— Nie masz? — Gurgeh spojrzał na niego zdziwiony.
— Nie. To zbyt niebezpieczne. Imperium by mnie sprzątnęło i zrobiło tak szczegółową sekcję, jakiej świat nie widział. Chcieliby zobaczyć, jak wygląda w środku kulturnik, rozumiesz? — Ambasador zamknął oczy. — Musiałem wszystko oddać, a potem… gdy tu przybyłem… pozwolić Imperium na zrobienie wszelkich testów, na pobranie próbek… niech sobie znajdą, co chcą… bez wywołania incydentu dyplomatycznego, sprzątnięcia ambasadora…
— Rozumiem. Współczuję. — Gurgeh tylko tyle potrafił powiedzieć. Naprawdę nie zdawał sobie sprawy z sytuacji. — A więc te narkotyki, które mi doradzałeś, to…
— Trochę z pamięci, trochę kombinowałem — odparł Za. Oczy cały czas miał zamknięte. — Zwykła uprzejmość.
Gurgeh poczuł zakłopotanie, niemal wstyd. Za odchylił do tyłu głowę i zaczął chrapać. Nagle otworzył oczy i poderwał się.
— No, pora kicać — powiedział. Wyraźnie z wielkim wysiłkiem zbierał się do kupy. Stał przed Gurgehem na chwiejnych nogach. — Czy mógłbyś mi zawołać taksówkę powietrzną?
Gurgeh spełnił jego prośbę. Kilka minut później ochroniarze na dachu przekazali pozwolenie od Gurgeha, maszyna wylądowała i zabrała podśpiewującego Shohobohauma Za.
Zapadał wieczór, zachodziło drugie słońce. Gurgeh podyktował list do Charplisa Amalk-neya, dziękując staremu dronie za bransoletkę orbitalową. Opowiedział również, co mu się przydarzyło po przybyciu na planetę. Część tekstu wykorzystał ponownie w liście do Yay. Nie ukrywał, jaką grę rozgrywa, nie ukrywał, gdzie jest. Zastanawiał się, ile z tych rewelacji dotrze do jego znajomych. Potem przestudiował kilka problemów na ekranie i porozmawiał ze statkiem o jutrzejszych rozgrywkach.
W pewnym momencie wziął do ręki porzucony przez ambasadora puchar i zobaczył, że pozostały w nim resztki drinka. Powąchał go, pokręcił głową i kazał tacy sprzątnąć cały bałagan.
Następnego dnia Gurgeh rozgromił Lo Wescekibolda Rama „z pogardą” — jak to określiła prasa. Pequil przybył na rozgrywki w niezłej formie; miał jedynie rękę na temblaku. Wyraził zadowolenie, że Gurgeh uniknął obrażeń. Ten zaś współczuł Pequilowi, że w ogóle coś mu się stało.
Urząd Cesarski stwierdził, że dla Gurgeha podróż naziemna jest zbyt niebezpieczna, więc na zawody i później po skończonych rozgrywkach przewożono go samolotem.
Po powrocie do modułu dowiedział się, że nie będzie miał przerwy po dzisiejszej partii. Z Biura Mistrzostw doręczono mu list z informacją, że jego gra w zespole dziesięcioosobowym rozpocznie się następnego ranka.
— Wolałbym trochę przerwy — powiedział Gurgeh do drony. Kąpał się w rotacyjnym prysznicu, wisząc pośrodku komory AG — woda tryskała ze wszystkich kierunków, a potem zasysana była w maleńkie, rozmieszczone w półkulistym wnętrzu otworki. Gurgeh założył sobie membranowe zatyczki, by woda nie przedostawała się do nosa, ale przy mówieniu trochę parskał.
— Nie wątpię — odparł Flere-Imsaho piskliwym głosem. — Usiłują cię zmęczyć. Równocześnie znaczy to, że zagrasz z bardzo silnym zawodnikami, tymi, którzy szybko skończyli swoje partie.
— To samo sobie pomyślałem — stwierdził Gurgeh.
Widział dronę za zasłoną pary i wodnych rozbryzgów. Zastanawiał się, co by się stało, gdyby maszyna nie była idealnie szczelna i do wnętrza dostałaby się wilgoć. Odwracał się powoli do góry nogami w przesuwających się falach powietrza i wody.
— Zawsze możesz złożyć zażalenie w Biurze. Według mnie to oczywiste, że jesteś dyskryminowany.
— Ja też tak uważam. Oni też. No i co z tego?
— Może warto się jednak odwołać.
— Dobrze, więc ty to załatw.
— Nie bądź naiwny. Wiesz, że mnie ignorują.
Gurgeh zamknął oczy i zaczął sobie nucić.
W grze dziesięcioosobowej jednym z jego przeciwników okazał się Lin Goforiev Tounse, kapłan, którego Gurgeh pokonał w pierwszej partii; apeks zwyciężył w drugiej serii i wrócił do Serii Głównej. Gdy kapłan wszedł na salę, Gurgeh się uśmiechnął. Czasami łapał się na tym, że ćwiczy tę azadiańską minę zupełnie nieświadomie, jak dziecko usiłujące naśladować wyraz twarzy dorosłych. Teraz nadszedł odpowiedni moment, by wykorzystać te umiejętności. Gurgeh zdawał sobie sprawę, że uśmiech w jego wykonaniu ma pewne braki — jego twarz była inaczej zbudowana niż twarze Azadian — ale potrafił dość dobrze przekazać jednoznaczny komunikat: „Pamiętasz mnie? Już raz cię pokonałem i z radością zrobię to ponownie”. Były w nim samozadowolenie, triumf i wyższość. Kapłan próbował odpowiedzieć podobnym uśmiechem, ale wypadło to nieprzekonująco — uśmiech za chwilę zmienił się w grymas; apeks odwrócił wzrok.
Gurgeh musiał nakazać sobie spokój, gdyż napełniało go płomienne uniesienie, jego duch szybował.
Pozostałych ośmiu przeciwników, podobnie jak Gurgeh zwyciężyło we wszystkich poprzednich meczach. Trzech z Admiralicji lub Floty, jeden pułkownik wojsk lądowych, jeden sędzia, trzech urzędników. Wszyscy doskonali gracze.
W trzecim etapie Serii Głównej przeciwnicy rozgrywali miniturnieje jeden na jednego w mniej ważnych grach. Gurgeh ocenił, że to dla niego najlepsza okazja, by przetrwać mecz — na planszy głównej najprawdopodobniej czekał go zmasowany atak wszystkich uczestników. W grach pojedynczych miał szansę uzyskać taką przewagę, by przetrwać nawałnicę.
Pokonanie Tounsego sprawiło mu dużą satysfakcję. Po zwycięskim posunięciu Gurgeha, apeks strącił bierki z planszy, wstał i wzburzony krzyczał coś o narkotykach i poganach. Kiedyś Gurgeh zareagowałby na to zimnymi potami lub przynajmniej wielkim zażenowaniem, ale teraz siedział spokojnie i chłodno się uśmiechał.
Patrząc na wzburzonego kapłana, spodziewał się uderzenia i serce zabiło mu nieco szybciej; jednak Tounse powstrzymał się, spojrzał wokół po milczących, zszokowanych widzach, przypomniał sobie widocznie, gdzie jest, i uciekł.
Gurgeh odetchnął, z jego twarzy zniknęło napięcie. Cesarski arbiter podszedł do niego i przeprosił za zachowanie kapłana.
Powszechnie uważano, że Flere-Imsaho dostarcza Gurgehowi strategicznego wsparcia. Urząd, chcąc uspokoić nieuzasadnione podejrzenia, zaproponowało, by podczas rozgrywek maszyna przebywała w cesarskiej firmie komputerowej na drugim końcu miasta. Drona hałaśliwie zaprotestował, ale Gurgeh ochoczo na to przystał.
Codziennie przychodziło go oglądać wielu widzów; nieliczni wyrażali swój gniew i niezadowolenie — tych usuwano z terenu; większość jednak chciała zobaczyć mecz. W kompleksie rozrywkowym, poza główną salą, istniały urządzenia graficzne umożliwiające śledzenie przebiegu rozgrywek, a niektóre partie Gurgeha transmitowano nawet na żywo, jeśli akurat nie kolidowały z rozgrywkami cesarza.
Po spotkaniu z kapłanem Gurgeh grał z dwoma urzędnikami i pułkownikiem — we wszystkich partiach zwyciężył, choć wojskowego pokonał tylko nieznacznie. Ten etap gry trwał pięć dni i Gurgeh musiał się bardzo koncentrować. Przypuszczał, że pod koniec będzie zupełnie wyczerpany; rzeczywiście, był nieco znużony, lecz dominowało w nim uczucie triumfu. Osiągnął niezły rezultat i miał szansę pokonać dziewięciu przeciwników, których Imperium wystawiło przeciw niemu. Nie ceniąc sobie odpoczynku, z niecierpliwością czekał na zakończenie pobocznych rozgrywek i rozpoczęcie zawodów na głównej planszy.
— Tobie to dobrze, a mnie przez cały dzień trzymają w kamerze monitorującej. W kamerze monitorującej, wyobrażasz sobie? Te półgłówki usiłują mnie sondować! Na zewnątrz panuje piękna pogoda, rozpoczął się sezon migracyjny ptaków, a ja jestem zamknięty w otoczeniu odrażających sapienctofili, którzy usiłują mnie zgwałcić!
Читать дальше