Vornan z pewnością nie miał nic wspólnego z purytaninem. Bardzo szybko zapewnił sobie daleko idące łaski Helen McIlwain, która już trzeciego dnia nie omieszkała pochwalić się upojną nocą spędzoną z gościem. Istniało również spore prawdopodobieństwo, że Vornan sypiał z Aster, lecz na ten temat oba potencjalne źródła informacji dyskretnie milczały. Nasz szacowny gość objawił zadziwiające zainteresowanie sprawami seksu, nie mogliśmy więc ukrywać przed nim takiej atrakcji jak skomputeryzowany burdel. A poza tym, jak przybysz nieśmiało napomknął Kralickowi, odwiedziny w domu publicznym stanowiłyby ciekawy element rozpoczętego niedawno kursu podstaw kapitalizmu. Kralick nie był niestety obecny w czasie naszej wizyty na nowojorskiej giełdzie, tak więc nie zrozumiał cierpkiego dowcipu.
Zostałem delegowany jako przewodnik. Kralick sprawiał wrażenie nieco zażenowanego, kiedy proponował mi tę misję. Puszczenie Vornana samopas nie wchodziło jednak absolutnie w grę, a Kralick znał mnie dostatecznie dobrze, aby móc sądzić, że nie będę miał nic przeciwko wyprawie w takie miejsce. Jeśli już o to chodzi, Kolff również nie miałby nic przeciwko, lecz był zbyt żywiołowy jak na tego typu misję. W tym względzie Fields i Heyman okazali zadziwiającą jednomyślność. Wczesnym popołudniem, parę godzin zaledwie po powrocie z Nowego Jorku, wyruszyliśmy w stronę labiryntu cielesnych rozkoszy.
Budynek prezentował się okazale: spiżowa wieżyca na Near North Side. Przynajmniej trzydziestopiętrowa, bez okien, fasada zdobiona abstrakcyjnymi freskami. Na drzwiach nie dostrzegłem nic, co mogłoby wskazywać na cel, jaki przyświecał budowniczym. Dręczony złym przeczuciem, wprowadziłem Vornana do środka. Byłem ciekaw, co tym razem nawyprawia.
Sam nigdy nie odwiedzałem tego typu instytucji. Może zabrzmi w moich słowach nutka chełpliwości, ale nie musiałem płacić za towarzystwo do łóżka. Dotąd jakoś, bez specjalnych trudności, znajdowałem partnerki, które nie żądały innego qui pro quo niż moje własne usługi. Zawsze jednak byłem całym sercem za zalegalizowaniem domów publicznych. Z jakiej racji” seks nie miałby być traktowany jak towar, na równi z jedzeniem i piciem? Jest człowiekowi tak samo potrzebny do życia; no może prawie tak samo. Poza tym wydawanie oficjalnych licencji zwiększyłoby dochód państwa, co nie jest bez znaczenia. Wystarczą tylko odpowiednie regulacje prawne i stosownie wysoka stopa podatkowa. W końcu potrzeby skarbu przeważyły nad tradycyjnym purytanizmem. Zawsze gnębiło mnie pytanie, czy zalegalizowano by burdele, gdyby nie dziura w budżecie? Nie próbowałem nawet wyniszczać tych moich rozważań Vornanowi. Sama tylko koncepcja pieniędzy wystarczyła, aby namieszać mu w głowie — po co wspominać o seksie za pieniądze albo opodatkowaniu takiej transakcji dla dobra ogółu. Kiedy weszliśmy do środka, nasz gość spytał uprzejmie:
— Dlaczego wasi obywatele odwiedzają tego typu miejsca?
— Aby zaspokoić potrzeby seksualne.
— I wydają swoje pieniądze za chwilę przyjemności? Pieniądze, które zdobyli oddając inne usługi?
— Owszem.
— Dlaczego nie oddają tych usług bezpośrednio tutaj, bez pośredników?
Wyjaśniłem mu w skrócie rolę pieniędzy jako nośnika pośredniczącego oraz ich przewagę nad handlem wymiennym. Vornan uśmiechnął się.
— Ciekawy system — orzekł. — Kiedy wrócimy do domu, chętnie znów poruszę ten temat. Ale dlaczego trzeba płacić pieniędzmi za seksualne zaspokojenie? To nie w porządku: kobiety zatrudnione tutaj dostają pieniądze i jednocześnie czerpią przyjemność ze stosunku, są zatem opłacane w dwójnasób.
— One nie czerpią z tego przyjemności — odparłem. — To tylko praca.
— Są jednak zaangażowane w akt płciowy. Siłą rzeczy zatem odczuwają przyjemność obcowania z mężczyzną.
— Nie całkiem. One po prostu oddają siebie w użytkowanie. To zwyczajna transakcja. Każdy może skorzystać z ich usług, a to w pewien sposób wyklucza prawdziwą przyjemność.
— Ale przecież kiedy dwa ciała złączy pożądanie, rozkosz staje się udziałem obu tych ciał, bez względu na motywy!
— Widzisz, to nie tak. Nie u nas, w każdym razie. Musisz zrozumieć…
Urwałem. Na jego twarzy dostrzegłem wyraz niedowierzania. Co więcej: szoku. W tym momencie Vornan wydał mi się autentycznym przybyszem z innego czasu — autentycznym jak nigdy dotąd. Był szczerze zbulwersowany funkcjonującym u nas statusem seksu. Opadła maska uprzejmego zaciekawienia i ujrzałem prawdziwe oblicze Vornana-19 — wyraźnie odmalowane zdegustowanie naszym barbarzyństwem. Pogrążony w czarnych myślach nie czułem się na siłach, aby wyłożyć mu długą drogę ewolucji, którą przeszliśmy, i która doprowadziła do obecnego stylu życia. Zamiast tego zaproponowałem zdławionym głosem, abyśmy kontynuowali rzecz, która nas tu sprowadziła.
Vornan pokiwał głową. Ruszyliśmy przez ogromny hol wyłożony purpurowymi kafelkami. Przed nami była tylko naga, lśniąca ściana z wmontowanymi kabinami. Wiedziałem z krótkiego instruktażu, jakiego udzielono mi zawczasu, co czynić dalej. Vornan wszedł do jednej kabiny, a ja zająłem sąsiednią.
W momencie kiedy przekroczyłem próg, zapłonął niewielki ekran. Przeczytałem: „Proszę odpowiadać na wszystkie pytania wyraźnie i głośno”. Chwila przerwy. „Jeśli przeczytał pan i zrozumiał polecenie proszę wypowiedzieć słowo tak”.
— Tak.
Nagle przestraszyłem się, czy Vornan będzie w stanie zrozumieć pisane instrukcje. Mówił po angielsku biegle, co nie oznacza przecież, że zna również język pisany. Myślałem, czy nie pospieszyć z pomocą, ale komputer znów coś wyświetlił na ekranie.
Pytał o moje upodobania.
„Kobieta?”
— Tak.
„Przed trzydziestką?”
— Tak. — Po chwili wahania. „Preferowany kolor włosów?” Zwlekałem z odpowiedzią.
— Rude — oznajmiłem w końcu, dla urozmaicenia. „Typ sylwetki. Proszę wybrać naciskając odpowiedni guzik pod ekranem.”
Pojawiły się trzy postacie kobiece: gustownie szczupła i chłopięca, przeciętna z krągłościami oraz hipercycata, pędzona sterydami seksbomba. Moja dłoń błądziła po przyciskach. Kusiło mnie, aby wybrać najbardziej „hojną”, lecz szukałem przecież urozmaicenia. Ostatecznie zdecydowałem się na szczupłą, bo przypominała Aster Mikkelsen.
Teraz komputer zaczął mnie nagabywać o rodzaj miłości jaki mam zamiar uprawiać. Zostałem rzetelnie poinformowany, iż za specjalne usługi pobierana jest dodatkowa opłata. Na ekranie pojawił się spis i z chorobliwą fascynacją spostrzegłem, że sodomia jest pięciokrotnie droższa od miłości francuskiej, zaś sadyzm znacznie przewyższa cenowo masochizm. Zrezygnowałem więc z batów, hiszpańskich kołnierzyków oraz reszty sprzętu. Niech inni korzystają z tych wątpliwych przyjemności. Ja w takich sprawach zachowuję daleko posunięty konserwatyzm.
Następnie, skoro zdecydowałem się już na standardowy seans, musiałem wybrać preferowane pozycje. Pojawiła się scena jakby żywcem wyjęta z Kamasutry — dwadzieścia par splecionych na najbardziej nieprawdopodobne sposoby. Widziałem świątynie Konarak i Khadżuraho, te pomniki hinduskiego przepychu i wyuzdania; ściany pokryte wizerunkami muskularnych mężczyzn i swawolnych kobiet; Kriszna i Radna we wszystkich możliwych kombinacjach i permutacjach, jakie tylko można sobie wyobrazić. Obrazki na ekranie emanowały podobną siłą, lecz brakło im tej wyrazistości, jaką posiadały lśniące, kamienne wizerunki sporządzone pod indyjskim niebem. Po chwili namysłu wybrałem jedną z pozycji, która wzbudziła we mnie szczególną ciekawość.
Читать дальше