba, co? — Burmistrz popatrzył na niego nieufnie.
— Och, tak. — Herzer wyglądał na szczerze zmartwionego. — Czemu?
— Hmmm — wymamrotał Edmund. — Nie… nie masz jakichś dziwnych snów, co? — zapytał, przyglądając się młodzieńcowi od stóp do głów.
— Nie.
— Siedzisz bardzo wyprostowany, czy to coś, czego się nauczyłeś, czy…
— Zawsze miałem dobrą sylwetkę — żachnął się Herzer. — O co u diabła panu chodzi, burmistrzu Edmundzie?
— Cóż — Talbot wzruszył ramionami, śmiejąc się — prawdopodobnie nic się nie stało. Ale jeśli zaczniesz przy myśleniu podnosić lewą rękę nad głowę, będziemy musieli przeprowadzić egzorcyzmy.
— Co?!
Zespół zakończył ostatnią piosenkę i Cruz z nieprzytomnym wzrokiem oderwał się od swojego piwa, po czym zaczął rytmicznie walić w stół.
— Cam-BREATH, Cam-BREATH, Cam-BREATH!
Okrzyk został podjęty przez innych, łącznie z kawalerzystami w rogu, a dziewczyna potrząsnęła głową.
— Niech was muchy zjedzą, żołnierze! — krzyknęła ze śmiechem. — Zawsze domagacie się Cambreath. No to wam je dam! — Po tych słowach machnęła do orkiestry i zaczęli grać melodię pieśni, ale słowa były inne niż te zapamiętane przez Herzera. Dobrze znał tę pieśń, stanowiła praktycznie hymn Panów Krwi i śpiewali ją podczas każdego marszu. Ale ta miała słowa tak różne, że zaczął się śmiać i nie potrafił przestać.
Rambo Żaba, mężny zbój,
Ruszył godnie w dziki bój.
Wsiadł na żółwia, pędzi, gna,
Przy księżycu walka ta.
Dzikie boje, wrogów rój.
Gna z pomocą pluton żab,
Rozbić wroga trzeba w puch,
Wszak trza much nałapać w brzuch!
Kiedy doszło do zwrotki, w której żaba atakowała czaplę, Herzer śmiał się tak bardzo, że miał problemy z utrzymaniem się na ławce.
— Chłopak zdecydowanie musi częściej wychodzić — powiedziała Deann. Herzer nawet nie zdał sobie sprawy, że wypił pierwszy kufel, zanim nie znalazł się w połowie drugiego. A skoro dwa piwa się spotkały, doszły do wniosku, że potrzebują towarzystwa. W miarę upływu wieczoru wszystko stawało się odrobinę bardziej rozmazane, aż do chwili, gdy obie grupy śpiewały „Żółtą wstęgę” i jeden z kawalerzystów zaczął nagle krzyczeć na Cruza.
— To kawalerzysta, ty durniu! — wykrzyczał pijany żołnierz, podchodząc do ich stołu.
— To legionista, ty patykowaty koniojebco! — odpowiedział Cruz, wstając.
— Żółty to kolor kawalerii, ty ubłocony kretynie! — oświadczył najwyraźniej pełen samobójczych intencji żołnierz. Był przynajmniej o głowę niższy od Cruza i ważył o dobre dwadzieścia kilo mniej.
— Hej, hej, hej — spokojnie odezwał się Herzer, wstając i kładąc ręce na ich piersiach, żeby ich rozdzielić. — Żó-łty — wymówił uważnie — to ko-olor ka-wa-lerii, Cruz. — Potem odwrócił się do faktycznie niezbyt mocno zbudowanego kawalerzysty. — Z drugiej stroony, piosenka tra… rta… była zazwyczaj śpiewaaana pod sztanda… pod czymś — dokończył.
— Odwal się ode mnie, ty tchórzu — burknął żołnierz.
— Coś ty powiedział? — groźnie zapytał Herzer.
— Porzuciłeś i uciekłeś od doktor Ghorbani — prychnął żołnierz tuż przed tym, jak w jego twarz uderzyła pięść.
Herzer nie za dobrze pamiętał to, co działo się w ciągu następnej minuty, czy coś koło tego. Później przypominał sobie jedynie niewyraźny obraz przemykającej mu przed oczami twarzy Kane’a, najpewniej wyrzuconego w powietrze, kiedy próbował go powstrzymać i dobiegający gdzieś zza pleców krzyk PANOWIE KRWI! Ale tak naprawdę jedyną rzeczą, którą zapamiętał, było drobne, niewielkie ciało przylegające do jego pleców, przyciskające jego twarz do podłogi w absolutnie niezrywalnym uchwycie zapaśniczym.
— Nie dostaniesz już więcej drinków, triari Herzer — spokojnie oświadczyła Estrelle.
Tak jest, proszę pani — odpowiedział Herzer. Homunkulus zablokował jego nogi w jakiegoś rodzaju bloku krzyżowym, wcisnął mu twarz w podłogę, a obie ręce wykręcił za plecami. A kiedy spróbował się poruszyć, docisnęła ręce na tyle, żeby uświadomić mu, że tylko jej dobrej woli zawdzięczał posiadanie rąk i ramion w całości. Była zaprogramowana na stosowanie minimalnej koniecznej przemocy. — Będę grzeczny.
— Daj mu wstać, Estrelle. — Herzer usłyszał głos Serża, mówiącego najbardziej sierżancim tonem.
Estrelle odwinęła się z niego i dźwignęła jego dobrze ponad stukilowe ciało, jakby nic nie ważył.
— Co się tu stało? — zapytał Serż.
— To całkowicie moja wina — żałośnie odezwał się Herzer.
— Wymieniono ostre słowa, starszy sierżancie Rutherfordzie — powiedział Kane, machając ręką, jakby chciał zbagatelizować incydent. — Jeden z moich ludzi dość głośno wypowiedział dość nieprzyjemne oskarżenie. A Herzer… dość źle to zniósł.
— Co z nim? — zapytał Serż. — Mam na myśli żołnierza.
— Cóż — odparł Kane, pocierając nabrzmiewający na czole siniak — wszyscy będziemy żyć. Ale myślę, że moglibyśmy rozważyć wyznaczanie piechocie i kawalerii osobnych wolnych wieczorów.
— Herzer, czy zaatakowałeś mistrza kawalerii Kane’a? — lodowato zapytał Serż.
— Ja… nie jestem pewien, sierżancie — przyznał Herzer.
— Ja też niezbyt dobrze to pamiętam — szybko wtrącił się Kane. — Naprawdę sugerowałbym, żeby to puścić w niepamięć. Ostre słowa, kilka… uderzeń. To żołnierze, Serż.
— Nie, moi ludzie to Panowie Krwi i walczą z tymi, którym ja im każę walczyć — oświadczył Serż. — Herzer, wracaj do koszar. Zostajesz w areszcie domowym do czasu, aż zdecyduję, jak cię ukarać. Możesz się uznać za pozbawionego statusu triari. Odejść.
* * *
Herzer leżał na swojej pryczy z palcami splecionymi za głową, kiedy przez drzwi wcisnęli się inni Panowie Krwi.
— To pieprzona niesprawiedliwość! — gniewnie odezwała się Deann. — Ten arogancki koniojebca sam się prosił o kopa. Możemy śpiewać, co tylko chcemy!
— Nie słyszałem, co powiedział — odezwał się Cruz. — Co u diabła cię tak wkurzyło? Praktycznie przerzuciłeś go pod drugą ścianę. A przy okazji, to pięknie wyglądało.
— Powiedział, że porzuciłem i uciekłem od doktor Ghorbani, kiedy została zgwałcona — wyjaśnił prosto Herzer.
— CO? — wrzasnęła Deann. — Kiedy wyjdzie ze szpitala, natychmiast go zabiję.
— Deann — odezwał się cicho Herzer — jest tylko jeden problem.
— Jaki?
— Że to prawda — odpowiedział i obrócił się na bok.
***
Kane zgłosił się na wezwanie do biura Edmunda i rozejrzał się po pozostałych. Oprócz Edmunda, który siedział za biurkiem z kamiennym wyrazem twarzy, byli tam jeszcze Serż Rutherford i Daneh Ghorbani, z brzuchem grubym od zaawansowanej ciąży.
Читать дальше