— Dziękuję, starszy sierżancie Rutherfordzie — przyjął raport Edmund, również salutując. — Spocznij.
Zamiast odmaszerować do szeregu, Rutherford przeszedł na bok, a zbrojmistrz przyniósł przenośne palenisko i kowadło. Palenisko było już rozgrzane i Herzer z niepokojem patrzył na żarzące się węgle.
— Herzer Herrick — zawołał Edmund. — Wystąp.
Herzer wyszedł z tyłu formacji i wykonując serię skrętów o dziewięćdziesiąt stopni i kroków defiladowych stanął przed burmistrzem Talbotem.
— Podnieś prawą dłoń i powtarzaj za mną. Ja, podaj swoje imię…
— Ja, Herzer Herrick.
— Uroczyście przysięgam zachowywać i bronić Konstytucji Królestwa Wolnych Stanów…
— Uroczyście przysięgam…
— Talbot zaprzysiągł go, a następnie wyciągnął rękę.
— Inspekcja. Broń.
Herzer sięgnął do boku i wyciągnął swój znienawidzony miecz treningowy, wysuwając go rękojeścią do przodu. Talbot wziął go i podał Serżowi Rutherfordowi, który oddał mu w zamian świeżo wykuty miecz. Talbot wziął go i podniósł w górę.
— Niech nigdy nie będzie wyciągany, lecz, gdy trzeba, niech spuszcza krew. Wyciągnij lewe ramię dłonią do wierzchu.
Herzer wykonał polecenie, a Talbot przesunął miecz po jego przedramieniu, rysując krwawy ślad.
— Krew do krwi… — powiedział i zwiesił głos.
— Stal do stali — zaintonował Herzer.
Talbot podał mu miecz i wziął podane mu przez zbrojmistrza szczypce. W ich kleszczach tkwił metalowy symbol.
— Trzymaj rękę — rozkazał.
Herzer zrobił tak, a Talbot przycisnął metal do wciąż krwawiącej rany. Chłopak zacisnął zęby z powodu bólu i przez chwilę myślał, że zemdleje. Ale wziął głęboki oddech i nie pozwolił sobie na coś takiego.
— Zrodzeni we krwi… — powiedział Talbot.
— We krwi żyjemy… — kontynuował Serż.
— I we krwi zginiemy — wydyszał Herzer, gdy zabrano znak. Talbot wziął garść popiołu i przycisnął go do rany, a potem kiwnął głową zbrojmistrzowi.
Ten postąpił krok do przodu i przejmując wciąż gorący symbol, przycisnął go do zbroi Herzera na wysokości piersi.
— Zajmij swoje miejsce, Panie Krwi Herricku. Witamy w Bractwie.
Gdy zaprzysięgano po kolei wszystkich Panów Krwi, Herzer przyjrzał się znakowi na swoim ramieniu. Przedstawiał orła, trzymającego coś w każdej z łap. W środku umieszczono cyfrę jeden, a wokół znajdował się napis Semper Fidelis.
Nie był pewien, co to znaczyło, ale wiedział, że przez resztę życia będzie nosił to wypalone w mózgu i na skórze.
ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY PIĄTY
— Jak leci, Myronie? — zapytał Edmund, siadając koło przyjaciela.
Już od miesiąca czy więcej nie zdarzyło mu się odwiedzić gospody Tarmaca i cieszył się, że zaczynała przygasać początkowa gorączka niezbędnej aktywności. W tej chwili w mieście były jeszcze dwie inne gospody, a Tarmac zaczął obsługiwać bardziej ustatkowanych gości. Edmund rozpoznawał większość jako długoletnich bywalców Jarmarków, a zdumiewająco mało widział w pubie nowych twarzy.
— Całkiem nieźle — odpowiedział farmer. — Mam już pierwszy zbiór ziarna, więc chwilowo możemy przestać się martwić o jedzenie.
— To dobrze — ucieszył się Edmund, gestem prosząc Estrelle o piwo. — Choć martwią mnie zapasy na zimę. Musi być jakiś sposób na to, aby ludzie nie głodowali. Oczywiście oprócz „posiadania” ich — dodał ponuro.
— Widziałem to zastrzeżenie w konstytucji — zmarszczył się Myron. — Nie mogę uwierzyć, że na to pozwoliłeś.
— Zostałem przegłosowany — wyjaśnił Edmund. — Miałem do wyboru albo na to się zgodzić, albo wycofać z całości. Jednak myślę, że kiedy już sytuacja się ustabilizuje, nie będzie to takim problemem, jak się wydaje. Praca niewolna najlepiej sprawdza się pod względem ekonomicznym w sytuacji, gdy praca ma bardzo małą wydajność. Nie mamy do czynienia z prostą techniką średniowieczną. Produktywność robotnika obsługującego na przykład krosna mechaniczne jest o rzędy wielkości wyższa niż kobiety tkającej w do mu. A zbyt wiele zawodów wymaga specjalistycznego szkolenia. Nie wspominając już o ekonomicznych skutkach wolnego rynku pracy i idei. Myślę, że na dłuższą metę wszystkie obszary, które opowiedziały się za pracą niewolną, przekonają się, że ekonomicznie zostają z tyłu, zresztą prawdopodobnie to samo będzie dotyczyć przyrostu populacji. To wtedy zrobi się naprawdę nieprzyjemnie.
— Ale tymczasem? — zapytał Myron.
— Tymczasem robotnicy mają przynajmniej zagwarantowane wyżywienie zimą. — Edmund pokiwał głową. — Czyli więcej, niż mogą być pewni robotnicy najemni w tym mieście. Co mnie martwi.
— Cóż, część zaczęła tworzyć nowe farmy — rzekł Myron. — Myślę, że niektórzy z nich są po prostu szaleni, jeśli sądzą, że z tego wyżyją. Ale z drugiej strony paru na pewno poradzi sobie całkiem dobrze. Będziemy po prostu musieli zastanawiać się nad tym w miarę rozwoju sytuacji.
* * *
Mike uśmiechnął się, kiedy przeszli obok szmacianego znacznika przymocowanego do drzewa.
— To tu, Courtney, to wszystko nasze.
— Nasze i miasta — powiedziała, patrząc na rosnące wszędzie drzewa. — Mamy… czeka nas dużo pracy.
— Ale poradzimy sobie — oświadczył Mike tonem pełnym satysfakcji. Mieli niewiarygodne szczęście na loterii, zresztą głównie dzięki Herzerowi.
Jego los wygrał im jednego z trzech osłów schwytanych w spędzie. Było to niesamowicie cenne zwierzę dla kogoś, kto dysponował klaczami, rodzące się z takiego związku muły mogły uzyskać wysokie ceny. Jednak dla Mike’a i Courtney był to raczej ślepy zaułek. Miasto przejęło jedną piątą wszystkich schwytanych zwierząt i całe mięso z rzeźni, a wiele ze zwierząt trafiło do Myrona Raeburna. Jego silos, który miał zaspokajać potrzeby zdumiewająco dużej liczby klientów nie działającej już firmy „Żywność z Epoki z Raven’s Mill”, wy-karmił społeczność w trakcie najgorszego kryzysu żywnościowego. Jednak nie rozdawał jedzenia, dostarczał je miastu na kredyt.
Courtney wiedziała o tym, ponieważ w trakcie ich nauki u Myrona zaprzyjaźniła się z Bethan Raeburn. Tak więc, o ile Mike nie był pewien, co zrobić z osłem, ona skierowała się do Bethan. Pomimo że traktowała ją prawie jak drugą matkę, doszło do twardych targów. Pozostałe osły trafiły do ludzi, którzy planowali użyć ich do reprodukcji, a jedyny osioł Myrona robił się już stary. Ten wygrany przez Mike’a i Courtney był młody i zdumiewająco rosły, stanowił więc cenne zwierzę.
W końcu stanęło na tym, że Courtney utargowała za niego od Raeburnów młodego woła, koguta i kurę, maciorę, która prawdopodobnie była w ciąży i trochę narzędzi do drewna. Razem z młodym wieprzkiem, którego wygrali jako drugie zwierzę na loterii, oraz pługiem, częściami i liną, które nabyli dzięki połączeniu zaoszczędzonych funduszy i pożyczce Herzera, byli w sytuacji lepszej niż praktycznie wszyscy pozostali pionierzy. Dodatkowo Mike przygarnął bardzo pokiereszowanego rottweilera, którego jedyną wadą zdawała się być olbrzymia przyjacielskość i dziwny lęk przed kotami.
— Byłem tu już kiedyś z McGibbonem — stwierdził Mike, wchodząc na ślad ścieżki prowadzącej od głównej drogi. — Za drzewami jest dobre miejsce na dom Przeszli ścieżynką kilkaset metrów do niewielkiego wzgórza. Ich droga prowadziła obok małego strumyka wypływającego ze szczeliny w zboczu wzniesienia. Courtney rozejrzała się i oceniła teren. Po usunięciu drzew, co wyglądało na dość poważne przedsięwzięcie, ziemia — poza wzgórzem — będzie płaska i dobra pod pług. Jednak na razie czekało ich pierwsze zadanie tego dnia — rozbicie obozu.
Читать дальше