Wstał i spróbował przyjrzeć się człowiekowi, idącemu za Olhado i Quarą. Nigdy go przedtem nie widział. Mówca! Tak szybko! Jest w mieście dopiero od godziny, a już idzie do ich domu. Wspaniale; matce nic więcej nie trzeba; dowie się, że to ja go wezwałem. Myślałem, że Mówca będzie dyskretny i nie pójdzie od razu do osoby, która go przywołała. Dureń ze mnie. Jakby nie dość, że przybył wiele lat wcześniej, niż się spodziewałem. Quim z pewnością doniesie biskupowi, nawet jeśli inni nic nie powiedzą. Teraz będę musiał radzić sobie z matką i pewnie jeszcze z całym miastem. Miro wszedł między drzewa i pobiegł ścieżką, prowadzącą do bramy Milagre.
Miro, szkoda, że cię ze mną nie było. Wprawdzie lepiej od ciebie potrafię zapamiętywać rozmowy, to nie rozumiem, co wynika z tej ostatniej. Widziałeś tego nowego prosiaczka, którego nazywają Człowiekiem — chyba nawet rozmawiałeś z nim przez chwilę, nim odszedłeś zająć się Podejrzaną Działalnością. Mandachuva powiedział, że nazwali go tak, gdyż był bardzo mądry — jako dziecko! Owszem, to pochlebne, że łączą ze sobą określenia „człowiek” i „mądry”, a może obraźliwe, skorą sądzą, że nam to pochlebia. Ale nie o to chodzi.
Mandachuva dodał: „Umiał już mówić, kiedy zaczynał chodzić” i przesunął ręką dziesięć centymetrów nad ziemią! Według mnie pokazał, jak duży był Człowiek, gdy nauczył się mówić i chodzić. Dziesięć centymetrów! Ale mogę się mylić. Szkoda, że tego nie widziałeś. Sam byś wtedy ocenił.
Jeśli trafnie odgadłam, o co chodziło Mandachuvie, to po raz pierwszy uzyskaliśmy jakiś pogląd na dzieciństwo prosiaczków. Jeżeli naprawdę uczą się chodzić, gdy mają dziesięć centymetrów wzrostu — i mówić także! — to ich rozwój w okresie płodowym jest bardzo ograniczony i zapewne przebiega głównie po urodzeniu.
Potem jednak wszystko stało się jeszcze bardziej zwariowane, nawet według twoich norm. Mandachuva nachylił się i powiedział — jakby zdradzał jakąś tajemnicę — kim był ojciec Człowieka: „Twój dziadek, Pipo, znał ojca Człowieka. Jego drzewo rośnie niedaleko waszej bramy”.
Żartował? Przecież Korzeniak zginął dwadzieścia cztery lata temu. Może chodzi tu o jakieś wierzenia, jakieś pokrewieństwo z drzewami albo coś w tym rodzaju. Ale Mandachuva był taki tajemniczy; nie mogę się oprzeć wrażeniu, że to, co mówił, w jakiś sposób jest prawdą. Czy to możliwe, by ciąża trwała u nich dwadzieścia cztery lata? A może tyle czasu trzeba, by Człowiek rozwinął się z dziesięciocentymetrowego niemowlaka w piękny egzemplarz prosiaczka, jaki znamy? Albo tak długo przechowywali w jakimś słoju spermę Korzeniaka?
To bardzo ważne. Po raz pierwszy prosiaczek, osobiście znany ludzkim obserwatorom, został nazwany ojcem. I to właśnie Korzeniak — ten sam, którego zamordowali. Innymi słowy, samiec o najniższym prestiżu, w dodatku przestępca, na którym dokonano egzekucji, został ojcem! Oznacza to, że nasza grupa nie składa się z wygnanych kawalerów, nawet jeśli niektórzy z nich są tak starzy, że pamiętają Pipa. Oni są potencjalnymi ojcami!
Co więcej: jeśli Człowiek jest tak wyjątkowo inteligentny, to czemu wypędzono go tutaj, do grupy godnych politowania wyrzutków? Moim zdaniem popełniliśmy wielki błąd. Nie mamy do czynienia z kawalerami o niskim prestiżu, mamy do czynienia z grupą młodych o prestiżu bardzo wysokim. Niektórzy z nich mają szansę wiele osiągnąć.
Kiedy mi mówiłeś, że ci przykro, bo to ty idziesz się zajmować Podejrzaną Działalnością, a ja muszę zostać w domu i wypracować jakieś Oficjalne Wymysły do raportu ansibla, przepełniało cię Fałszywe Współczucie. (Gdybym już spała, kiedy wrócisz do domu, zbudź mnie i pocałuj na dobranoc, dobrze? Zasłużyłam na to.)
Notatka Ouatufy Figueira Mucumbi do Mira Ribeiry von Hesse, uzyskana z rejestrów Lusitanii na podstawie rozkazu Kongresu i przedstawiona jako materiał dowodowy w Procesie In Absentia Ksenologów Lusitanii z Oskarżenia o Zdradę i Nadużycie
Na Lusitanii nie istniał przemysł budowlany. Kiedy dwoje ludzi zawierało małżeństwo, ich przyjaciele i rodzina wznosili dla nich dom. Dom Ribeirów obrazował historię rodziny. Frontowa, najstarsza część zbudowana była z arkuszy plastiku umocowanych w betonowym fundamencie. W miarę, jak rodziły się dzieci, powstawały dodatkowe pomieszczenia i w efekcie na zboczu stało teraz pięć różnych, piętrowych konstrukcji. Ostatnie były z cegły, porządnie skanalizowane i kryte dachówką. Nikt jednak nie zadbał o ich estetykę. Rodzina budowała dokładnie to, czego w danej chwili potrzebowała; nic więcej.
Ender wiedział, że to nie bieda była powodem — bieda nie istniała w społeczności o tak ściśle kontrolowanej ekonomice. Brak dekoracji czy śladów indywidualności dowodził raczej pogardy mieszkańców dla własnego domu; dla Endera świadczył też o pogardzie, jaką żywią dla siebie. Olhado i Quara nie okazywali odprężenia i spokoju, jaki przejawia większość ludzi wracając do domu. Wręcz przeciwnie: stali się ostrożni i czujni, jakby dom był dodatkowym centrum grawitacji i w miarę zbliżania dodawał im ciężaru.
Olhado i Quara nie zatrzymując się weszli do środka. Ender czekał w drzwiach, aż ktoś go zaprosi. Olhado pozostawił je otwarte, ale wyszedł z pokoju nie odezwawszy się ani słowem. Ender widział Quarę, siedzącą na łóżku we frontowym pomieszczeniu. Opierała się o nagą ścianę. Zresztą, wszystkie ściany były nagie i jaskrawo białe. Twarz Quary dostosowała się do ich pustki. Wprawdzie wpatrywała się nieruchomo w twarz przybysza, lecz nie dawała znaku, że go poznaje. I nie robiła nic, by mu pokazać, że może wejść.
W tym domu panowała zaraza. Ender usiłował zrozumieć, jakiej cechy charakteru Novinhy się nie domyślił, a która pozwalała jej żyć w takim miejscu. Może to śmierć Pipa, przed wielu laty, pozostawiła w jej sercu absolutną pustkę?
— Czy zastałem waszą mamę? — zapytał. Quara milczała.
— Aha… Przepraszam. Myślałem, że jesteś dziewczynką, ale widzę, że chyba rzeźbą. Nic nie wskazywało na to, że go słyszy. To tyle, jeśli idzie o rozbawienie jej i wyrwanie z apatii.
Czyjeś podeszwy zastukały nagle po betonowej podłodze. Do pokoju wbiegł mały chłopiec, zatrzymał się na środku i odwrócił natychmiast w stronę drzwi, gdzie stał Ender. Mógł być o rok młodszy od Quary, jakieś sześć, może siedem lat. W przeciwieństwie do dziewczynki, na jego twarzy uczucia rysowały się bardzo wyraźnie. Między innymi pożądliwość dzikiego zwierzątka.
— Czy twoja mama jest w domu? — spytał Ender. Chłopiec schylił się i starannie podwinął nogawkę. Na łydce miał przyklejony plastrem długi, kuchenny nóż. Odlepił go powoli. Potem, trzymając oburącz przed sobą, wymierzył w gościa i ruszył z pełną szybkością. Ender zauważył, że ostrze celowało dokładnie w jego krocze. Chłopiec nie uznawał delikatnego traktowania obcych. Chwilę później Ender trzymał napastnika pod pachą, a nóż tkwił wbity w sufit. Chłopiec kopał i wrzeszczał. Ender musiał przytrzymywać go oburącz; wreszcie mały zawisł przed nim, trzymany za ręce i nogi. Wyglądał zupełnie jak cielę związane do napiętnowania. Ender spojrzał uważnie na Quarę.
— Jeśli natychmiast nie przyprowadzisz tu osoby, która zarządza domem, zabiorę tego zwierzaka ze sobą i zjem na kolację. Quara zastanowiła się, wstała i wybiegła z pokoju. Chwilę później pojawiła się zmęczona, nieuczesana dziewczyna o zaspanych oczach.
Читать дальше