Robert Silverberg - Maski czasu
Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Silverberg - Maski czasu» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Poznań, Год выпуска: 1994, ISBN: 1994, Издательство: Rebis, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Maski czasu
- Автор:
- Издательство:Rebis
- Жанр:
- Год:1994
- Город:Poznań
- ISBN:83-7120-058-7
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Maski czasu: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Maski czasu»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Maski czasu — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Maski czasu», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Rezydencja tonęła w jaskrawym świetle. Gdy wysiedliśmy z helikopterów, jakieś ćwierć mili od budynku, naszym oczom ukazał się fascynujący widok. Dom stał na niewielkim wzniesieniu, górującym ponad rzeką, emanował zieloną łuną, wysyłał promienie ku gwiazdom. Oszklony, ruchomy chodnik wiózł nas pod górę. Po drodze minęliśmy ogród lodowych rzeźb, kolorowych, fantazyjnych kształtów wykutych ręką mistrza. Dopiero kiedy podjechaliśmy bliżej, byliśmy w stanie w pełni ocenić dzieło Ngumbwe: koncentryczne kręgi półprzeźroczystych kopuł otaczały strzelisty pawilon, górujący nad krajobrazem. Osiem albo dziewięć fantazyjnych łuków tworzyło sklepienie, całość zaś powoli wirowała, tak że kształt budynku ulegał nieustannym zmianom. Jakieś sto stóp ponad najwyższym łukiem wisiała ogromna kula żywego światła, żółta sfera, która wirowała, kręciła się i lekko kolebała na niewidocznym cokole. Dochodziła nas muzyka wibrująca, przenikliwa, emitowana z niewielkich głośników uwieszonych na konarach posępnych drzew. Ruchomy chodnik wiózł nas prosto w stronę domu. Drzwi rozwarły się jak ogromna paszcza i połknęły nas za jednym kęsem. Dostrzegłem swoje odbicie w lustrzanej powierzchni wrót — wyglądałem poważnie, nieco ociężale. Czułem się skrępowany.
Wewnątrz budynku panował niepodzielnie chaos. Ngumbwe był najwyraźniej agentem sił ciemności; żaden kąt nie miał racjonalnego uzasadnienia, żadna krawędź nie łączyła się z sąsiednią. Z przedpokoju, gdzie staliśmy, widać było tuzin dalszych pomieszczeń, ułożonych bez ładu i jakiejś myśli przewodniej. Wrażenie to potęgował jeszcze nieustanny ruch owych pomieszczeń, ciągłe zmiany położenia i kształtu. Ściany znikały i wyrastały znów gdzie indziej. Podłogi zamieniały miejsca z sufitami, a pod nimi tworzyły się nowe pokoje. Pomyślałem, iż gdzieś głęboko pod ziemią musi być ukryta gigantyczna maszyneria, która porusza tym wszystkim bezgłośnie i gładko. Sam przedpokój był względnie stabilny. Ale to jego ściany wykonano z różowego, lepkiego, podobnego do skóry materiału. Taka płachta opadała w dół, aby tuż za nami wznieść się znów w górę i przewrócić na drugą stronę. Tworzyła w ten sposób coś na kształt wstęgi Mobiusa. Można było wspiąć się po tej ścianie, minąć miejsce, w którym wstęga zmieniała nachylenie i tym sposobem przedostać się do następnego pomieszczenia, choć na pierwszy rzut oka nie widać było żadnych drzwi. Nagle poczułem nieprzepartą ochotę, aby wybuchnąć śmiechem. Jakiś szaleniec zaprojektował ten dom, a drugi szaleniec w nim zamieszkiwał. Należało jednak okazać zachwyt nad bezsensem i bezcelowością konstrukcji.
— Nie do wiary! — zahuczał Lloyd Kolff. — Niesamowite! Co o tym sądzisz, Vornan?
Przybysz uśmiechnął się słabo.
— Całkiem osobliwe miejsce. Czy terapia daje należyte efekty?
— Terapia?
— Ludzie niezrównoważeni psychicznie otoczeni są tutaj troskliwą opieką, jak sądzę. Potoczna nazwa brzmi: dom wariatów.
— Widzimy tu rezydencję jednego z najbogatszych ludzi na świecie — wyjaśnił Heyman oficjalnym tonem — Zaprojektowana została przez genialnego architekta, Alberta Ngumbwe. Podziwiamy właśnie dzieło, będące kamieniem milowym, prawdziwie artystycznym osiągnięciem.
— Urzekające miejsce — stwierdził Vornan-19, kończąc tym samym dyskusję.
Przedpokój obrócił się i wstąpiliśmy na lepką powierzchnię wstęgi, aby po chwili znaleźć się w sąsiednim pomieszczeniu. Przyjęcie było już porządnie rozkręcone. Przynajmniej sto osób bawiło się w sali o olbrzymich rozmiarach i dziwacznym kształcie. Chociaż zgiełk panował tu straszliwy, na zewnątrz nie słyszeliśmy kompletnie nic. Pewnie za sprawą jakiejś sprytnej sztuczki inżynierów dźwięku. Weszliśmy w tłum eleganckich ludzi, którzy bawili się w najlepsze, nie zwracając najmniejszej uwagi na absencję gościa honorowego. Tańczono, śpiewano, pito, wydmuchiwano kłęby kolorowego dymu. Reflektory wirowały w szalonym pędzie. Podczas wędrówki przez salę rozpoznałem wiele sławnych twarzy: aktorów, finansistów, polityków, playboyów, kosmonautów. Bruton starannie przesiał nasze społeczeństwo, wyławiając jedynie jednostki niepowtarzalne, znaczące, obdarzone autorytetem. Z zaskoczeniem skonstatowałem, jak wiele twarzy potrafię skojarzyć z nazwiskami. Był to ewidentny dowód, że Bruton osiągnął zamierzony cel. Udało mu się zgromadzić pod jednym dachem całą plejadę postaci, które ja, zasiedziały mól książkowy, rozpoznałem na pierwszy rzut oka.
Spieniony potok czerwonego wina spływał ze ściany i dalej toczył się wąskim, wzburzonym strumieniem przez całą salę. Ciemnowłosa dziewczyna, której jedynym przyodziewkiem były srebrne obręcze, stała pod siklawą i chichotała, kiedy wino obmywało jej ciało. Spytałem, jak na imię tej dziewczynie i Helen odparła:
— Deona Sawtelle. Dziedziczka.
Dwóch przystojnych młodzieńców w srebrzystych smokingach chwyciło ją za ramiona i próbowało wyciągnąć spod kaskady. Wywinęła im się zręcznie, aby znów zatonąć w strumieniach wina. Po chwili obaj młodzieńcy pluskali się razem z nią. Nieopodal, cudowna, ciemnoskóra kobieta, o nozdrzach wysadzanych klejnotami, wykrzykiwała coś radośnie, znajdując się w objęciach olbrzymiej, metalicznej postaci, która przyciskała ją rytmicznie do swej piersi. Mężczyzna o gładko wygolonej czaszce leżał na podłodze. Trzy panny, nie pierwszej już młodości, siedziały na nim okrakiem, próbując najwyraźniej ściągnąć mu spodnie. Czterech podstarzałych dżentelmenów z farbowanymi brodami śpiewało coś ochryple w nieznanym języku. Lloyd Kollf ruszył w ich stronę, wznosząc powitalne okrzyki. Jakaś kobieta o złocistej skórze szlochała cicho u podnóża olbrzymiej konstrukcji z hebanu, nefrytu i spiżu. W zadymionym powietrzu latały mechaniczne istoty z metalowymi, brzęczącymi skrzydłami i pawimi ogonami. Skrzeczały przeraźliwie i spuszczały na gości błyszczące łajno. Parka małp, spętanych łańcuchem z kości słoniowej, kopulowała radośnie nieopodal łuku, utworzonego przez dwie nachylone ściany. To był wskrzeszony Babilon. Stałem oszołomiony. Wszystko, co tu ujrzałem, napawało mnie odrazą, a jednocześnie upajało, jak upajać potrafi jedynie całkowity brak przyzwoitości. Czy tak wygląda każde przyjęcie u Wesleya Brutona? A może było to party wyjątkowe, z okazji przybycia Vornana-19? Jakoś nie potrafiłem sobie wyobrazić, aby ci wszyscy ludzie tutaj zachowywali się, jak to mają w zwyczaju na każdym przyjęciu. A jednak sprawiali wrażenie zupełnie naturalnych. Jedynie trochę kurzu, zmiana dekoracji i cały ten rozgardiasz wyglądałby jak wiec apokaliptystów, a nie spotkanie elity społeczeństwa. Wymieniliśmy z Kralickiem niespokojne spojrzenia. Stał niedaleko miejsca, gdzie do niedawna znajdowało się wyjście. Zwalisty mężczyzna, którego brzydka twarz straciła cały urok, kiedy zagościła na niej konsternacja. Nie zamierzał przyprowadzać Vornana w takie miejsce.
A gdzie podziewał się nasz gość honorowy? Straciliśmy go z pola widzenia, porażeni atmosferą przyjęcia. Vornan miał absolutną rację: to był dom wariatów. On stał w centrum żywiołu. Wypatrzyłem go nad brzegiem winnego potoku. Dziewczyna w srebrnych obręczach klęczała w rwącym nurcie, zbrukana szkarłatem. Wodziła dłonią po swym zgrabnym ciele. Jak na komendę opadły z niej owe pierścienie, a ona podała jeden Vornanowi. Przyjął podarunek z poważną miną. Reszta ozdób poszybowała w powietrze. Mechaniczne ptaszyska łapały je w locie i pożerały w okamgnieniu. Dziewczyna, zupełnie naga, klaskała z uciechy. Jeden z owych młodzieńców w srebrzystych smokingach wydobył z kieszeni niewielką buteleczkę. Spryskał zawartością piersi oraz lędźwie dziewczyny, pokrywając te miejsca cieniutką warstwą tworzywa sztucznego. Podziękowała mu skinieniem głowy i zwróciła twarz w stronę Vornana. Nabrała w dłonie wina i poprosiła, aby skosztował. Pociągnął długi łyk. Lewą stroną sali wstrząsnęła wibracja. Posadzka uniosła się na dwadzieścia stóp i wypluła grupę nowych gości. Kralick, Fields oraz Aster zniknęli gdzieś na skutek niespodziewanego przeobrażenia, jakiemu uległa podłoga. Wobec faktu, że w pobliżu nie było nikogo z naszego komitetu, poczułem się odpowiedzialny za Vornana. Kolff ryczał ze śmiechu, otoczony kręgiem brodatych naukowców. Helen stała jak ogłuszona, obserwując otoczenie szeroko otwartymi ze zdumienia oczyma. Heyman wirował w ramionach zmysłowej brunetki o palcach zakończonych długimi szponami. Jakiś blady młodzieniec uchwycił moją dłoń i złożył na niej uroczysty pocałunek. Korpulentna, rozkołysana kobieta zwymiotowała na podłogę, chybiając o niecałe sześć cali do moich butów. Natychmiast pojawił się metaliczny chrząszcz, długi na pół metra i emitując radosne skrzypienia oczyścił posadzkę. Chwilę później stanąłem u boku Vornana.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Maski czasu»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Maski czasu» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Maski czasu» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.