— Kane — odezwał się Edmund, wskazując na krzesło obok Serża. — Czy byłbyś uprzejmy opowiedzieć mi swoją wersję wydarzeń wczorajszego wieczora. Proszę, w całości.
— Jeden z moich ludzi najwyraźniej próbował wywołać walkę z Panami Krwi z powodu zmienionych rzekomo słów, do śpiewanej przez nich piosenki — wyjaśnił Kane. — Szykowałem się do odciągnięcia go, kiedy interweniował Herzer i próbował ich rozdzielić. Żołnierz, o nazwisku Mclerran, oskarżył wtedy Herzera o porzucenie i ucieczkę, kiedy…
— Kiedy zostałam zgwałcona — dokończyła za niego Daneh, pocierając się po brzuchu.
— Tak. Wtedy Herzer go uderzył. Mocno.
— Ma szczękę połamaną w kilku miejscach. Próbowałam ją złożyć, ale nigdy już nie będzie za dobrze mówił. Na szczęście, mogłabym dodać — powiedziała jadowicie Daneh.
Twarz Kane’a zmieniła wyraz, ale nie odezwał się i wzruszył ramionami.
— Mclerran ma… nigdy nie był jednym z moich lepszych ludzi. Problem w tym, że kiedy Herzer go uderzył, facet przeleciał przez stół i kilku z pozostałych kawalerzystów uznało to za obrazę, niezależnie czy z powodu uderzenia, czy rozlanych drinków. A Herzer ruszył za Mclerranem, jakby chciał go zabić. Więc próbowaliśmy… interweniować. Jeszcze dwóch moich ludzi i kilku milicjantów jest…
— W szpitalu, przynajmniej na kilka dni — westchnęła Daneh i poprawiła się na krześle. — Herzer jest…
— Herzer jest sprawą, którą musimy się zająć — stwierdził Edmund, dotykając palcami czubka nosa. — Problem w tym, że zgodnie z tym, co mówi Daneh, oskarżenie jest prawdziwe. Choć nie do końca jasno mi to wytłumaczyła — dodał z kamienną twarzą.
— Prawdziwe i… wcale nie takie, na jakie wygląda — westchnęła Daneh. — Był z bandą McCanoca, ale z tego, co zdołałam zaobserwować, do tamtej chwili nie robili niczego złego. Po prostu próbowali… przeżyć. To był dziwny czas. Był zagubiony tak jak reszta, a znał McCanoca i… Ach! — nagle w desperacji podniosła ręce. — Wiecie, jak wtedy było! Nie muszę wam chyba tego wyjaśniać!
— Mów dalej — cicho poprosił Edmund.
— Kilku z ludzi McCanoca złapało mnie i przyprowadziło do reszty, gdzie był Herzer. On powiedział McCanocowi, że mnie zna, a tamten odpowiedział na to mniej więcej, że to dobrze i może zacząć pierwszy.
— Au — powiedział Serż, potrząsając głową.
— McCanoc wyciągnął miecz. Herzer nie miał żadnej broni, a ich było sporo. Gdyby próbował walczyć, zginąłby i niczego by nie zmienił! — wykrzyknęła ostro Daneh, a potem skrzywiła się, gdy poruszyło się w niej dziecko. — To moja tragedia i o moim ciele rozmawiamy i jeśli ktoś mógłby być zły — dodała, patrząc twardo na Edmunda — to wyłącznie ja.
— A nie jesteś? — zapytał zaskoczony Kane.
— Herzer był moim pacjentem — wyjaśniła, wzdychając. — Przed Upadkiem. Włożyłam w niego mnóstwo pracy. Wolałabym, żeby nie została zmarnowana. — Przerwała i znów westchnęła. — Co czuję poza tym, to już wyłącznie moja sprawa.
— Czy żołnierz Mclerran faktycznie o tym wiedział? — zapytał Edmund.
— Cóż, nie mówi w tej chwili zbyt wyraźnie — przyznał Kane. — Ale twierdzi, że nie, że strzelał na ślepo. Ja… też słyszałem takie plotki. — Potrząsnął głową i wzruszył ramionami. — Herzer stał się dość popularny w społeczności. Jest dobrze znany niektórym z bardziej prominentnych obywateli, a jego działania w trakcie spędu już przeszły do legendy. Włącznie z jego… nieco przesadnym heroizmem. To budzi zazdrość. Znana jest kolejność niektórych wydarzeń do tyczących… ataku na panią. Nie ta kolejność, ale to, że Herzer był tam przed kimkolwiek innym.
— Rachel — powiedziała Daneh, zaciskając wargi.
— Możliwe, ale nie do końca — poprawił Kane. — Rachel jakiejś koleżance, ta innej, a wszystko wymieszane w plotkę. Miła krwista plotka do obrzucenia błotem kogoś, kto zachowuje się zbyt szlachetnie, by mogła to być prawda. Plotka, która na nieszczęście okazuje się być prawdziwa.
— Serż, a wpływ na Władców Krwi… — westchnął Edmund.
— Zły. Herzer był jednym z ich naturalnych przywódców. Nie są teraz pewni, co mają z tym zrobić. Dotąd wszyscy traktowali go jak bohatera, do bycia nimi też ich szkoliliśmy. Walcz do śmierci. On uciekł. W ich oczach stał się tchórzem. W tym zakresie mają bardzo jednobarwne spojrzenie na świat. Z drugiej strony, jest jednym z nich. Jeszcze bardziej, skoro przestał być triari. Najeżdżają na niego, ale widać, że nie są z tym szczęśliwi. Przez ostatnie dwa dni doszło do dwóch kolejnych bijatyk.
— Jakie jest twoje zdanie na ten temat? — zapytał Edmund. — Gdzie stoisz, Miles?
Serż zastanowił się nad tym chwilę, a potem potrząsnął głową.
— Ilu, pani doktor?
— Ośmiu — odpowiedziała neutralnie.
— Uzbrojonych?
— Jeden z łukiem, McCanoc z mieczem i jeszcze kilku z nożami.
— Może, może byłbym w stanie się z tego wydostać — ocenił Serż. — A przy tym utrzymać cię przy życiu i nie dopuścić do gwałtu. Herzer nie miał szans. Nie wtedy. Prawdopodobnie nawet teraz. Kiedyś, w przyszłości, tak, nawet przeciw McCanocowi. Podjął taktyczną decyzję o wycofaniu się i zostawieniu pani za sobą. Czasem trzeba zdecydować się na straty. Kiedy wrócił, był uzbrojony, prawda?
— Tak — powiedziała cicho, trzymając się za brzuch.
— Przypuszczam, że bał się wrócić i zastać panią z podciętym gardłem. Jeśli on ma koszmary, to prawdopodobnie tak wygląda jeden z nich. A gdyby został, nie sądzę, żeby jeszcze żył, ale większość z nich zabrałby ze sobą. Nie potrafi się poddawać. Przetrwa. Poradzę sobie z Panami Krwi. Choć nie jestem pewien, jak on sam to zniesie.
— Jest gotów dać się zabić, podejmując bohaterskie wysiłki — stwierdził Edmund, zaciskając zęby tak, że wyraźnie było słychać ich zgrzyt.
— Edmund, wybacz mu — ostro rozkazała Daneh.
— Zrobię to. Ale bądź tak uprzejma i daj mi na to trochę czasu, dobrze?
— Dobrze — powiedziała nieszczęśliwie.
— Niestety, ludzie nie dadzą mu spokoju — stwierdził Edmund. — To naturalne. Widziałem, jak patrzyli na niego z zachwytem, nawet kiedy starał się być skromny. Teraz będą go ściągać w dół.
— Popracuję nad tym — z determinacją oświadczyła Daneh. — Zajmę się tym na następnej sesji. A panie przekażą wieść, że najeżdżanie na Herzera nie jest dobrym pomysłem.
— Rachel — powiedział Edmund.
— Rodzina. — Daneh pokiwała głową, patrząc w stronę pozostałych.
— Dobrze, jeśli to wszystko…
— Nie… zupełnie — niechętnie przyznał Kane. — Pamiętasz, że chciałeś, żebym wysłał patrol w głąb doliny?
— Tak — odparł Edmund. — Handlarze donieśli o jakichś dużych siłach, które przemieszczały się na północ w pobliżu Rowany. Ich celem mogła być zarówno Rowana, jak i Raven’s Mill czy Washan. Wysłano patrol, który miał sprawdzić, czy nie chodzi o Washan, a następny miał zostać wysłany w celu sprawdzenia, co dzieje się w dolinie.
— Cóż, mój patrol leży w szpitalu. Reszta jeźdźców jest za miastem, na południe od Resan. Zostało mi tylko trzech, oprócz mnie. Wolałbym raczej być na miejscu, kiedy wrócą pozostali. A nie chcę tych trzech wysyłać samych. Zresztą, oni są… dość niedoświadczeni.
— Cholera — mruknął Edmund, potrząsając głową. Zastanowił się przez chwilę, a potem znów zaklął. — A co, do diabła.
Читать дальше