Ukończyła prosty portret w ciągu kilku minut i odwróciła kartkę, by go pokazać Jimmy’emu.
Uzurpator przyjrzał się rysunkowi. Lewe ucho było o pół cala za długie, podobnie jak broda. Ponieważ już wcześniej widział, jak kobieta posługuje się gumką, użył jej i poprawił portret, rysując całe ucho i brodę zupełnie od nowa. Dodał też niewielki pieprzyk, który przeoczyła.
— O co chodzi? — zapytał lekarz.
— To niesamowite. Zrobiłam drobny błąd w proporcjach, a on go poprawił. I dodał pieprzyk, który opuściłam. — Odłożyła blok. — Spędzasz dużo czasu przed lustrem, Jimmy?
Uzurpator niezupełnie zrozumiał pytanie, ale skinął głową, a potem wzruszył ramionami.
Większość osób nie potrafi rysować kół bez cyrkla. Holenderka stworzyła trzy koncentryczne okręgi, a następnie postukała w blok Jimmy’ego.
Ponownie spowolniwszy naturalny impuls, uzurpator narysował idealną kopię.
— Wiesz, jak to się nazywa, Jimmy? — zapytał Grossbaum.
— Rysowanie — rzekł uzurpator.
Holenderka postukała w środek kartki.
— To.
— Koło — rzekł uzurpator. — Koła.
— Zastanawiam się, ile on jeszcze wie — powiedziała — chociaż nie potrafi tego wyrazić.
— Hm, zna się na seksie, choć nigdy o tym nie mówi. Przyłapali go z pielęgniarką.
Uzurpator pokiwał głową.
— Pielęgniarka Deborah. Jest… była dobra. Dla mnie.
— Zwolnili ją.
— Powinni byli dać jej podwyżkę. Biedny dzieciak pewnie oszalał z rozpaczy.
— Oszalał. — Uzurpator pokiwał energicznie głową. — Oni tak mówią. Oszalał.
— A oszalałeś? — szepnęła Holenderka.
— Nie wiem. — Jimmy wskazał Grossbauma. — On ma wiedzieć.
— Nie wiem, co ci jest, Jimmy. Niektóre rzeczy robisz tak dobrze…
— Ty masz wiedzieć — upierał się Jimmy.
— Bruno… — Kobieta dotknęła ramienia Grossbauma. — Myślę, że on przy tobie się blokuje. Mógłbyś zostawić nas na chwilę samych?
Uśmiechnął się uśmiechem psychiatry.
— A zdasz mi raport… ze wszystkiego?
— Przecież mnie znasz. — Istotnie, znał ją bardzo dobrze.
Zerknął na zegarek.
— Właściwie to i tak muszę przyjąć pacjenta w klinice o pierwszej. Mogę wrócić o wpół do trzeciej.
— Powinno wystarczyć.
Doktor wstał.
— Jimmy, wychodzę na trochę. Holenderka zostanie z tobą.
— Okay. — Uzurpator zrozumiał część przesłania. Holenderka chciała zostać sam na sam z Jimmym. Jak pielęgniarka Deborah.
Gdy Grossbaum znalazł się za frontowymi drzwiami, Holenderka przez długą chwilę gapiła się na uzurpatora.
— Nie pamiętasz, co ci się stało?
— Nie. — On też się gapił w odpowiedzi.
— Jak dawno to było?
— Sto osiemdziesiąt trzy dni temu.
— A ludzie, którzy wcześniej cię znali… ze szkoły… odwiedzają cię?
— Tak. Kiedyś. Teraz już nie. — Spojrzał w sufit. — Sześćdziesiąt dwa dni.
— Jesteś samotny. — Wzruszył ramionami. — Mogę być twoją przyjaciółką, Jimmy.
— Możesz?
Przystanęła i wyciągnęła rękę.
— Oprowadzisz mnie po domu? Chcę zobaczyć, jak mieszka druga połowa świata.
Uzurpator był skonsternowany. Jeśli ta pani chciała takiej samej bliskości jak pielęgniarka Deborah, nie mówiła o tym wprost. Mimo to ujął ją za rękę — uścisnęła jego dłoń, a on odwzajemnił delikatny gest — i ruszył za nią do kuchni.
Było to nieskazitelne i eleganckie miejsce, wyłożone kafelkami i lśniące od emalii. Nad barem wisiała konstelacja kieliszków, a na ścianie błyszczały garnki i rondle z brązu. Meksykańska kucharka, niska, gruba i bojaźliwa, przycupnęła w kącie.
— Buenos días — powiedziała Holenderka. — Jimmy me muestra la casa. [1] Dzień dobry. Jimmy pokazuje mi dom (hiszp.) .
— Bueno, bueno — odrzekła kucharka i wróciła do szorowania czystego rondla, usiłując uczynić go jeszcze czystszym.
Przez kuchnię przeszli do jadalni. Pod połyskującym szklanym żyrandolem, przerobionym z gazowego na elektryczny, stał ciężki mahoniowy stół. Na ścianach wisiały stare malowidła.
Nad kominkiem w salonie pojawił się nowy obraz, przedstawiający państwa Berrych, stojących na trawniku z małym chłopcem i dalmatyńczykiem.
— To ty?
— Nie. — Uzurpator zastanowił się. — To ten, kto był mną.
Meble w tym pomieszczeniu były bardzo starymi antykami, obitymi na nowo w luksusowy czerwony aksamit. Uzurpator nie bardzo wiedział, po co to zrobiono.
— Trudno uwierzyć, że żyjemy w epoce kryzysu — zauważyła kobieta.
Uzurpator wzruszył ramionami. Do tej pory słyszał jedynie o kryzysach psychicznych.
Pokój muzyczny sprawiał pogodne wrażenie. Przez wielkie okno od północnej strony, wychodzące na oficjalny ogród, wpadało mnóstwo światła. W pokoju stał mały fortepian Steinwaya i harfa.
Kobieta szarpnęła najniższą strunę basową.
— Grasz na tym?
— Nie. — Harfa była czymś nowym. Nigdy nie próbował na niej grać.
— Dziwne. Myślałam, że będą ci dawać lekcje fortepianu, skoro…
Uzurpator siadł na stołku, podniósł pokrywę klawiatury i zagrał pierwsze takty Apasjonaty.
Odwzajemnił jej spojrzenie.
— Gram na tym.
— Rozumiem.
Zaczął grać łagodne akordy w dziwnej kolejności, nie całkiem na chybił trafił. Nie znał oficjalnych nazw tych rzeczy, ale przeplatał mole z durami, przedzielając je tercją obniżoną o półton. Skutek był niesamowity i wcale nie tak bardzo irytujący.
Kobieta stanęła za Jimmym i ugniatała jego muskularne ramiona.
— Moglibyśmy… zobaczyć twój pokój?
Wstał w milczeniu. Tę kwestię rozumiał.
Holenderka szła pokornie obok chłopaka, podziwiając jego wdzięk.
— Dużo ćwiczysz? — Wzruszył ramionami. — Pływasz? Grasz w tenisa?
— Tak. — Mógłby, rzecz jasna, całymi dniami leżeć w łóżku i zachować idealną formę, a w zasadzie każdą formę, na jaką miałby ochotę. Jego obecna sylwetka była w każdym calu taka jak sylwetka Jimmy’ego w momencie, w którym ten został wybebeszony przez uzurpatora.
Przeszli przez bibliotekę, jard po jardzie, mijając książki w identycznych skórzanych oprawach, i znaleźli się w głównym holu z wyłożoną parkietem podłogą i kopulastym dachem ozdobionym witrażami. Jimmy poprowadził kobietę w górę po szerokich, krętych schodach. Do niego należało drugie piętro.
— Wielki ten dom — powiedziała. — Twoi rodzice mają tylko jedno dziecko?
— Nie dziecko. — Otworzył drzwi swojej sypialni.
— Tak przypuszczam.
W jednym kącie dużego pokoju stało szpitalne łóżko, nie pasujące do reszty wystroju, otoczone eleganckim parawanem. Pościel wciąż była zmięta, a na tacce leżały resztki śniadania. Ściany pokrywała tapeta z beżowego jedwabiu. Holenderka przeszła przez pokój, otworzyła dwuskrzydłowe szklane drzwi balkonowe i stała w rześkiej bryzie, niosącej ze sobą słone powietrze i zapach kwiatów. W dole, w gościnnym ogrodzie, pracowało dwóch ludzi.
— Zdejmij ubranie i połóż je na toaletce — rzekł Jimmy za jej plecami.
— Widzę, że nie trwonisz czasu. — Wróciła do pokoju. — A może najpierw zdejmiemy twoje?
Podeszła z powrotem do drzwi wejściowych i zamknęła je na klucz.
Jimmy ściągnął biały kaszmirowy sweter i koszulkę, którą miał pod spodem, po czym zsunął sandały i zrzucił białe płócienne spodnie. Zlustrowała jego ciało: twarde mięśnie i mały penis, który najwyraźniej wcale jej nie zauważył. Jimmy położył się na łóżku.
Читать дальше