Alastair Reynolds - Migotliwa wstęga. Tom 1 - Pościg

Здесь есть возможность читать онлайн «Alastair Reynolds - Migotliwa wstęga. Tom 1 - Pościg» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 2003, ISBN: 2003, Издательство: Mag, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Migotliwa wstęga. Tom 1: Pościg: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Migotliwa wstęga. Tom 1: Pościg»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Główny bohater książki, zawodowy morderca Tanner Mirabel przybywa do Chasm City, aby zabić swego wroga Reivicha. Obu łączy mroczny sekret i okryta tajemnicą przeszłość. Rozpoczyna się niebezpieczna gra, która zakończy się śmiercią jednego z nich i odsłoni przerażającą prawdę o wydarzeniach, które miały miejsce 15 lat wcześniej, doprowadzając do straszliwego kataklizmu.

Migotliwa wstęga. Tom 1: Pościg — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Migotliwa wstęga. Tom 1: Pościg», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Zastanawiałem się, czy Reivich jest na tyle spokojny, by raczyć się teraz drinkiem.

Widok powinien być spektakularny, ale nawet w rejonach, gdzie jeszcze nie zapadła noc, Półwysep zakrywała warstwa chmur monsunowych. Ponieważ planeta krążyła po orbicie bliskiej Łabędziowi, pora monsunów następowała mniej więcej co sto dni i trwała niecałe dziesięć, piętnaście dni w każdym krótkim roku. Ponad ostro zakrzywionym horyzontem niebo zmieniało barwę przez odcienie niebieskiego do ciemnogranatowego. Widziałem teraz jasne gwiazdy, a tuż nad głową tkwiła pojedyncza stała gwiazda stacji orbitalnej na dalekim końcu nici, i nadal odległa. Zastanawiałem się, czy nie pójść spać. Lata żołnierki nauczyły mnie niemal zwierzęcej zdolności czuwania podczas snu. Zabełtałem w kieliszku resztkę drinka i pociągnąłem łyk. Teraz, gdy powziąłem decyzję, poczułem, że zmęczenie ruszyło na mnie jak woda z przerwanej zapory. Czyhało, wyczekując oznak osłabienia mej czujności.

— Proszę pana?

Znów drgnąłem, ale tym razem słabiej, gdyż poznałem głos serwitora.

— Proszę pana — mówiła maszyna — jest do pana rozmowa z planety. Mam przełączyć do kabiny czy chce pan oglądać tutaj?

Zastanawiałem się, czy nie wrócić do siebie, ale szkoda byłoby tracić widoki.

— Daj tutaj — powiedziałem — ale jeśli ktoś zacznie wchodzić na górę, przerwij połączenie.

— Dobrze, proszę pana.

To na pewno Dieterling. Nie zdążył wrócić do Gadziarni, choć według mojej oceny powinien pokonać dwie trzecie drogi. Jak na niego, to trochę za wcześnie, by się ze mną kontaktować. Nie oczekiwałem rozmowy z nikim innym i nie miałem powodów do niepokoju.

A jednak. Głowa i ramiona, które wyłoniły się w oknie windy należały do Czerwonorękiego Vasqueza. Kamera gdzieś w pomieszczeniu musiała mnie namierzyć i przesunąć mój obraz — teraz wydawało się, że stoimy twarzą w twarz, bo Vasquez patrzył mi prosto w oczy.

— Tanner, słuchaj mnie, chłopie.

— Słucham cię, Czerwony — odparłem. Ciekawe, czy dostrzegł irytację w moim głosie. — Co się tak ważnego wydarzyło, że aż tu dzwonisz?

— Spadaj, Mirabel. Za pół minuty nie będzie ci do śmiechu. — Powiedział to takim tonem, że odebrałem jego słowa nie jako groźbę, lecz ostrzeżenie, bym przygotował się na złe wieści.

— O co chodzi? Reivich znów wyciął nam jakiś numer?

— Nie wiem. Moi chłopcy powęszyli i jestem cholernie przekonany, że on jest w tej nici, tak jak przypuszczasz, jeden lub dwa wagony przed tobą.

— Więc na pewno nie z tego powodu dzwonisz.

— Nie. Dzwonię, bo ktoś zabił Węża.

— Dieterlinga? — spytałem odruchowo. Jakby mogło chodzić o kogoś innego. Vasquez skinął głową.

— Jeden z moich chłopców znalazł go godzinę temu, ale nie wiedział, z kim ma do czynienia, więc trochę to potrwało, nim wiadomość do mnie dotarła.

Budowałem zdania, mając wrażenie, że ich treść nie pochodzi z mojego umysłu:

— Gdzie był? Co się stało?

— Był w twoim samochodzie, w kołowcu, nadal zaparkowanym na Norquinco. Z ulicy w ogóle nie było widać, że ktoś jest w środku. Mój człowiek sprawdzał samochód, specjalnie zajrzał do środka i zobaczył, że Dietreling zsunął się z fotela. Jeszcze oddychał.

— Co się stało?

— Ktoś do niego strzelił. Na pewno się kręcił w pobliżu kołowca i czekał, aż Dieterling wróci z mostu. Dieterling musiał właśnie wsiąść i przygotowywać się do odjazdu.

— Jak go zastrzelono?

— Stary, nie wiem, przecież nie robię tu u siebie sekcji zwłok. — Vasquez przygryzł wargi. — Chyba jakimś promieniem. Z bliska, prosto w pierś.

Spojrzałem na kieliszek guindando. To absurdalne tak stać z drinkiem w dłoni i w zwykłej towarzyskiej pogaduszce mówić o śmierci przyjaciela. Ale nie miałem gdzie odstawić kieliszka.

Pociągnąłem łyk i odparłem z chłodem, który mnie samego zdziwił.

— Sam wolę bronie promieniowe, ale wybrałbym co innego, gdybym chciał zabić, nie robiąc zbytniego zamieszania. Bronie promieniowe dają większy błysk niż pociskowe.

— Chyba że się strzela z bardzo małej odległości, jak cios nożem. Słuchaj, chłopie, bardzo mi przykro, ale chyba to się tak właśnie stało. Lufę przystawiono do ubrania. Bez światła, bez hałasu, a jeśli nawet, to wszystko zakrył kołowiec. W tamtej okolicy wieczorem było wesoło. Ktoś rozpalił ognisko koło mostu i ludziom to wystarczyło, żeby poszaleć. Nikt raczej nie zauważył strzału promieniem.

— Dieterling nie należał do osób, które siedzą biernie i dają się zabić.

— Może nie zdążył się na czas zorientować. Zastanowiłem się przez chwilę. Docierał do mnie sam fakt śmierci, ale ogarnąć wszystkie jej konsekwencje — nie mówiąc o szoku emocjonalnym… — to musiało potrwać. Zmusiłem się do zadania sensownego pytania:

— Jeśli się nie zorientował, to albo nie zwracał uwagi, albo morderstwa dokonał ktoś, kogo Dieterling znał. Mówisz, że gdy go znaleźli, jeszcze oddychał?

— Tak, ale był nieprzytomny. Raczej nic dla niego nie mogliśmy zrobić.

— Jesteś pewien, że nic nie powiedział?

— Nic nie powiedział ani mnie, ani facetowi, który go znalazł.

— Facet… ten człowiek, który go znalazł… czy widzieliśmy go dziś wieczorem?

— Nie. To jeden z ludzi, którym kazałem cały dzień śledzić Reivicha.

I tak to miało wyglądać: Vasquez nie zamierzał udzielić więcej informacji, dopóki sam z niego wszystkiego nie wyciągnę.

— A jak długo ten człowiek dla ciebie pracuje? Czy Dieterling widział go kiedyś przedtem?

Trwało to długo, ale zrozumiał, do czego zmierzam.

— No, nie ma mowy, Tanner. Przysięgam ci, że mój człowiek nie ma z tym nic wspólnego.

— Jest jednak podejrzany. To samo dotyczy każdego, z kim się dziś wieczór spotkaliśmy. Włączając ciebie, Czerwony.

— Ja bym go nigdy nie zabił. Chciałem, żeby mnie wziął na polowanie na węże.

Odpowiedź tak żałośnie samolubna, że równie dobrze mogła być prawdziwa.

— To chyba straciłeś okazje.

— Nie mam z tym nic wspólnego, Tanner.

— Ale to się stało na twoim terenie?

Już miał odpowiedzieć, a ja zamierzałem go zapytać, co zrobił z ciałem, gdy obraz rozmył się w zakłóceniach. W tym samym momencie nastąpił silny błysk, jakby natarł równocześnie ze wszystkich stron, i oblał wszystko mdłą białą jasnością.

Trwało to ułamek sekundy.

I wystarczyło. W tym twardym wybuchu bezbarwnego blasku rozpoznałem coś niezapomnianego. Już wcześniej to widziałem. A może nawet więcej niż raz? Zastanawiałem się przez chwilę i wspominałem goździki białego światła rozkwitające na tle gwiezdnej czerni.

Wybuch jądrowy.

Oświetlenie windy przygasło na kilka sekund, poczułem, jak ciężar mojego ciała maleje, po czym wszystko wróciło do normy.

Ktoś zrzucił bombę atomową.

Omiótł nas impuls elektromagnetyczny, interferując przez chwilę z windą. Od dzieciństwa nie widziałem rozbłysku nuklearnego. Jedna ze zdroworozsądkowych teorii głosiła, że wojnę trzeba toczyć przy użyciu środków konwencjonalnych. Nie potrafiłem ocenić mocy ładunku, nie wiedząc, z jak daleka pochodzi błysk, ale brak chmury w kształcie grzyba świadczył o tym, że eksplozja miała miejsce wysoko ponad powierzchnią planety. To nie miało większego sensu: zrzucenie pocisku atomowego mogło oznaczać tylko wstęp do ataku konwencjonalnego, a obecna pora temu nie sprzyjała. Wybuchy na dużej wysokości też nie miały sensu — wojskowe sieci łączności zostały uodpornione na ataki impulsami elektromagnetycznymi.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Migotliwa wstęga. Tom 1: Pościg»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Migotliwa wstęga. Tom 1: Pościg» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Alastair Reynolds - Poseidon's Wake
Alastair Reynolds
Alastair Reynolds - On the Steel Breeze
Alastair Reynolds
Alastair Reynolds - The Six Directions of Space
Alastair Reynolds
Alastair Reynolds - L'espace de la révélation
Alastair Reynolds
Alastair Reynolds - Unendlichkeit
Alastair Reynolds
Alastair Reynolds - Chasm City
Alastair Reynolds
Alastair Reynolds - Otchłań Rozgrzeszenia
Alastair Reynolds
Отзывы о книге «Migotliwa wstęga. Tom 1: Pościg»

Обсуждение, отзывы о книге «Migotliwa wstęga. Tom 1: Pościg» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x