— Jasne, punkt dla ciebie — Harry wykrzywił się okropnie. — Ale to nie zwalnia cię od wyjaśnienia mi, jak zamierzasz zniszczyć portal Złącza. — Harry odwrócił głowę w stronę błękitnie lśniącego portalu i — najwyraźniej odzyskawszy część energii na potrzeby swego obrazu wyprodukował błękitnofioletowe cienie na swych wirtualnych kościach policzkowych. — No, wiesz, gdybyśmy po prostu staranowali ten portal, ten cholerny statek zostałby poszatkowany niczym główka kapusty, zgadza się?
— Zgadza się. Wątpię, by można poważnie uszkodzić konstrukcję z materii egotycznej, uderzając w nią bryłą konwencjonalnej materii. Różnica gęstości doprowadziłaby do czegoś równie absurdalnego jak próba zburzenia budynku przez posłanie mu całusa… Zagłębimy się w Złącze tak precyzyjnie, jak tylko ta bal i a potraf i…
— A potem co?
— Harry, czy rozumiesz zasadę działania napędu superprzestrzennego?
— Tak i nie — uśmiechnął się Harry.
— A co to ma znaczyć?
— To, że stopiłem się już ze szczątkami świadomości splina. Tajniki napędu superprzestrzennego tkwią zagrzebane gdzieś wśród nich… Ale jest z nim tak, jak z posługiwaniem się mięśniami odpowiedzialnymi za utrzymywanie pionowej pozycji i swobodny chód. Rozumiesz? Spojrzał na Michaela niemal ze smutkiem Jego twarz wyglądała bardziej chłopięco niż kiedykolwiek. Ocalała część splina wewnątrz mnie wie wszystko o napędzie superprzestrzennym. Lecz ludzka skorupa Harry'ego, to, co z niej pozostało, nie ma o nim zielonego pojęcia. I — odkryłem, że się boję, Michael.
Michael zmarszczył się odruchowo, zaniepokojony tonem Hairy'ego.
— Brzmisz żałośnie, Harry.
— Cóż. przykro mi, że tego nie pochwalasz — odparł wyzywającym tonem Harry. Ale mówię uczciwie. Nadal jestem człowiekiem, synu.
Michael potrząsnął głową, zniecierpliwiony nagłą plątaniną uczuć budzących się w jego wnętrzu.
— Wróćmy do napędu superprzestrzennego powiedział surowo. Zaczynamy, Harry. Ile wymiarów ma czasoprzestrzeń?
Harry otworzył usta i zaraz je zamknął.
— Cztery. Trzy wymiary przestrzeni, jeden czasu. Mam rację? Splecione razem w swego rodzaju czterowymiarową kulę…
— Przykro mi, Harry, zła odpowiedź. Tak naprawdę jest ich jedenaście. I te dodatkowe siedem umożliwia funkcjonowanie napędu superprzestrzennego…
„Teoria Wielkiej Unifikacji” — rusztowanie łączące mechanikę grawitacyjną i kwantową — przewiduje, że czasoprzestrzeń winna mieć jedenaście wymiarów. Logika, symetria przyjętych założeń nie dopuszczała innego rozwiązania.
I okazało się, że rzeczywiście jest ich jedenaście.
Lecz ludzkie zmysły zdolne były bezpośrednio postrzegać jedynie cztery z nich. Pozostałe istniały, lecz jedynie na miniaturową skalę. Siedem skurczonych wymiarów zwinięte było w topologiczny odpowiednik wąskich tub o średnicy bez trudu mieszczących się w ramach skali Plancka, kwantowym ograniczeniu pomiarów wielkości.
— No i co z tego? Czy umiemy przeprowadzić obserwację tych skurczonych kanalików?
— Nie bezpośrednio. Lecz, Harry, oglądane z innej perspektywy kanaliki te determinują wartości podstawowych stałych fizycznych wszechświata. Stała grawitacyjna, ładunek elektronu, skala Plancka, skala nieoznaczoności… Harry pokiwał głową.
— A gdyby któryś z tych skurczonych kanalików został odrobinę poszerzony…
— …wartość stałych uległaby zmianie. Albo też dodał Michael znaczącym tonem — vice versa.
— Zmierzasz ku wytłumaczeniu zasady działania napędu superprzestrzennego.
— Owszem… Jeśli potrafią się tego domyśleć, silnik superprzestrzenny lokalnie znosi jedną ze stałych fizycznych. Albo też — co bardziej prawdopodobne ich bezwymiarową kombinację.
— A znosząc te stałe…
— …można zmniejszyć stopień zakrzywienia dodatkowych wymiarów, przynajmniej lokalnie. Umożliwiając statkowi odbycie krótkiej podróży w piątym wymiarze czasoprzestrzeni, pokonuje się zarazem wielkie odległości w konwencjonalnych wymiarach.
Harry podniósł ręce w geście kapitulacji.
— Wystarczy. Już rozumiem, jak działa napęd superprzestrzenny. Teraz wytłumacz mi, jakie to ma dla nas znaczenie.
Michael odwrócił się w jego stronę z szerokim uśmiechem na twarzy.
— Nie ma sprawy, oto nasz plan. Zagłębiamy się w Złącze, wyruszamy w podróż tunelem… Harry skrzywił się.
— Pozwól, że zgadnę. I wtedy włączamy napęd superprzestrzenny.
Michael pokiwał twierdząco głową.
Teraz olbrzymi portal Złącza wisiał już bezpośrednio nad nimi. Rozmigotana plama pojedynczej fasety przesłaniała całą kopułę, tak bliska, że Michael nie mógł już dostrzec obejmujących ją zastrzałów z materii egzotycznej.
— Trzy minuty — powiedział cicho Harry.
— W porządku. — Po namyśle Michael dorzucił jeszcze: — Dzięki, Harry.
— Michael — wiem, że to niczego zmieni nie i zmienić nie powinno ale nie sądzę, że to przetrwam. Nie potrafię już funkcjonować poza splinem. Połączyłem funkcje sztucznych inteligencji splina i „Kraba” tak dokładnie, że awaria jednej doprowadzić musi do rozpadu drugiej…
Michael zanim zdążył zastanowić się, co właściwie robi, wyciągnął ramiona do wirtuala swego ojca. Potem z zakłopotaniem opuścił ręce.
— Tak, wiem o tym. Chyba mi żal. Jeżeli będzie to dla ciebie jakąś pociechą, ja również tego nie przeżyję.
Młoda twarz Harry'ego rozsypała się w chmurę pikseli.
— To żadna pociecha, niech cię szlag — wyszeptał odległe.
Złącze było już bardzo blisko. Michael ujrzał odbicie splina na wielkiej, migotliwej płaszczyźnie, jak gdyby faseta stanowiła olbrzymi staw, w który statek miał się zanurzyć.
Harry rozsypał się w pył pikseli i zaraz uformował ponownie, odzyskując ostrość konturów.
— Do diabła z tymi limfobotami — stwierdził marudnie. — Posłuchaj, Michael, póki zostało jeszcze trochę czasu, chciałbym ci o czymś powiedzieć…
Wewnątrzsystemowy frachtowiec zawisł nad wydłubanym z oczodołu, okaleczonym okiem splina. Wrota ładowni rozwarły się niczym oczekujące wargi, odsłaniając jaskrawo oświetlone wnętrze.
Oko uderzyło o płaski sufit ładowni, odbijając się miękko. Kilka jardów poszarpanego nerwu wzrokowego ciągnęło się za nim niczym żałosny szczątek pępowiny, owijając się z wolna wokół obracającego się oka. Potem drzwi ładowni zasunęły się, połykając je.
W śluzie powietrznej prowadzącej do ładowni Miriam Berg przyciskała twarz do grubego okienka kontrolnego. W dłoniach trzymała ciężki przemysłowy laser, palce drżały jej na obudowie urządzenia, podczas gdy ciśnienie wewnątrz ładowni powracało do normy.
Z pewnym niesmakiem przyglądała się porysowanym ścianom ładowni. Znajdowała się na pokładzie „Narlikara” z Ganimedesa, frachtowca kursującego między księżycami Jowisza i pracującego dla maleńkiej, zatrudniającej dwie osoby linii przewozowej. Wiedziała, że po takim statku nie powinna oczekiwać zbyt wiele. Bracia d'Arcy imali się brudnych, niebezpiecznych prac. Zwykle ładownia mieściła przeznaczony na wodę lód przewożony z Ganimedesa na Europę albo też rzadkie związki siarki wydobywane z narażeniem życia ze śmierdzącej powierzchni Io. To tłumaczyło część tych plam. Związki siarki jednak nie smarują obleśnych grafitti na ścianach, pomyślała. Ani też nie pozostawiają lepkich plam i częściowo zjedzonych posiłków na wszystkich chyba powierzchniach roboczych. Niemniej jednak, i tak miała szczęście, że w okolicy znalazł się ten jeden statek zdolny tak szybko przechwycić to cholerne oko. Jednostki w pobliżu portalu Złącza w większości były opływowymi okrętami rządowymi bądź też wojskowymi — lecz to bracia d'Arcy w swej poobijanej balii przepchnęli się przez tę zbieraninę, by zabrać ją z ziemiostatku w odpowiedzi na jej rozpaczliwe wezwanie na wszystkich kanałach, wysłane skoro tylko zorientowała się, co planuje Poole. Przyglądała się gałce ocznej splina podskakującej w gęstniejącym powietrzu ładowni. Cierpko skonstatowała, że oko wyglądało jak piłka plażowa oblepiona zakrzepłą krwią i kikutami przeciętych mięśni. Lecz cała jej połać była przezroczysta — czyżby soczewka? — i tam dostrzegała denerwująco niewyraźne ludzkie postaci.
Читать дальше