Gleb Anfiłow - Ostatni z Atlantydy
Здесь есть возможность читать онлайн «Gleb Anfiłow - Ostatni z Atlantydy» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Ostatni z Atlantydy
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Ostatni z Atlantydy: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Ostatni z Atlantydy»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Ostatni z Atlantydy — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Ostatni z Atlantydy», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
— Widzę, że pan jest bez broni, fizyku Lu — zauważył Mboga.
— W ogóle to ja mam pistolet — odrzekł Lu. — Ale on jest bardzo ciężki.
— Rozumiem — powiedział Mboga z aprobatą, po czym rozejrzał się dokoła. — Mimo wszystko podpaliliśmy step — rzekł ściszonym głosem.
Lu odwrócił się. Od pagórka aż do samego horyzontu ciągnęła się płaska równina, pokryta lśniącą, soczystą trawą. Ze trzy kilometry od wzgórza płonęła trawa, podpalona reaktorem rakiety desantowej. W białawe niebo wznosiły się z wolna gęste kłęby jasnego dymu. Za dymem majaczyła rakieta — ciemne jajko na trzech rozstawionych podpórkach. Wokół rakiety czerniał szeroki, wypalony krąg.
— To nic strasznego — powiedział Lu — trawa szybko zgaśnie. Tu jest bardzo wilgotno. Chodźcie, to wam pokażę wasze gospodarstwo.
Wziął Popowa pod rękę i powiódł go obok helikoptera na drugą stronę wzgórza. Pozostali ruszyli ich śladem. Lu obejrzał się kilka razy, z uśmiechem machając ku nim ręką.
Popow burknął ze złością:
— Zawsze jest nieprzyjemnie, gdy człowiek tak nabałagani przy lądowaniu.
— Trawa szybko zgaśnie — powtórzył Lu.
Słyszał, jak idący za nim Fokin troszczy się pieczołowicie o archeologa: „Ostrożnie, Taniu, tu, zdaje się, jest kępa”… — „Utrapienie ty moje — odpowiadała inżynier archeolog. — Sam patrz lepiej pod nogi”.
— Oto wasze gospodarstwo — oznajmił Lu.
Bezkresną, zieloną równinę przecinała szeroka, spokojna rzeka. Na zakręcie rzeki błyszczał w słońcu karbowany dach.
— To moje laboratorium — zakomunikował Lu.
Na prawo od laboratorium unosiły się w niebo kłęby czerwonego i czarnego dymu.
— A tam buduje się magazyn — poinformował..
Widać było, jak w dymie miotają się jakieś cienie. Na moment ukazała się wielka, niedołężna maszyna na gąsienicach — robot-matka, wśród dymów od razu coś błysnęło, rozległ się donośny łoskot i jeszcze gęstsze kłęby buchnęły w niebo.
— A tam oto jest miasto — wskazał Lu.
Od bazy do miasta było niewiele więcej niż kilometr. Z pagórka budynki miasta wyglądały jak szare płaskie cegły. Szesnaście szarych, olbrzymich cegieł…
— Istotnie — powiedział Fokin — bardzo oryginalne rozmieszczenie.
Popow w milczeniu skinął głową. To miasto było zupełnie niepodobne do innych. Do momentu Odkrycia planety Leonidy, Tropiciele Śladów — jak nazywano pracowników komisji zajmującej się badaniem śladów działalności innych istot rozumnych w Kosmosie — zetknęli się jedynie z dwoma miastami. Z opustoszałym miastem na Marsie i równie pustym miastem na Władysławie — planecie błękitnej gwiazdy EN-17. Miasta te najwyraźniej budował sam architekt. Były tam cylindryczne, wrzynające się wiele pięter w głąb gmachy ze świecącej substancji krzemoorganicznej, rozmieszczone koncentrycznie.
Miasto na Leonidzie miało zupełnie inny wygląd. Były to po prostu dwa rzędy szarych pudełek z porowatego wapniaka.
Popow w milczeniu skinął głową. To miasto było zupełj nie niepodobne do innych. Do momentu odkrycia pis Leonidy, Tropiciele Siadów — jak nazywano pracowników komisji zajmującej się badaniem śladów działalności nych istot rozumnych w Kosmosie — zetknęli się j «z dwoma miastami. Z opustoszałym miastem na i równie pustym miastem na Władysławie — planecie kitnej gwiazdy EN—17. Miasta te najwyraźniej budował sam architekt. Były tam cylindryczne, wrzynające się wiele pięter w głąb gmachy ze świecącej substancji krzemc organicznej, rozmieszczone koncentrycznie.
Miasto na Leonidzie miało zupełnie inny wygląd. Były po prostu dwa rzędy szarych pudełek z porowatego waf niaka.
— Czy odwiedzał pan miasto po Gorbowskim? — zapytał Popow.
— Nie — a — odpowiedział Lu — ani razu. Właściwie miałem kiedy.
Zresztą nie jestem archeologiem, lecz fizykiem atmosferycznym. No i wreszcie Gorbowski mnie, bym tam nie chodził.
— Bu-buch! — rozległo się z budowy. Gęstymi obłokami rwały się w górę czerwone kłęby dymu. Wśród nic zarysowywały się już gładkie ściany magazynu. Robot-matka wydostawała się z dymu na trawę. Obok niej skakały czarne cybernetyczne roboty-budowniczowie, podobne pielgrzymów. Następnie cybery ustawiły się w szeregu i pobiegły nad rzekę.
— Dokąd to one? — z ciekawością zapytał Fokin.
— Kąpać się — rzekła Tania.
— Wyrównują zaporę — wyjaśnił Lu. — Magazyn już prawie gotów.
Trzeba je zaraz przestroić na inny system, gdyż będą budować hangar i wodociąg.
— Wodociąg! — zapiał z zachwytu Fokin.
— Wolałbym jednak przenieść bazę nieco dalej od miasta — rzekł Popow z wahaniem.
— Tak zarządził Gorbowski — odpowiedział Lu. — Niedobrze jest oddalać się zbytnio od bazy.
— To także racja — przyznał Popow. — Żeby tylko cybery nie uszkodziły miasta.
— Ależ skąd! — obruszył się Lu. — One mi tam nie pójdą.
— Jaka to wspaniale urządzona planeta — przemówił Mboga.
— Tak, to prawda — radośnie potwierdził Lu. — Rzeka, powietrze, zieleń i żadnych komarów, żadnych szkodliwych owadów!
— Uroczy zakątek — powtórzył Mboga.
— A kąpać się można? — zapytała Tania.
Lu popatrzył na rzekę. W jej zielonkawych odmętach trudno się było przejrzeć, ale poza tym była to jednak najpoczciwsza rzeka z najprawdziwszą pod słońcem wodą. Leonida była pierwszą planetą, na której znaleziono powietrze, nadające się do oddychania, i prawdziwą wodę.
— Myślę, że można się kąpać — powiedział Lu. — Wprawdzie ja sam się nie kąpałem, nie miałem czasu.
— Wobec tego będziemy się kąpać codziennie! — ucieszyła się Tania.
— Nie zgadzam się — zaoponował Fokin. — Trzy razy dziennie!
Właściwie to kąpiel będzie chyba naszym głównym zajęciem…
— No, dobrze — przerwał mu Popow. — A tam co? — zapytał, patrząc na pasmo płaskich wzgórz na horyzoncie.
— Nie wiem — wzruszył ramionami Lu. — Tam jeszcze nikt nie był.
Walkenstein nagle zachorował i Gorbowski musiał go zabrać. Zdążył tylko wyładować dla mnie sprzęt i odleciał.
Przez pewien czas wszyscy stali w milczeniu i patrzyli na wzgórza, rozciągające się na horyzoncie. Pierwszy odezwał się Popow:
— Za jakieś trzy dni sam polecę wzdłuż rzeki w obie strony.
— Jeśli są jeszcze jakiekolwiek ślady — zauważył Fokin — to niewątpliwie należy ich szukać właśnie przy rzece.
— Na pewno — grzecznie zgodził się Lu. — A teraz chodźmy do mnie.
Popow obejrzał się na helikopter.
— Nic mu nie będzie, niech zostanie tutaj — powiedział Lu. — Hipopotamy nie wchodzą na wzgórza.
— Oo — zdziwił się Mboga. — Hipopotamy?
— To tylko ja je tak nazywam. Z daleka są nawet podobne do hipopotamów, ale z bliska ich nie widziałem.
Zaczęli wreszcie schodzić ze wzgórza.
— Po tamtej stronie trawa jest bardzo wysoka, widziałem tylko ich grzbiety — ciągnął Lu.
Mboga szedł obok niego miękkim, posuwistym krokiem, rozsuwając falującą trawę.
— Poza tym są tu też ptaki — wyjaśniał gospodarz swym gościom. — To istne olbrzymy i w dodatku latają nieraz bardzo nisko. Jeden ptak o mało co nie przewrócił mi lokatora.
Popow, nie zwalniając kroku, popatrzył w niebo, zakrywając oczy od słońca.
— Przy okazji — powiedział — muszę posłać radiogram na „Słonecznik”. Czy można będzie skorzystać z waszej radiostacji?
— Ile dusza zapragnie — odpowiedział Lu.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Ostatni z Atlantydy»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Ostatni z Atlantydy» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Ostatni z Atlantydy» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.