— Rada powinna uwierzyć. To jest dla was najlepszym wyjściem. Jeśli będziecie starali się nas zatrzymać, czy też zechcecie pozbawić nas życia, nasi towarzysze nie puszczą tego płazem.
— Jak mam to rozumieć? — spytał Łoś.
— Wystarczy, by nasz statek przeleciał nisko nad waszą planetą, a wszystko zostanie obrócone w popiół.
— Czy mam to traktować jak groźbę, czy też jak zwykły szantaż?
— Ani jedno, ani drugie, Łoś. Przybyliśmy do was z przyjaznymi zamiarami, a nie po to, by wyrządzić wam jakąkolwiek krzywdę. Każdy, nawet najmniejszy przedmiot, który zabieraliśmy z sobą na waszą planetę, był uprzednio dokładnie odkażony. Na pewno sprawdziliście już w laboratorium nasze rzeczy, a także pożywienie, i wiecie, że mówię prawdę. Poza tym to, chyba oczywiste, że jeden statek kosmiczny nie jest w stanie skolonizować całej planety. W waszym interesie leży to, żebyśmy się rozstali w zgodzie. Ale jeśli nam nie wierzycie, przygotujcie się po naszym odlocie do obrony. Wcześniej niż za trzydzieści dwa lata świetlne nie możemy się tu zjawić, a na waszej planecie upłyną wówczas wieki.
Alek umilkł. Łoś też milczał, zdawał się posępny i przygnębiony.
— Dziękuję za szczerość — powiedział. — Ja osobiście wierzę ci, ale decyzję może podjąć tylko Rada. Jutro dowiesz się, jakie zajęła stanowisko.
Wkrótce się rozstali. Alek i Dirak ruszyli do wyjścia długim korytarzem.
— Sądzę, że stary jest po naszej stronie — powiedział Dirak.
— Dlaczego? — uśmiechnął się Alek.
— Twoje argumenty były nadzwyczaj logiczne, a to są istoty rozumne, więc na pewno te argumenty trafią im do przekonania. Nie musimy się obawiać, że będą działać pod wpływem emocji…
Ekran rozjaśnił się i Alek ujrzał przed sobą zaniepokojoną twarz Kazimierza.
— Alek! — wykrzyknął pilot. — Co się stało?
— Nic szczególnego — powiedział Alek. — Już jest wszystko w porządku. Mieliśmy pewne kłopoty.
— Z motylami?
— Motyle przeobraziły się w gąsienice. Chcesz je zobaczyć?
— Skoro nie mam innego wyboru — roześmiał się Kazimierz.
Przez dłuższą chwilę Kazimierz z zainteresowaniem wpatrywał się w obrazy na ekranie.
— Niezła architektura — powiedział. — Wysokie drzwi! Czy gąsienice podczas chodzenia przyjmują postawę pionową?
— Zaraz zobaczysz. Ale te ich budynki mają pewne mankamenty. Otóż schody na przykład przypominają dziecięce zjeżdżalnie. To nie lada wyczyn wejść po czymś takim na drugie piętro.
— A to wasi gospodarze? — zdumiał się Kazimierz.
— Nie podobają ci się?
— Brrr! Pewnie śnią ci się po nocach.
— Przy bliższym poznaniu sprawiają nawet wrażenie sympatycznych. A poza tym mają ogromną zaletę. Możesz się nie obawiać, że na przykład zaproszą cię do tańca. Są całkowicie głuchonieme.
— Coś podobnego! — Kazimierz z uwagą przyglądał się gąsienicom. — Może masz rację. Można się do ich widoku przyzwyczaić. Badacze Alfagei byli w sytuacji o wiele gorszej niż ty. Ale powiedz, Alek, co się właściwie wydarzyło?
— Później ci to powiem, w każdym razie teraz jesteśmy w dobrych stosunkach. Prowadzimy nawet dyskusje filozoficzne.
— Na jaki temat?
— Stary jak świat, oczywiście.
— Alek, ty coś ukrywasz przede mną. Gdzie jest Dirak?
— Możesz się o niego nie obawiać. Zachował pełną sprawność. Gospodarze początkowo traktowali nas jak swoich jeńców, ale teraz jesteśmy już wolni. Pod jednym warunkiem — że udowodnimy istnienie statku.
Zły grymas wykrzywił twarz pilota.
— To żaden problem…
— Kazimierzu, błagam cię, nie rób głupstw. Do ciebie mam tylko jedną prośbę. Dziś o jedenastej wieczorem wypuść rakietę sygnalizacyjną.
— Czy jesteś pewien, że nic ci nie grozi? — zapytał pilot.
— Jestem pewien, stary.
— Jak długo jeszcze zostaniesz na planecie?
— Myślę, że nie więcej niż dziesięć dni.
— Mimo wszystko uprzedź ich, że jeśli coś się stanie z wami, rozbiję tę planetę jak bańkę mydlaną…
— Nie wiedziałem, że jesteś taki krwiożerczy — uśmiechnął się Alek. — Ale powiedz coś o sobie. Jak się czujesz?
— Cóż ci mogę powiedzieć — wzruszył ramionami Kazimierz. — Nudzę się straszliwie… Mam ochotę włączyć Diraka, żeby mieć do kogo otworzyć usta.
— Niezła myśl, ale nie zapomnij go schować, jak wrócimy na statek.
— Dlaczego?
— Jakby ci to powiedzieć… Wydaje mi się, że Dirakowi numer jeden będzie przykro, kiedy zobaczy swoje drugie ja.
Kazimierz roześmiał się.
— Nic się nie zmieniłeś, fantasto — powiedział. — Nie zapomnij pozdrowić Diraka. Może towarzystwo tych gąsienic spowodowało, że obudziły się w nim jakieś uczucia…
— Bagrationow nie wykluczał takiej możliwości… Ja już muszę iść, ale od dzisiaj będziemy w stałym kontakcie.
— Zaprosili cię na bankiet?
— Chwała Bogu, to mnie ominęło. W ich menu nie ma niczego innego poza chlorofilem, a niekiedy i ten chlorofil jest sztuczny.
— No to ci nie zazdroszczę!
— Do widzenia, Kazimierzu!
Ekran zgasł.
Alek siedział na miękkim stołku bez oparcia i zastanawiał się, jak się to dzieje, że ludzka świadomość tak szybko przystosowuje się do najbardziej niezwykłych sytuacji. Obecnie wszystko, co go otaczało, wydawało mu się naturalne, przestało go dziwić. Nawet włochate oblicze Łosia przypominało mu twarz ludzką. Mimo to nie mógł powstrzymać się od uśmiechu, kiedy prezydent planety War z niezwykłą zręcznością począł wspinać się po pionowej ścianie w kierunku umieszczonej pod samym sufitem szafki bibliotecznej. Wkrótce równie szybko znalazł się na dole niosąc w przednich kończynach metalową płytę przypominającą grawiurę.
— To jest wizerunek pierwszego Łosia na naszej planecie. Nazywano go Łoś Filozof.
Alek popatrzył na niego zdziwiony.
— Dirak mówił mi, że taka nauka jak filozofia u was nie istnieje.
— To prawda. Obecnie jej nie ma. Przed trzystu laty skasowano ją na mocy specjalnego dekretu.
— Trudno byłoby nazwać ten fakt potwierdzeniem wolności myśli.
— Nie wiem, co właściwie rozumiecie pod słowem wolność. Dla nas, najogólniej to ujmując, wolność to brak przymusu.
— Zgadza się, mniej więcej o to mi chodziło.
— U nas nie ma przymusu. U nas każda jednostka ma zagwarantowaną wolność w granicach określonych przez prawa i tradycję.
— My trochę szerzej rozumiemy pojęcie wolności. Nie przeszkadzamy ludziom myśleć, có chcą. Mogą wypowiadać swoje myśli, mogą je zapisywać.
— Nie wiem, czy to słuszne — zastanawiał się Łoś.
— Ciekaw jestem, z jakiego powodu skasowaliście filozofię?
— Okazała się niepotrzebna. Nasza filozofia chciała odkryć prawa rozwoju, a tymczasem wyprzedziła ją nauka. A jeśli chodzi o główny cel i prawa, do których należy się stosować, uznaliśmy, że to nie może być nic innego, niż to, co nam podsuwa natura. Dlatego głównym naszym celem jest rozwój jednostki dążącej od stadium niższego do wyższego.
— Tak, to jest jasne i proste! — mruknął Alek. — Ale mimo wszystko przypuszczam, że były też inne poglądy na ten temat.
— Oczywiście — przyznał Łoś. — Szczególnie popularna była szkoła monistów, którzy bronili poglądów przypominających wasze poglądy. Uważali, że natura istot rozumnych powinna być jednorodna i niepodzielna, że wszelkie nauki powinny dążyć do tego, by zapewnić jej tę jednorodność. Monistą był również jeden z naszych sławnych filozofów, nazywano go Ciemnoniebieski. Zaraz ci go pokażę.
Читать дальше