Barrett musiał przyznać mu rację, lecz nie potrafił otrząsnąć się z niepokoju. Młot stanowił jedyne, choć mało satysfakcjonujące ogniwo łączące ich ze światem, który ich wyrzucił. Od niego zależał napływ zapasów, nowych ludzi i strzępów wieści o świecie Górno-czasu, jakie przynosili. Gdyby jakiś wariat uszkodził Młot, spowiłaby ich dławiąca cisza kompletnej izolacji. Odcięci od wszystkiego, żyjący w świecie bez roślin, bez surowców, bez maszyn, w ciągu paru miesięcy przemieniliby się w dzikusów.
Ale dlaczego Hahn miałby majstrować przy Młocie? Ta sprawa nie dawała mu spokoju.
Altman zachichotał.
— Wiesz, co myślę? Postanowili nas wykończy, ci w Górnoczasie. Chcą się nas pozbyć. Hahn jest ochotnikiem-samobójcą. Sprawdza nas, przygotowuje wszystko. Potem przyślą przez Młot bombę kobaltową i wysadzą stację w powietrze. Powinniśmy zniszczyć Młot i Kowadło, zanim będą mieli okazję to zrobić.
— Ale czemu mieliby przysyłać ochotnika-samobójcę? — zapytał Latimer, wcale rozsądnie. — Jeśli chcą nas zetrzeć z powierzchni ziemi, mogą po prostu przysłać bombę, nie muszą tracić agenta. Chyba że mają jakiś sposób, żeby go odzyskać…
— Tak czy owak, nie powinniśmy ryzykować — powiedział Altman. — Zniszczyć Młot, to najważniejsze. Uniemożliwić przysłanie bomby z Górnoczasu.
— Być może to dobry pomysł. Jim, co mylisz? Barrett myślał, że Altan zwariował i że Latimer idzie w jego ślady. Ale powiedział tylko:
— Nie przejmowałbym się za bardzo twoją teorią, Ned. Up Front nie ma powodu, aby nas likwidować. A gdyby nawet, Don ma rację — nie przysyłaliby agenta. Tylko bombę.
— Nawet jeśli masz rację, być może powinniśmy uszkodzić Młot na wypadek…
— Nie — powiedział Barrett z naciskiem. — Nie wolno nam tego zrobić. Równie dobrze moglibyśmy własnoręcznie odrąbać sobie głowy. Musimy dopilnować, żeby Hahn nie manipulował przy Młocie. I Ned, ty też nie kombinuj. Młot przysyła nam żywność i ubrania. Nie bomby.
— Ale…
— A jednak…
— Zamknijcie się — warknął Barrett. — Dajcie mi przejrzeć te papiery.
Młot należy chronić, pomyślał. Wraz z Quesadą będą musieli wymyślić jakieś zabezpieczenie, jak wcześniej w magazynku leków. Ale bardziej skuteczne.
Odszedł parę kroków od Altmana i Latimera, usiadł na skalnej półce i rozłożył kartki.
Zaczął czytać.
Hahn miał zbite, drobne pismo, dzięki czemu mógł zamieścić maksimum informacji na minimalnej przestrzeni, jak gdyby uważał, że marnowane papieru jest grzechem śmiertelnym. I nie bez kozery, bo tutaj papier był luksusem. Te kartki najwyraźniej przyniósł z sobą z Górnoczasu; były cienkie i miały metaliczną fakturę. Kiedy jedna kartka ślizgała się po drugiej, rozlegał się cichy szmer.
Choć litery były małe, Barrett nie miał kłopotów z ich odcyfrowaniem. Pismo Hahna było przejrzyste. Podobnie jak opinie.
Boleśnie przejrzyste.
Hahn przeprowadził szczegółową analizę warunków panujących w Stacji Hawksbilla i była to praca imponująca. W około pięciu tysiącach starannie dobranych słów opisał wszystkie znane Barrettowi tutejsze bolączki. Jego obiektywizm był bezlitosny. Trafnie scharakteryzował ludzi jako podstarzałych rewolucjonistów, w których dawny żar wypalił się w popiół; wymienił tych, którzy byli chorzy psychicznie, i tych, którzy balansowali na krawędzi choroby, a w oddzielną kategorię ujął tych, którzy jeszcze się trzymali, jak Quesadą, Norton i Rudiger. Barrett z zainteresowaniem przeczytał, że nawet ci trzej zostali sklasyfikowani jako ludzie cierpiący z powodu ogromnego stresu, gotowi w każdej chwili pęknąć z wielkim hukiem. W jego oczach Quesadą, Norton i Rudiger wyglądali na mniej więcej na tak samo zrównoważonych jak wtedy, gdy wylądowali na Kowadle Stacji Hawksbilla, ale liczył się z tym, że lata pobytu w obozie zaburzyły mu percepcję. Ktoś z zewnątrz, tak jak Hahn, widział wszystko inaczej, może bardziej dokładnie.
Barrett powstrzymał się od przeskoczenia od razu do oceny swojej osoby.
Przeczytał prognozę prawdopodobnej przyszłości mieszkańców stacji: prezentowała się niezbyt świetnie. Hahn uważał, że proces deterioracji ma charakter kumulacyjny i samonapędzający się i że każdy, kto przebywa tutaj dłużej niż rok czy dwa, niebawem ugnie się pod brzemieniem samotności i odcięcia od korzeni. Barrett też tak uważał, choć wierzył, że w przypadku młodych ludzi załamanie nie nastąpi aż tak szybko. Ale logika Hahna była nieubłagana, a jego ocena możliwości brzmiała przekonująco. Jakim cudem dowiedział się o nas tylu rzeczy w tak krótkim czasie? Jest taki bystry? A może po prostu łatwo ich przejrzeć?
Na piątej stronie Barrett znalazł swoją charakterystykę. Nie był zadowolony, gdy ją przeczytał.
Stacja — pisał Hahn — nominalnie podlega Jimowi Barrettowi, rewolucjoniście ze starej gwardii, przebywającemu tutaj od dwudziestu lat. Barrett należy do najstarszych więźniów. Podejmuje decyzje administracyjne i wydaje się spełniać rolę stabilizatora. Niektórzy darzą go uwielbieniem, ale nie jestem przekonany, czy poradziłby sobie w sytuacji stanowiącej poważne wyzwanie dla jego władzy, takiej jak krwawe porachunki czy próba przewrotu. W luźno powiązanej anarchistycznej społeczności Stacji Hawksbilla Barrett rządzi za przyzwoleniem rządzonych, a ponieważ w stacji nie ma broni, nie miałby możliwości prawdziwej obrony, gdyby zgoda ta została cofnięta. Nie dostrzegam jednakże prawdopodobieństwa wystąpienia takiego zdarzenia, ponieważ na ogół więźniowie są apatyczni i zdemoralizowani — bunt przeciwko władzy Barretta wykraczałby poza ich możliwości, nawet gdyby zaistniała potrzeba zorganizowania takiej akcji.
Ogólnie rzecz biorąc Barrett pełni w stacji rolę pozytywną. Choć niektórzy z więźniów mają cechy przywódcze, nie ulega wątpliwości, że bez niego dawno temu doszłoby tutaj do katastrofalnego zamętu. Z drugiej strony, Barrett przypomina potężny pień zżarty od środka przez termity. Wygląda solidnie, ale wystarczy jedno porządne pchnięcie, by rozpadł się na kawałki. Poważny wpływ na jego psychikę wywarł wypadek, który ograniczył mu swobodę ruchów. Więźniowie mówią, że dawniej był niezwykle aktywny fizycznie i duża część jego autorytetu wyrastała z wielkości i siły. Obecnie ledwo może chodzić. Osobiście uważam, że problemy Barretta nierozerwalnie wiążą się z życiem Stacji Hawksbilla i mają niewiele wspólnego z jego kalectwem. Przez zbyt wiele lat pozostawał odcięty od normalnych bodźców. Sprawowanie władzy stwarzało mu iluzję stabilności i pozwalało funkcjonować, ale była to władza w próżni i zaszły w nim procesy, z których zupełnie nie zdaje sobie sprawy. Obowiązkowo należy poddać go terapii, choć rokowania nie są zbyt pomyślne.
Barrett, oszołomiony, parę razy przeczytał ten fragment. Słowa czepiły się go jak rzepy.
Zźarty od środka przez termity… … jedno porządne pchnięcie… … poddać go terapii… … rokowania niezbyt pomyślne…
Słowa Hahna zezłościły go mniej niż się spodziewał. Przybysz w końcu miał prawo do swoich poglądów. Może nawet miał rację. Barrett zbyt długo żył w oderwaniu od innych; nikt nie mówił mu prawdy prosto w oczy. Czyżby naprawdę spróchniał ze starości? Czy inni byli zbyt uprzejmi, żeby mu o tym powiedzieć?
Wreszcie oderwał się od swojej charakterystyki i dobrnął do ostatniej strony notatek. Praca kończyła się słowami: Tym samym zalecam bezzwłoczne zamknięcie kolonii karnej Stacja Hawksbilla i na ile to możliwe poddanie więźniów leczeniu rehabilitacyjnemu.
Читать дальше