— No, chodź już — burknął Cipse.
Rees podniósł książki i pośpiesznie ruszył za nawigatorem.
— Naukowcu — zapytał zdenerwowany — dlaczego pokład w tym miejscu jest inny?
— Ponieważ wewnętrzna część Tratwy jest najstarsza. — Cipse odpowiedział z rozdrażnieniem. — Kolejne kręgi dodano później, konstruując je z warstw gwiezdnego metalu.
Ta część została zbudowana z elementów kadłuba. Rozumiesz?
— Kadłuba? Jakiego kadłuba?
Ale Cipse pobiegł przed siebie i nie kwapił się z odpowiedzią.
Obrazy w wyobraźni Reesa wirowały jak młode drzewo. Płyty kadłuba! Przyszedł mu na myśl korpus kreta. Gdyby się go pocięło i ponownie złożyło, powstałby wielokształtny obiekt z krzywiznami.
Powłoka kreta jednak z pewnością nie wystarczyłaby na wyłożenie całego obszaru.
Rees wyobraził sobie kreta o ogromnych rozmiarach, potężne ściany tworzące łuk wysoko ponad jego głową…
Ależ to nie mógł być kret. Zatem może Statek? Czyżby dziecięce baśnie o Statku i jego Załodze mimo wszystko były prawdziwe?
Reesa rozpierały emocje. Kiedyś już czuł się tak samo na widok zmysłowego, chłodnego ciała Sheen… Gdyby ktoś „raczył mu wyjaśnić sytuację!
Wreszcie minęli najgłębiej położony szereg mieszkań I podeszli do mostku. Rees nie mógł wytrzymać tempa marszu. Serce biło mu coraz mocniej.
Mostek był piękny. Tworzył półcylinder o wysokości dwukrotnie większej niż wzrost Reesa i szerokości około stu kroków. Jego bok harmonijnie łączył się z pokładem.
Rees przypomniał sobie, jak leciał pod Tratwą i widział połowę cylindra, zwisającą pod płytami niczym wielki owad. Nie wypuszczając z objęć sterty książek, młodzieniec zbliżył się do wygiętej ściany. Jej srebrzysta, metalowa powierzchnia tonowała ostry blask gwiazdy, nadając mu różowozłotą poświatę. W ścianie wycięto drzwi w kształcie łuku. Rees nigdy dotąd nie widział framugi wykonanej z tak mistrzowską precyzją. Wokół cylindra zachodziły na siebie płyty rozmontowanego kadłuba. One również zostały bardzo starannie wykrojone i przyspawane do ściany.
Rees próbował sobie wyobrazić ludzi, którzy wykonali tak wspaniałą robotę. W umyśle formował obraz niemal boskich istot, które rozcinają lśniącymi ostrzami kolejny potężny cylinder… Z pewnością następne pokolenia dodawały prymitywne elementy do połyskującego serca Tratwy, a jego wdzięk i siła malały wraz z upływem tysięcy szycht.
— No, pośpiesz się, szczurze z kopalni! — Nawigator aż poróżowiał z wściekłości.
Rees otrząsnął się z marzeń i pobiegł za Cipse’em do drzwi. Z błyszczącego wnętrza wyszedł naukowiec i uwolnił górnika od ciężaru. Cipse rzucił Reesowi ostatnie spojrzenie. — Wracaj teraz do roboty i bądź wdzięczny, że nie powiem Hollerbachowi, aby dał cię na pożarcie roślinom przetwarzającym — mruknął nawigator i zniknął w środku.
Rees nie chciał opuścić magicznego rejonu. Pogładził srebrzystą ścianę palcami, lecz zaraz odsunął rękę spłoszony. Powierzchnia była ciepła, prawie tak jak skóra, i niewiarygodnie gładka. Przyłożył dłoń do ściany i pozwalał, by swobodnie się ześlizgiwała.
Nie było żadnego tarcia, jak gdyby powłokę nasmarowano płynem.
— Cóż to znowu? Szczur z kopalni podskubuje nasz mostek? — Rees odwrócił się zdenerwowany. Dwóch młodych oficerów, których wcześniej widział, stanęło przed nim z rękami na biodrach. — No, chłopcze? — zagadnął wyższy. — Masz tu jakąś sprawę do załatwienia?
— Nie, ja…
— Jeśli nie, proponuję, żebyś się zmywał z powrotem na Pas, tam gdzie się ukrywają inne szczury. A może powinniśmy cię zachęcić do ruszenia w drogę? Co, Jorge?
— Dlaczego nie, Doav.
Rees patrzył na odprężonych, przystojnych młodzieńców. Cipse był prawie tak samo opryskliwy… ale młodość tych kadetów i bezmyślność, z jaką naśladował i starszych przełożonych, sprawiły, że Rees nie mógł znieść ich pogardy. Ogarniał go coraz większy gniew, nie mógł sobie jednak pozwolić na okazanie wrogości. Celowo odwrócił głowę od kadetów i zamierzał przejść obok nich, lecz wyższy młodzieniec, Doav, zastąpił mu drogę.
— No, szczurze? — Wysunął palec i szturchnął Reesa w plecy.
Wbrew własnej woli Rees chwycił palec i bez trudu wykręcił kadetowi rękę do tyłu.
Żeby uchronić palec od złamania, Doav musiał wysunąć łokieć i niemal uklęknąć przed Reesem. Na czole kadeta pojawiły się kropelki potu, ale zacisnął zęby i nie krzyczał. Jorge przestał się uśmiechać. Opuścił ręce, nie wiedząc, co powinien zrobić.
— Nazywam się Rees — powoli wycedził górnik. — Zapamiętaj to sobie. — Puścił palec kadeta. Doav osunął się na kolana. Ściskając obolały palec, obrzucił przeciwnika nienawistnym spojrzeniem.
— Zapamiętam cię, Rees, nie ma obawy — syknął. Rees pożałował wybuchu złości.
Odwrócił się i odszedł.
Rees powoli wycierał kurz w gabinecie Hollerbacha. Ze wszystkich pomieszczeń, do których miał dostęp podczas sprzątania, ten pokój intrygował go najbardziej.
Przejechał palcem po rzędzie książek. Ich kartki szarzały ze starości, a złocenia na grzbietach prawie zupełnie wyblakły. Dotykał kolejnych liter: E-n-c-y-k… Kim lub czym jest owa Encyklopedia? Przez chwilę fantazjował, że wyjmuje jakiś tom, otwiera go…
Poczuł podobny do seksualnej żądzy głód wiedzy.
Zwrócił uwagę na urządzenie wielkości jego złożonych rąk, składające się z ozdobnych zębatek i trybików. W środku znajdowała się jasna, srebrzysta kula, wokół której wisiało na drucikach dziewięć pomalowanych kulek. Przedmiot wydał się Reesowi piękny, ale do czego, u diabła, mógł służyć?
Rozejrzał się dookoła. W gabinecie nie było nikogo. Nie mógł się oprzeć pokusie.
Wziął urządzenie i z rozkoszą dotykał metalowej podstawki.
— Tylko go nie upuść, dobrze?
Drgnął ze strachu. Tajemniczy przedmiot poleciał w powietrze bardzo powoli. Rees złapał go i odstawił na półkę, a potem odwrócił się. W drzwiach stała Jaen.
Miała szeroką, usianą piegami twarz. Uśmiechała się. Rees odwzajemnił uśmiech dopiero po kilku sekundach.
— Serdeczne dzięki — powiedział.
— Powinieneś się cieszyć, że to tylko ja. — Jaen podeszła do młodzieńca. — Gdyby wszedł tutaj ktoś inny, już by cię wyrzucono z Tratwy.
Rees wzruszył ramionami. Widok Jaen sprawiał mu przyjemność. Pracowała jako główny pomocnik Cipse’a. Była starsza od Reesa zaledwie o kilkaset szycht i należała do nielicznego grona laborantów, którzy nie okazywali mu pogardy. Czasami zdawała się nawet zapominać, że Rees jest szczurem z kopalni… Krępa, mocno zbudowana dziewczyna charakteryzowała się pewnością siebie, choć poruszała się trochę niezgrabnie.
Rees z zakłopotaniem uświadomił sobie, że porównuje ją z Sheen. Polubił towarzystwo Jaen i zaczynał wierzyć, że mogliby być dobrymi przyjaciółmi. Jej ciało nie wzbudzało jednak w nim tak intensywnych doznań jak ciało dziewczyny z kopalni.
Jaen stanęła obok Reesa i pogładziła mały przedmiot opuszkiem palca.
— Biedny, stary Rees — użalała się. — Założę się, że nawet nie wiesz, co to takiego, prawda?
— Przecież wiesz, że nie mam pojęcia. — Wzruszył ramionami.
— To jest planetarium — wyjaśniła, przeliterowując wyraz. — Model Układu Słonecznego.
— Czego?
— To jest gwiazda. — Jaen pokazała srebrną kulę w środku planetarium. — A te kulki, chyba żelazne, krążą po orbicie wokół niej. Nazywa sieje planetami. Ludzkość, czyli mieszkańcy Tratwy, wywodzi się z jednej z tych planet. Sądzę, że czwartej albo może trzeciej.
Читать дальше