Ben Bova - Wędrowcy
Здесь есть возможность читать онлайн «Ben Bova - Wędrowcy» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1994, Издательство: Orion, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Wędrowcy
- Автор:
- Издательство:Orion
- Жанр:
- Год:1994
- Город:Warszawa
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Wędrowcy: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Wędrowcy»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Lee Dubridge
Wędrowcy — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Wędrowcy», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
— Tak. Moja żona ma na imię Maria…
— Nie tak szybko — rzekła i ołówkiem zrobiła znaczek w odpowiednim kwadraciku.
— Dzieci?
— Nie mam.
— Imię żony?
— Maria.
— Nazwisko panieńskie?
— Kirczatowska.
Odpowiedź nie zrobiła na agentce żadnego wrażenia. Najwyraźniej nie miała pojęcia, że major Markowa może uczynić jej życie bardzo przykrym.
— Jak długo jesteście żonaci?
— Przez całe życie.
Spojrzała na niego ostro.
— Co takiego?
Markow uśmiechnął się łagodnie. „Ma całkiem ładną twarz — pomyślał. — Ciekawe, co by zrobiła, gdybym przechylił się przez stół i skubnął ustami tę jej ponętną dolną wargę.”
— W styczniu będzie dwadzieścia cztery lata — odparł.
Zerknęła znów na listę i coś na niej zaznaczyła. Potem podniosła wzrok i ich oczy spotkały się.
— Dwadzieścia cztery lata i bez dzieci?
— Cierpię na przykrą chorobę — skłamał Markow wesoło.
— Czy jesteście… impotentem? — Ostatnie słowo wypowiedziała szeptem.
Markow wzruszył ramionami.
— Powody są psychologiczne. Czasami, bardzo rzadko, gdy znajdę piękną i kochającą kobietę, jestem jak tygrys. Ale z większością kobiet… nic nie wychodzi…
— Ale jak wasza żona…?
Drzwi pokoju, gdzie siedzieli, gwałtownie się otwarły i wszedł przez nie krępy mężczyzna w mundurze kapitana.
— Kiedy skończycie wypełniać ten formularz? — spytał agentkę. — Pułkownik czeka.
Wstając z krzesła i spoglądając na młodego kapitana z wysokości swych stu osiemdziesięciu pięciu centymetrów wzrostu, Markow zasugerował:
— Jeśli jesteście pewni, że nie jestem ani szpiegiem, ani mordercą, być może mógłbym się teraz spotkać z pułkownikiem, a potem powrócić tutaj i udzielić odpowiedzi na resztę pytań.
Również agentka podniosła się ze swego krzesła.
— Albo może skończę ten wywiad po godzinach pracy — powiedziała.
— Och, nie chciałbym wam sprawiać kłopotu — odparł Markow ostrożnie.
— Często zostaję w biurze po pracy — mówiła. — A te formularze to rutyna. Nie ma w nich nic delikatnego. Możemy nawet skończyć wywiad w waszym mieszkaniu, profesorze, jeśli to wam odpowiada.
— Nie przeprowadzamy wywiadów w prywatnych mieszkaniach! — warknął kapitan.
Markow sięgnął po swe krzesło ze smutnym wzruszeniem ramion.
— Dobrze więc. Będę chyba musiał skończyć ten wywiad tutaj i narazić pułkownika na czekanie.
— Nie ma mowy — zdecydował kapitan. — Zobaczycie się z pułkownikiem teraz, a potem wrócicie tutaj i dokończycie wywiadu. Bez względu na to, jak długo będzie to trwało.
— Wasza wola — zgodził się potulnie Markow i ukradkowo mrugnął do agentki.
— Do zobaczenia w tym pokoju — powiedziała, nie dając nic po sobie poznać. — Bez względu na to, jak późno to będzie.
Markow, podążając za kapitanem, z trudem tłumił śmiech. Ściany korytarza, którym szli, były pozbawione wszelkich ozdób i choć zostały prawdopodobnie niedawno pomalowane na nowo, wyglądały ponuro, niemal obskurnie. Co chwila mijali się ze śpieszącymi gdzieś mężczyznami i kobietami, w większości umundurowanymi. Chociaż Markow nie dostrzegał nigdzie kamery telewizyjnej, miał uczucie, że jest bez przerwy obserwowany.
Kapitan wprowadził ich do sekretariatu, gdzie siedziała za biurkiem pulchna kobieta w średnim wieku. Miała przed sobą elektryczną maszynę do pisania, a po lewej stronie dwa telefony. Obrzuciła Markowa krytycznym spojrzeniem, podobnym do tego, które często widywał u swej żony, tak iż odruchowo wygładził swe włosy i brodę. Potem bez słowa wskazała drzwi za swym biurkiem.
Kapitan dał Markowowi znak, by szedł za nim, i zbliżywszy się do drzwi, zapukał jeden raz, po czym powoli i ostrożnie otworzył je.
„Do licha! — pomyślał Markow. — Chyba wszyscy stracili tu mowę. Czy jesteśmy w świątyni?”
Kapitan nie przestąpił progu, lecz zrobił w stronę Markowa gest, by wszedł do środka. Markow znalazł się w zbytkownie urządzonym gabinecie. Wielkie biurko z czarnego, wypolerowanego drzewa, a za nim dwie skrzyżowane flagi. Perskie dywany na podłodze. Okna wychodzące na Plac Czerwony. Skórzane fotele ustawione równo przy jednej ścianie, a na niskiej szafce — błyszczący samowar.
W gabinecie nie było nikogo. Już Markow miał się odwrócić w stronę kapitana, gdy drugie drzwi, w głębi gabinetu otworzyły się i pojawiła się w nich kobieta. Markow rozpoznał w niej swą żonę.
— Maria! Czy to twoje biuro? — zawołał.
Miała na sobie beżowy mundur, w którym wydawała mu się jeszcze bardziej przysadzista niż zazwyczaj.
— Moje biuro? — zaśmiała się. — Dobre sobie! Moje biuro jest mniejsze niż biurko pułkownika.
— Och!
— No chodź, chodźże wreszcie. Oni tam czekają.
Skierowali się oboje ku przylegającemu do gabinetu pokojowi czy raczej sali konferencyjnej. Było tu niemal ciemno od dymu papierosianego fajkowego, produkowanego bez przerwy przez dwadzieścia osób obu płci, siedzących po obu stronach długiego stołu. Markowa tak zaswędziało w nosie, że aż kichnął.
Na honorowym miejscu przy końcu stołu siedział pułkownik — kluskowaty człowieczek o małych, świńskich oczkach. Maria przedstawiła wszystkich zebranych Markowowi, ale było ich tak wiele, że zaraz zapomniał wszystkie nazwiska z wyjątkiem nazwiska akademika Bułaczowa — przewodniczącego Radzieckiej Akademii Nauk i wysokiej klasy astronoma.
Trochę niepewnie Markow usadowił się przy stole we wskazanym przez żonę miejscu — między sekretarką, trzymającą na kolanach notatnik, a drobnym, łysym człowieczkiem, który paląc długiego i cienkiego papierosa, nerwowo puszczał kłęby dymu. Markow zauważył, że jego sąsiadka miała spódniczkę powyżej kolan, ale jej nogi nie były w jego guście.
— A więc możemy zaczynać — rzekł pułkownik, kiwnąwszy głową.
Markow przysłuchiwał się w milczeniu wypowiedziom różnych osób na temat dziwnych impulsów radiowych, dochodzących z Jowisza. Były one nałożone na naturalne szumy radiowe produkowane przez ten glob. Czy mogło chodzić o jakieś sygnały istot inteligentnych? O jakiś kod? Jakiś język?
Jeden z wojskowych, siedzących obok pułkownika, potrząsnął stanowczo głową.
— Sądzę, że jest to amerykański statek kosmiczny, umieszczony na bardzo wydłużonej orbicie.
— Całkiem możliwe — zgodził się mężczyzna siedzący obok Markowa.
— Tajny statek wysłany na Jowisza — precyzował swą myśl oficer.
— W jakim celu?
Oficer wzruszył ramionami.
— Nie jestem z wywiadu. Niech oni to wyjaśnią.
— Nie mamy informacji o wysłaniu takiego statku przez Amerykanów — rzekła blada, siwa kobieta siedząca w połowie stołu. — Wątpię, czy udałoby się Amerykanom ukryć przed nami ten fakt.
— A Niemcy? Mają teraz poligon rakietowy w Brazylii.
— Owszem, ale jest pod naszą ścisłą obserwacją — odparła kobieta. — A poza tym ten poligon nie jest przystosowany do wysyłania statków na inne planety.
— A więc to muszą być jednak Amerykanie — dowodził oficer.
„Albo Jowiszanie” — pomyślał Markow.
— To nie jest statek kosmiczny — powiedział akademik Bułaczow aksamitnym głosem. — Impulsy promieniowania radiowego pochodzą z samej planety. Jesteśmy tego pewni.
— Czy Amerykanie też odebrali te sygnały? — spytał pułkownik, najwyraźniej niezadowolony z powodu nawiązania przez Bułaczowa do teorii statku kosmicznego.
— Dokonaliśmy komputerowego przeglądu amerykańskich pism naukowych — odezwał się jeden z młodszych cywilów. — Ale nie znaleźliśmy ani słowa na ten temat.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Wędrowcy»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Wędrowcy» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Wędrowcy» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.