Potem już dużo spokojniej kontynuował rozmowę.
— Wcale nie kryję, że trudno mi w to wszystko uwierzyć. Świat bez Ameryki? Świat, który nie zna pieniędzy? Proszę, niech pan z laski swojej wyjaśni mi jedną sprawę. Mianowicie: czy świat, z którego pan pochodzi, przeszedł na komunizm?
Zaległa cisza, zwana zazwyczaj brzemienną. Kamery rejestrowały skrupulatnie grymasy na twarzach zebranych: złość, zaskoczenie, niechęć.
— To słowo jest mi również obce — oznajmił w końcu Vornan. — Przepraszam za swoją uciążliwą ignorancję. Mój świat jest zupełnie inny od tego, choć z drugiej strony… — w tym miejscu posłał nam promienny uśmiech, który złagodził ostrość słów — przybyłem, aby rozmawiać o waszym świecie, a nie o własnym. Chętnie wysłucham wszelkich informacji na temat giełdy.
Norton jednak pragnął przede wszystkim rozwiać własne wątpliwości.
— Proszę, niech mi pan wyjaśni najpierw, w jaki sposób dokonujecie zakupu potrzebnych towarów… jak działa system ekonomiczny…
— Każdy z nas posiada wszystko, co niezbędne do życia. Nasze potrzeby są zaspokajane w stu procentach. A teraz, jeśli można, chętnie wysłuchałbym wyjaśnień odnośnie praw własności…
Norton powoli tracił resztki cierpliwości. Przed oczyma stanął nam obraz przyszłości: świat bez wszechwładnej ekonomii, świat ziszczonych pragnień. Czy to w ogóle możliwe? Z pewnością rzeczywistość nie jest aż tak różowa. Wszystko jedno zresztą. Norton przywołał lekkim skinieniem dłoni jednego z zastępców. Mężczyzna wystąpił śmiało naprzód i powiedział:
— Zacznijmy jeszcze raz od początku. Mamy przedsiębiorstwo, które wytwarza towary. Posiadaczami owego przedsiębiorstwa jest niewielka grupka ludzi. W języku oficjalnym funkcjonuje pojęcie wierzytelności. Termin ten oznacza w skrócie odpowiedzialność właścicieli za wszelkie poczynania swego przedsiębiorstwa, które są niezgodne z prawem. Aby zrzucić z siebie odpowiedzialność, owi właściciele tworzą sztuczny twór zwany korporacją. Od tego czasu korporacja odpowiada za wszelkie wykroczenia związane z działalnością przedsiębiorstwa. Teraz, skoro każdy członek korporacji posiada na własność część przedsiębiorstwa, możemy wydrukować akcje, to znaczy, pisemne zaświadczenia…
I tak dalej. Przyspieszony kurs podstaw ekonomii.
Vornan był w siódmym niebie. Słuchał wszystkiego uważnie, aż do momentu, kiedy mężczyzna zaczął wyjaśniać dlaczego najkorzystniej jest sprzedawać na aukcji swój udział w przedsiębiorstwie. Wówczas to nasz szacowny gość wyznał ze skruchą, iż w dalszym ciągu nie do końca rozumie pojęcia własności, korporacji oraz zysku, nie mówiąc już o transferze kapitału akcyjnego. Jestem przekonany, że powiedział to umyślnie, aby nas sprowokować. Udawał człowieka z państwa Utopii. Wysłuchiwał długich wyjaśnień dotyczących funkcjonowania naszego społeczeństwa, a następnie zadawał cios oznajmiając wszem i wobec swoją niewiedzę na temat podstawowych założeń, dając w ten sposób do zrozumienia, iż owe podstawowe założenia okazały się w efekcie błędne i mało znaczące. Wśród opanowanych urzędników o kamiennych twarzach zapanowało poruszenie. Nie przyszło im nigdy do głowy, że można przyjąć tak pozornie niewinną postawę i odnieść strategiczny sukces. Każde dziecko przecież wie, do czego służą pieniądze i czym zajmują się korporacje, nawet jeśli pojęcie ograniczonej odpowiedzialności pozostaje jedynie mglistą formułką.
Nie miałem najmniejszej ochoty przysłuchiwać się dalej tej farsie. Błądziłem oczyma po wielkiej sali. W pewnym momencie mój wzrok padł na wielki ścienny ekran.
GIEŁDA GOŚCI CZŁOWIEKA Z ROKU 2999
A niżej:
VORNAN-19 PRZEBYWA OBECNIE NA GALERII
Potem pojawiły się najnowsze notowania poszczególnych walorów i wykaz wahań średnich. Lecz zło już się stało. Ruch na parterze zamarł. Ustały udawane transakcje i tysiąc twarzy spojrzało w górę, na balkon. Podniósł się zgiełk, nieopisany, bezładny. Maklerzy machali do nas rękami, śmiali się jak dzieci. Ruszyli ławą, tratując kantorki, wykrzykując niezrozumiałe słowa. Czego chcieli? Raportu Dow-Jonesa na styczeń 2999 roku? Rozkładu sił na świecie? Ujrzeć twarz przybysza? Vornan przysunął się do samej balustrady i uniósł do góry dłonie, jakby chciał pobłogosławić kapitalistów tego świata. A może pragnął jedynie udzielić ostatniego namaszczenia finansowym dinozaurom.
— Ci ludzie zachowują się jakoś dziwnie — oznajmił Norton. — Coś tu nie gra.
Wyczuwając w głosie dyrektora narastający niepokój, Holliday zareagował dość gwałtownie.
— Lepiej zabierzmy stąd Vornana — mruknął do strażnika, który stał obok. — Zaraz będzie tu gorąco.
Wielki transparent łopotał w powietrzu. Maklerzy zaczęli rwać z niego pasy, tańczyć obłąkańczo, rzucać wstęgi materiału na balkon. Wyłowiłem pojedyncze głosy spośród zgiełku. Żądali, aby Vornan zszedł do nich, na dół. Gość przyjął ich hołd z powagą.
Na świetlnej tablicy pojawił się napis:
OBRÓT W POŁUDNIE: 197,452,000
INDEKS 1627.51 WZROST O: 14.32
Rozpoczął się masowy eksodus z parteru. Maklerzy parli na górę, aby stanąć twarzą w twarz z Vornanem. Nasza grupa została rozbita. Zacząłem powoli przyzwyczajać się do pospiesznych ewakuacji. Obok mnie stała Aster Mikkelsen, chwyciłem ją pod rękę i krzyknąłem do ucha:
— Chodźmy stąd, zanim zacznie być naprawdę gorąco! Vornan znów pokrzyżował nam szyki!
— Ależ on nic nie zrobił!
Szarpnąłem ją za ramię. Dotarliśmy do drzwi. Obejrzałem się i spostrzegłem, że Vornan idzie za nami, otoczony świtą straży przybocznej. Ruszyliśmy rzęsiście oświetlonym korytarzem, który wił się jak wąż wokół całego budynku. Przez cały czas ścigały nas krzyki, teraz przytłumione i głuche. Spostrzegłem drzwi z tabliczką ZAKAZ WSTĘPU i otworzyłem je na oścież. Znalazłem się teraz na balkonie, który górował ponad korpusem głównego komputera. Sążniste, poskręcane taśmy kodowe kipiały z pojemników. Dziewczyny w obcisłych garsonkach biegały gorączkowo, odprawiając dziwne rytuały nad konsoletą. Z sufitu zwisało coś podobnego do jelita. Aster wybuchnęła niepohamowanym śmiechem. Wyciągnąłem ją z powrotem na korytarz. Z przeciwnej strony nadjechał samobieżny wózek i zaczął głośno trąbić. Wyminęliśmy go w biegu. Ciekawe, co teraz widnieje na świetlnej tablicy? MAKLERZY DOSTALI KOTA?
— Patrz — krzyknęła Aster. — Następne drzwi! Stanęliśmy na progu windy, a potem wystarczył już tylko krok naprzód. W dół, w dół, w dół…
…i nareszcie świeże powietrze. Zalany słońcem chodnik na Wall Street. Za nami wyły syreny. Przystanąłem i rozejrzałem się uważnie dookoła. Vornan nadal deptał mi po piętach, a za nim Holliday i chłopcy od mediów.
— Do samochodów! — polecił Holliday.
Udało nam się szczęśliwie umknąć. Nieco później tego samego dnia agencje informacyjne podały, że w wyniku naszej wizyty na giełdzie średnie Dow-Jonesa spadły o 8.51 punktów, natomiast kilku starszych maklerów ucierpiało poważnie w wyniku niewydolności elektronicznych zastawek sercowych. Kiedy światła Nowego Jorku zostały już za nami, Vornan powiedział coś, co wydało nam się zupełnie nie na miejscu:
— A swoją drogą musicie mi kiedyś wyjaśnić dokładnie na czym polega kapitalizm. Sprawia dość ciekawe wrażenie, szczególnie z zewnątrz.
Nieco oddechu złapaliśmy dopiero odwiedzając automatyczny burdel w Chicago. Kralick kręcił trochę nosem, ale w końcu zgodził się, aby zabrać tam Vornana. Szczególnie, że on sam bardzo na to nalegał, a jakikolwiek sprzeciw mógł wywołać niezwykle „wybuchową” reakcję. Poza tym, tego typu miejsca były najzupełniej legalne, a co więcej — w modzie. Tak więc brakowało powodów do odmowy. W szczególności powodów, którym nie można byłoby zarzucić purytańskiego rodowodu.
Читать дальше