Gleb Anfiłow - Ostatni z Atlantydy
Здесь есть возможность читать онлайн «Gleb Anfiłow - Ostatni z Atlantydy» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Ostatni z Atlantydy
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Ostatni z Atlantydy: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Ostatni z Atlantydy»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Ostatni z Atlantydy — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Ostatni z Atlantydy», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
— Byle się z nimi tylko nie zapoznać zbyt blisko! A jednak bardzo bym chciał tutaj jeszcze powrócić i urządzić tym podziemnym mieszkańcom jakieś weselsze życie…
— Wiesz co mi przyszło do głowy? — nagle powiedział Władysław. — Czyżby na tej całej planecie było tylko jedno państwo i tylko jeden rząd?
Prawda, że planeta jest znacznie mniejsza niż Ziemia, ale mimo wszystko… A co się dzieje w tej chwili w innych miastach czy wsiach?
Kazimierz zaczął przerzucać kartki książki.
— Zdaje mi się, że ten uczony glegani napisał tylko o tym, co się dzieje u nich… Ale widzę jeszcze coś… Tylko że nic nie rozumiem, jakoś bardzo mętnie napisane. Jest dużo imion własnych i nazw, których ja nie spotkałem i „Ling” nie wyjaśnił. Wygląda na to, że istnieje jakieś inne państwo. Wiesz co, spróbuję zapytać o to Ini.
Przysiadł się do Ini, który nadal pozostawał bez ruchu. Kazimierz napisał pytanie na arkusiku papieru, wręczył go Ini z poleceniem przeczytania. Ini dość szybko przeczytał i cichym, szczebioczącym głosem zaczął opowiadać. Kazimierz zatrzymał go gestem, podał ołówek i podsunął papier. Ini posłusznie zaczął pisać. Władysław z niepokojem śledził tę korespondencję.
— A niech to wszyscy diabli! — nagle krzyknął Kazimierz. — Ci władcy są gorsi od glegów. Posłuchaj, co oni nawyrabiali! Jak wrócę, własnoręcznie ich powystrzelam, słowo honoru!
— Nie dawaj słowa — uśmiechnął się Władysław. — Do nas należy zniszczyć glegi. W pozostałych sprawach poradzą sobie tutejsi mieszkańcy sami, możesz być pewien. U nas na Ziemi też rozmaicie się zdarzało, a jakoś ludzie sobie sami dali radę, chociaż zapłacili wysoką cenę.
— Masz na myśli erę atomową?
— Nie tylko. Różnie bywało.
— Masz rację. A jednak, to świństwo, co się tutaj dzieje. Władcy, jak schodzili pod ziemię, ogłosili, że boją się napaści ze strony innego państwa. I wysłali tam glegi. To tak jakby bomby bakteriologiczne. A tam nie było ani szczepień, ani schronów podziemnych, ani żadnych możliwości obrony. Wyobrażasz sobie? Ini nie wie, co się z tamtymi stało.
Na pewno wszyscy przekształcili się w glegani i spokojnie, bez niczyjej pomocy i obrony, po trochu wymierają. Przecież są bezradni jak dzieci.
— Psiakrew! — krzyknął Władysław. — Teraz to i ja mam takie wrażenie, jak gdybyśmy ich porzucali na łaskę losu…
— No widzisz!
— Głupie uczucie. Co na to poradzić? Posłuchaj, Kaziu. Czy oni nie mają już żadnej łączności z innymi miastami i państwami? Radiem nie mogą się posługiwać pod ziemią. Ale czy mieli telegraf, telefon albo jakieś inne środki łączności? Zapytaj o to Ini.
— Ini nie wszystko wie — zakomunikował Kazimierz po zakończonej korespondencji. — Nie miał wykształcenia, a od chwili kiedy stał się glegani, w ogóle się nie rozwija. Nie interesuje się niczym, co się wokół dzieje. Ale coś w rodzaju telefonu, a może nawet wizjofonu chyba mieli.
Co do telegrafu — to albo ja nie zrozumiałem, albo Ini mnie nie zrozumiał. Pod ziemią nic z tych rzeczy nie ma.
— Władcy celowo tak wszystko zorganizowali — orzekł Władysław.
— Być może. Tak czy inaczej, oni mało teraz wiedzą, co się dzieje na ich planecie, a nawet w ich państwie. To miasto, jak przypuszczaliśmy, jest stolicą. Pod ziemią zachowały się starożytne przejścia i mieszkania.
Podziemne miasto teraz szybko poszerzyli i sprowadzili tam wszystkich, kogo udało się w porę izolować przed zakażeniem. No i tych, którzy już chorowali. Potem przybyła tutaj ludność z okolicy, przeszła kwarantannę, dezynfekcję…
— Czyżby nie usiłowali się nawet dowiedzieć, co się dzieje gdzie indziej? Zupełnie nie mogę tego zrozumieć…
— Diabli wiedzą, jak to jest naprawdę — odburknął ze złością Kazimierz i znów zabrał się do korespondowania z Ini. — Może uczeni nawet nie są tak winni, jak ci się wydaje. Ini powiada, że w górach za wielką rzeką mieszkają jacyś ludzie, być może nawet z tego państwa. Ale nikogo do siebie nie dopuszczają. Widać także boją się glegów. Zabijają każdego, kto się znajdzie na ich terenie. Grupa uczonych ze stolicy zdobyła skafandry i udała się tam w góry. Wielu zginęło, reszta musiała ratować się ucieczką. A tutaj… jednym słowem, przekształcili ich w glegani. Nikt więcej potem już nie ryzykował… — Kazimierz westchnął i zaczął powoli wertować książkę.
— A oni w ciągu tych siedmiu lat także nie nauczyli się walczyć ze swoimi glegami? — zapytał Władysław po chwili milczenia.
— Okazuje się, że nie. Ta grupa mikrobiologów, która stworzyła glegi, od razu wypadła z szeregów. Już ci to powiedziałem. W dodatku poszukiwania sposobów walki z glegami nie tylko nie są finansowane przez władców, ale w rzeczywistości nawet zabronione. Dla zamydlenia oczu coś się w tym kierunku robi, ale bardzo niewiele. Tak przynajmniej jest napisane w tej książce. Tak też powiada Ini, że rząd nie chce ruszać glegów… — Kazimierz przesunął dłonią po oczach, jak gdyby zdejmując niewidzialną pajęczynę.
— A nie mówiłem? — triumfował Władysław. — Tu naprawdę nie wiadomo, kogo należy zwalczać: glegi czy władców.
— Podłość — przemówił Kazimierz po dłuższej pauzie. — Przecież ci członkowie rządu to także ludzie… Jak wszyscy, prawda? A im jest dobrze w ciemności… przez siedem lat?
— Co się tak o nich niepokoisz? — uśmiechnął się Władysław. — Na pewno lepiej się urządzili od innych. Mają i więcej przestrzeni, i więcej światła.
— Więcej czy mniej, ale zawsze w niewoli, bez światła i powietrza… A jednak sami siedzą i trzymają innych…
— To znaczy, że boją się swego ludu bardziej niż życia pod ziemią.
Myśleli pewno, że po ciemku łatwiej jest zgnieść wszystkie wrogie siły…
Chyba nasi znajomi mają rację: bez pomocy nie dadzą rady. Trzeba tu szybko powrócić.
Kazimierz w milczeniu patrzył gdzieś w bok.
— Władku, czy długo musisz się szykować do startu? — zapytał po chwili.
— Nie. Mogę odlecieć chociażby jutro. Trzeba tylko wykonać obliczenie, Karel nie zdążył…
— Nie mamy przecież po co dłużej tutaj bawić… Trzeba by szybciej…
— powiedział wstając z krzesła. — Pójdę do Wiktora.
— Nie rozczulaj się zbytnio — poradził mu Władysław. — Popatrz, aż zmieniłeś się na twarzy… — I nagle urwał. — Czy jesteś zdrów, Kaziu?
Kazimierz nie od razu odpowiedział.
— Obawiam się. Zresztą, wszystko jedno, muszę iść do Wiktora.
— Odprowadzę cię. — Władysław wstał i skierował się do niego.
Kazimierz zerwał się i podbiegł do drzwi. Był blady. Oczy wydawały się prawie czarne, tak bardzo miał rozszerzone źrenice.
— Nie podchodź! — wrzasnął na cały głos. — Czyś zwariował? Cała nadzieja tylko w tobie. Idź naprzód!
Szli korytarzem i Władysław widział, że kroki jego przyjaciela stawały się coraz mniej pewne, coraz bardziej chwiejne. Nie dochodząc do przedziału lekarskiego, Kazimierz zachwiał się i oparł o ścianę. Potem odwrócił się do Władysława:
— Nie waż się podejść! — krzyknął. — Dowlokę się sam! Wracaj!
Zarazisz się! Wracaj natychmiast!
Władysław dostrzegł, że przyjaciel nie otwiera oczu i kurczowo chwyta się ściany. Biała gazowa maseczka trzepotała od krzyku i wpadając do ust, przeszkadzała mówić.
— Nie denerwuj się, nie zbliżę się do ciebie — uspokajał go Władysław.
— Jeżeli tak się o mnie boisz, zwróć się twarzą do ściany, a ja pobiegnę i zawołam Wiktora, żeby ci pomógł dojść.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Ostatni z Atlantydy»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Ostatni z Atlantydy» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Ostatni z Atlantydy» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.