— Z tego, co zostało jeszcze nie obsiane, myślę, że z pół hektara — stwierdził po namyśle Mike.
— Wiesz co, to trochę loteria — powiedział Myron. — Ale może uda ci się zebrać plon badwabiu. Jeśli będziesz dobrze nawadniał i trafi się prawdziwe babie lato, żeby go zebrać, bo nie da się robić tego na mokro. Ale jeśli pogoda się utrzyma, zyskasz dobry zbiór, a przynajmniej będziesz miał nasiona. Będę chciał jednej piątej zbiorów i jednej piątej nasion za te, które ci dam.
Mike zastanowił się nad tym przez chwilę, po czym zmarszczył czoło.
— Nawet nie myśl, o nasyłaniu na mnie Courtney — z szerokim uśmiechem zastrzegł się Myron. — Nie dam jej lepszych warunków.
— Może być — ze śmiechem zgodził się Mike.
— Dorzucę też trochę fasoli — dodał Myron, podnosząc się ze swojego miejsca. — Nie będzie wymagać dużo wody poza posianiem, a możesz ją podlewać ręcznie. I czego nie przechowasz, łatwo sprzedasz w mieście.
Tak więc Mike wrócił z koszykiem pełnym nasion i zabrał się do pracy.
* * *
— Ishtar — odezwała się Sheida w chwilę po materializacji w rezydencji przyjaciółki. — Ładnie tu masz.
Dom mieścił się na szczycie góry w centralnej Tauranii, stylem trzymając się lokalnych wzorów, z luźnym planem otwierającym się na wewnętrzny dziedziniec z fontanną na środku. Podłogę wyłożono kafelkami, a na ścianach umieszczono mozaiki z półszlachetnych kamieni. Przez okna rozciągał się widok na niekończące się, pokryte drzewami góry. Nigdzie w zasięgu wzroku nie było śladu ludzkich siedzib, ale Sheida wiedziała, że pod przywództwem jej przyjaciółki żyły miliony.
Ishtar zajmowała się w Tauranii mniej więcej tym samym co ona, choć tworzone przez nią społeczeństwo było znacznie bardziej arystokratyczne niż w Norau. Pozycja Ishtar była też zdecydowanie słabsza niż Sheidy, pełniła raczej funkcję uniwersalnego rzecznika praw obywatelskich w różnych społecznościach rejonu, a nie odgrywała formalnej roli prawnej. Ludność tej okolicy nie była zbytnio przywiązana do praw, działając w bardzo nieformalnych społecznościach miast-państw.
Taurania ucierpiała znacznie mniej od innych terenów, ponieważ miała bardzo długie tradycje utrzymywania „naturalnych” społeczeństw oraz dlatego, że wiele domów w okolicy trzymało się tradycyjnych wzorców, skupiając się w małe miasta, a nie tworząc mocno rozproszone społeczeństwa, jak w Norau i Ropazji. Pozwoliło to ludności „upaść” do znacznie stabilniejszych grup. Cały region uległ kiedyś zniszczeniu ekologicznemu od stuleci intensywnej eksploatacji, ale nawet jeszcze przed okresem agresywnego odtwarzania i restytucji ekologicznej czasy Rady przyczyniły się do odbudowania rejonu. Sheida widziała zdjęcia ogołoconych niegdyś gór i potężnych pustyń, ale przez ostatnie parę tysięcy lat region został odbudowany, znów tworząc prawie raj. Co, kiedy doszło do Upadku, było bardzo szczęśliwą okolicznością dla jego mieszkańców.
— Dziękuję — odpowiedziała Ishtar. — Na szczęście Paul nie uznał jeszcze za stosowne zaatakować mojego domu. Mimo wszystko trzymam osłony w gotowości.
— Cóż, mam nadzieję, że go nie zaatakuje — powiedziała Sheida. — Trudno byłoby nam oddać energię. I w tej sprawie właśnie cię odwiedzam. — Wyświetliła wirtualny obraz czegoś, co wglądało jak bardzo duża ważka. — Aikawa wpadł na ten pomysł. Potrzebujemy energii, a wykorzystaliśmy już wszystkie tradycyjne metody. Ale jedno źródło, do którego jeszcze się nie podpięliśmy z powodu jego rozproszenia, to energia słoneczna.
— Ustawianie paneli… — Ishtar zmarszczyła czoło.
— Nie panele — przerwała jej Sheida. — To stworzenie będzie uwalniać nanity. Produkuje je w swoim ciele, a następnie przekazuje je strażnikom środowiskowym, takim jak chochliki i skrzaty. Potrafi się również reprodukować, jest całkowicie naturalne i biologiczne. A nanity przekażą energię tylko osobom dysponującym odpowiednimi protokołami. Tak więc może rozsiewać nanity, które będą gromadzić energię słoneczną i przekazywać ją potrzebującym.
— To bardzo rozproszona forma zasilania — zauważyła Ishtar, przyglądając się owadowi. — I jak to się wpasuje w środowisko? Będą musiały przeżyć samodzielnie.
— No cóż, część energii pochłoną na własne potrzeby. A zjada wszystko to, co normalne ważki. Oczywiście to też będzie gatunek drapieżnika. Przeprowadziłam trochę modelowania środowiskowego i całkiem dobrze się to integruje, a przynajmniej nie ma wpływu destabilizującego.
— Jak proponujesz je rozprzestrzeniać? — zapytała Ishtar. — I co sądzą o nich nasi mali przyjaciele? — dodała, wskazując na owiniętą wokół karku Sheidy jaszczurkę.
— On uważa je za ofiarę — zaśmiała się Sheida. — I można im przekazać dodatkową energię, nakazując dolecieć do określonych miejsc na ziemi. Tak więc stosunkowo łatwo jest je szeroko rozpowszechnić. Ale gdybyś mogła je zacząć tu hodować, a Ungphakorn w Soam, ja w Norau i tak dalej…
— Czy Sojusz Nowego Przeznaczenia może korzystać z tej energii?
— Nie, nie przekazują jej do Sieci. Można im tego zabronić. Ale Sojusz może nas naśladować. Mogę sobie wyobrazić, że będzie dochodzić do walk o nasłonecznione tereny, ale to daleka perspektywa. Musimy najpierw rozpowszechnić nanity.
— Hmmm — mruknęła Ishtar, zamykając oczy. — Na dłuższą metę może to nawet bardziej przysłużyć się Paulowi. Ma więcej terenów niż my i więcej z nich w obszarach o wysokim nasłonecznieniu. Czy to interferuje z fotosyntezą?
— Nie — zapewniła ją Sheida. — Pochłaniają kompletnie różną długość fali. I oczywiście nie mogą się same replikować. Więc będą się rozprzestrzeniać wolno, niezależnie od wszystkiego. Ostatnia rzecz to fakt, że się odpychają, nie zajmą więcej niż dziesięć procent metra kwadratowego, i to w maksymalnych odległościach od siebie. Nie chcę, żeby cały świat wyglądał jak pokryty kurzem.
— Dobrze — zgodziła się Ishtar. — Wezmę trochę tych stworzeń i je rozprowadzę. Zacznę na Południowych Bagnach. Powinno im się tam podobać.
— Czy doszłaś może do tego, kto dostarcza Paulowi energii? — zapytała Sheida.
— Jeszcze nie — przyznała Ishtar. — Muszę wysyłać biologicznych zwiadowców podobnych do tych twoich owadów, żeby spróbowały zlokalizować wszystkich członków rady nadzorczej Wolfa 359. Skierowałam je do ich ostatniego znanego położenia, a potem mają spróbować każdego odnaleźć. Idzie to bardzo powoli, jak dotąd udało mi się ustalić, że sześcioro z nich zginęło albo tuż przed, albo zaraz po Upadku. Do innych jeszcze nie dotarłam.
— No cóż, informuj mnie — poprosiła Sheida. — Mam dziwne uczucie, że jeszcze nas to ugryzie w tyłek.
ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY SZÓSTY
Herzer nie bardzo wiedział, jak będzie wyglądać stacjonowanie w jednym miejscu, ale okazało się, że nie różni się to zbytnio od dotychczasowego szkolenia. Wciąż intensywnie ćwiczyli każdego dnia, dźwigali ciężary i regularnie maszerowali po drogach, nie wspominając o codziennym wspinaniu się na Wzgórze. Dodatkowo zaprzęgnięto ich do pracy przy wznoszeniu bardziej trwałego obozu. Budowali koszary z drewnianymi ścianami z desek i podłogami w miejsce namiotów, w których dotąd mieszkali, i robili sobie do nich meble. Herzer całkiem dobrze radził sobie przy budowaniu, ale w trakcie produkcji mebli ujawniła się jego nieumiejętność precyzyjnej obróbki drewna. Po zobaczeniu pierwszych, katastrofalnych prób Jeffcoat wysłał go do innych zadań.
Читать дальше