— Należało raczej podjąć kroki zmierzające do ograniczenia ich zdolności rozrodczych — powiedział Tuf. — W ten sposób szybko osiągnęłaby pani pożądane rezultaty, dając jednocześnie znakomity przykład pozostałym S’uthlamczykom, jak łatwo można rozwiązać gnębiące ich problemy.
— Mówisz o sterylizacji? — zapytała Mune. — Przecież w ten sposób naruszyłabym prawo do życia! Wpadłam na lepszy pomysł: dokładnie opisałam Daxa paru znajomym biotechnikom, a oni wyklonowali mi podobny egzemplarz z kilku komórek pobranych Niewdzięczności.
— Wykazała się pani nadzwyczajną przebiegłością. Uśmiechnęła się szeroko.
— Kufel ma teraz prawie dwa lata. Okazał się tak użyteczny, że dostałam przydział kalorii także dla pozostałych kotów. Bardzo pomógł również mojej karierze politycznej.
— Nie wątpię — odparł Tuf. — Widzę także, iż nie sprawia mu kłopotów przebywanie poza stanem nieważkości.
— Skądże znowu. Ostatnio potrzebują mnie na dole częściej, niż mogłabym sobie tego życzyć, a on zawsze mi towarzyszy. Wszędzie.
Dax ponownie syknął, zamiauczał groźnie, po czym wystartował w kierunku większego kota, ale zaraz zahamował, cofnął się i tylko parsknął z nienawiścią.
— Lepiej trzymaj go przy sobie, Tuf — powiedziała Przewodnicząca Rady Planety.
— Koty ulegają niekiedy instynktowi nakazującemu im walczyć między sobą w celu ustalenia hierarchii w grupie. Szczególnie dotyczy to samców. Dax, bez wątpienia w znacznej mierze dzięki swoim nadzwyczajnym zdolnościom, już dawno temu zdominował wszystkie koty przebywające na pokładzie „Arki”. Zapewne teraz doszedł do wniosku, że jego pozycja jest zagrożona, ale nie należy się tym zanadto przejmować, Przewodnicząca Mune.
— Zależy, jak na to patrzeć — odparła Tolly. Czarny kocur ponownie ruszył w kierunku większego rywala, ale ten tylko spojrzał na niego z miażdżącą pogardą.
— Obawiam się, że nie rozumiem — powiedział Tuf.
— Kufel nie tylko dysponuje takimi samymi umiejętnościami telepatycznymi, jak twój Dax, ale został też… hmm… ulepszony na kilka innych sposobów. Ma wszczepione pazury z duraluminium, podskórną sieć z plastostalowych włókien, czas reakcji dwukrotnie szybszy od zwykłego kota i niesamowitą wytrzymałość na ból. Nie mówię tego wszystkiego po to, żeby się chwalić, tylko dlatego, że gdyby doszło do jakiegoś nieporozumienia, to Kufel w ciągu kilku sekund przerobi Daxa na stertę kłaków do materaca.
Haviland Tuf zamrugał, po czym przekazał kierownicę pasażerce.
— Chyba będzie lepiej, jeśli pani poprowadzi, kapitanie Mune. Zaraz potem chwycił czarnego kocura za skórę na karku i nie zważając na wrzaski i wierzgania, umieścił go na swoim wypukłym brzuchu, po czym unieruchomił silnym uściskiem.
— Proszę jechać w tamtą stronę — powiedział, wskazując kierunek długim palcem.
— Wygląda na to — zauważył Haviland Tuf, obserwując gościa z głębin obszernego fotela — że od mojej ostatniej wizyty na S’uthlam sytuacja uległa daleko idącym zmianom.
Tolly Mune także przyglądała mu się uważnie. Brzuch był jeszcze większy niż kiedyś, a na pociągłej twarzy w dalszym ciągu nie malowały się żadne uczucia, ale bez Daxa w objęciach Haviland Tuf wydawał się niemal nagi. Czarny kocur został zamknięty na jednym z niższych pokładów, aby nie miał okazji zetrzeć się z Kuflem. Ponieważ wiekowy statek miał trzydzieści kilometrów długości, a na wspomnianym pokładzie mieszkało co najmniej kilka spośród licznych kotów Tufa, Dax nie powinien uskarżać się ani na brak miejsca, ani towarzystwa, choć z pewnością źle znosił rozłąkę, ponieważ od lat ani na chwilę nie rozstawał się z Tufem, a jako mały kociak mieszkał w jednej z obszernych kieszeni jego kombinezonu. Tolly Mune było trochę żal zwierzaka.
Ale tylko trochę. Dax stanowił przecież atutową kartę Tufa, a teraz właściciel „Arki” został jej pozbawiony. Uśmiechnęła się i przesunęła ręką po gęstym, srebrzystoszarym futrze Kufla, który odpowiedział głębokim pomrukiem.
— Z tymi okolicznościami jest tak, że im bardziej się zmieniają, tym bardziej pozostają takie same.
— To jedno z tych pozornie głębokich stwierdzeń, którym wystarczy poświęcić tylko odrobinę uwagi, aby przekonać się, iż są wewnętrznie sprzeczne, a tym samym całkowicie pozbawione logiki — odparł Tuf. — Jeżeli na S’uthlam okoliczności istotnie uległy zmianie, wobec tego nie mogą już być takie same jak przedtem. Komuś, kto tak jak ja przybywa po długiej niebytności, zmiany natychmiast rzucają się w oczy. Weźmy na przykład trwającą wojnę oraz pani wyniesienie do godności Przewodniczącej Rady Planety, co ponad wszelką wątpliwość stanowi istotne, a zarazem niespodziewane wydarzenie.
— A jednocześnie wiąże się z koniecznością wykonywania cholernie paskudnej roboty — dodała Tolly Mune z niechętnym grymasem. — Gdybym tylko mogła, bez wahania wróciłabym na stałe do Pajęcznika.
— Pani zadowolenie z obecnie wykonywanej pracy, lub jego brak, nie ma tu nic do rzeczy. Należy także zauważyć, iż powitanie, jakie spotkało mnie tym razem, było zdecydowanie mniej serdeczne niż podczas mojej poprzedniej wizyty, i to pomimo faktu, że dwukrotnie już ocaliłem S’uthlam przed klęską głodu, kanibalizmem, wyniszczającymi epidemiami, zburzeniem systemu społecznego oraz wieloma innymi, niemiłymi i mało pożądanymi wydarzeniami. Ośmielę się również stwierdzić, że nawet najbardziej okrutne i prymitywne istoty często potrafią się zdobyć na zachowanie choćby pozorów grzeczności względem kogoś, kto przywozi im jedenaście milionów kredytek — jak może sobie pani przypomina, taką właśnie kwotę jestem jeszcze winien Portowi S’uthlam. Ergo, miałem wszelkie podstawy oczekiwać zupełnie innego przyjęcia niż to, jakie mi zgotowano.
— Myliłeś się — odparła lakonicznie Mune.
— Zaiste. Jednak teraz, kiedy dowiedziałem się, że zajmuje pani najwyższe stanowisko w politycznej hierarchii planety, zamiast wieść nędzny żywot w jednej z kolonii karnych, tym bardziej nie rozumiem, dlaczego wasza Flotylla Planetarna czekała na mnie w pełnej gotowości bojowej, jej dowódcy zaś zasypali mnie aroganckimi pogróżkami oraz jednoznacznie wrogimi deklaracjami.
Tolly Mune podrapała Kufla za uchem.
— Dlatego że wydałam taki rozkaz. Tuf splótł dłonie na brzuchu.
— Oczekuję dalszych wyjaśnień.
— Sam rozumiesz: im bardziej zmieniają się okoliczności…
— Zetknąwszy się nie tak dawno z tą mało przekonującą sentencją, jestem w stanie wyczuć ironię, jakiej miało służyć jej powtórzenie, wobec czego może pani oszczędzić sobie trudu kończenia tego zdania, by przejść bezpośrednio do sedna sprawy.
Przewodnicząca Rady Planety westchnęła ciężko.
— Znasz naszą sytuację.
— Przynajmniej w ogólnych zarysach — potwierdził Tuf. — S’uthlam cierpi na nadmiar ludności przy jednoczesnym niedoborze kalorii. Dwa razy już wspinałem się na wyżyny moich skromnych umiejętności inżyniera ekologa, by oddalić zagrażające wam widmo powszechnego głodu. Szczegóły gnębiącego was kryzysu z pewnością zmieniają się z roku na rok, ale wydaje mi się, że jego zasadnicze aspekty pozostają wciąż takie same.
— Najnowsze prognozy są jeszcze gorsze.
— Zaiste. O ile sobie przypominam, S’uthlam dzieliło od ostatecznej katastrofy około stu dziewięciu lat standardowych, naturalnie pod warunkiem ścisłego przestrzegania moich zaleceń i sugestii.
— Naprawdę się staraliśmy, Tuf. Mięsozwierze, krowie strąki, ororo, szal Neptuna — wszystko zostało wprowadzone. Niestety, nie udało się dokonać przełomu. Zbyt wielu wpływowych ludzi ani myślało rezygnować z luksusu urozmaiconego jedzenia, w związku z czym znaczne obszary ziemi uprawnej nadal są wykorzystywane jako pastwiska, a na ogromnych terenach wciąż jeszcze uprawia się neotrawę i omnizboże. Tymczasem krzywa przyrostu naturalnego pnie się ostro w górę, znacznie szybciej niż kiedykolwiek do tej pory, a ten cholerny Kościół Życia Rozkwitającego grzmi o świętości życia i o arcyważnej roli, jaką niepohamowana reprodukcja ma odegrać w dążeniu ludzi ku transcendencji i boskości.
Читать дальше