— Co robiłeś na orbicie, jeśli nie było cię stać na nasze ceny?
— Oczywiście poddawałem się skanowaniu. To nie jest tanie, jeśli zależy ci na dobrym usługodawcy, który ma odpowiednio przechować kopię.
— Och.
To skutecznie zamykało tę linię pytań. Mikserzy, z przyczyn ideologicznych sprzeciwiali się skanowaniu neuralnemu, argumentując, że dusza może być tylko podtrzymywana biologicznie, a nie uwięziona w jakiejś maszynie.
Mężczyzna pokręcił głową, jakby złamał jakąś solenną obietnicę.
— Rzeczywiście postąpiłeś głupio. Ale już o tym wiesz. Co się stało?
— W karuzeli byli Czarni Genetycy: cyrulicy, oferujący mniej więcej takie same usługi jak Mikserzy, ale znacznie taniej. Ponieważ moje zlecenie nie łączyło się z zasadniczą przebudową ciała, pomyślałem, że warto zaryzykować.
— A teraz przybiegłeś do nas z wywieszonym językiem.
Przesłałem mu najlepszy ze swych przepraszających uśmiechów, uspokajając się wyobrażeniem kilku interesujących i bolesnych sposobów zabicia go na miejscu.
— Z karuzeli wróciłem kilka tygodni temu — oznajmiłem. — I z moimi oczami nic się nie dzieje. Nadal wyglądają tak samo. Chciałbym wiedzieć, czy cyrulicy zrobili mi coś innego, poza oskubaniem mnie.
— To będzie kosztować. Bardzo bym chciał dodatkowo cię obciążyć za twoją głupią wizytę u cyrulików. — W pewnej chwili, ledwo dostrzegalnie, głos mu złagodniał. — A może jednak już dostałeś nauczkę. To zależy od tego, czy znajdę jakieś zmiany.
Potem nastąpiły bardzo nieprzyjemne manipulacje. Musiałem położyć się na kanapie, bardziej skomplikowanej i antyseptycznej niż u Dominiki, a potem czekać, aż Mikser unieruchomi moją głowę wyściełaną ramą. Nad moimi oczyma obniżyła się jakaś machina i wypuściła cienki jak włos odrostek, który lekko drżał jak zwierzęcy wąs. Sonda wędrowała nad mymi oczyma i odwzorowała je zająkliwymi impulsami niebieskiego laserowego światła. A potem — bardzo szybko, tak że czuło to się raczej jak jedno pojedyncze ukłucie zimna — wąs opadł mi w oko, porwał tkankę, cofnął się, przeniósł na inne miejsce i wszedł ponownie, może kilkanaście razy, za każdym razem próbkując wnętrze gałki na innej głębokości. Ale działo się to tak szybko, że nim zadziałał mój odruch mrugnięcia, maszyna wykonała swą pracę przeniosła się do drugiego oka.
— To wystarczy — powiedział Mikser. — Powinienem już móc rozpoznać, co zrobili ci cyrulicy, jeśli coś zrobili, i dlaczego się to nie przyjmuje. Powiedziałeś: kilka tygodni temu?
Kiwnąłem głową.
— Może jest jeszcze za wcześnie, by wykluczać sukces. — Miałem wrażenie, że mówi bardziej do siebie niż do nas. — Niektóre z ich terapii są raczej złożone, ale tylko te, które ukradli nam w całości. Oczywiście nie stosują oni marginesów bezpieczeństwa i używają nieaktualnych sekwencji.
Znowu usiadł w fotelu, rozwinąwszy konsolę, która natychmiast wyrzuciła displej zbyt zagadkowy, bym coś z tego rozumiał, wypełniony zmieniającymi się histogramami i skomplikowanymi polami tekstowymi wypełnionymi pełznącą alfanumeryką. W pomieszczeniu wyskoczyła w powietrzu ogromna gałka oczna półmetrowej średnicy, jak odcieleśniony szkic z notatnika Leonarda da Vinci. Mikser wykonał kilka zamaszystych gestów rękawicą i kawałki gałki ocznej odłączyły się, niczym kawałki tortu, odsłaniając głębsze warstwy.
— Są zmiany — oznajmił. Wcześniej, przez kilka minut, skubał swój podbródek i wkopywał się głębiej w wiszące oko. — Głębokie zmiany genetyczne, ale nie ma zwykłych sygnatur prac Mikserów.
— Sygnatur?
— Informacji o prawach autorskich, zakodowanych w nadmiarowe pary bazowe. Cyrulicy prawdopodobnie w tym wypadku nie skradli nam swoich sekwencji, bo pozostałyby oznaki projektowania Mikserów. — Pokręcił wymownie głową. — Nie. Ta praca nigdy nie została zapoczątkowana na Yellowstone. Jest dość złożona, ale…
Wydostałem się z kanapy i otarłem łzę spływającą z podrażnionego oka.
— Ale co?
— To niemal na pewno nie to, o co prosiłeś.
Wiedziałem, że tak będzie, ponieważ przede wszystkim nikogo o nic nie prosiłem. Ale okazałem zaskoczenie i irytację, wiedząc, że Miksera cieszy mój szok wywołany oszustwem dokonanym przez cyrulików.
— Wiem, jakie mutacje homeotyczne są niezbędne, by otrzymać źrenicę kota, i nie widzę większych zmian w żadnym z właściwych rejonów chromosomalnych. Ale widzę zmiany gdzie indziej, w obszarach, które w ogóle nie powinny zostać edytowane.
— Możesz powiedzieć coś konkretniej?
— Nie, w tej chwili nie. Sekwencje w większości łańcuchów są fragmentaryczne i to utrudnia rozpoznanie. Konkretne zmiany DNA normalnie wkłada retrowirus, którego konstruujemy — my albo cyrulicy — i programujemy tak, by spowodował właściwe mutacje związane z pożądanymi zmianami. W twoim przypadku — ciągnął — wirus chyba nie zreplikował się skutecznie. Jest mało nienaruszonych włókien, gdzie zmiany wyraziły się w pełni. To nieefektywne i może wyjaśniać, dlaczego zmiany nie zaczęły wpływać na makroskopową strukturę twego oka. Nie widziałem jednak nigdy czegoś podobnego. Jeżeli to naprawdę robota cyrulików, może to oznaczać, że stosują techniki, o których nic nie wiemy.
— To niedobrze, co?
— Kiedy kradną technologię od nas, jest przynajmniej jakaś gwarancja, że będzie działać albo nie będzie aktywnie niebezpieczna. — Wzruszył ramionami. — W tym wypadku obawiam się, że nie ma takiej gwarancji. Wyobrażam sobie, że już zaczynasz żałować tamtej wizyty. Ale raczej jest za późno na żale.
— Dzięki za współczucie. Zakładam, że skoro zmapowałeś te zmiany, możesz je także zlikwidować?
— Po pierwsze, to znacznie trudniejsze niż ich wprowadzenie. Ale można to zrobić, za odpowiednią opłatą.
— Nie zaskakujesz mnie.
— Więc skorzystasz z naszych usług?
Poszedłem ku drzwiom, przepuściwszy przed sobą Chanterelle.
— Zawiadomię was, zapewniam.
* * *
Czego Chanterelle spodziewała się po mnie? Czy wyobrażała sobie, że śledztwo Miksera wstrząśnie moją pamięcią i że nagle zdam sobie sprawę, co takiego jest nie w porządku z moimi oczyma i dlaczego są właśnie takie. Ja też chyba sądziłem, że natura moich oczu to coś, o czym czasowo zapomniałem, jakiś bardzo opóźniony aspekt mojej amnezji wskrzeszeniowej.
Ale nic takiego się nie wydarzyło.
Nie byłem mądrzejszy; przeciwnie — bardziej zaniepokojony, ponieważ wiedziałem teraz, że coś naprawdę się dzieje, nie mogłem już obojętnie traktować tego, że oczy zdają się żarzyć w mej twarzy. Od czasu przybycia do Chasm City w coraz większym stopniu zdawałem sobie sprawę ze zdolności, która nigdy wcześniej nie była moim udziałem: potrafiłem widzieć w ciemnościach, gdy inni ludzie potrzebowali gogli wzmacniających lub nakładek podczerwiennych. Pierwszy raz zauważyłem to — choć tak naprawdę tego nie rozpoznałem — kiedy wszedłem do zrujnowanego budynku, spojrzałem w górę i zobaczyłem schody, które zaprowadziły mnie w bezpieczne miejsce, do Zebry. Nie było tam dość światła, bym widział to, co widziałem, ale oczywiście miałem wtedy mnóstwo innych powodów do zmartwień. Później, kiedy linówka rozbiła się o kuchnię Loranta, wydarzyło się to samo. Wypełzłem z rozbitego wehikułu i zobaczyłem świnię z żoną na długo przedtem, nim oni zauważyli mnie — choć byłem jedyną osobą z tej grupy, która nie patrzyła przez nocne gogle. Ale wtedy adrenalina zbyt mnie oszołamiała, bym to analizował. Zlekceważyłem problem, choć tym razem znacznie trudniej przyszło mi o nim zapomnieć.
Читать дальше