— Alek odzyskał pełną świadomość — powiedział. — Przede wszystkim zapytał o ciebie.
W metalowym korpusie robota coś zadźwięczało.
— Dziękuję — powiedział w języku istot z planety War. — Mogę go już zobaczyć?
— Oczywiście — zgodził się Łoś. — Ale żeby nie tracić czasu, pokażemy ci go teraz na ekranie telewizyjnym.
Łoś nacisnął kontakt, i na szerokim srebrzystym ekranie pojawiła się twarz Alka. Był blady, osowiały, wyglądał jak człowiek, który przebył ciężką chorobę. Ale kiedy zobaczył Diraka, oczy mu się rozjaśniły i lekki rumieniec wystąpił na policzki.
— Witaj, Dirak! — zawołał.
— Witaj, Alek! Jak się czujesz?
— Możliwie! Ale najdziwniejsze jest to, że po raz pierwszy od długiego czasu czuję się naprawdę głodny.
— Nie dają ci jeść?
— Dostaję jakiś wstrętny syrop. Zdaje się, że nasi gospodarze nie przywiązują wagi do wrażeń smakowych.
Dirak przerwał na chwilę, by przetłumaczyć Łosiowi rozmowę z Alkiem. Kiedy otrzymał od niego odpowiedź, znów zwrócił się w stronę ekranu:
— Łoś powiedział, że jedzenie było odpowiednio bogate w kalorie i witaminy. Właśnie takie, jakie powinien otrzymywać rekonwalescent.
— Ty umiesz się z nimi dogadać? — spytał oszołomiony Alek.
— Owszem, umiem, choć w dosyć osobliwy sposób.
— Może to i było kaloryczne — westchnął Alek. — Ale mówiąc szczerze, marzy mi się kura w rosole…
— Niestety, Alek — powiedział z powagą Dirak. — Na tej planecie nie istnieje nic innego poza gąsienicami i motylami…
— Tak, rozumiem… Ale może mi wyjaśnisz, co się właściwie ze mną stało.
— Nic szczególnego… To był tylko niewielki szok elektryczny…
— Nie był znów taki niewielki — uśmiechnął się Alek. — Jeszcze do tej pory głowę mam jak ze szkła.
— Łoś powiedział, że dadzą ci coś z naszych zapasów żywności. Czy masz jeszcze jakieś inne życzenia?
— Życzenia?… Dirak, te dziwne istoty nie mają w ogóle czegoś takiego jak łóżka i krzesła. Nie mówiąc już o poduszkach czy materacach. Plecy mi drętwieją od tych wszystkich twardych, gładkich płaszczyzn…
Niełatwo było Dirakowi przełożyć słowa Alka, ale gospodarz zorientował się, o co chodzi.
— Oczywiście, mamy również miękkie materiały — powiedział. — Postaramy się zmienić…
Dirak powtórzył to Alkowi, a potem zdecydował się szybko zakończyć rozmowę.
— Teraz odpoczywaj, przychodź do zdrowia. Muszę cię uprzedzić, że czeka nas sporo roboty.
Dirak spędził w bibliotece jeszcze trzy dni. Przez cały czas tylko Łoś zaglądał do niego kilka razy. Gospodarz był zadowolony z postępów swego ucznia. W końcu trzeciego dnia przeprowadził długą, wnikliwą dyskusję z robotem. Dirak zrozumiał, że Łoś przygotowuje się do swojej pierwszej rozmowy z człowiekiem.
Stali na tarasie instytutu lecznictwa, położonego wśród lasów. Tutejszy krajobraz bardziej niż w innych zakątkach przypominał krajobraz Ziemi. Szczególnie swojsko wyglądały drzewa podobne do gigantycznych krzaków, obsypanych mnóstwem wielkich, jaskrawych kwiatów. Powietrze było tu chłodniejsze i bardziej wilgotne. Czuło się w nim słony zapach oceanu. Gąsienice starały się nie zakłócać im spokoju. I teraz też nikt im w rozmowie nie przeszkadzał. Alek uważnie słuchał rzeczowej relacji Diraka.
— War jest jedną z trzech planet, które krążą wokół gwiazdy nazywanej tutaj Zita — mówił robot. — Na planecie, znajdującej się najbliżej gwiazdy nie ma życia. Przypomina ona pod wieloma względami naszą planetę Merkury. Na drugiej planecie natomiast rozwinęły się bogate formy życia, podobne do tych, jakie istniały u nas w erze mezozoicznej…
— Naprawdę? — Alek był zaskoczony. — Wypada wobec tego osobiście się o tym przekonać.
— To nie będzie łatwe. War w porównaniu z innymi jest młodą planetą. Jej pierwotna, najstarsza fauna niewiele różniła się od ziemskiej. Ale w paleolicie po raz pierwszy pojawił się błękitny motyl. Właśnie jego larwy, gąsienice spowodowały zasadniczy przełom w rozwoju gatunków zwierzęcych. Mówiąc krótko, po prostu zaczęły ingerować w dalszy rozwój tych gatunków. W odróżnieniu od innych żywych istot, rozporządzały niezwykłą bronią — ładunkiem elektrycznym. Nie byłoby to jakimś nowym zjawiskiem w przyrodzie, gdyby nie fakt, że siła tego ładunku była ogromna. Zresztą sam się mogłeś o tym przekonać. Ciebie na przykład wcale nie mieli zamiaru zabić. Chcieli jedynie oszołomić.
— I udało im się to, nie ma co — mruknął Alek. — Czuję, że będę już oszołomiony do końca życia.
— Początkowo gąsienice zabijały inne żywe istoty tylko w celach samoobrony — ciągnął Dirak. — Pożywienie gąsienic jest wyłącznie roślinne. Wobec tego nie zależało im na zachowaniu przy życiu jakiegokolwiek gatunku zwierzęcego. Później zaczęły świadomie trzebić wszelkie żywe stworzenia, ażeby zapewnić sobie całkowite bezpieczeństwo, a szczególnie zapewnić je motylom, które są całkowicie bezbronne…
— W której fazie rozwoju wcześniej występuje świadomość, u gąsienic czy u motyli? — spytał Alek.
— Moim zdaniem u gąsienic — powiedział Dirak. — Ale oczywiście gąsienice nigdy mojej hipotezy nie potwierdzą. Dla nich motyle bez względu na wszystko są istotami doskonalszymi. Faktem jest jednak, że właśnie po raz pierwszy u gąsienic wystąpiły elementy pracy i organizacji życia społecznego. Oczywiście życie społeczne powstało tu na innej bazie, było uwarunkowane koniecznością zorganizowania ochrony gatunku w warunkach niesprzyjającej atmosfery. Szczególnie chodziło o ochronę motyli. Wkrótce potem, jak zostały wyniszczone wszystkie wyższe organizmy zwierzęce na planecie, przyszła kolej na owady, pasożyty i tym podobne. Pozbywano się ich przede wszystkim za pomocą środków chemicznych…
— Cóż to za krwiożercze plemię! — wykrzyknął Alek.
— Mylisz się! To słowo nie istnieje w ich słowniku. Nie istnieją również takie pojęcia, jak nienawiść, okrucieństwo, chciwość i tym podobne. Takich określeń, jak szczęśliwy, radosny, smutny używają jedynie w odniesieniu do motyli. Gąsienice nie mają życia emocjonalnego w ziemskim tego słowa znaczeniu.
— To niesłychane — zdziwił się Alek.
— Ale prawdziwe — powiedział spokojnie robot. — Ich istnienie określone jest prawami przyrody. Nie są bezpłciowe w dosłownym tego słowa znaczeniu, natomiast pozbawione są pociągu płciowego. Instynkt przedłużania rodu przejawia się u nich w trosce i opiece, jaką sprawują nad motylami, i w dążeniu do tego, by osiągnąć tę fazę w najlepszej formie. To dążenie ich jest tak silne, że podporządkowało sobie wszystkie zjawiska życia społecznego.
— Nie brzmi to zbyt naukowo — zażartował Alek.
— Dla mieszkańców planety War jest to z całą pewnością uzasadnione naukowo — powiedział robot. — Rozwój ich społeczeństwa, oparty na takich zasadach, oczywiście musi przebiegać zupełnie inaczej niż rozwój ziemskiego. Przede wszystkim nie znają takich pojęć, jak rasa czy naród. Na tej planecie nie było nigdy wojen, prowadzili jedynie wojnę z innymi gatunkami zwierzęcymi. Nie wiedzą, co to podziały klasowe i walka klasowa. Od początku istnienia aż do tej chwili żyją kolektywnie i można by nawet powiedzieć, że jest to społeczeństwo komunistyczne, gdyby nie to, że nie znajduje tu zastosowania zasada: „każdemu według potrzeb”…
— Nie rozumiem.
— To zupełnie proste. Nie istnieje u nich pojęcie „potrzeba”. Potrzeb nie mają. Od życia biorą tylko to, co jest konieczne. Wszystkie marzenia, nadzieje, pragnienia występują w ich drugim życiu — w fazie motyli. Tego drugiego życia nie traktują zresztą jak religii czy idei — jest to dla nich naturalny stan. A ponieważ pozbawione są uczuć i pragnień, to, co się dzieje z nimi w czasie teraźniejszym, jest im w pewnym sensie obojętne.
Читать дальше