— Podyktuj więc słowną autoryzację zeznania. Weźmiemy próbkę głosu i to posłuży jako dopuszczalny dowód.
— Nie.
— Zaprzeczasz, że to jest ścisłe streszczenie twojej kariery?
— Powołuję się na piątą poprawkę.
— Nie ma czegoś takiego jak piąta poprawka — odparł Bernstein. — Przyznasz się, że świadomie pracowałeś nad obaleniem obecnego legalnie ukonstytuowanego rządu tego narodu?
— Czy nie robi ci się niedobrze, Jack, gdy słyszysz takie słowa z własnych ust?
— Ostrzegam, odpuść sobie osobiste wycieczki kwestionujące moją uczciwość — powiedział Bernstein cicho. — Prawdopodobnie nie byłbyś w stanie zrozumieć pobudek, które sprawiły, że wypowiedziałem wierność podziemiu i stałem się lojalny wobec rządu. Nie zamierzam z tobą o nich dyskutować. To ty jesteś przesłuchiwany, nie ja.
— Mam nadzieję, że niedługo przyjdzie kolej na ciebie.
— Śmiem wątpić.
— Kiedy mieliśmy po szesnaście lat, nazywałeś ten rząd wilkami, które pożerają świat. Ostrzegałeś mnie, że póki się nie obudzę, będę niewolnikiem w świecie niewolników. Powiedziałem, że wolę być żywym niewolnikiem niż martwym wywrotowcem, pamiętasz, a wówczas ty wsiadłeś na mnie za mówienie takich rzeczy. Teraz należysz do stada wilków. Jesteś żywym niewolnikiem, ja zaś zamierzam być martwym wywrotowcem.
— Ten rząd zniósł karę śmierci. Nie uważam się ani za wilka, ani za niewolnika. A ty właśnie dowiodłeś, że próba przeniesienia opinii szesnastolatka w dorosłe życie opiera się na błędnych przesłankach.
— Czego chcesz ode mnie, Jack?
— Dwóch rzeczy. Zaaprobowania zeznania, które przed chwilą odczytałem. I współpracy w zakresie uzyskania informacji na temat przywódców Kontynentalnego Frontu Wyzwolenia.
— Zapomniałeś o jeszcze jednym. Chcesz, żebym nazywał cię Jacobem, Jacobem. Bernstein nie uśmiechnął się.
— Jeśli będziesz współpracować, mogę obiecać ci satysfakcjonujące zakończenie przesłuchania.
— A jeśli nie?
— Nie jesteśmy mściwi. Ale podejmiemy kroki, żeby zapewnić obywatelom bezpieczeństwo, usuwając z ich otoczenia tych, którzy zagrażają stabilności państwa.
— Ale nie zabijacie ludzi — powiedział Barrett.
— Do diabła, więzienia muszą być strasznie zatłoczone. Chyba że ta gadka o podróżach w czasie jest prawdą.
Wydawało się, że pancerz żelaznej rezerwy Bernsteina został po raz pierwszy zarysowany.
— Jest? Czy Hawksbill zbudował maszynę, która pozwala wam cofać więźniów w czasie? Czy karmicie nami dinozaury? — zapytał Barrett.
— Dam ci jeszcze jedną okazję udzielenia odpowiedzi na moje pytania — powiedział Bernstein z rozdrażnieniem. — Powiedz mi…
— Wiesz, Jack, w tym obozie przesłuchań przydarzyło mi się coś zabawnego. Tego dnia, kiedy policją zgarnęła mnie w Bostonie, naprawdę nie miałem nic przeciwko. Straciłem zainteresowanie Rewolucją. Cechował mnie równy brak zaangażowania jak wtedy, gdy miałem szesnaście lat, a ty stawałeś na głowie, żebym przejrzał na oczy. Moja wiara w rewolucyjny proces wypaliła się. Przestałem wierzyć, że kiedykolwiek obalimy rząd i zrozumiałem, że tylko udaję, że coś robię, starzejąc się z dnia na dzień, goniąc za nieuchwytną bolszewicką ułudą, sprawiając pozory, żeby nie zniechęcać narybku. Właśnie wtedy odkryłem, że całe moje życie nie miało sensu. Więc co za różnica, że mnie aresztowaliście? Byłem niczym. Założę się, że gdybyś przyszedł i przesłuchał mnie pierwszego dnia, powiedziałbym ci wszystko, co chciałbyś wiedzieć, po prostu dlatego, że byłem zbyt znudzony, aby stawiać opór. Ale przesiedziałem tutaj pół roku, rok, nie wiem, jak długo, i efekty okazały się całkiem interesujące. Znów jestem uparty. Trafiłem tutaj ze słabą wolą, a ty sprawiłeś, że moja wola stała się silniejsza niż kiedykolwiek. Czy to nie interesujące, Jack? Przypuszczam, że to psuje twój wizerunek jako śledczego i przykro mi z tego powodu, ale myślę, że chciałbyś wiedzieć, jaki wpływ wywarł na mnie ten proces.
— Prosisz się o tortury, Jim?
— Nie proszę o nic. Po prostu mówię.
Zabrali Barretta z powrotem do zbiornika. Podobnie jak wcześniej, nie miał pojęcia, ile czasu tam spędził, lecz dłużyło mu się bardziej niż za pierwszym razem, a po wyjściu był znacznie słabszy. Nie zdołali przesłuchać go przez trzy godziny po wyjęciu z wody, bo nie mógł znieść hałasu. Bernstein zrezygnował z prób i czekał, aż obniżą się progi bólu. Ku jego niezadowoleniu Barrett nie poszedł na współpracę.
Następnie poddali go umiarkowanym torturom. Wytrzymał.
Później Bernstein próbował być przyjacielski. Częstował papierosami, kazał zdjąć pole ograniczające, wspominał dawne czasy. Dyskutowali o ideologii, rozpatrując różne kwestie ze wszystkich możliwych punktów widzenia. Śmiali się. Żartowali.
— Pomożesz mi teraz, Jim? — zapytał Bernstein.
— Odpowiedz na parę pytań.
— Nie potrzebujesz informacji, jakie mógłbym ci podać. Wszystko jest w aktach. Zależy ci wyłącznie na symbolicznej kapitulacji. Cóż, nie zamierzam skapitulować. Równie dobrze możesz zrezygnować i postawić mnie przed sądem.
— Nie dojdzie do procesu, dopóki nie podpiszesz zeznania.
— W takim razie będziesz musiał kontynuować przesłuchanie.
Ale w końcu nuda zwyciężyła. Barrett był zmęczony kąpielami w zbiorniku, zmęczony jaskrawym światłem, elektronicznymi sondami, podskórnymi wstrząsami, lawiną pytań, miał dość widoku wymizerowanej twarzy Bernsteina. Proces wydawał się jedynym wyjściem. Barrett podpisał zeznanie. Podyktował listę nazwisk przywódców Kontynentalnego Frontu Wyzwolenia. Nazwiska były wymyślone i Bernstein o tym wiedział, ale był zadowolony. Były to pozory kapitulacji, na jakich mu zależało.
— Zostaniesz osądzony w przyszłym tygodniu — poinformował więźnia.
— Gratuluję — rzekł Barrett. — Wykonałeś mistrzowską robotę, łamiąc mojego ducha. Jestem zdruzgotany. Moja wola leży w gruzach. Poddałem się na każdym froncie. Jesteś chlubą swojego zawodu… Jack.
Spojrzenie, jakim obrzucił go Jacob Bernstein, ociekało kwasem.
Proces odbył się w swoim czasie: bez sędziów, bez prawników, tylko funkcjonariusz rządowy siedzący przed szeregiem komputerów i konsol łączności. Zeznanie Barretta zostało dołączone do akt. Sam Barrett złożył ustne oświadczenie. Przedstawiono raport śledczego. Wszystkie te dokumenty należało opatrzyć datą, więc Barrett dowiedział się, że jest lato 2008. Spędził w obozie przesłuchań dwadzieścia miesięcy.
— Uznajemy oskarżonego Jamesa Edwarda Baretta winnym zarzucanych mu czynów. Skazany na dożywocie, zostanie osadzony w Stacji Hawksbilla.
— Gdzie?
Bez odpowiedzi. Wyprowadzili go.
Stacja Hawksbilla? Co to takiego? Czy ma to coś wspólnego z maszyną czasu?
Niebawem Barrett poznał odpowiedzi.
Wprowadzono go do przestronnego pomieszczenia z nieprawdopodobną maszynerią. Na środku błyszczała metalicznie płyta o średnicy dwudziestu stóp. Ponad nią wisiał skomplikowany aparat ważący wiele ton, zestaw kolosalnych tłoków i rdzeni zasilających, który wyglądał jak prehistoryczny potwór gotów do zadania ciosu… albo może gigantyczny młot. Wokół urządzenia kręcili się technicy o twardych oczach, zajęci obsługą tarcz i monitorów. Żaden nie odezwał się do Barretta bodaj słowem. Wrzucono go na wielką, podobną do kowadła płytę pod monstrualnym młotem. Całe pomieszczenie tętniło aktywnością. Sporo zachodu, pomyślał, jak dla jednego zmęczonego więźnia politycznego. Czy zamierzali wysłać go do Stacji Hawksbilla?
Читать дальше