— Dzięki za informację. Jest za kwadrans czwarta. Wybieram się do przystani, żeby spotkać się z Nickiem Williamsem i postanowić coś na jutro. Jeżeli będzie coś nowego, zadzwonię do ciebie wieczorem.
Ciao — powiedział Dale Michaels starając się, bez powodzenia, by zabrzmiało to w sposób wyrafinowany — i proszę, uważaj na siebie.
Carol z westchnieniem odłożyła słuchawkę. Pomyślała, czy nie powinna poświęcić minuty lub dwóch na zastanowienie się nad tym, dokąd z Dałem zmierzają. Albo nie zmierzają, bo w tym wypadku i tak może być. Myślała o wszystkim, co trzeba było zrobić. Zamknęła notes i wstała. Nie teraz, zdecydowała. Nie mam teraz czasu na myślenie o Dale’u. Ale jak tylko znajdę wolną chwilę w tym moim zwariowanym życiu, to pomyślę.
Carol była naprawdę wściekła, gdy szła z powrotem do zarządu przystani. Z ogniem w oczach podeszła do biurka informacyjnego. — Proszę pani — nieprzyjemnie odezwała się do Juliannę — jak już piętnaście minut temu mówiłam, miałam tu o czwartej spotkać się z Nickiem Williamsem i z Troyem Jeffersonem. A teraz, jak pani widzi, jest czwarta trzydzieści.
Wskazała zamaszystym gestem cyfrowy zegar, co zmusiło Juliannę do podniesienia oczu. — Obie niezależnie ustaliłyśmy, że pana Williamsa nie ma w domu — ciągnęła Carol — więc czy zamierza pani podać mi teraz numer telefonu pana Jeffersona, czy mam zrobić scenę?
Juliannę nie lubiła Carol, czy raczej jej pozy narzucającej się wyższości. Nie ustąpiła.
— Jak pani powiedziałam — odparła uprzejmie, ale podwyższonym, zjadliwym tonem — zwyczaje przystani zabraniają nam podawać numery telefonów niezależnych właścicieli łodzi i członków ich załóg. To tajemnica. Otóż gdyby miała pani u nas formalny czarter — kontynuowała smakując chwilę swego triumfu — to naszym obowiązkiem byłoby pomóc pani. Ale jak już mówiłam wcześniej, nie mamy żadnego dokumentu…
— Do cholery, wiem — odpowiedziała z wściekłością Carol. Cisnęła na biurko kopertę z fotografiami. — Nie jestem debilką. Już to przerabiałyśmy. Mówiłam pani, że miałam spotkać się z nimi tutaj o czwartej. Więc jeżeli chce mi pani pomóc, to proszę mnie skontaktować z pani zwierzchnikiem, zastępcą kierownika czy z kimkolwiek.
— Świetnie — powiedziała Juliannę rzucając Carol pełne wzgardy spojrzenie. — Jeżeli zechce pani tam spocząć, sprawdzę, czy uda mi się znaleźć…
— Nie zechcę — krzyknęła rozdrażniona Carol. — Chcę się z nim zaraz widzieć. To jest bardzo pilna sprawa.
A teraz proszę podnieść słuchawkę i…
— Czy coś nie tak? Może będę mógł pomóc. — Carol odwróciła się. Tuż za nią stał Homer Ashford. Obok, po prawej stronie bramy prowadzącej na nabrzeża, Greta rozmawiała cicho z wielką, masywną kobietą. (To Ellen.
Teraz ją sobie przypominam, pomyślała Carol.) Ellen uśmiechała się do Carol. Greta wprost przeszywała ją spojrzeniem.
— O, kapitan Homer, cześć — powiedziała słodko Juliannę — Miło, że pan pyta, ale nad wszystkim chyba panuję. To panna Dawson po prostu dawała mi do zrozumienia, że nie akceptuje mojego wyjaśnienia zwyczajów przystani. Zamierza czekać, aż…
— Może pan potrafi mi pomóc — przerwała Carol nie słuchając. — Miałam tu mieć o czwartej spotkanie z Nickiem Williamsem i z Troyem Jeffersonem. Nie pojawili się.
Czy zna pan przypadkiem numer telefonu Troya?
Kapitan Homer popatrzył na nią podejrzliwie i wymienił porozumiewawcze spojrzenie z Ellen i Greta. Z powrotem zwrócił się do Carol. — No, to prawdziwa niespodzianka ponownie panią tu spotkać. Bo właśnie rozmawialiśmy o pani dzisiaj rano mając nadzieję, że przyjemnie spędziła pani wolny czas w Key West. — Przerwał czekając na efekt. — Właśnie, ciekawe, dlaczego znowu pani tu przyszła, zaraz na następny dzień? Bo, o ile dobrze słyszałem, pragnie pani widzieć Williamsa i Jeffersona w nadzwyczaj pilnej sprawie. To chyba nie ma nic wspólnego ze sprzętem, który wczoraj pani tu przyciągnęła, co? Albo z tą małą, szarą torbą, której Williams pilnuje od zeszłej nocy?
Ho, ho, pomyślała Carol, gdy Greta i Ellen krążyły wokół niej. Jestem otoczona. Kapitan Homer zamierzał wziąć zalakowaną kopertę leżącą na biurku Juliannę, ale Carol powstrzymała go.
— Jeżeli nie ma pan nic przeciwko, kapitanie Ashford, — powiedziała dobitnie odsuwając jego ręce od koperty i wkładając ją po pachę. Ściszyła głos. — Chciałabym z panem porozmawiać na osobności — spojrzała wymownie na dwie kobiety. — Czy możemy na chwilę wyjść na parking?
Homer łypnął oczami jak paciorki. Potem jego twarz przystroił ten sam obleśny uśmiech, który Carol widziała na Ambrosii. — Oczywiście, moja droga — powiedział.
Wyszedł z Carol i od drzwi krzyknął do Grety i Ellen.
— Czekajcie tutaj, ja tylko na chwilę.
Potrzeba jest matką wynalazku, pomyślała sobie Carol, gdy wyprowadziła Homera Ashforda za drzwi. To wynajduj, suko. Zaraz. W tej chwili!
Spacerem podeszli na parking. Carol odwróciła się w pół kroku od Ashforda z konspiracyjną miną. — Wie pan, domyślił się pan, dlaczego tu jestem — powiedziała. — Nie chciałam, żeby to tak wyszło. Wydawało mi się, że byłby z tego lepszy materiał, gdyby nikt nie wiedział, że to robię.
Ale jak na mnie jest pan za bystry. — Homer głupkowato wyszczerzył zęby. — Ale prosiłabym pana, żeby jak najmniej ludzi o tym wiedziało. Może pan powiedzieć swojej żonie i Grecie, ale proszę, już nikomu więcej. Herald chce, żeby to było z zaskoczenia.
Homer wyglądał na zakłopotanego. Carol wychyliła się i prawie że wyszeptała mu do ucha. — Cała kolumna sobotniego magazynu. Czwarty tydzień kwietnia. Niesamowite, co? Roboczy tytuł „Marzenie: być bogatym”.
Relacje o ludziach takich jak pan, jak Mel Fisher, jak ta czwórka z Florydy, z której każdy wygrał ponad milion dolarów na loterii; o tym, jak nagły przybytek odmienia ludzkie życie. Robię cały materiał. Zaczynam od skarbu ze względu na kwestie ogólne.
Wiedziała, że kapitan Homer waha się. Zmyliła jego czujność. — Wczoraj po prostu chciałam szybko sprawdzić pana łódź, zobaczyć jak pan żyje, jak można by to sfotografować. Trochę się zdenerwowałam, gdy tak szybko mnie pan rozpoznał. Ale już zaplanowałam, żeby najpierw wyruszyć z Williamsem. — Carol roześmiała się. — Mój sprzęt do poszukiwania skarbów z MOI zmylił go. Jemu nadal wydaje się, że jestem najprawdziwszą poszukiwaczką skarbów. Prawie że skończyłam z nim wczoraj. Dzisiaj przyjechałam z powrotem tylko po to, żeby dokończyć parę drobnych spraw.
Czujność opuściła Homera Ashforda, gdy Carol powiedziała o tym, że zmyliła Nicka Williamsa, ale nawet teraz nie był pewien, czy wierzyć w tę gładką historyjkę dziennikarki. Myślał sobie, że była prawdopodobna. Nadal jednak nie rozstrzygnięta pozostawała pewna kwestia. — Ale co takiego Williams nosi w tej torbie? — zapytał.
— To nic takiego — powiedziała Carol wyczuwając jego nieufność. Uniosła brwi i znowu roześmiała się. — Czy raczej, prawie nic. Wydobyliśmy wczoraj po południu bezwartościową starą ozdobę. Mogłam więc sfotografować przebieg akcji wydobywania. Powiedziałam mu, żeby dzisiaj dał to do oszacowania. Myśli, że jestem dziwaczka.
Trzyma to w torbie, bo go to krępuje i nie chce, żeby ktokolwiek go z tym zauważył.
Carol lekko trąciła kapitana Homera łokciem w żebra.
Kręcił głową. Docierało do niego, że słyszy zręczne łgarstwo, ale widać na tyle zręczne, że nie mógł przeniknąć podstępu. Na chwilę zmarszczył brwi. — To, jak się domyślam, chce pani z nami porozmawiać, gdy pani skończy z tamtymi dwoma…
Читать дальше